Świeża krew
CezaryPoniatowski, Bez tytułu, 2013

Świeża krew

Stach Szabłowski

Potrzebujemy Cezarego Poniatowskiego, potrzebujemy nowych bohaterów. Jednocześnie figura artysty-laureata aż prosi się, by ją kwestionować. Na wystawie w Olsztynie okazuje się jednak, że Poniatowskiego zakwestionować niełatwo

Jeszcze 2 minuty czytania

Cezary Poniatowski. Takie nazwisko wpada w ucho. Zwłaszcza, jeżeli jest często powtarzane – a ostatnio często mówi się „Cezary Poniatowski”. Mówi się nawet, że jest odkryciem roku. Jestem ciekaw, też chcę odkryć to odkrycie. Okazja nadarza się błyskawicznie. Jeszcze jest styczeń, dopiero co skończył się rok 2013, tak dla Cezarego Poniatowskiego pomyślny, a artysta już otwiera premierową wystawę. Wygląda to niemal jak prowokacja, jakby artysta z marszu zapraszał do krytycznej weryfikacji swego jeszcze ciepłego, sukcesu. Czuję się sprowokowany i jadę do Olsztyna, aby zobaczyć „Sceny rodzajowe”, które tam przedstawia.

„Odkryciem roku był Cezary Poniatowski, czyli ubiegłoroczny absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Wygrał konkurs Gepperta we Wrocławiu, a już na Salonie Zimowym jego obrazy sprzedawał Michał Woliński z galerii Piktogram. Poniatowski buduje własną stylistykę, nie ogląda się na starszych kolegów. Jeszcze będzie o nim głośno” – wieszczył Arek Gruszczyński w podsumowaniu 2013 roku na łamach „Szumu”. W rankingu „Obiegu” Poniatowski znalazł się w czwórce „najlepiej zapowiadających się artystów” minionego sezonu. Kiedy w BWA Olsztyn Poniatowski otwiera „Sceny rodzajowe”, w galerii Piktogram wciąż wiszą jego prace z zakończonej już, ale jeszcze nie zdemontowanej wystawy „Gumoleum”.

Cezary Poniatowski, „Sceny rodzajowe"

BWA Olsztyn, do 2 marca 2014

No, no – myślę sobie w drodze do Olsztyna – To się nazywa blitzkrieg. Prosto z Gepperta na Salon Zimowy i to pod kuratelą samego Wolińskiego z wyczesanej galerii Piktogram. I prace są już sprzedawane, a jeszcze będzie głośno! Do tego, jak wyczytuję w nocie kuratorsko-prasowej do wystawy w Olsztynie, artysta „na co dzień mieszka i pracuje w Berlinie i Warszawie”. BWA w Olsztynie w ogóle jest bardzo świadome, że ma do czynienia z gorącym towarem. Tekst towarzyszący wystawie jest krótki, a i tak komentarz do twórczości artysty stanowi mniejszą część lapidarnego wywodu. Tę większą połowę noty zajmuje wyliczanie sukcesów Poniatowskiego, zwłaszcza omawianie triumfu w konkursie Gepperta.

W takiej atmosferze, wobec takiego dyskursu wokół młodego artysty (dyskursu, który nie jest przecież dyskursem tylko propagandą sukcesu), trzeba mieć serce z kamienia, żeby w tym sercu nie wyhodować złych intencji. Na scenie artystycznej istnieje ogromna potrzeba kreowania nowych bohaterów, panuje głód świeżej krwi, ten krwiobieg stale potrzebuje transfuzji, inaczej zamiera, to oczywiste. Potrzebujemy Cezarego Poniatowskiego, ale cóż z tego, skoro jednocześnie figura artysty-laureata aż prosi się by ją kwestionować?

Na miejscu okazuje się jednak, że Poniatowskiego zakwestionować nie jest tak łatwo.

Cezary Poniatowski, bez tytułu, 2013

Wystawa jest na pierwszy rzut oka skromna: jedna sala, tuzin prac, w zasadzie tylko dwa kolory, czarny i biały, albo, jak kto woli, skala szarości rozciągająca się między pierwszą a drugą skrajnością – bo Poniatowski, wykształcony na wydziale grafiki malarz, jest tak rygorystycznie monochromatyczny, że gdyby z nienacka chlapnął gdzieś czerwoną plamę, widz mógłby dostać zawału serca. W ogóle łatwiej jest pisać o tym, czego na tej wystawie nie ma, niż uchwycić to, co jest – i już zaczynam rozumieć dlaczego anonimowy autor noty z olsztyńskiego BWA tak kurczowo chwytał się faktów z biografii artysty i tak ostrożnie komentował jego sztukę. Nie ma więc koloru (poza czarnym), w zasadzie nie ma przedstawienia, w zasadzie nie ma też narracji ani głębi; prace nie mają tytułów. Piszę „w zasadzie”, bo wszystko to, czego nie ma w tych pracach, jednocześnie jest, tyle że obecne w specyficzny, widmowy sposób. Obrazy Poniatowskiego zawsze balansują na granicy czegoś znajdującego się poza czystym malarstwem; jedne malowane czarną farbą kształty przypominają zmutowane logotypy, inne wyglądają jak fragmenty plakatów, jeszcze inne układają się w ornamenty. Wszystkie świetnie sprawdziłyby się w teście Rorschacha. Przymuszają widza do uruchomienia ciągów skojarzeń, do doszukiwania się przedstawień w tych kształtach, które czasem są splątane jak zarośla, a czasem proste niczym plama czerni rozlana na białym płótnie. Za treści odnalezione w obrazach flirtujący z abstrakcją artysta nie weźmie już odpowiedzialności. Sam produkuje nie tyle dyskurs, ile trudno uchwytne, ale wyczuwalne napięcie, które wynika z tego, że to malarstwo – generalnie wyszukane, zdyscyplinowane, wręcz pretensjonalne w swym formalizmie – zaprawione jest jakimś brutalnym prymitywizmem. 

Cezary Poniatowski / BWA Olsztyn

Wspominałem, że na wieść o wystawie w BWA wybrałem się do Olsztyna szybko, ale jednak nie wystarczająco szybko – i po drodze minąłem się z Poniatowskim. Nawiązaliśmy jednak korespondencję; artysta napisał mi, że jego obrazy są „wzniosło-wulgarne, elegancko-plebejskie”. I sam podsunął mi trop groteski, która rzeczywiście rządzi tym monochromatycznym uniwersum.

Wśród długów zaciągniętych przez Poniatowskiego niemałe są zobowiązania wobec dziedziny kaligrafii. Artysta „pisze” czarną farbą po płótnie i jest to kaligrafia z założenia nieudolna, taka, która nie służy stawianiu klarownych znaków, lecz tajemniczych kulfonów. Inny dług malarz ma wobec teatru cieni. Niektóre z jego obrazów potraktowane są jak ekrany, na które rzucane są cienie kształtów znajdujących się po „drugiej stronie”. Dlatego to malarstwo jest tak płaskie; cały spektakl rozgrywa się na powierzchni płótna, w jednej płaszczyźnie.

widok wystawy / bwa Olsztyn

Kiedy Poniatowski naprawdę chce pracować z przestrzenią w trzech wymiarach, nie używa do tego malarskiej iluzji, lecz sięga po obiekt lub instalację. To właśnie w tych materializacjach groteskowy rys poetyki Poniatowskiego ujawnia się najwyraźniej. W Olsztynie artysta mocuje do ściany dwa pomalowane na czarno taborety z okrągłymi siedziskami. Wyglądają jak para wytrzeszczonych, ale pustych oczu. Wystawa patrzy. Jej spojrzeniu umyka tylko jedna nieortodoksyjna, bo nie czarna, praca w tym zbiorze – mały obiekt malarski schowany za filarem, sylwetka tropikalnej palmy, pomalowanej we wzór wojskowego kamuflażu. Ta praca się ukrywa. Przed czujnymi „oczami” wystawy nie ukryje się jednak widz; wystawa patrzy, a my mierzymy się z nią wzrokiem.

Gdyby Poniatowski debiutował parę lat wcześniej, byłyby pewnie podejrzewany o „zmęczenie rzeczywistością”. Prymat wyobraźni nad obserwacją, surrealistyczna wiara w intuicję i demiurgiczne przekonanie o możliwości wygenerowania obrazu z niczego, neoromantyczne ukąszenie, do którego Poniatowski sam się przyznaje – to wszystko parametry sztuki odwracającej się od konkretu w stronę... No właśnie, czego? Taka sztuka – bez bohatera, bez narracji, bez klarowanie wyartykułowanego problemu i celnie wskazanego tematu – nie jest niezbędna, właściwie w ogóle nie jest do niczego potrzebna. Jej oglądanie jest luksusem wobec wszystkich rzeczy, które koniecznie należy dostrzec – takich jak na przykład nadjeżdżający z przeciwka samochód, albo nieuchronnie nadchodzący kryzys demokracji liberalnej. Różne weltschemerzen, melancholie, je ne sais quoii w ogóle „nie wiadomo co” –  oto czego w najlepszym razie może dotknąć taka sztuka, uchylając się od ważniejszych obowiązków. A jednak to „nie wiadomo co”, majaczące na marginesach postrzegania, przecież istnieje; widziałem „to” na wystawie Poniatowskiego. I kto się będzie „tym” zajmował, jeżeli nie artyści?

widok wystawy / bwa Olsztyn

W entuzjastycznej odpowiedzi sceny artystycznej na wystąpienie Poniatowskiego dźwięczy histeryczna nuta przesady, ale artysta słusznie został zauważony; zasługuje na to. Dyskurs sukcesu wokół Poniatowskiego prowokuje przekorną chętkę, aby sięgnąć po szpilkę i przekłuć nadmuchany balon. Nie samą przekorą człowiek jednak żyje; balon sztuki Poniatowskiego zostawiam w spokoju; wypełnia go nie wiadomo co; nie wiem co to jest, ale na pewno nie pustka.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.