Życie to kalka
fot. Asbjørn Jensen / Wydawnictwo Literackie

Życie to kalka

Adam Pluszka

Siłą „Mojej walki” Knausgårda jest jej wielopłaszczyznowa szczerość. Oraz jej banalność. Banalność, która jest tu metodą

Jeszcze 2 minuty czytania

Jak donoszą media, po wydaniu „Mojej walki” Karla Ovego Knausgårda pojawiły się spore kontrowersje. Po pierwsze dlatego, że tytuł książki, „Min Kamp”, jest norweskim odpowiednikiem „Mein Kampf”. Po drugie zaś niektórzy, zwłaszcza była żona pisarza, sugerowali, że Knausgård posunął się za daleko w ujawnianiu swojego prywatnego życia. Autor przyznał, że chwilami czuł się, jakby zawarł pakt z diabłem: osiągnął sukces za cenę dobrych relacji z przyjaciółmi i rodziną. No właśnie, sukces. Ogromny. Nawet jak na warunki skandynawskie, gdzie poziom czytelnictwa prezentuje się – nie wiem, jakiego użyć określenia: o kosmos? – lepiej niż w Polsce. Plus spora lista zagranicznych wydawców, którzy kupili prawa do „Mojej walki”. Plus znakomite recenzje. 

Na pożyczkę?

Krytycy jak jeden mąż porównują „Moją walkę” do „W poszukiwaniu straconego czasu”, ale to nieporozumienie, które bierze się z objętości obu książek oraz z faktu, że Knausgård wspomina o Prouście w pierwszym tomie. Oczywiście, daje czytelnikowi magdalenkę, ale jednocześnie puszcza do niego oko: „Zarówno zapach klorinu, jak i wygląd niebieskiej butelki zawiodły moje myśli do lat siedemdziesiątych, a konkretnie do szafki pod zlewem w kuchni, gdzie stały środki czystości”. Można szukać podobieństw, więcej jest jednak różnic. Choćby – jak pisał historyk Thomas Meaney w „The Times Literary Supplement” – w sposobie, w jaki autorzy traktują czytelnika: Proust starannie dozował poszczególne wątki, podczas gdy Knausgård pozostawia nas samym sobie: to w naszych kompetencjach leży oddzielenie spraw znaczących od tych pozbawionych znaczenia. 

Porównuje się też „Moją walkę” do twórczości Thomasa Bernharda, ale nic bardziej mylnego. Jedyne w czym Norweg zbliża się do Austriaka – a to i tak wyłącznie dzięki repetycji, bo stylistycznie chyba nie można się bardziej różnić – to zdanie: „Życie to kalka, powiedziała stara babka, która nie wymawiała «w»”; a raczej to, że cierpiąca na demencję, prawdopodobnie alkoholową, babcia Karla Ovego kilka razy je powtarza. 

Zapewne można by wymienić kilkanaście nazwisk skandynawskich pisarzy, którzy pisali o śmierci, melancholii, ogólnym rozpadzie stosunków międzyludzkich: tych pisarzy, u których Knausgård zaciągnął dług. Nie ma to jednak najmniejszego sensu. Knausgård napisał „Moją walkę” dla siebie, a nie po to, żeby odnieść się do jakiejkolwiek literackiej tradycji. 

Zmory walki

Karl Ove Knausgård, „Moja walka.
Księga pierwsza”
, przełożyła Iwona
Zimnicka. Wydawnictwo Literackie,
352 strony, kwiecień 2014
Wspominany już Meaney konstatuje: „Był taki czas, kiedy twórcy kryli się za swoją pracą. […] Od samego początku wiadomo, że Knausgård nie tyle pisze o sobie, ile dla siebie”. Nie ma w „Mojej walce” fajerwerków. Żadnych. Autor porusza się po znanych i często eksploatowanych schematach zależności (ojciec–syn, syn–matka, brat–brat), mówi o sprawach podstawowych, o relacjach – głównie emocjonalnych – z najbliższymi. Opowiada nie tyle o tym, kim jesteśmy, ile o tym, kim jest on sam, Karl Ove Knausgård. Nie dziwi zatem, że pisarz w obawie przed zanudzeniem czytelników na śmierć odradzał wydawcy opublikowanie swojej książki. Bo przez bite trzy i pół tysiąca stron autor bada, czym jest tożsamość – jego tożsamość przede wszystkim – na przykładzie relacji z ojcem. 

Kiedy Knausgård przystępował do pracy, miał jeden cel – zmierzyć się z ojcem. Mówi o tym tak: „Gdy się okazało, że nie żyje swoim życiem, a życiem rodziny, mój ojciec zaczął pić. Żeby nie zacząć pić, zacząłem o nim pisać”. I zaczął walczyć: z nim i ze swoim do niego stosunkiem. Z tą, zdaniem norweskiego pisarza, najsilniejszą figurą, jaką zna psychologia. Walka to oczywiście nierówna: z kimś, kogo przez większą część dorosłego życia się nienawidziło, komu było się podległym i kto na zawsze stał się punktem odniesienia. Rzecz prawie niemożliwa. „Moja walka” jest ucieczką – tak jak ucieczką byłby alkohol – ale też próbą zrozumienia. 

Knausgård na tę wojnę wyruszył bez emocji: na chłodno analizuje najdrobniejsze szczegóły. Te, które pamięta, i te, których zapamiętać nie mógł. Jak zauważył Wit Szostak w audycji radiowej „Szczotki”, pamięć ma charakter wybiórczy: pamięta się emocje związane z rozmowami, ogólny nastrój, ale nie całe zdania – a tym bardziej dyskusje, które spisane zajmują kilkanaście, ba – kilkadziesiąt stron, czy to, kto, gdzie i z kim szedł, jaka była pogoda i co narrator wtedy czuł. Knausgård zresztą otwarcie przyznaje, że tam, gdzie zawiodła go pamięć, zmyślał. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia, w końcu wciąż mówimy o powieści, nie zaś o kronice. Ważne jest co innego: po co ją napisał?

Gdyby wziąć za dobrą monetę to, co autor mówi w wywiadach, „Moja walka” – jako eksperyment, Knausgård sam używa tego słowa – bada, jak daleko można się posunąć w skrzętnym opisywaniu banalnej codzienności. I przede wszystkim – czy to pomaga w zrozumieniu świata. 

Knausgård robi z „Mojej walki” poligon doświadczalny: chce się dowiedzieć czegoś o sobie z własnej książki, zbadać swoje motywacje poprzez ich opisanie. Spojrzeć na życie przez literaturę, dzięki fikcji zrozumieć rzeczywistość. W tym świetle „Moja walka” jest walką o zaspokojenie potrzeby sensu. 

Uczciwość i szczerość

Stąd kontrowersyjna potrzeba skrupulatnego opisania wszystkiego, przymus bycia uczciwym. Mówię, rzecz jasna, o uczciwości emocjonalnej, nie kronikarskiej. Zmyślenia, którymi autor uzupełnia luki w pamięci, są nieistotne, to tylko narracyjne zapychacze. 

Knausgård mówi, że nie da się żyć uczciwie – każdy nieustannie kłamie – ale trzeba być uczciwym w pisaniu. Literatura to miejsce, gdzie szczerość może być największa. Ze względu na intymność samego aktu: gdy się pisze, jest się samemu, wstyd reguluje zachowanie człowieka w społeczeństwie. Podczas pisania Knausgård starał się pozbyć tego „my” z tyłu głowy, nie troszczyć się o normy ani o to, co ludzie pomyślą lub poczują. Tym samym nie daje nikomu, także sobie, taryfy ulgowej. Kiedy pisze, że po śmierci ojca miewał żenujące napady niekontrolowanego płaczu, nie próbuje sobie dodać męskości. Kiedy opowiada o tym, jak traci cierpliwość i wrzeszczy na swoje dzieci, nie stara się przemilczeć, że je szarpie, a furią i brakiem cierpliwości doprowadza je do łez.

Odnoszę wrażenie, że siłą „Mojej walki” jest jej wielopłaszczyznowa szczerość. Oraz jej banalność, niczego nie ujmująca warsztatowi. Banalność, która jest tu metodą. 

Fenomen

Już po pierwszych kilku stronach lektury pojawia się pytanie, co sprawia, że powieść Knausgårda robi taką furorę, w końcu także w Polsce trafiła na listy bestsellerów. W fabule pierwszego tomu nie ma nic szczególnego, zaledwie trzy wątki: dzieciństwo (kilka sygnałów, że z ojcem Karla Ovego należy się liczyć, bo jest drażliwy), dojrzewanie (wraz ze wszystkim, co się z tym okresem wiąże: upokorzeniami, niespełnionymi miłościami, alkoholem, budzącą się seksualnością, buntem, niepewnością) i wiek dojrzały (przede wszystkim nagła wiadomość o śmierci ojca). Jest wiele książek – o doniesieniach z prasy nie wspominając – w których bohaterom dzieje się gorzej. Ojcowie są okrutniejsi i bardziej toksyczni, bracia wredniejsi lub bardziej dominujący, matki mniej obecne i tak dalej. 

Może to błędny trop, ale moim zdaniem – oprócz wymienionych już banalności i szczerości – chodzi tu o połączenie dwóch porządków: fikcji i rzeczywistości. Kilka lat temu dało się zaobserwować, głównie na rynkach zagranicznych, odwrót od literatury pięknej na rzecz literatury faktu. Zmniejszyła się popularność sag, na drugi plan zeszły powieści. Rządziły reportaże, biografie i wspomnienia. Niedługo później ten trend pojawił się i w Polsce. Ale od niedawna powieść zaczyna jakby wracać. 

Knausgård – i może właśnie na tym polega jego fenomen – łączy w „Mojej walce” obie te rzeczy – fikcję i fakty. Opowiada o czymś, co się zdarzyło naprawdę, nadając narracji formę powieści. Bardzo dobrej powieści, nie boję się tego powiedzieć.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.