Być jeszcze kimś innym
GIORGIO BASSANI / Istituto Italiano di Cultura

Być jeszcze kimś innym

Jarosław Kamiński

Giorgio Bassani, autor mikropowieści „Złote okulary”, budził się o 4 rano i pracował do 9, potem wychodził do pracy w wydawnictwie. Pisał najpierw ręcznie, aby mieć bezpośredni kontakt ze swoimi emocjami i umysłem

Jeszcze 2 minuty czytania

Wystarczającą rekomendacją, aby sięgnąć po książki Giorgia Bassaniego były słowa znajomego: „To jest facet, który stoi za wydaniem «Lamparta». I to po tym, gdy odrzuciło go kilka innych wydawnictw”. Powieść sycylijskiego arystokraty wydawała się wtedy niczym więcej niż ekstrawagancją. Mieć takiego nosa to jest coś. Zakochany w powieści Giuseppe Tomasiego di Lampedusy, rzuciłem się na poszukiwanie dzieł jego odkrywcy. Były to czasy przed aukcjami internetowymi, niełatwo docierało się do pewnych tytułów. Przeszukałem biblioteki i księgozbiory przyjaciół. I nic. Dopiero przypadkiem, grzebiąc w drugim albo i trzecim rzędzie na półce żoliborskiego antykwariatu, trafiłem na „Ogród rodziny Finzi-Continich”. Później żadnej książki Bassaniego już nie znalazłem. Aż do teraz, gdy pojawiła się mikropowieść „Złote okulary”. Nareszcie.

Giorgio Bassani (1916-2000) urodził się w Bolonii w zamożnej rodzinie żydowskiej. Dorastał w Ferrarze i to miasto naznaczyło go najbardziej. Choć później studiował w Bolonii, przez moment mieszkał we Florencji, a od końca wojny w Rzymie, najważniejsze swoje dzieło – cykl powieściowy „Il romanzo di Ferrara” – poświęcił miastu dzieciństwa. W czasie studiów w Bolonii (na zajęcia dojeżdżał pociągiem z Ferrary, banalny fakt, który stanie się ważnym motywem w „Złotych okularach”) fascynował się dziełami i postacią Benedetto Crocego. Kiedy po wojnie (Bassani działał w kręgu antyfaszystowskich intelektualistów, był aresztowany, szczęśliwie zwolniono go po kilku miesiącach, ale musiał się ukrywać do końca wojny) córka wielkiego filozofa pokazała Bassaniemu rękopis „Lamparta”, ten bez wahania podjął się jego redakcji.

Giorgio Bassani, „Złote okulary”. Przeł. Halina
Kralowa, Zeszyty Literackie, 92 strony,
w księgarniach od lutego 2014
Autor „Złotych okularów” redagował pisma literackie: „Paragone”, założone przez innego mistrza z czasów uniwersyteckich – Roberta Longhiego – oraz własne, „Botteghe Oscure”. Mówi się, że z pasją oswajał Włochów z najciekawszą i najtrudniejszą literaturą światową, m.in. René Charem, Georges’em Bataille’em, Jorge Luisem Borgesem, Trumanem Capote’em. Pierwszą książkę opublikował jeszcze w 1940 roku, pod pseudonimem Giacomo Marchi, do czego zmusiły go „leggi razziali”, ustawy rasowe. Bassani uważał się za poetę, twierdził, że prawdziwa literatura to poezja, jednak ceniono go głównie za prozę (podobno nie lubił tego słowa). Jego tom opowiadań, „Cinque storie ferraresi” zdobył prestiżową Premio Strega, „Ogród rodziny Finzi-Continich” Premio Viareggio, a „L'airone” Premio Campiello. 

Teksty Bassaniego dość szybko zaczęto adaptować na potrzeby filmu, a on sam bywał scenarzystą tak wybitnych reżyserów jak Mario Soldati, Luigi Visconti czy Michelangelo Antonioni. Największym sukcesem okazała się filmowa wersja „Ogrodu rodziny Finzi-Continich”, za którą Vittorio de Sica otrzymał w 1972 roku Oscara.

Uwielbiał sport. Potrafił przejechać na rowerze z Ferrary do Rzymu. Jak wspominała jego partnerka życiowa Portia Prebys, aż do momentu, gdy zapadł na chorobę Parkinsona, niemal codziennie grał w tenisa. Jak ważny był to dla niego sport można przekonać się, czytając „Ogród” – życie młodych bohaterów organizuje się tam wokół turniejów tenisowych. Najważniejszym rytuałem życia codziennego było jednak oczywiście pisanie. Autor „Złotych okularów” budził się około 4 rano i pracował do 9, potem wychodził do pracy w wydawnictwie. Pisał najpierw ręcznie, aby – jak wspominała Portia Prebys – mieć bezpośredni kontakt ze swoimi emocjami i umysłem. Dopiero później przepisywał tekst na maszynie. Innym rytuałem było jedzenie. Bassani szczególnie celebrował kolacje, na których zbierał się krąg najbliższych przyjaciół. Przy stole nie wolno było siedzieć naprzeciw siebie. Przypominało to gospodarzowi jedzenie w wagonie restauracyjnym, czego zdaje się nie znosił. Goście musieli siedzieć w jednym rzędzie obok siebie albo przy owalnym stole.

W swoich powieściach Bassani opisywał losy żydowskiego mieszczaństwa w faszystowskich Włoszech. W jego pisarstwie nie ma jednak śladu nostalgii wobec tego, co uległo zagładzie. Był kronikarzem nie tyle rytuałów minionej epoki (jak na przykład Lampedusa), ile jej gestów moralnych. Język jego prozy jest jasny i precyzyjny. Unika wymyślnych metafor i gier językowych. Każde zdanie buduje napięcie, jakby za chwilę miało wydarzyć się coś nieodwracalnego. I poniekąd się wydarzało, Bassani opowiada przecież o epoce, która dla wielu miała wymiar apokaliptyczny. Ale chodzi też o coś innego – pisarz prowadzi swoje postaci tak, aby odkryły przed sobą (i czytelnikami) najgłębsze przekonania moralne. W ten sposób – mimo niechęci do analizy psychologicznej – tworzy pogłębione portrety duchowe.

Mikropowieść (dłuższe opowiadanie?) „Złote okulary” to historia doktora Fadigati, laryngologa osiadłego w Ferrarze tuż po pierwszej wojnie światowej. Poznajemy go we wspomnieniu wiele lat młodszego od niego Narratora, z którym przyjaźnił się w ostatnim okresie życia. Fadigati był ukochanym lekarzem Ferrary do czasu, gdy społeczność odkryła, że laryngolog jest homoseksualistą. Bassani subtelnie opisuje proces jego społecznego upadku. Autorowi „Złotych okularów” nie chodzi jednak o to, aby stworzyć socjologiczny obraz nagonki albo analizować kondycję psychiczną osoby zaszczutej. Równocześnie toczy się debata na temat wprowadzenia ustaw rasowych. Żydzi zaczynają być traktowani jak ludzie drugiej kategorii. Antysemityzm staje się coraz bardziej powszechny. Narrator sam jest Żydem i oczywiście widzi podobieństwa losu swojej wspólnoty i doktora homoseksualisty. Ważniejsze jest jednak dla niego pytanie, jaką przyjąć postawę wobec nagonki i społecznego ostracyzmu.

Aby zebrać myśli, Narrator odwiedza cmentarz żydowski. Widząc groby bliskich na tle panoramy Ferrary, uspokaja się. Na moment znów czuje się częścią historii miasta. Wkrótce jednak to uczucie wypiera inne: nienawiść do wszystkiego, co chrześcijańskie, gojowskie. Jak sam siebie opisuje, podobny jest w tym „do pierwszego lepszego Żyda z Europy Wschodniej, który nie mieszkał nigdy poza swoim gettem”. Tej wspólnoty nienawiści Narrator nie potrafi w sobie zaakceptować. Ustawy rasowe i „myślenie gettem” stanowią dwie strony tego samego medalu. Zamykają w (rasowej) tożsamości, odbierając człowiekowi wszystko, co wykracza poza nią, co ją przełamuje. Nawet jeśli postawa „pierwszego lepszego Żyda z Europy Wschodniej” jest wymuszona doświadczeniem historycznym, a „leggi razziali” – narzuconym prawem, w obu przypadkach mamy do czynienia z duchowym więzieniem. Narrator oczywiście przeczuwa, że jego własna historia prędzej czy później wpisze się w żydowski los: wygnanie i  upokorzenie. Nie godzi się jednak, aby pozbawiać go możliwości bycia jeszcze kimś innym niż tylko Żydem. Oto kluczowy temat Bassaniego: jak nie dać się zamknąć w mocnych tożsamościach.

Prolog  „Ogród rodziny Finzi-Continich” także był medytacją nad tym problemem. Warto się mu przyjrzeć jako dopełnieniu refleksji ze „Złotych okularów”. Grupa rzymskich przyjaciół Narratora trafia na cmentarzysko Etrusków. Mała Giannina dopytuje się Narratora, dlaczego stare groby budzą mniej smutku niż nowe? „Etruskowie widzisz, wymarli już tak dawno, (…) że to już prawie tak, jak gdyby nigdy nie żyli, jakby zawsze byli umarli”. Dziewczynki ta odpowiedź nie zadowala. Etruskowie nie byli przecież postaciami z bajki, ale żyli naprawdę! Zainspirowany słowami Gianniny, Narrator zaczyna traktować zmarłych, jakby byli jemu współcześni. Nadaje Etruskom cechy mijanych wcześniej na drodze dziewcząt i chłopców. Przeszłość ożywa. Cierpienie, radość, duma, upokorzenia zostają przypisane konkretnym ludziom. Narrator ma świadomość, że postępując w ten sposób, musi odrzucić „wszelkie pretensje do skrupulatnej filologicznej ścisłości”. Literatura to specyficzne ćwiczenie duchowe.

Pojęcie „ćwiczenia duchowego” pochodzi od greckiego słowa „askesis”. Po wiekach używania i nadużywania go kojarzy się z ascezą, mimo że pierwotnie nie miało nic wspólnego z wyrzekaniem się przyjemności. Ten aspekt „ćwiczeń duchowych” sugeruje pewne samoograniczenie. I rzeczywiście, przez lekturę pozbawiamy się po części swojego egoizmu. A w uwolnionej przestrzeni JA zadomowiają się postaci powieściowe. Rezygnując z części siebie, ustępując w sobie miejsca dla powidoków, które przestają być „jakby nigdy nie żyły”, czytelnicy rozszerzają siebie, powiększają swoje JA o ich istnienie, nawet jeśli to tylko postaci fikcyjne. A wtedy trudniej o „domknięte tożsamości”. Oczywiście, zakłada to traktowanie lektury nie jako przedmiotu „filologicznej ścisłości ”, ale przede wszystkim jako doświadczenia egzystencjalnego. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.