Mięso, metal i kod

Mięso, metal i kod

Rozmowa z Stelarkiem

Na tym poziomie ewolucji nie możemy określać siebie jedynie jako maszyn biologicznych. Cywilizacja ludzka to rezultat trajektorii technologicznej

Jeszcze 4 minuty czytania

ALEKSANDRA HIRSZFELD: Jednym z podstawowych pojęć, które nasuwają się przy zderzeniu z twoją sztuką, jest pojęcie percepcji. Praktycznie w każdej z twoich prac percepcja i zdolność jej poszerzania wydaje się niezwykle istotna. Technologia daje nam tę możliwość, to oczywiste. Dlaczego jednak my, jako ludzie, mamy potrzebę poszerzania owej percepcji? Dlaczego poszukujemy innych rodzajów doznawania i odbierania świata?
STELARC:
Prawdopodobnie dlatego, że ludzie ze swej natury są niezwykle ciekawi. A dlaczego jesteśmy ciekawi? Ponieważ człowiek jako maszyna w swej konstrukcji może poruszać się, i to nie tylko dookoła własnej osi. Mamy tę zarówno genetyczną, ale i fizyczną zdolność do eksplorowania przestrzeni dookoła nas, do tworzenia nowych narzędzi, nowych instrumentów czy nowych maszyn. Technologia zaś, jej uwodzicielski charakter tkwi w tym, że pozwala generować dodatkowe informacje, wytwarzać dodatkowe perspektywy postrzegania, generować poszerzone obrazy świata, które tym bardziej potęgują naszą ciekawość. Jako maszyny biologiczne jesteśmy świadomi granic naszych zmysłów. Ludzkie ciało nigdy jednak nie było czysto biologiczne. Na tym poziomie ewolucji, na którym jesteśmy, nie możemy określać siebie jedynie jako maszyn biologicznych. Cywilizacja ludzka to rezultat trajektorii technologicznej. Kiedy rozwijamy język, kiedy budujemy artefakty, kiedy konstruujemy architekturę, kiedy projektujemy komputery i inne technologie, to tak naprawdę generujemy możliwości dla stworzenia czegoś w rodzaju hiperhumanizmu. Moglibyśmy powiedzieć, że być człowiekiem oznacza tak naprawdę nie pozostawać człowiekiem. Być człowiekiem to znaczy posiadać pragnienie na nadmiar, na przekraczanie.

WYSTAWA STELARCA
W ŁAŹNI

Stelarc (ur. 1946) to australijski artysta, pionier sztuki robotycznej i performer. Centralnym wątkiem jego praktyk artystycznych jest ludzkie ciało i jego ograniczenia. W swoich działaniach Stelarc poszukuje alternatywnych architektur anatomicznych. Do jego najważniejszych prac należą m.in. Third Hand, Stomach Sculpture, Ear on Arm i Exoskeleton, czyli sześcionożny robot. W 2000 roku artysta otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Monash (Melbourne). Stelarc pracuje obecnie na Uniwersytecie Brunel w Londynie Zachodnim, gdzie zajmuje się sztuką performansu. W 2010 roku otrzymał grant od Rady Australijskiej oraz nagrodę Ars Electronica Hybrid Arts.

Wystawę Selarca „Mięso, metal i kod: Rozchwiane chimery”, która prezentowana jest w ramach projektu Art and Science Meeting, można obejrzeć do 13 lipca 2014 w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku. Kuratorem wystawy jest Ryszard W. Kluszczyński.

Czym współcześnie jest percepcja?
Percepcja to generalne pojęcie dookreślające organizację wrażeń zmysłowych, sposób, w jaki poznajemy i doświadczamy świata. Dla mnie przede wszystkim percepcja nie jest już czysto biologiczna. Dzisiejsze postrzeganie jest wzmocnione, zapośredniczone, poszerzone i zmodulowane w różnych kierunkach z pomocą oczywiście technologii.

Żyjemy w czasach internetu i usieciowenia. Czym ta łączność, ten rodzaj specyficznej komunikacji jest dla ciebie?
Przede wszystkim pojęcie komunikacji nie musi wiązać się z myśleniem o  połączeniu w jedność, o czym często czyta się w SciFi – w rodzaj globalnego mózgu. Myślę, że wręcz przeciwnie. Na pewno usieciowienie powoduje modyfikacje i złożoność w relacjach, jakie mogą się tworzyć  i oczywiście może generować nieoczekiwane problemy. Jeśli na przykład w przyszłości będziemy połączeni ze sobą za pomocą internetu, ale bezpośrednio, czyli dzięki czipom w naszych ciałach, pojawi się możliwość hakowania nas. W chwili obecnej może się to dziać na poziomie naszych komputerów. Możemy stracić kontrolę nad naszym osobistym komputerem, bo ktoś inny może go zdalnie kontrolować. Poza tym obecnie, dzięki kamerom, które znajdują się już wszędzie, możemy w Sieci podziwiać drugi kraniec świata. Internet ma teraz oczy i my możemy przez te oczy patrzeć, ale wyobraźmy sobie kolejny krok. Wyobraźmy sobie, że ludzie staną się portami dla innych – na przykład ja będę w Londynie i będę mógł twoimi oczami patrzeć na Gdańsk, czy czyimiś uszami słuchać tego, co dzieje się na przykład w Nowym Jorku; a jeszcze ktoś inny, kto jest dajmy na to w Tokio, będzie zdalnie kierował moją ręką, by wspólnie wykonać jakieś zadanie. Nagle nasze doświadczenie świata nie będzie zdeterminowane naszą lokalizacją ani naszą pojedynczą strefą percepcyjną, ale multiplikacją innych sensorycznych ciał.

Nasze zapotrzebowanie na łączność, na bycie usieciowionym będzie rosło.
Nasze zapotrzebowanie na usieciowienie zmienia się. Jesteśmy w pewnym sensie uzależnieni od bycia w kontakcie, w komunikacji. I tak, jak jesteśmy fizjologicznie, chemicznie uzależnieni od używek, tak też stajemy się uzależnieni od informacji, od połączenia, które jest źródłem natychmiastowej wiedzy i możliwości sieciowej kolaboracji. To właśnie internet i komputer pozwalają nam w ten sposób funkcjonować. Jeden z wybitnych naukowców, Mathew Sellars, pracuje teraz nad informatyką kwantową. Wiemy już, że jeśli mamy kwantowy komputer, to niedługo będziemy mieli i kwantowy internet – co jest koncepcyjnie totalnie wybuchowym pomysłem. To może diametralnie zmienić nasz system funkcjonowania poprzez usieciowienie.

Twoja koncepcja „Fractal Body” zakłada, że właśnie dzięki interaktywności na odległość i komunikacji przez internet staniemy się interaktywną strukturą z wielością oddziałów, a internet będzie czymś na kształt systemu nerwowego łączącego rozdzielone przestrzenią ciała-portale. Dotykamy tu kwestii redefinicji pojęcia czy też pojmowania ciała. Myślisz, że za kilkadziesiąt lat inaczej będziemy myśleć o swoich ciałach?
Będziemy musieli zacząć inaczej myśleć. I to nie tylko w kontekście usieciowienia. Zmiany technologiczne wymuszą na nas również zmiany na poziomie etycznym czy kulturowym. Na przykład romantyczną wizję serca... Powstało już sztuczne serce – rodzaj pompki z silnikiem, które pozwala na przepływ krwi w takim samym stopniu, jak czyni to zwykłe serce, ale jest mniejsze, robotyczne i, co istotne w kontekście naszej rozmowy, cyrkuluje krew bez przerwy i bez pulsu. W przyszłości więc możemy położyć głowę na klatce piersiowej swojego czy swojej ukochanej i okaże się, że to serce nie bije wolniej, ale nie bije wcale. Nagle zmienią się estetyczne kwestie, do których przyzwyczailiśmy się przez lata rozwoju naszej kultury. Bijące serce to przecież podstawowy element poetyckiej konotacji emocji – miłości. Rozwój techniczny nie tylko zmieni to, w jaki sposób nasze ciała będą działać, ale też zredefiniuje znaczenia kulturowe, te romantyczne, poetyczne. Nasza maszyna cielesna nie będzie już tą samą maszyną...

Kim bądź czym jest czy będzie ta maszyna ludzka w kontekście twoich działań?
Nie mam jednej ideologii czy też szczegółowej koncepcji tego, co robię i tego, czym na przykład jest człowiek, w sensie jakieś stałej definicji w kontekście mojej praktyki artystycznej. W moich działaniach najważniejsza jest dla mnie strategia otwartości na to, co możliwe. Chodzi o otwartość na potencję, która kryje się za specyfiką permanentnie rozwijającej się technologii, poszerzającej się wiedzy na temat fizjologii ludzkiego ciała oraz specyfiki środowiska, w którym dane rozrastają się w wirtualnym świecie. Dlatego też powinniśmy myśleć o ciele, o człowieku obecnie, jako o pewnym konstrukcie składającym się z biologiczności, technologii i wirtualności – czyli mówiąc językiem cyberpunkowym – współczesny człowiek to mięso, metal i kod. Cały czas nasza, że tak powiem, istota czerpie z tych trzech wymiarów. Oczywiście nadal jesteśmy przede wszystkim ciałami biologicznymi i czasami robimy rzeczy czysto biologiczne. Musimy jeść, spać, wydalać, ale w innych momentach nie jesteśmy już w stanie funkcjonować bez technologii czy danych. Ciało dziś jest pewnego rodzaju formą współczesnej maszyny-kamery, która jest jednocześnie biologiczna, technologiczna i ustrukturyzowana przez dane. Dlatego bardzo interesującą mnie kwestią jest, jak możemy i jak będziemy konstruować interfejsy, tak by móc symultanicznie działać w tych trzech wymiarach. Ostatnio dużo mówi się o Head-Up Display, okularach Google czy soczewkach, które mogą wyświetlić ci informacje bezpośrednio do oka. Niedługo będziemy nie tylko patrzeć na świat, ale i uzupełniać dane wrażeniowe o dodatkowe informacje na temat tego, co widzimy. I trzeba pamiętać, że w poszukiwaniach tych nie chodzi o rodzaj wspierania biologiczności ludzkiego ciała, tylko o wykreowanie dodatkowego metapoziomu doświadczenia, który nie jest już jedynie zdeterminowany przez czysto biologiczny fakt naszego ciała. Chodzi o poszerzenie, a nie uzupełnienie możliwości. A to istotna różnica.

Exoskeleton

Mówisz o poszerzaniu możliwości. A jak się ma sprawa z pojęciem życia? Czy połączenie mięsa, metalu i kodu nie zmieni też myślenia o tym, co oznacza być żywym?
To jest niezmiernie interesujące zagadnienie, co oznacza współcześnie być żywym. To nie jest już taka prosta kwestia. Właściwie nie chodzi o to, by pytać, co to znaczy być człowiekiem czy maszyną. Powinniśmy raczej pytać, co to znaczy być żywym we współczesnym świecie. Obecnie możemy konserwować trupy na zawsze i jednocześnie możemy podtrzymywać ciała przy życiu dzięki technologii. Możemy zamrażać martwe ciała i wierzyć, że w przyszłości będą mogły być reanimowane. Już teraz tworzymy byty półżyjące (semi-living) – laboratoryjne chimery, które dzięki inkubatorom i odżywkom mogą istnieć wiecznie. Takie rzeczy naprawdę wcześniej się nie działy. W przyszłości większość ludzi nie będzie już umierała biologiczną śmiercią. Umrą wtedy, kiedy wyłączona zostanie technologia podtrzymująca dane ciało przy życiu. To jest niezwykle ciekawe, jak od teraz postrzegać ludzkie ciało, jeśli możemy je wyłączyć i z powrotem włączyć do działania? Ciało coraz bardziej będzie przypominać pod tym względem maszynę. To zaś kreuje niezwykle ciekawe pytania z filozoficznego punktu widzenia.

Twoja sztuka kojarzona jest z przekraczaniem granic pojmowania tego, co ludzkie. Z przyszłością ciała. Dużo myślisz o tym, jak w przyszłości będzie wyglądać nasze życie?
Oczywiście. Jako artysta jednak nie jestem aż tak bardzo zainteresowany spekulowaniem. To, co jest dla mnie istotne, to nie tyle generowanie pomysłów, co aktualizowanie tego, co możliwe. Praktyka artystyczna nie może być czysto akademickim działaniem. Dla mnie sama idea, by np. polecieć na Księżyc, nie jest tak bardzo interesująca. To, co jest pociągające, to naukowe kroki, które pozwalają tę możliwość zrealizować, i uzmysłowienie sobie tych wszystkich fizjologicznych konsekwencji tego pomysłu: co się będzie działo z ciałem, które nagle będzie w stanie nieważkości? Jak jeść w takim stanie? Jak się poruszać? Nie ma co na wyrost roztrząsać przyszłości ani spekulować nad przyszłością. W pewnym sensie konstruujemy nasze możliwości narastająco i w określonej kontynuacji. Gdyby w którymkolwiek z moich projektów chodziło tylko o idee tego, co można zrobić, nie byłoby to aż tak interesujące. Dopiero to, że artysta może w pewnych określonych warunkach zaktualizować owe pomysły, nadaje im wagę.

Stelarc, Aleksandra Hirszfeld, Ear on arm

Oglądając twoje prace, poczynając od tych z lat 80., czyli od podwieszania się na hakach, poprzez projekt z uchem na ramieniu, a kończąc chociażby na rzeźbie w żołądku – cały czas myślę o tym, że przede wszystkim są to bardzo bolesne działania. Czy ból, który bezsprzecznie towarzyszy wszelkim Twoim praktykom artystycznym jest uzależniający?
Nie. To prawda, że ból jest częstym elementem moich praktyk, ale niektóre pomysły są z założenia trudne do wykonania i są cielesnym wyzwaniem. Jeśli używasz swojego ciała jako materii performatywnej, musisz wziąć pod uwagę fizyczne konsekwencje tej decyzji, jeśli więc podejmujesz się zawieszać na hakach i wbijać te haki w ciało, to, chcąc nie chcąc, wiąże się to z godzeniem się na ból. Nigdy bym jednak nie powiedział, że było to fizycznie przyjemne i za każdym razem jest to dla mnie wyzwanie. Niektóre projekty były naprawdę bardzo trudne – na przykład wspomniana rzeźba wewnątrz mojego brzucha. Pod tym względem to chyba mój najtrudniejszy performance jak do tej pory. Poza wpuszczeniem rzeźby przez przełyk musieliśmy też włożyć tą samą drogą endoskop, by ją sfilmować, czyli musiałem pomieścić w przełyku jakieś dodatkowe 2 cm rurki... W zależności od projektu musiałem się borykać z różnego rodzaju stopniem bólu i trudności. Jak podwieszałem swoje ciało, to właściwie ból był tylko wtedy, kiedy performance trwał. Przy akcji z trzecim uchem przez dwa miesiące musiałem rozciągać skórę na przedramieniu, by móc włożyć tam szkielet ucha. Nie mogłem nosić ubrań. To było dużo trudniejsze do zniesienia pod względem fizycznym niż podwieszanie, ale powód, dla którego to robiłem, nie był podyktowany tym, że chciałem mieć bolesne doświadczenie. To trochę tak, jakby powiedzieć, że decydujesz się na ciążę tylko po to, by mieć bolesne doświadczenie. Cel tych działań leży zupełnie poza pragnieniem bólu, który zaś jest jego konsekwencją.

W wielu twoich pracach performatywnych pojawia się system, w którym część twojego ciała podłączona jest do stymulatora mięśni, który zaś kontrolowany jest albo przez odbiorców, albo przez program komputerowy. Następuje tu rozbicie miejsca kontroli i dowodzenia przez jedną osobę. Czym dla ciebie są te doświadczenia?
Nie interesuje mnie, kto kontroluje moje czy dane ciało, ale fakt, że jedno ciało może mieć wielu agentów. Chodzi o stworzenie sytuacji, w której ciało będzie miało bardziej kompleksowy interfejs dla świata pozwalający na współdziałanie, na współdotykanie się z innymi ciałami będącymi w innych miejscach. W niektórych tego typu wydarzeniach miałem Head Up Display, dzięki czemu mogłem widzieć ludzi, którzy kontrolowali ruchy części mojego ciała. Miałem wtedy poczucie nawiązania pewnego rodzaju intymności bez dotyku. Byłoby interesujące połączyć dwa ciała tak, by jedna osoba mogła stymulować części ciała drugiej i na odwrót. Ten rodzaj współpracy na poziomie fizycznym będzie pojawiał się w internecie coraz częściej. Sprzęty dotykowe dedykowane internetowi są coraz bardziej dostępne. Niedługo nie tylko będziemy mogli oglądać się przez Skype'a, ale pojawi się też możliwość fizycznej obecności za pomocą właśnie sprzętu dotykowego.

Kto zatem w twoich performansach poznaje i doświadcza świata? Stelarc?
Z mojego punktu widzenia im więcej robię tego typu działań, tym mniej myślę o sobie jako o kimś, kto ma swój własny umysł czy w ogóle umysł w klasycznym metafizycznym tego słowa znaczeniu. Przywykliśmy do myślenia o sobie jako o centrum. Nasze ego postrzegamy jako decyzyjny punkt dowodzenia. Co ciekawe, ten kartezjański model systemu poznawczego jest również widoczny w naszym postrzeganiu na przykład świata komputerowego. Dualistyczny podział na ducha i ciało realizuje się w softwerze i hardwerze. Myślę że rozwój wiedzy, technologii i świata wymusza na nas zmianę perspektywy myślenia o podstawowych kwestiach związanych z pojęciem tożsamości, ego, centrum. Usieciowienie, o którym rozmawialiśmy, pozwala poszerzać pole doświadczania i zmienić owo kartezjańskie  miejsce dowodzenia. Przekraczanie czy może przesunięcie punktu ciężkości postrzegania i poczucia kontroli już się przecież aktualizuje.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.