Gesualdo. Il diavolo

Daina Kolbuszewska

Historia Fabrizia, Marii i Carla kusiła, by uczynić z niej legendę: o parze kochanków bezlitośnie zamordowanej przez ponurego męża, dla którego nie liczyło się nic prócz muzyki

Jeszcze 5 minut czytania

„(…) i chociaż rana była gorzka i śmiertelna, przeżyłem i wciąż żyję. Nie można umrzeć z bólu i udręki!”
(„Non t’amo, o voce ingrata”, III księga madrygałów)

Życie i muzyka Carla Gesualda da Venosy (ok. 1562–1613) od czterystu lat wymykają się próbom definicji. „Niekwestionowany geniusz”; „patologiczny artysta”; „dyletancki eksperymentator” – trudno o większą rozbieżność ocen. Werner Herzog filmem „Gesualdo: śmierć na pięć głosów” (1995) ustawił go w jednym rzędzie obok innych swoich szalonych geniuszy: Aguirre, Fitzcarraldo i Nosferatu. Historycy muzyki piszą o nim: „najbardziej znany morderca w historii muzyki”, czy „równie znany jako kompozytor i jako morderca własnej żony”. By poradzić sobie z niezwykłym światem dźwiękowym jego muzyki, przypisywano wizjonerską chromatykę chorobie psychicznej, szaleństwu czy cierpieniu, zamiast niezwykłej wyobraźni muzycznej i talentowi. Dramatyczne życie Gesualda niemal całkowicie przesłoniło jego twórczość.

*

Jeśli w czymś tkwił zalążek przyszłego dramatu, to była nim muzyczna wrażliwość, wizjonerska wyobraźnia dźwiękowa i talent młodego Gesualda.

Joe Coleman, Tenebrae for Carlo Gesualdo, 2004Do 1685 roku Carlo – syn księcia Venosy – żył bez większych zobowiązań, pochłonięty tylko muzyczną pasją. Zgodnie z tradycją, jako młodszy z synów miał zostać księdzem, ale odmówił. Nie interesowała go służba Kościołowi, poza tym wiedział, że stale byłby porównywany z wujem Karolem Boromeuszem, arcybiskupem Mediolanu (zm. 1584), którego już za życia uważano za świętego. Obydwu Carlów można zobaczyć na obrazie w kaplicy Santa Maria della Grazie klasztoru kapucynów w Gesualdo (jest to jedyny znany, pewny portret Gesualda).

Książęcy tytuł miał dziedziczyć brat Gesualda – Luigi. I na nim też spoczywał obowiązek przedłużenia rodu.

Carlo poświęcał głównie czas muzyce, czasem polował. Ojciec, don Fabrizio (zm. 1591), akceptował pasję syna; sam interesował się muzyką i utrzymywał na swoim zamku w Gesualdo zespół. Grali w nim m.in. Jean de Macque, Scipione Stella, później Pomponio Nenna, który został przyjacielem Gesualda. Jako kompozytor syn księcia Venosy miał niezależną pozycję – nie potrzebował mecenasów. Ale jednocześnie był jedyną w ówczesnej Europie osobą wysokiego urodzenia, której zależało na uznaniu „zawodowych” kompozytorów!

W 1585 roku podczas polowania Luigi zginął na miejscu, zrzucony przez konia. Ten dzień stał się momentem przełomowym w życiu Gesualda (wbrew legendzie nie była nim wcale noc z 1590 roku, kiedy na zlecenie kompozytora i z jego udziałem zamordowana została jego żona i jej kochanek).

Festiwal NOSTALGIA

W dniach 5–10 października 2009 roku w Poznaniu odbędzie się druga edycja Festiwalu Nostalgia. Obok Valentina Silvestrova bohaterem festiwalu jest Gesualdo da Venosa: usłyszymy jego „Responsoria” (w wykonaniu The Hilliard Ensemble) oraz – po raz pierwszy w Polsce! – operę Salvatore Sciarrino „Luci mie traditrici” (m.in. Agata Zubel, David Cordier, Simon Jaunin, Aukso pod dyr. Marka Mosia).

Carlo awansował do roli przyszłego dziedzica książęcego tytułu. Spadły na niego obowiązki związane z bywaniem na dworze wicekróla, mianowanego przez władających Neapolem Hiszpanów, występowaniem w Senacie pod nieobecność ojca, uczestniczeniem w oficjalnych przyjęciach… Szybko zaaranżowano też jego małżeństwo z piękną i pełną temperamentu Marią d’Avalos. Narzeczeni byli tak blisko spokrewnieni, że papież musiał udzielić (kosztownej) dyspensy. Prócz tytułu przyszły mąż miał dziedziczyć dobrze uporządkowane, ogromne dobra, którymi w zastępstwie ojca zarządzał sprawnie (choć niezbyt chętnie). Był dobrym mówcą, potrafił się znaleźć w towarzystwie (choć nie bardzo lubił w nim bywać), nie trwonił majątku na zabawę.

Maria, mimo młodego wieku, miała barwny życiorys. Jej pierwszym mężem był Federico Carafa, brat przyszłego kochanka. Federico zmarł, jak orzeczono, wypalony ogniem miłości (!) – prawdopodobnie na suchoty. Drugim jej mężem został margrabia Caracciola, który postanowił tak długo zwlekać ze skonsumowaniem małżeństwa, aż rodzina Marii wypłaci mu przyrzeczony posag. W końcu odrzucona (nigdy się nie dowiemy, czy naprawdę) żona bez przeszkód otrzymała rozwód. Carlo Gesualdo da Venosa miał być jej trzecim mężem. Jego pasja musiała ją nużyć – lubiła się bawić, miała temperament. Ale w tej układance, jaką był mariaż dwóch potężnych i wpływowych rodów, to „niedopasowanie” nie mogło mieć znaczenia.

Ślub odbył się z wielką pompą w Neapolu w 1586 roku.

*

Dwa lata później urodził się Emmanuel. Prawdopodobnie niedługo po narodzinach dziecka Maria zaczęła romans z Fabrizio Carafą. O ich miłosnych schadzkach wiedział wkrótce, mimo ostrożności kochanków, cały Neapol. Jedynie Carlo przez niemal dwa lata nie chciał dostrzec, co się dzieje.

Małżeństwo (zapewne nie z przymusu – Maria uważana była za piękność!) wprowadziło zamęt w dotychczasowe życie Gesualda. Odmawiając stopniowo udziału w rozrywkach żony, przyjęciach i polowaniach, lub ograniczając się do pozwalającego zachować konwenanse minimum, chciał znaleźć potrzebny mu spokój i czas na muzykę. Pochłonięty swoją pasją, nie poświęcał zbyt wiele uwagi rzeczywistości (i Marii), biorąc z niej jedynie to, czego potrzebował. Nie mógł więc zauważyć, że wydarzenia konsekwentnie zmierzają do owej fatalnej październikowej nocy 1590 roku. Wprost o romansie żony prawdopodobnie powiedział mu wuj Gulio, którego względy Maria wcześniej odrzuciła. Jego rola nie jest do końca jasna, być może chciał rękoma męża zemścić się na Marii, która odrzuciła jego awanse. Ale gdy padło słowo „zdrada”, Gesualdo musiał bronić honoru – taka to była epoka.

Jednak furii, jaka wstąpiła w niego owej nocy, nie da się wytłumaczyć jedynie wściekłością urażonego w swojej dumie i męskości męża. Czy zareagował z okrucieństwem wynikającym z bezradności? Zemścił się na tych, którzy zburzyli mu misternie skonstruowane i starannie podtrzymywane złudzenie, że można funkcjonować w dwóch doskonale odizolowanych od siebie światach: rzeczywistym i tym prawdziwszym (!) – muzyce? Złudzenie, które pozwalało mu pogodzić swoją wrażliwość z rzeczywistością. Ciekawe, że Susan McClary rozdział książki na temat włoskiego madrygału poświęcony Gesualdo zatytułowała „Luksus solipsyzmu”…

Giovanni Balducci, Il perdono di Carlo
Gesualdo
, 1609, klasztor Santa Maria della
Grazie, Gesualdo
Przed zemstą krewnych Fabrizia i Marii książę schronił się w rodowej siedzibie w Gesualdo (Avellino), kilkadziesiąt kilometrów od Neapolu. W zapamiętaniu wyciął las dookoła zamku w promieniu kilku mil. W 1592 roku ukończono budowę klasztoru kapucynów z kaplicą pod wezwaniem Santa Maria della Grazie w Gesualdo, który ufundował. W kaplicy do dziś można zobaczyć zamówione przez Carla malowidło „Il perdono di Carlo Gesualdo” (il perdono – z włoskiego „przebaczenie”…). Obraz ma niezwykłą wymowę. Scena nawiązuje do Sądu Ostatecznego: u góry widnieje postać Zbawiciela, otoczona gronem świętych. Carlo klęczy po lewej stronie, stojący obok Karol Boromeusz wstawia się za nim u Najwyższego Sędziego. U dołu sceny, w ogniu piekielnym, smaży się kilku potępionych, jednak dwójkę z nich – kobietę i mężczyznę – anioły wyciągają z płomieni ku światłu! Czy to Maria d’Avalos i Fabrizio Carafa? Gesualdo przebaczał, czy szukał przebaczenia?

Powoli sprawy ułożyły się same – sąd uniewinnił zdradzanego męża, z rodzinami zamordowanych doszło do ugody. Książę mógł powrócić do Neapolu, ale najczęściej spędzał czas w Gesualdo. Czy prześladowała go myśl, że zemsta nic nie dała? Był sam, dręczony przez pustkę i własne sumienie. Maria i Fabrizio już na zawsze pozostali kochankami.

*

A Neapol żył niedawną zbrodnią. Choć zaplanowane z premedytacją morderstwo popełnione w obronie własnego honoru i szaleńcze okrucieństwo nikogo w tych czasach nie dziwiły, historia Fabrizia, Marii i Carla kusiła, by uczynić z niej legendę: o dwojgu pięknych i młodych kochanków bezlitośnie zamordowanych przez ekscentrycznego, ponurego męża, dla którego nie liczyło się nic prócz muzyki. Układano ballady, przypowieści i poematy, w których szczegółowo roztrząsano krwawe szczegóły zbrodni, bolejąc nad nieszczęśliwym losem zakochanych. Carla obsadzano w roli pozbawionego uczuć kata. Już w 1664 roku Giacinto Andrea Cicognini skomponował opierającą się na ich historii operę „Il Tradimento per l'onore”. Trzysta lat później uczynił to także m.in. Alfred Schnittke („Gesualdo”, 1993) i Salvatore Sciarrino („Luci mie traditrici”, 1997). Historia Gesualda nadal kusi.

*

Właściwie nie bardzo wiadomo, co działo się z Gesualdo przez kilka lat – zniknął ze sceny. Tak było lepiej dlawszystkich, m.in. tych Boromeuszy i Gesualdów, którzy związali swoją karierę z Kościołem. W 1593 roku zaaranżowano drugie małżeństwo – z Leonorą d’Este (ur. 1561), blisko spokrewnioną z księciem Ferrary Alfonsem II d’Este. Gesualdo odnosił się z entuzjazmem do tych planów, choć nie znał narzeczonej i nic o niej nie wiedział. Ale na pewno wiele słyszał o Ferrarze – pięknym mieście, którym zachwycali się Michel de Montaigne czy Torquato Tasso (przyjaciel Gesualda i autor tekstów jego madrygałów), a w którym z niesłychaną intensywnością kwitło życie muzyczne.

Od kilkudziesięciu lat dwór w Ferrarze był jednym z najświetniejszych w Europie, bardzo przyjaznym dla artystów, szczególnie muzyków i literatów. Wśród twórców, którzy się przez niego przewinęli, byli m.in.: kompozytorzy – Jacob Obrecht, Josquin des Prés, Ciprian de Rore, Nicola Vincentino, Orlando di Lasso i Luzzascho Luzzaschi; poeci – Ariosto, Torquato Tasso oraz Giovanni Battista Guarini. Tymczasem prowincjonalny dwór wicekróla w Neapolu, skoncentrowany głównie na absurdalnie rozbudowanej według hiszpańskich wzorów etykiecie, był niezbyt zainteresowany sztuką. Zespół muzyczny Gesualda istniał tak długo, jak długo on sam go utrzymywał.

Wątpliwe jednak, by Carlo sam cokolwiek uczynił w sprawie ślubu z Leonorą. Tworząc – szukał własnych dróg; żyjąc – był wciąż zaskakiwany, jakby nie nadążał za światem/za życiem. Bardziej prawdopodobne wydaje się to, że rodowi d'Este zależało na interwencji w Rzymie krewnych Gesualda, wysoko postawionych w hierarchii kościelnej – Ferrarze groziło włączenie jako lenna do papieskich dóbr. Po wejściu kompozytora do rodziny mogliby na nią ewentualnie liczyć. Przeliczyli się zresztą, a w 1597 roku przestali być władcami Ferrary.

Zaślubiny z Leonorą odbyły się w 1594 roku. W orszaku, z którym książę Gesualdo przybył do Ferrary, było m.in. dwóch muzyków z jego zespołu. Dwadzieścia cztery muły niosły trzysta kufrów bagażu, w tym ulubione instrumenty księcia. Alfonso Fontanelli, dyplomata i muzyk od wielu lat zatrudniony na dworze w Ferrarze, który został wysłany, by towarzyszyć księciu podczas ostatniego dnia drogi, donosił w liście: „Książę mówi sporo i nie widać żadnych znaków, (…) które wskazywałyby na to, że jest melancholijnym człowiekiem”. I dalej: „O muzyce mówi tyle, ile nie słyszałem przez cały rok” – zapewne Gesualdo był podekscytowany perspektywą spotkania z Luzzascho Luzzaschim, którego podziwiał.

*

Leonora nie była tak piękna, jak Maria, ale odebrała wykształcenie muzyczne, grała na kilku instrumentach, dobrze śpiewała. Niemal na co dzień spotykała się z Luzzaschim, jednym z największych muzyków tamtych czasów. Miała o czym rozmawiać z Gesualdo, mogła też brać udział w jego ulubionych, wielogodzinnych spotkaniach z muzykami.

Ale od śmierci Marii minęły tylko cztery lata, zdarzenia tamtej nocy musiały wydawać się Leonorze niezbyt odległe. I znajome – książę Ferrary Alfons II kilka lat wcześniej kazał z zimną krwią zamordować mężczyznę, którego pokochała jego siostra Lukrecja d’Este. Czy Maria się bała? I czy była w stanie udźwignąć ciężar małżeństwa z człowiekiem, którego dręczyło sumienie?

Po ślubie Gesulado pozostawił żonę w Ferrarze, a sam wyjechał na kilka miesięcy do Neapolu, by przypilnować renowacji zamku w Gesualdo, który miał być gotowy na jej przyjazd. Po drodze wstąpił do Wenecji, gdzie prawdopodobnie spotkał się z kompozytorem Giovannim Gabrielim. Przez Florencję, gdzie poznał członków Kameraty Florenckiej, wrócił do Ferrary w 1595 roku. Wciąż podróżował – do Padwy, Mantui, ponownie do Wenecji i Florencji, gdzie spotykał się z najwybitniejszymi kompozytorami swoich czasów.

Wszędzie przyjmowano go z honorami, jego sława we Włoszech stale rosła. Był w pełni sił twórczych, a studiując, co robią inni, był coraz bardziej pewny własnych wyborów. Musiał czuć się niemal szczęśliwy.

Dwa lata spędzone w Ferrarze stały się niejako momentem przełomowym w twórczości Gesualda. Były to zresztą jego najlepsze lata.

Kolejne dwa lata odroczenia.

*

Udając się do Ferrary, Gesualdo zebrał swoje najlepsze kompozycje i w 1594 roku wydał je drukiem w dwóch księgach. Jego wczesne madrygały są niemal klasyczne, jakby ćwiczył się w stylu, którego przełamywaniem wkrótce miał się zająć. Zmiany przynoszą dwie kolejne księgi (1595–96), zawierające madrygały skomponowane już w Ferrarze. Pojawia się w nich zaskakująca, trudna do logicznego uzasadnienia – choć jeszcze nie tak radykalna jak pod koniec życia – chromatyka. Na ile uprawnione jest (rozpowszechnione) kojarzenie pełnego ekspresji stylu nowych utworów ze śmiercią Marii?

Obdarzonego ogromną muzyczną wrażliwością Gesualda musiały do końca życia prześladować strzały, krzyki, odgłosy bezładnej bieganiny, które wryły mu się w pamięć tamtej nocy 1590 roku. Można sobie wyobrazić, że ów dramatyczny, dźwiękowy chaos sączył się do jego muzyki. Że cierpienie Gesualda, winnego cudzej śmierci i świadomego swej winy, znajdowało ujście w tym, co komponował. A jednak ów kosmos dysonansów, pochodów chromatycznych, niezwykłych połączeń harmonicznych musiał już w jego wyobraźni istnieć. Czy śmierć żony stała się ostatecznym impulsem do zerwania z zastaną konwencją i narzucenia własnych estetycznych zasad? Do tamtego, dramatycznego momentu, Gesualdo przestrzegał reguł, niechętnie, ale dostosowywał się do konwenansów. Swoją wrażliwość i pasję tworzenia próbował wtłoczyć w zwyczajne życie młodego mężczyzny z książęcej rodziny. Wizjonerską chromatykę do końca wtłaczał w polifoniczne ramy.

Jednak w 1590 roku na zamku Gesualdów przekroczone zostały granice. Najpierw w życiu, potem w muzyce. Odtąd twórczość Gesualda rodzić się będzie z bezustannego burzenia ładu. Twórczość nowatorska, niemieszcząca się w wyobraźni współczesnych. Radykalna. Pełna napięcia, które jest momentami trudne do zniesienia.

By rozwinąć swój geniusz, Gesualdo potrzebował jeszcze tylko techniki. I to dała mu Ferrara.

*

Dwa lata spędzone w Ferrarze uformowały go ostatecznie jako kompozytora – zdaniem Susan McClary równie radykalnego jak Ludwig van Beethoven w „Wielkiej Fudze”!

Choć Gesualdo znał osiągnięcia i teorie Kameraty Florenckiej, sam do końca eksperymentował w obrębie polifonicznej konwencji. Niemal rozsadzając ją od środka. W swoich madrygałach wykorzystywał manierystyczną z ducha poezję o dużym ładunku emocjonalnym, która pozwalała mu na coraz śmielsze rozwiązania. Nazywano go „kompozytorem oksymoronów”, lubił paradoksy i dramatyczne skrajności – przeciwstawienia radości i bólu, miłości i cierpienia, życia i śmierci, miłości i śmierci.

Początkowo (szczególnie w pierwszych dwóch księgach) przypisywał frazę muzyczną linijce wiersza. Z czasem zaczął rozbijać tekst, podkreślając wyrażenia o szczególnym znaczeniu („martwe życie”), pojedyncze słowa („rozpacz”, „ból”, „cierpienie”, „śmierć”). Interpretując emocjonalne znaczenie wiersza, burzył melodię nagłymi pochodami chromatycznymi (jako jedyny w swoich czasach używał siedmiu krzyżyków i sześciu bemoli!) i rzadko stosowanymi dotąd skokami (kwarta zwiększona, kwinta zmniejszona, septyma, nona). Lubił nagłe, zaskakujące zmiany tempa, nadające madrygałom niespokojny rytm.

Jednak to nie tekst stanowi ostateczne usprawiedliwienie dla coraz bardziej radykalnych eksperymentów – jest jedynie punktem wyjścia. Gesualdo rozwijał swoją nowatorską estetycznie muzykę zgodnie z jej wewnętrzną logiką, „depcząc” przy okazji wszystkie normy. Wprowadzając niemające uzasadnienia (w ramach systemu modalnego) zestawienia akordów, często dysonansowych, burzył porządek harmoniczny.

Ciągłe zmiany tonacji w madrygałach, przeprowadzane z lekceważeniem wszelkich zasad modulacji (szczególnie w ostatnich księgach), sprawiają, że używa się w odniesieniu do jego utworów określenia „płynna tonalność”. Konsekwentnie, krok po kroku, Gesualdo zbliżał się do krańca, na którym coraz trudniejsze stawało się znalezienie równowagi między polifonią a burzącą jej porządek wizjonerską chromatyką i zaskakującą harmonią.

Ostatnie dwie księgi madrygałów (1611) są tak radykalne, że określane bywają „antologiami nieokiełznanego i zdeprawowanego stylu Gesualda”; wyrazem jego „neurozy”. Nic bardziej mylnego. Piętrzące się komplikacje chromatyczne i harmoniczne wymagały olbrzymiej świadomości kompozytorskiej i umiejętności. Przy pomocy madrygału Gesualdo eksplorował nieznane, niezbadane dotąd peryferia muzyki polifonicznej. Był geniuszem obdarzonym trudną do ogarnięcia nawet dziś wyobraźnią dźwiękową i jednocześnie niezależnością, która pozwoliła mu pójść znaną drogą (wystarczy posłuchać madrygałów Luzzascho Luzzaschiego czy Cipriana de Rore), ale aż do jej zadziwiającego, odkrywczego, wykraczającego poza swoją epokę końca.

*

Od powrotu z Ferrary do zamku w Gesualdo w 1597 roku było już tylko gorzej. Powoli Gesualdo odsuwał się od świata, jego żona spędzała coraz więcej czasu w posiadłościach Estów, nie kryjąc się ze swoimi romansami. W końcu odeszła, oskarżając męża o przemoc – być może był to tylko pretekst. Ostatnia nić wiążąca Gesualda z rzeczywistością została zerwana.

Nadal pisał, zapewne czasami ktoś go odwiedzał. Nieważne, jak żył (przypisuje mu się różne dewiacje), były to zapewne najbardziej przygnębiające lata jego życia, choć powstały wówczas utwory genialne i najbardziej niepokojące. W 1603 roku wydał w Neapolu dwa tomy „Sacrae Cantiones”, w 1611 roku w Gesualdo – dwie księgi madrygałów. Drukiem ukazały się też responsoria na Wielki Tydzień (1611) – dramatyczne, pełne napięcia.

*



Portret Carlo Gesualdo, Klasztor Santa
Maria della Grazie, Gesualdo
Gesualdo zmarł w 1613 roku. Być może został zamordowany przez Poliksenę Fuerstenberg, żonę Emmanuela, syna z pierwszego małżeństwa, która po śmierci kompozytora zmusiła Leonorę do zrzeczenia się pretensji do dóbr po mężu. Pochowano go w kaplicy św. Ignacego w kościele Gesù Nuovo w Neapolu. Jego nagrobek uległ zniszczeniu kilkadziesiąt lat później, podczas trzęsienia ziemi. Poliksena wkrótce utraciła rodową posiadłość Gesualdów.

*

Jego dramatyczne życie próbowano zamknąć w stwierdzeniu, że nic nie było w nim normalne. Ale mierząc je miarą tamtych czasów, niewiele w nim można uznać za nienormalne: małżeństwa bliskich krewnych nie były rzadkością, zdrady i morderstwa w obronie honoru też. Ekscentryczność? Szaleństwo? Na większości mniejszych i większych europejskich dworów były na porządku dziennym. Fatum?

Pozostaje piętno, z którym Gesualdo wszedł do historii muzyki – przerażające okrucieństwem wydarzenia tamtej październikowej nocy 1590 roku w pałacu San Severo książąt Gesualdo w Neapolu, możliwe do odtworzenia dzięki zachowanym dokumentom sądowym. Ile prawdy było jednak w zeznaniach świadków, a ile „ozdobników”, zaczerpniętych z rozgorączkowanej wyobraźni?

Naoliwiony wcześniej zamek w komnacie Marii d’ Avalos puścił od razu. Wbiegając do środka, zabójcy, wśród nich zdradzany mąż, pozbyli się wątpliwości – jeśli jakiekolwiek można było jeszcze mieć. Fabrizio Carafa i Maria spoczywali w łożu z baldachimem podtrzymywany przez cztery kariatydy ze złoconymi koronami. Z pewnością byli kochankami. Do przystojnego Fabrizia, świetnego szermierza, oddano dwa strzały w głowę, zwłoki wielokrotnie pokłuto szpadą. Zmarł w narzuconym pospiesznie nocnym okryciu kochanki – być może uratowałby życie, gdyby sam sięgnął po broń. Tym „być może” i pytaniem, dlaczego mąż honorowo nie zabił go sam, zamiast wyręczać się służącymi, długo zajmowała się neapolitańska ulica – żałująca Fabrizia…

Marii, która przed śmiercią powierzyła duszę Bogu, poderżnięto gardło. Mąż po chwili wybiegł z komnaty, ale wrócił, by zadać żonie jeszcze 28 ran nożem. Czy może najpierw zginęła Maria, a Gesualdo, chcąc upokorzyć Fabrizia, kazał mu włożyć jej szatę? Ciała obydwojga kochanków wyrzucono przed pałacowe schody i pozostawiono na widoku. Przypadkowo przechodzący zakonnik dla zabawy sparodiował akt nekrofilii.

Ostatni, bluźnierczy akcent całego dramatu pokazuje, jak odmienna od naszej była wrażliwość tamtych czasów, która może skłonić nas do zmiany – nawet jeśli niewielkiej – punktu widzenia. Jedynie wina pozostaje bezsporna. Czy została już odpuszczona?

*

Bezlitosność tych kilku minut 1590 roku Gesualdo odpokutowywał przez następne dwadzieścia trzy lata – pełne nieznającego miłosierdzia, bezwzględnego samopotępienia. Zapłacił okrutną cenę za swój talent i niemożność pogodzenia go z rzeczywistością. Ze śmiercią kompozytora trudne rachunki win, pokuty i wybaczenia zostały zamknięte. Pozostała genialna muzyka.

„Gesualdo – il diavolo!” (jak słyszymy w filmie Herzoga) ma prawo po czterystu latach do odrobiny spokoju. Requiem aeternam