Jeszcze 2 minuty czytania

Łukasz Gorczyca

DOBRY WIECZÓR:
Gdzie Rzym, gdzie Krym?

Łukasz Gorczyca

Łukasz Gorczyca

A więc wojna. Mówiąc szczerze, zanosiło się na to od dawna. Nie, że ruchy wojsk czy polityczne niepokoje, ale przeciwnie: bezruch w sztuce i spokój. To zawsze oznaka najgorszego, że dotarliśmy do punktu, z którego nie ma bocznego wyjścia, trzeba wszystko burzyć do fundamentów i od nowa. A jeszcze się taki odważny, taka odważna sztuka nie znalazła, żeby burzyć ot tak, w czasach dobrobytu i pokoju. A więc tylko wojna, tylko wojna może tu zaradzić, naprowadzić nas na nowe tory rozumowania i tworzenia.

Z poprzednich wojen płynie zaś taka nauka, że warto się z góry zastanowić, jak to będzie po wojnie. Do tej pory przewidywanie i wywoływanie wojen szło nam całkiem dobrze – i teraz znów jesteśmy na dobrym kursie – ale z projektowaniem tego co „po” to już dużo gorzej. Nim więc pierwsze inteligentne pociski trafią omyłkowo w krakowski Bunkier Sztuki czy dawny szpital wojskowy na warszawskim Ujazdowie, spójrzmy, jak to będzie ze sztuką po wojnie.

Gdzie Rzym, gdzie Krym,
Nie chcę być prorokiem złym,
wojna ta się skończy tym:
do poezji wróci rym!

Tak śpiewał słynny wojenny bard latem 2018 roku, kiedy upragniony koniec wojny wydawał się już wszystkim bliski. Bardziej to była jednak późna reminiscencja niż trafna prognoza. Bo to przed wojną jeszcze, na fali pogłębiającego się rozwarstwienia społecznego i rosnącej popularności światopoglądów prawicowych, dokonywał się zwrot konserwatywny w sztuce. Część artystów podążała za bogatymi, część za biednymi, a w efekcie jedni i drudzy, aby utrzymać się na fali oczyszczali sztukę z eksperymentu na rzecz lepszej komunikacji ze swoją publicznością. Ale to się skończyło. Wszystko się na czas wojny urwało, no może poza rynkiem wtórnym sztuki, na którym zamożni wojenni gangsterzy inwestowali nadwyżki swoich dochodów, tworząc mimochodem świetne kolekcje sztuki III RP – skrywane w piwnicach i podziemnych garażach dawnych centrów handlowych przerobionych teraz na centra szarej strefy.

W czasie wojny co bardziej obrotni artyści znaleźli zatrudnienie w rządowych centrach propagandy, obsługując portale społecznościowe i serwisy fotograficzne, poddając stosownej selekcji i obróbce photoshopowej zdjęcia z różnych stron kraju i wojennych frontów. Po wojnie ci zasłużeni dla dzieła obronności kraju mogą liczyć na dalsze kontrakty – będą tworzyć nową oprawę wizualną odnowionej państwowości polskiej i może do sztuki już nigdy nie powrócą. A może, w odruchu nostalgii za dawnymi czasami i wobec beznadziejnego powojennego bezrobocia, będą opracowywać nowe programy pomocowe dla artystów. Ze skromnych państwowych środków (wiadomo, w Polsce na wojnie raczej się nie zarabia) fundowane będą granty i stypendia dla twórców zainteresowanych powrotem do sztuki. Ta sztuka wszakże będzie odległa od wybujałych kreacji czasów przedwojennej dekadencji. To będzie sztuka reportażu i fotoreportażu, sztuka artystów-tułaczy, podróżujących ze służbowymi tabletami z Ministerstwa Kultury w poszukiwaniu resztek ludzkich emocji wśród powojennych zgliszczy. Internet, teraz pod komisarycznym zarządem Organizacji Narodów Zjednoczonych, będzie zapełniany tego typu, artystycznie moderowanymi treściami  – poruszającymi relacjami z różnych zakątków kuli ziemskiej. Przed wojną byliśmy skłonni nazywać takie praktyki mianem turystyki grantowej, ale po wojnie, po tej wojnie, nie będzie już w ogóle czegoś takiego jak turystyka:

Gdzie Rzym, gdzie Krym,
koło Jałty wzbił się dym,
plażowiczów nakrył piach.
Nie ma wczasów, mamy strach...

Ktoś na wojnie traci, aby zyskać mógł ktoś. Możemy się cieszyć, że wśród wielu zwycięskich korporacji będzie też jedna, a może nawet dwie z Polski. Wobec rozkładu i bankructwa wielu struktur państwowych, korporacje chętnie przejmą część, dużą część kontroli nad tym, czego dotąd jeszcze nie kontrolowały. Nie chodzi tym razem o podbój kolejnych rynków czy mniej lub bardziej wrogie przejęcia pomniejszych, niezależnych firm. Chodzi o śmiały krok w stronę kultury i sztuki. Artyści, którzy podpiszą kontrakty z wielkimi koncernami, będą finansową i technologiczną awangardą nowej sztuki, a ich pracodawcy, kontrolujący kanały codziennej komunikacji, zapewnią im status globalnych, artystycznych gwiazd. Efektowne, zapierające dech w piersiach instalacje oparte na najnowszych technologiach, wgniatające w kinowe fotele projekcje, to wszystko będzie w zasięgu nowej sztuki korporacyjnej, tworzonej przez utalentowanych i pozbawionych skrupułów artystów nowej, powojennej generacji. To będzie sztuka do głębi ludzka, bo skupiona na najbardziej zaawansowanych systemach manipulacji naszymi zmysłami i odruchami, wywołująca uzależnienia i stany ekstatycznej, narkotycznej konsumpcji wśród tych, których będzie jeszcze w ogóle stać na obcowanie z inną niż tylko darmowa, rządowo-oenzetowska kulturą. Uwodząca i niezaprzeczalnie magnetyczna.

Ten nowy układ w polu sztuki, które to pole, wobec braku innych, bardziej produktywnych zajęć dla ludności, urośnie niepomiernie, będzie odwzorowywał modelowy powojenny antagonizm. Zwycięzcy kontra pokonani, korporacyjni przeciw rządowym, rozrywkowi kontra dokumentaliści, bogaci przeciwko biednym – te stereotypowe podziały będą napędzać dyskusje wokół nowej sztuki. Będą to wszkaże dyskusje o ograniczonej nośności, bo przedwojenne społeczności nie będą funkcjonować jak dawniej. Migracje i przetasowania ludności na niespotykaną wcześniej skalę radykalnie zmienią i przemieszają tradycyjne kody kulturowe. Sztuka nowych lokalności, oparta na całkowicie nowym doświadczeniu fizycznej i mentalnej dyslokacji, próbie tworzenia od nowa podstawowych więzów społecznych, będzie przejmującym trenem samotności, wstrząsającym, międzyludzkim kolażem form i języków. Sztuką będzie tu zarówno przechowanie w oryginalnej postaci dawnych utworów i konwencji (literackich czy plastycznych – coś co przed wojną klasyfikowano jako ochronę dziedzictwa i konserwację), jak i próby tworzenia zupełnie nowych form, dzieł i języków, które mogłyby unieść ciężar integracji nowych, postnomadycznych społeczności. Choćby tylko ze względów bezpieczeństwa całkowicie wyprą one pojęcia „narodu”, „ojczyzny” i wszelkie im pokrewne.

Gdzie Rzym, gdzie Krym?
Napiszemy nowy hymn!
To co teraz łączy nas,
to samotny w polu głaz.