Rozmowy samochodowe

Rozmowy samochodowe

Jakub Socha

Grany przez Toma Hardy’ego Locke rzeczywiście mógłby być ideałem faceta: odpowiedzialny, spokojny, przystojny, niebiedny, niestary, troszczący się o dzieci. Knight burzy ten ideał jednym lekkim ciosem

Jeszcze 1 minuta czytania

Ivan Locke (Tom Hardy) kończy pracę i wsiada do samochodu, nie wysiądzie z niego aż do zakończenia filmu. „Locke” Stevena Knighta to jeden z tych obrazów, które prawie w całości rozgrywają się w jednej ciasnej przestrzeni. Były już trumny, budki telefoniczne, drzewa nad przepaścią, teraz pora na coś, w czym sporo ludzi spędza naprawdę mnóstwo czasu. Locke jest budowlańcem. Podróżuje samotnie, ale nie w ciszy – telefon podpiął do zestawu głośnomówiącego, jest na gorącej linii ze światem. Rozmawia z pracownikami, pracodawcami, żoną, dziećmi, byłą przypadkową kochanką, która za chwilę ma urodzić mu kolejnego potomka. To właśnie do niej zmierza – odeszły jej wody dwa miesiące przed terminem, karetka zabrała ją do szpitala, Locke jedzie na miejsce, bo wydaje mu się, że tak właśnie powinien postąpić porządny facet.

Niespodziewany rozwój wypadków popsuł Locke’owi wszystkie plany – myślał, że jeszcze będzie miał czas, żeby o wszystkim powiedzieć żonie i jakoś się wytłumaczyć; liczył, że uda mu się samodzielnie przypilnować kluczowego etapu budowy, za którą jest odpowiedzialny. Teraz został mu już tylko telefon, prostowanie wszystkiego ze wzrokiem utkwionym w daleką drogę. Jedni krzyczą, drudzy rzucają słuchawką, jeszcze inni zwyczajnie marnują jego czas na bzdury. Locke dwoi się i troi, żeby z tych uderzających go z różnych kierunków fragmentów i strzępów złożyć jakąś spójną narrację. Próbuje wypić rozlane mleko, zażegnać kryzys. Wyobraża sobie, że gdy będzie w spokoju, logicznie wypełniał kolejne małe zadania, wszystko się ułoży. To ten typ mężczyzny, który myśli o sobie jak o wielkim budowniczym, a w konsekwencji życie traktuje jak budowę. 

„Locke”, reż. Steven Knight. Wielka Brytania 2014,
w kinach od 11 kwietnia 2014 
Kamera łapie Locke’a z różnych perspektyw. Jest z przodu, jest z boku, za szybą i w aucie. Tylko czasami odrywa się od obiektu, unosi się i fotografuje sznur samochodów, w których pewnie toczą się inne rozmowy, choć może nie tak intensywne. Czasami Knight umieszcza sylwetkę swojego bohatera poza autem, wyświetla go na tle nocnego miasta, jakby był symbolem wszystkich podróżujących po ciemku. W tego typu filmach częściej zwraca się uwagę na opanowanie warsztatu, na to, czy reżyser potrafi zrobić coś z niczego. Knight udowadnia, że potrafi, od razu widać, że wie, czym się różni kino od audycji radiowej.

Czasami jednak pojawia się z tyłu głowy myśl, że w całej tej historii jest coś sztucznego, że jest ona tak naprawdę pochodną początkowych założeń inscenizacyjnych. To, że ta myśl mija, jest zasługą świetnie napisanych rozmów i wcielającego się w Locke’a Toma Hardy’ego. Hardy – dobrze zbudowany, duży facet – uwielbia grać ciałem, to ono sprawia, że grane przez niego postaci wręcz rozsadza energia, że jest w nich – czasami może nawet zbyt łatwo zdobyta – pewność siebie i charyzma. W filmie Knighta, uwięziony za kółkiem, ubrany w wełniany sweter, pozbawiony praktycznie ruchu, Hardy nie ma miejsca, żeby się rozpędzić, ale w ogóle mu to nie przeszkadza. Zmusza go jedynie do większej koncentracji i wyciągnięcia maksimum ze swojej mimiki oraz tych kilku oczywistych samochodowych rekwizytów: chusteczek higienicznych, którymi wyciera zasmarkany nos, i deski rozdzielczej, w którą wali, gdy traci nad sobą panowanie. 

Wydawało się, że o tym filmie będzie się mówić jedynie jak o pewnym kuriozum, zupełnie niepostrzeżenie zamienia się on jednak w subtelny portret mężczyzny, którego pracownicy nazywają „najlepszym gościem w całej Wielkiej Brytanii”. Grany przez Hardy’ego Locke rzeczywiście mógłby być ideałem faceta: odpowiedzialny, spokojny, przystojny, niebiedny, niestary, troszczący się o dzieci. Knight burzy ten ideał jednym lekkim ciosem, a potem obserwuje, jak walczą ze sobą zdrowy rozsądek i entropia. Z czasem jego bohaterowi, któremu wydaje się, że umie wszystko naprawić, że zachowuje kontrolę, życie pokazuje, że ta wiara to raczej żart. I z tą świadomością wypuszcza go w dalszą drogę.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.