Na przykład młoda foka
rys. Malwina Konopacka

Na przykład młoda foka

Rozmowa z Justyną Jaworską, Maciejem Sieńczykiem, Małgorzatą Szpakowską

Kłopotem przy opisie obyczajów jest nie tyle brak dystansu czasowego, co narzędzi. Teoretycznie takie narzędzia mają socjologowie, ale w odniesieniu do obyczajów to zawracanie głowy. Tylko pisarz może je opisać

Jeszcze 5 minut czytania

ZOFIA KRÓL: W kwietniu w dwutygodnik.com pojawi się nowa rubryka, obyczaje. Chcemy pisać w niej o współczesności, ale już bez pośrednictwa spektakli czy książek. Choć samo słowo „obyczaje” jest nieco staroświeckie. Jak dziś można pomyśleć rubrykę obyczajów? Kiedy się czyta książkę Justyny o „Przekroju”, nasuwa się w sposób oczywisty, że prowadzona przez pismo kulturalne „misja cywilizacyjna” to coś dziś już zupełnie niemożliwego i niepotrzebnego.

JUSTYNA JAWORSKA: Choć bardzo dużo się mówi na przykład o edukacyjnej misji telewizji. Od czasu do czasu ktoś przypomina, że media powinny mieć misję.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA:  Nie ma żadnej misji, kochani, i trzeba sobie to wybić z głowy. Nikt na nią nie czeka.

MACIEJ SIEŃCZYK: A TVP Kultura?

JUSTYNA JAWORSKA: Ogląda to promil społeczeństwa.

JUSTYNA JAWORSKA

Pracuje w Instytucie Kultury Polskiej UW, prowadzi zajęcia z wizualnej historii kultury. Kierowniczka utworzonego niedawno w IKP Zespołu Badań Mody i Dizajnu. Redaguje też dział dramaturgii polskiej w miesięczniku „Dialog”. Autorka książki „Cywilizacja «Przekroju». Misja obyczajowa w magazynie ilustrowanym” (2008). Współautorka zbioru „Obyczaje polskie. Wiek XX w krótkich hasłach” (2008).

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Jeżeli już coś w telewizji mogłoby mieć misję, to tylko nieodpłatny program ogólnopolski.

JUSTYNA JAWORSKA: Tak, siłą „Przekroju” był również jego nakład. Nie był pismem elitarnym, czytali go też robotnicy – to był fenomen, to się już nigdy nie powtórzyło.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Wtedy wychodziło niewiele czasopism. I jeżeli ktoś w ogóle umiał czytać, to operował w granicach czterech, pięciu tytułów. Dla mniej wyrobionych była „Przyjaciółka”, dla bardziej wyrobionych – „Przekrój”.

MACIEJ SIEŃCZYK: W „Kobiecie i Życiu” były też dosyć wartościowe felietony.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Akurat „Kobieta i Życie” była mniej popularna, obliczona na poziom miejski, bardziej elegancki. Chociaż też zajmowała się życiem codziennym i przepisami kulinarnymi. Natomiast „Przyjaciółka” była – powiedziałabym – proletariacka, dla kobiet z ludu. Przepisy, porady życiowe, listy do „Przyjaciółki”. Wychodziła na bardzo brzydkim papierze i miała olbrzymi nakład. 

MACIEJ SIEŃCZYK: Na końcu „Kobiety i Życia” był dział gwiazd, a rubryka „Satyra w krótkich majteczkach” jako jedyna przetrwała do dzisiaj – bo „Kobieta i Życie” jeszcze istnieje. Czytelniczki autentycznie przysyłają swoje dowcipy.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA

Wykłada na w Instytucie Kultury Polskiej UW. Członkini Polskiego Towarzystwa Kulturoznawczego, Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, PEN Clubu, redakcji „Dialogu" oraz jury Nagrody im. Jana Józefa Lipskiego. Wydała: „Teatr i bruk. Szkice o krytykach teatralnych” (2006), „Chcieć i mieć. Samowiedza obyczajowa w Polsce czasu przemian” (2003; nominacja do nagrody NIKE), „Zakorzenieni, wykorzenieni” (1997), „Dyskusje ze Stanisławem Lemem” (1996), „O kulturze i znachorach” (1983) oraz „Światopogląd Stanisława Ignacego Witkiewicza” (1976; Nagroda Kościelskich 1977). Współautorka i redaktorka zbioru „Obyczaje polskie. Wiek XX w krótkich hasłach” (2008).

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA:  Ale historyjki są ciągle te same, bo liczba pomysłów jest ograniczona. 

MACIEJ SIEŃCZYK: Było też pismo „Nowa Wieś”. Trochę jak „Kobieta i Życie”, tyle że dla kobiet wiejskich. Wyciągali różne malarki ludowe typu Dorota Lampart, były ciekawostki tudzież kupony do wycinania, na książki w stylu „Ogniem i mieczem”, „Przeminęło z wiatrem”, albo Juliusz Verne dla młodzieży, czy „Tytus, Romek i Atomek”. Też prowadzili swoją misję.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Przed 1989 rokiem praktycznie wszystkie pisma realizowały misję, ponieważ ustrój był ogólnowychowawczy. To się z kapitalizmem skończyło.

MACIEJ SIEŃCZYK: I jeszcze było pismo „Ty i Ja”, bardzo elitarne, w ogóle go nie można było dostać.

JUSTYNA JAWORSKA: To było rzeczywiście pismo inteligencji miejskiej, wychodziło od 1960 do końca ’73 roku jako miesięcznik i kosztowało całe 12 złotych. Nakład musiał się rozchodzić, bo sprzedawano je spod lady – dziś by się powiedziało, że to był pierwszy polski magazyn lifestylowy. Przepisy kulinarne, niezwykle wykwintne i niemożliwe do zrealizowania; rubryka mieszkaniowa, która przedstawiała mieszkania artystów i osobistych znajomych prowadzącej;  moda wycinana z „Elle”, a także wykwintna proza zagraniczna. Wszystko oderwane od tutejszej rzeczywistości.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA:  Szalenie snobistyczne pismo, zupełnie nie na realia świata, w którym się ukazywało. Dlatego zresztą z pewnego punktu widzenia bardzo ciekawe.

MACIEJ SIEŃCZYK: Dlatego my też tak musimy robić, żeby to było oderwane od świata, tak powinno to wyglądać w dwutygodnik.com.

MACIEJ SIEŃCZYK

Rysownik, ilustrator, twórca komiksów. Ogłosił drukiem „Wrzątkuna” (2005), „Hydriolę” (2009), „Przygody na bezludnej wyspie” (2012; nominacja do nagrody NIKE). Felietonista dwutygodnik.com.

ZOFIA KRÓL: Tak, język dydaktyczny jest dla dzisiejszego czytelnika nie do zniesienia. Ale inna właściwość tych rubryk mogłaby być zachowana – teksty o obyczajach mają dawać przyjemność czytającemu, prawda? Nie zawracanie głowy teoriami, tylko bliskość świata codziennego. „Przekrój” dawał przyjemność, bo pokazywał rzeczy, których po prostu u nas nie było – wpuszczał kolory w różne szare rzeczywistości.

JUSTYNA JAWORSKA: Poza tym redaktor naczelny Marian Eile miał misję (i obsesję) relaksu. „Relaks” to było słowo, które wtedy dopiero wchodziło, podobnie jak „stress”, pisany jeszcze przez dwa „s” – Eile uważał, że Polacy są zestressowani, i że pismo ma relaksować. Zupełnie serio, na podstawie takich dość popularnych przesłanek medycznych zamierzał odstressowywać naród. A rozrywka, oczywiście dobra, miała być zbawienna dla systemu nerwowego. Jeden z niewielu dłuższych tekstów, które on sam napisał, traktował właśnie o tym.

1664

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Przedwojenne „Wiadomości Literackie” też miały misję cywilizacyjną. I trochę się na tej misji przejechały – już wtedy fakt, że istnieje jakaś grupa, która wie lepiej i chce pouczać naród, budził opór. Bo niby dlaczego „ci Stempowscy, ci znawcy” mieliby być mądrzejsi od „warszawskich krawców”, jak w „Prosto z mostu” pisał Gałczyński. Kiedy zgodnie twierdzicie, że dziś nie da się już uczyć obyczajów, to rozumiem, że też chodzi głównie o to, że nie ma elity, która miałaby do tego prawo – bo przecież każdy ma być sobą. Matka nie ma prawa powiedzieć dziecku, że ma siedzieć prosto przy stole i nie rzucać nożem, nauczyciel uważa, że to wykracza poza zakres jego obowiązków, a co dopiero media. A tymczasem coraz bardziej potrzebny jest nam jakiś postdemokratyczny savoir-vivre.

JUSTYNA JAWORSKA: To określenie mi się bardzo podoba, ale nie wiem, czy taka rubryka byłaby możliwa. „Demokratyczny savoir-vivre” działał w „Przekroju” na zasadzie odpowiedzi na listy czytelników – konkretna Barbara Z. z Radomia pyta, co ma zrobić, kiedy zobaczy włos w zupie. Czy dzisiaj czytelnicy przysyłaliby takie listy do prasy?

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: W wyszukiwarce Google znajdzie się pewnie odpowiedź na wszystkie takie pytania.

JUSTYNA JAWORSKA: Tak, tylko niekoniecznie wiadomo, która odpowiedź jest kompetentna, a która nie. Poza tym obecnie savoir-vivre jest znacznie mniej skodyfikowany. I przybywa sytuacji, w których można się zachować w miarę spontanicznie, bazując tylko na empatii i dobrej woli. Ja na przykład teoretycznie wiem, kogo komu przedstawić najpierw, ale jeśli się rąbnę, pokrywam to uśmiechem i nie mam poczucia gafy, bo mało kto dzisiaj sztywno się tego trzyma. To drugi powód, dla którego taka poradnikowa rubryka byłaby mało zasadna.

fot. Maciej Sieńczyk

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Jest jeszcze trzeci powód. Z wychowania ściśle skodyfikowanego wychodzi to samo, co z hiperpoprawnej polszczyzny, czyli szarak w buraczkach. Naprawdę dobre wychowanie polega na swobodnym poruszaniu się wśród kodyfikacji. 

ZOFIA KRÓL: Ale „Przekrojowi” nie chodziło tylko o maniery, też o rozszerzanie perspektyw. Misja cywilizacyjna to coś więcej niż uczenie ludzi, żeby jedli nożem i widelcem.

JUSTYNA JAWORSKA: Jeśli szerzej będziemy definiować obyczaje po prostu jako kulturę codzienną, to owszem, „Przekrój” rozszerzał też horyzonty.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Drukował „Apollona z Bellac” i Sartre’a.

JUSTYNA JAWORSKA: Popularyzował różne teksty popegzystencjalne.

ZOFIA KRÓL: Taka rubryka jak „obyczaje” w piśmie kulturalnym może też pozwolić odejść od przymusu pisania o świecie poprzez dzieła, pozwolić na mówienie wprost o pewnych zjawiskach.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Tylko czy to nie będzie po prostu dział społeczny?

ZOFIA KRÓL: Nie, właśnie nie, dział społeczny oznaczałby pewien specyficzny język i tematykę. Obyczaje to szeroko pojęta sfera codzienności, którą można próbować opisać kronikarsko lub bardziej analitycznie, ale bez napięcia naukowego, i bez dydaktyzmu. Raczej opisywać teraźniejszość niż oceniać i sugerować, ale też nie skupiać się jedynie na wymiarze społecznym.
Taka koncepcja wiąże się oczywiście z kilkoma kłopotami. Przede wszystkim – problem języka. Mamy jakoś wyklarowany język krytyki artystycznej, choć i o to można się spierać. Poza tym mamy język teoretycznonaukowy, ale nie pasuje, bo chcemy mówić o tych sprawach w sposób możliwie przystępny, ciekawy, Eile by może powiedział, że w sposób „relaksujący”. Dalej mamy język lifestyle’u, który jest potwornym zagrożeniem dla pisania o obyczajach, bo wszystko umieszcza w kontekście rynku.

JUSTYNA JAWORSKA: Najlepszy jest chyba do tego język felietonu. Tylko żeby to było dobre, to za tym powinna stać osobowość autora. Prus świetnie pisał o obyczajach w „Kronikach tygodniowych”, po wojnie Waldorff czy Kisielewski.

MACIEJ SIEŃCZYK: Jeśli chodzi o felietony, to dobrym współczesnym tropem są felietony Masłowskiej, które pisała do „Zwierciadła”. W dowcipny sposób pisała nie tylko o jedzeniu, ale właśnie o obyczajach, o tym, co kupiła w sklepie i jaką to ma jakość, jak wygląda opakowanie i tak dalej. Nakłuwała rzeczywistość i spełniała warunki takiego lekkiego, inteligentnego pisania.

ZOFIA KRÓL: I język felietonowy pozwala właśnie na to, żeby potraktować pisanie o obyczajach jako pretekst – żeby łapać współczesne zjawiska, tendencje? Bo ogólna postawa cyniczno-ironiczna nie dopuszcza nie tylko dyskursu dydaktycznego – to pewnie słusznie – ale też wszelkich poważniejszych dyskursów intelektualnych. Dlatego właśnie może o współczesności mówić najlepiej pod przykrywką lekkiej rubryki obyczajów.

MACIEJ SIEŃCZYK: Potrzeba do tego ludzi, którzy są osadzeni w rzeczywistości, zainteresowani rzeczywistością, inteligentni i potrafią to ubrać w słowa – typu Michał Witkowski.

ZOFIA KRÓL: Czyli współczesnym kronikarzem obyczajów ma być przede wszystkim pisarz? Może to dlatego, że dziś często literacka ironia stanowi o wartości autora. Trzeba do czytelników mówić ironicznie, żeby móc w ogóle rozmawiać. Taki jest na przykład, Maciek, język twoich felietonów…

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Jestem całkowicie przeciwnego zdania. Ironia dziś przestaje działać, staje się coraz mniej zrozumiała, mało kto już ją odbiera. Każdy przekaz, który nie jest formułowany wprost, trafia w próżnię, albo jest traktowany dosłownie. 

ZOFIA KRÓL: Mam na myśli pewien typ odbiorców.

JUSTYNA JAWORSKA: Ja uważam, że ironia nie ginie. Czytelnicy felietonów Maćka na przykład rozumieją ironię, bo gdyby nie rozumieli...

Zofia Król, Małgorzata Szpakowska, Justyna Jaworska / fot. Maciej Sieńczyk

MACIEJ SIEŃCZYK: Być może ironia funkcjonuje w kuluarach, domowych zaciszach. Jeżeli chodzi o moje felietony, to dla siebie je głównie piszę. O sobie, dla siebie, dużo one łączności z rzeczywistością nie zachowują… A humor, wiecie państwo, każdy z domu to przeważnie czerpie, i ze swoich wczesnych znajomości, kręgu znajomych.

ZOFIA KRÓL: Może trzeba to nazwać raczej przekąsem, nie ironią. Humor hipsterski, humor memów na Facebooku bazuje na pewnym językowym absurdzie, bardzo twórczym niekiedy.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Moim zdaniem to nie jest żadna ironia, tylko odmiana dowcipu – takiego właśnie, jak z nadruków na koszulkach z kampusów amerykańskich. Specyficzny rodzaj humoru, implantowany ze Stanów oczywiście – i to bywa czasem bardzo śmieszne. Ale to nie jest żadna ironia. Ironia to odklejenie od rzeczywistości, które pozwala spojrzeć z boku. Ucieszyłam się natomiast, kiedy użyłaś słowa „przekąs”, to dużo lepsze słowo. 

ZOFIA KRÓL: Tak, „przekąs” ma też ładną etymologię.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: To słowo, jak mi się zdaje, dobrze charakteryzuje postawę potencjalnego odbiorcy, tego inteligentnego, wykształconego, trochę snobistycznego. Mówię, bom smutna i sama pełna winy…

ZOFIA KRÓL: Kłopot w opisywaniu obyczajów jest taki, że brakuje nam źródeł, na podstawie których można by opisać samowiedzę obyczajową, bo brakuje czasowego dystansu. A wasze podejście badawcze jako historyczek obyczajów polega jednak na tym, że opisuje się wiedzę o obyczajach, nie same obyczaje. Co z tym zrobić, jeśli opisujemy teraźniejszość?

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Samowiedza obyczajowa to po prostu to, co ludzie mówią o obyczajach, a nie to, jak się zachowują. Myśmy w „Obyczajach polskich” nie zajmowały się analizą zachowań, bo nie miałyśmy do tego narzędzi, ale wy wyraźnie szukacie do tego drogi. Kłopotem jest nie tyle brak dystansu czasowego, co właśnie narzędzi. Teoretycznie takie narzędzia mają socjologowie, ale w odniesieniu do obyczajów to zawracanie głowy. Tylko pisarz może je opisać.

ZOFIA KRÓL: Czyli wracamy do tego, że badacz obyczajów powinien być pisarzem. I jeśli Iwona Kurz pisze na przykład o tym, jak się ludzie snobują na Holokaust, to robi to jako pisarka.

MACIEJ SIEŃCZYK: Bez tego ani rusz, sam się zastanawiam, czy nie poruszyć tych tematów. Z przyczyn finansowych.

Maciej Sieńczyk / fot. Maciej Sieńczyk

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Pamiętajmy, że i Prus w „Kronikach” też opisywał życie, jakie ono jest, nie tylko jakim być powinno. I teraz pozostaje pytanie, czy w dzisiejszych czasach możliwe jest opisywanie zjawisk życia. A zjawiska życia bywają różne – zarówno to, że się ludzie pchają bez sensu w drzwiach tramwaju, jak nasz stosunek do uciekinierów z Czeczenii. I tu się już zaczynają poważne sprawy, które niestety też mogą zostać przyjęte z przekąsem. A problem również w tym, że nie bardzo mamy do tego autorów.

1665

ZOFIA KRÓL: Jest też cała sfera pomiędzy zachowaniem w komunikacji miejskiej a uchodźcami z Czeczenii – między savoir-vivre’em a sprawami społecznymi. Kto z piszących obecnie jest takim kronikarzem współczesności?

MACIEJ SIEŃCZYK: Nie są to już projekty całościowe, zakrojone na taką szeroką skalę, nie ma już takiej mody… Ale są ludzie, którzy obejmują jakieś poszczególne obszary.

JUSTYNA JAWORSKA: Leszek Talko z „Dużego Formatu” jest takim felietonistą – trochę o dzieciach, trochę o życiu.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Mniej więcej pośrodku między tymi sferami, między komunikacją miejską a uciekinierami z Czeczenii, jest ktoś, kto opisuje fragment rzeczywistości stale ten sam, czyli siebie samego – Janusz Głowacki. To naprawdę jest opis obyczajów, tyle że mocno narcystyczny. 

ZOFIA KRÓL: To powinien też być kronikarz, który potrafiłby sferę wirtualną zapisywać, niekoniecznie oddzielając ją od codzienności.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA:  Czyli kronikarz, który miałby mniej niż siedemdziesiąt lat.

ZOFIA KRÓL: Tak, delikatnie mówiąc.

MACIEJ SIEŃCZYK: Swoją drogą, Zosiu, może wypadałoby wprowadzić rubrykę poświęconą obyczajom?

ZOFIA KRÓL: No tak, właśnie tak planujemy...

MACIEJ SIEŃCZYK: A, po to się spotkaliśmy?

JUSTYNA JAWORSKA: Tak, jesteś mistrzem, Maćku, trwało to nieco ponad dwie godziny, ale warto było.

ZOFIA KRÓL: Znudziło się nam pisanie tylko o spektaklach, teraz będzie o życiu.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Świętej pamięci Konstanty Puzyna stale powtarzał: „Po cholerę pisać o teatrze, jeśli nie można pisać o życiu?”.

ZOFIA KRÓL: Otóż to.

MACIEJ SIEŃCZYK: A dotąd nie można było pisać o życiu?

ZOFIA KRÓL: Nie zawsze.

JUSTYNA JAWORSKA: Inne pytanie, które trzeba zadać w kontekście obyczajów, bo wpływa na wiele spraw, to czy my jesteśmy rzeczywiście społeczeństwem bezklasowym. Chyba jednak nie jesteśmy. Ale kiedy przy różnych okazjach zadaję studentom pytania – jak się definiują? czy mają wrażenie, że ich rodzina jest kulturowo mieszczańska, ziemiańska albo robotnicza? – to tylko oczy im rosną, i stają się bardzo okrągłe. Prawie nikt się nad tym nie zastanawia. Nawet określenie „moi starzy są tacy mieszczańscy” przestaje w ogóle mieć nośność.

fot. Maciej Sieńczyk

MACIEJ SIEŃCZYK: Jak przyjechałem na studia do Warszawy, to mnie uderzyło, że większość ludzi tu opowiada o swoim arystokratycznym pochodzeniu. Łącznie z tym, że chodziłem do knajp dziadowskich typu Bajka czy Piotruś, siedziały dziady w skórach i bezrękawnikach, i ciągle o tych almanachach gotajskich, herbarzach i o rzekomych swoich zaszłościach.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: O utraconych pałacach na Ukrainie słuchamy nieustannie od czasów „Przedwiośnia”. Ale żeby aż o almanachu gotajskim?

MACIEJ SIEŃCZYK: A to proszę się przejść, tam siedzą te dziady, mówią na nich „krzesła”, bo prawie nie wychodzą stamtąd, z resztkami jedzenia na długich brodach.

ZOFIA KRÓL: Zwykle to są podstarzali absolwenci filozofii.

MACIEJ SIEŃCZYK: Starzy dziennikarze też, z nieistniejących gazet typu „Życie Warszawy”. I wałkują ciągle historię swoich rzekomych koligacji.

JUSTYNA JAWORSKA: Maciek to jest skarb.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Opisać panów, którzy dzisiaj mówią o herbarzach, to byłoby coś.

MACIEJ SIEŃCZYK: Bajka jest dosyć małą kawiarnią, wszystko słychać, oni mówią dosyć głośno, sączą jedno piwo pod kawę, i opowiadają swoje historie rodowe.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA:  O takiej pozornej bezklasowości współczesnej to bym chętnie poczytała. Jak wyglądają dzisiejsze podziały, jaka jest samowiedza klasowa i jak to się ma do ewentualnych wyznaczników obiektywnych. Jeżeli takie w ogóle wchodzą w grę, bo być może te podziały istnieją tylko w świadomości – tych, którzy się mają za lepszych, i tych, którzy się mają za gorszych. 

ZOFIA KRÓL: W dwutygodnik.com rubryka obyczajów będzie miała inny wymiar też przez samo sąsiedztwo – „teatr”, „literatura”, „muzyka” – wśród rubryk, które mają opisywać myślenie ludzi o współczesności, tyle że poprzez sztukę. Więc i w „obyczajach” inaczej się rozłożą napięcia.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Boję się, że to słowo „obyczaje” prowadzi nas w złą stronę, bo tak naprawdę jako cel rysuje się tu rubryka „życie”. Wiem, że nie można w ten sposób nazwać działu w piśmie, ale słowo „obyczaje” natychmiast ciągnie w pewne kodyfikacje, savoire-vivre’y i inne takie, podczas gdy tutaj chodzi o obyczaje rozumiane najszerzej jak można, jako kultura życia codziennego.

ZOFIA KRÓL: Tak, ale słowo „obyczaje” odnosi się właśnie do kultury życia codziennego, to tylko tradycja, historia tego słowa prowadzi do innych kontekstów. 

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: Być może znajdziesz zupełnie inny tytuł i to się będzie nazywało „młoda foka”, wszystko jedno. Wygląda na to, że trzeba szukać zjawisk. Punktem wyjścia musi być zawsze jakieś zjawisko – faceci, którzy przeglądają almanachy gotajskie, nienawistne wpisy w sprawie Masłowskiej, albo w ogóle kwestia szamba, które się wylewa w internecie w dowolnej sprawie. Kiedyś etnografowie spisywali rozmaite interesujące inskrypcje z klozetów publicznych. Rzecz jest znana i cenna. Zresztą polemiki polityczne, które się odbywały na ścianach toalet w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego w marcu 1968 roku, były bardzo pouczające.

ZOFIA KRÓL: Maciek jest trochę takim kronikarzem.

MACIEJ SIEŃCZYK: Egonem Kischem toalet?

ZOFIA KRÓL: Takim zbieraczem wycinków, śmieci różnych, odpadów świata.

MACIEJ SIEŃCZYK: Jak w projekcie „Transgresje”. Odmieńcy i tak dalej.

MAŁGORZATA SZPAKOWSKA: „Galernicy wrażliwości”. To najlepiej pasuje do zwiedzania szaletów męskich. Nigdy nie byłam w szalecie męskim, i to jest poważny brak w mojej edukacji.

MACIEJ SIEŃCZYK: Nie wiem, czy mi starczy paliwa. Mam dużo w rękawie spraw typu odkrywanie czegoś w sex shopie z dziadkami, którzy tam włażą – takie różne kurioza kulturowe, ale nie wiem, na ile to starczy, a nie chcę też rozwadniać wszystkiego na siłę.

1667

ZOFIA KRÓL: Ale jesteś kronikarzem?

MACIEJ SIEŃCZYK: Tak, ale najbardziej kronikarzem samego siebie, piszę te różne osobliwości tylko dlatego, że to jest odzwierciedlenie mojej ogólnej postawy.

JUSTYNA JAWORSKA: Pilch też o sobie pisze.

MACIEJ SIEŃCZYK: Kronika nigdy nie jest oderwana od autora. 
 

współpraca redakcyjna: Maria Magierska

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).