Nazwisko: Pizarnik
Alejandra Pizarnik, 1967 / fot. Sara Facio, Wikimedia Commons

Nazwisko: Pizarnik

Kasper Bajon

Rodzice argentyńskiej poetki, Alejandry Pizarnik, byli Żydami z Równego. Należała do tej niemałej grupy wyjętych z kontekstu, którzy na jednym brzegu świata wypatrywali drugiego

Jeszcze 3 minuty czytania

Zdechła ryba

1.

Na początku wszystko było raczej dziwne.
Książki były okropnie wydane i do tego zapakowane w foliowy papier z czerwonym napisem: Promocja. W środku Borges, Orozco i… no właśnie: Pizarnik – patrząca z tandetnej okładki swoim czarnym spojrzeniem, w którym zaklęty był jej los. Niewesoły, jak nietrudno się domyślić.

2.

Właściwie nic nie wyglądało tu zachęcająco. A do tego jeszcze bełkotliwy wstęp, który nawet najwytrwalszych miłośników latynoamerykańskiej literatury mógłby zrazić. I szczerze mówiąc, gdyby nie namowa znajomego (który przekonywał mnie, że Pizarnik naprawdę warto czytać) i ten czarny wzrok, pewnie książkę odrzuciłbym w kąt i nigdy do niej nie wrócił.

3.

„Pragnienie szaleństwa” Alejandry Pizarnik to wydany w 2012 roku dość swobodny wybór fragmentów utworów oraz dziennika argentyńskiej poetki, którego logiki nie sposób odgadnąć. Tłumaczenia są niechlujne i mało rzetelne, a skład książki częstokroć zaciemnia formę utworów. Nic tu nie jest na miejscu. Nic też nie jest akuratne. Na każdej stronie dostrzegalna jest za to bezgraniczna nonszalancja redaktorów. Być może tłumaczy to fakt, że za wydawanie Pizarnik wzięło się krakowskie wydawnictwo DR LEX, które w swojej ofercie ma m.in. „Słownik biznesu międzynarodowego”, „Słownik eksportera”, „Leksykon komunikacji medialnej”, „Ontologię sukcesu” oraz „Reklamę – teorię projektu”. Możecie mnie nazwać wariatem, ale jestem święcie przekonany, że strony książek wydawnictwa DR LEX są w rzeczy samej zakamuflowanymi komunikatami wywiadowczymi. Myślę, że Joe Turner z „Trzech dni kondora” miałby nie lada pożywkę, analizując treści – przede wszystkim – „Ontologii sukcesu”.          

4.

Nie wiem oczywiście, czemu międzynarodowa siatka szpiegowska na swojego „kuriera” wybrała w którymś momencie Pizarnik, zdesperowaną, ponurą samobójczynię, której wiersze mogą komunikować jedynie wyrok śmierci.

Nie rozumiem także, czemu te liryczne, zawinięte w gazetę – z napisem „promocja” – „zdechłe ryby” zostały tak beztrosko i nierzetelnie opublikowane (myślę że trudno jest zrobić mało popularnemu poecie większą krzywdę, niż go źle przetłumaczyć), ale wbrew wszelkiej logice i czyteln(icz)ym przeciwnościom, okazuje się, że być może owe podejrzane treści, „te słowa jak szlachetne kamienie w żywym gardle skamieniałego ptaka” skierowane są także do mnie. I choć tłumacze oraz wydawcy naprawdę postarali się, żeby zniechęcić mnie do Pizarnik, to – przyznaję – nie udało im się to do końca. Ja tę zdechłą rybę odpakowałem. I teraz – nie ma co – trochę się niepokoję.

Fuzja przeciwieństw

1.

Cała jest w swoim nazwisku. Pozornie konkwistadorskie, po chwili zaczyna brzmieć dziwnie znajomo.
Piekarnik, piernik – od razu się nasuwają. Za moment: bartnik, pilnik palnik, cześnik, górnik, hutnik.
Dalej: zagajnik, notatnik, pytajnik.
Równik – go będzie trzeba przekroczyć.

2.

Morfem „niktwardy, wieńczący, skończony, często też oznaczający wykonawcę czynności (robotnik), którego w liczbie mnogiej allomorfem jest „nic”; morfem „nik” (aż prosi się by dodać na jego końcu literę „t”) – tak różny od otwartego na świat, lustrzanego „o” – na poziomie leksykalnym wprowadza jakiś konkret, granicę, koniec. Zamyka „pisar”, które w tym wypadku nie ma nic wspólnego ani z hiszpańskimi dreptać, czy tuptać, ani z sikaniem, ale pobrzmiewa w nim raczej słowiańskie „pisarz” lub pożar, „gorejąca cisza”.

Mamy więc do czynienia z niepokojącym dysonansem. Ten właśnie niepokojący dysonans, to zderzenie (nie rozdarcie) – obecne już w samym nazwisku – zdeterminowało Pizarnik jako człowieka i Pizarnik jako poetkę.

Konfrontacja przeciwieństw, która bynajmniej nie prowadzi do syntezy, wydaje się być kluczem do jej osobowości.

Na chwilę przed śmiercią, w „Sali psychopatologii”  napisze:          

I/ cóż napotykasz w sobie samej – powiedział./ A ja powiedziałam:/ Aby połączyć się ze mną pochodzącą z ze mną i/ stać się jednym i tym samym ist-/ nieniem z nim muszę zabić mną, aby zginęło z ze mną,/ i/ w ten sposób, usuwając przeciwieństwa, błagalna dialektyka zakończy się w/ fuzji przeciwieństw.

Tą fuzją będzie samobójstwo, które „determinuje/ nóż bez ostrza/ tak, że brakuje mu rękojeści” – popełnione w 1972 roku na weekendowej przepustce ze szpitala.

Wiele imion

1.

Flora Alejandra Pizarnik urodziła się 29 kwietnia 1936 roku. Wychowywała się w dzielnicy rosyjskich emigrantów w Buenos Aires. Jej rodzice pochodzili z Równego. Byli Żydami.

Do Równego (miasta dla wielu mitycznego, zaginionego, miasta opuszczonego, przez które niegdyś, w czasach minionego prosperity biegły szlaki handlowe i kulturalne – miasta Ginczanki) tęskniła, choć pewnie nieświadomie.

Należała do tej niemałej grupy wyjętych z kontekstu, jak m.in. Andy Warhol, Barnett Newman, George Gershwin, Stanley Kubrick, czy gangster Meyer Lansky – którzy na jednym brzegu świata wypatrywali tego drugiego – opuszczonego, ale przeczutego.

Pisała w Dzienniku (25 lipca 1962 roku):

Zrozumieć znaczenie własnego oczekiwania. Niemożliwym jest trwanie tak, jakby się starało uspokoić i wzbudzić litość sił wyższych zamieszkujących świat znajdujący się na innym brzegu tego świata.

I dalej:

Lecz nie. Niech dźwięczą odwieczne melodie, tak bardzo dawne.

2.

Poza nazwiskiem nie miała tożsamości.

Należała do wykorzenionych. Ciągnęło ją do mroku, ciemnych zamczysk, samotnych, cichych gór porośniętych brunatnymi drzewami, do kamiennych opuszczonych dróg (po nich chciała chodzić), metalicznych jezior – co ją tam jednak ciągnęło – nie wiedziała. Siły te były odległe, z dalekiej krainy – skąd jej nazwisko brało swój początek – pochodzące.

Brak ten był wszechogarniający, ale także nie do zapełnienia.     

3.

Miała wiele imion i jedno nazwisko.

Dla nauczycieli była po prostu Florą, ale tego kwietnego imienia nie lubiła. Drugim imieniem była Buma (tak też nazywali ją znajomi). Buma od Bimele (jidysz) – w tym imieniu skrywała się kultura i tajemnica, nierozerwalnie związane.

Niemniej najintymniejszym – własnym – imieniem, była Sasza, imię dla nielicznych, wybranych, w którym skrywała się tęsknota za odległą, niezrozumiałą Ukrainą – w którym ukryte było pragnienie pamięci. Dlatego napisze:

...pragnieniem jest moja pamięć, ja w dole, w głębi, w studni wypiłam wspomnienie.

Nomadka

1.

Z wieloma imionami i niezrozumiałym – dalekim – nazwiskiem, ruszyła dwudziestoletnia Pizarnik w świat – szukać innego brzegu.

Została Nomadką, która nie tyle chce podać w wątpliwość istniejący porządek, ale pragnie stworzyć nowy, oparty na innej zasadzie.

„Nazwy (imiona – KB) [Namen], rzeczowniki [Nomen], nomadowie [Nomaden] nie ustanawiają  żadnego nominalnego ani politycznego porządku, nie ustalają tytułu własności ani nie nadają materialnego znaczenia, zanim nie odbiorą tego, co jeszcze przed ich inwazją uchodziło za porządek, własność i życie” – pisał Werner Hamacher w eseju „Gest w imię. Benjamin i Kafka”.

2.

W latach 1960-1964 przebywa w Paryżu. Tutaj poznaje Julio Cortazara i Octavio Paza, który napisze przedmowę do jednego z jej tomów poetyckich.

Oddaje się pisaniu i erotycznym przygodom. Gdzieś zanotuje:

Błędem jest zamykanie się, aby czytać i pisać, zamiast zaakceptować me największe powołanie, jakim jest erotyka.

3.

Jest pod wpływem surrealistów, Czyta Valentine Penrose, Rene Daumala, Theodore'a Fraenkela, ale także Oskara Miłosza, Witolda Gombrowicza.
Fascynują ją de Sade, Gilles de Rais, Anna Boleyn, Claudel.

Kocha się namiętnie i niebezpiecznie. Z każdym i wszędzie. Nocą tworzy „nową ciszę”. Zbudowaną z krzyków. Odczuwa zwierzęcy strach „tak młody w pierwszą noc polowania”.

Krwawa hrabina

1.

Swój najlepszy (obok „Dzienników”) utwór napisze już po powrocie do Argentyny. Będzie to inspirowana opowiadaniem Valentine Penrose proza poetycka „Krwawa hrabina” – swobodna impresja o postaci naprawdę niewesołej: okrytej złą sławą – marzącej o wiecznej młodości – Elżbiecie Batory. Wpływ Borgesa wydaje się tutaj ewidentny.

Ze wszystkich obrazów (przedstawiających najbardziej wymyślne tortury i erotyczne perwersje) największe wrażenie robi obraz ubranej w białą suknię pięknej choć zimnej królowej, która pod „wyściełaną nożami i zdobną w ostre szpice” śmiertelną klatką zasiada na taborecie i czeka aż skona jedna z jej sześciuset dziewczęcych ofiar. Służąca Dorka – szkaradna, cuchnąca – rozgrzanym pogrzebaczem drażni dziewczynę, aż ta sama „nadziewa się na stalowe kolce, a jej  krew (według hrabiny to właśnie krew młodych dziewcząt miała zapewniać młodość – przyp. KB.) tryska na bladą kobietę, która niecierpliwie przyjmuje ją na siebie z oczami skierowanymi gdzieś w dal. I tak dokonują się dwie przemiany: jej biała suknia ma barwą czerwoną, a w górze jest trup”. Dokonała się też  t r z e c i a przemiana: Pizarnik stała się dojrzałą pisarką.

2.

Elżbieta – to mogłoby być czwarte imię Pizarnik. Obie były melancholiczkami. Obie były „najlepszym dowodem na to, że całkowita wolność istoty ludzkiej jest przerażająca”.

3.

Hrabina Batory (w której herbie „nie bez przyczyny były wilcze kły – albowiem Batorowie byli okrutni, zuchwali i rozpustni”) żyła „przed swym wielkim lustrem, tym słynnym zwierciadłem, które sama zaprojektowała… Było tak wygodne, że posiadało specjalne występy pozwalające oprzeć ramiona w taki sposób, iż można było spędzać przed nim wiele godzin bez specjalnego wysiłku”.

Dla Pizarnik takim zwierciadłem, przed którym żyła, było jej nazwisko.

***

1.

W jednym z wierszy Pizarnik napisze o sobie (i Elżbiecie Batory):

Maleńka dama/ mieszkająca w sercu ptaka/ wychodzi o poranku, by wypowiedzieć jedną sylabę/ NIE

2.

Pizar-nik.
Pizar-nie.     


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.