Ukraina? O tym prawie się nie rozmawia
Joanna Warsza (kuratorka programu publicznego Manifesta 10) z Deimantasem Narkevičiusem (jednym z artystów programu publicznego) Fot. Jana Romanova

Ukraina? O tym prawie się nie rozmawia

Rozmowa z Joanną Warszą

Jaki wpływ na politykę Putina może mieć bojkot Manifesty? Żaden. Jeśli natomiast któraś z prac sprowokuje w Rosji prawdziwą debatę, wówczas coś może drgnąć

Jeszcze 5 minut czytania

PAULINA WROCŁAWSKA: Lokalizacja tegorocznego biennale Manifesta w Sankt Petersburgu wywołała sprzeciw sporej części międzynarodowego środowiska. Gdy rozpoczynałaś współpracę z Manifestą, jako kuratorka programu publicznego, konflikt między Rosją, a Ukrainą już trwał?
JOANNA WARSZA: Kasper König, kurator głównej wystawy Biennale, zaprosił mnie do współpracy w grudniu. Trwał już Majdan, ale Rosja nie rozpoczęła jeszcze ani swojej propagandy, ani interwencji na Ukrainie. W innym przypadku zapewne nie miałabym odwagi jechać tam do pracy na rok. Jednak kiedy zastał mnie tam konflikt, wraz z grupą artystów – w większości z Europy Środkowej – postanowiliśmy zmierzyć się z okolicznościami, a nie uciekać.

Kontrowersje wokół lokalizacji Manifesty pojawiły się jednak dużo wcześniej. Holenderski oddział AICA (Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki) dość szybko wezwał do bojkotu imprezy w kraju, w którym łamane są prawa człowieka.
Bojkot jest ważnym narzędziem politycznym, kiedy potencjalnie może przynieść realny skutek, jak zdarzyło się niedawno na Biennale w Sydney. Jakie stawiasz sobie cele, kiedy bojkotujesz wystawę w Rosji? Czy uważasz, że twoja presja, wyrażona najczęściej przez kliknięcia na komputerze, gdzieś w Europie, ma szanse poprawić prawa społeczności LGBT w Rosji? Czy wierzysz, że ta decyzja pomoże lokalnym organizacjom gejowskim i lesbijskim? Wydaje mi się, że raczej przyczynia się do ich izolacji. Z drugiej strony bojkot jest oczywiście narzędziem mobilizacji, które ma uwrażliwić na kwestię dyskryminacji, wykluczenia, opresji. Jeśli tak, to w tym przypadku chyba bardziej skuteczne jest pozostanie na miejscu i praca z problemem, lub szeroko rozumianą opozycją. Wreszcie, jaki wpływ na politykę Putina może mieć bojkot Manifesty? Żaden. Jeśli natomiast któraś z prac sprowokuje prawdziwą debatę, nie tylko w gronie nawróconych, ale w samym oku cyklonu, wówczas coś może drgnąć. To tylko sztuka, albo może aż sztuka.

Manifesta 10

10. edycja europejskiego biennale sztuki współczesnej Manifesta, kurator programu głównego: Kasper König, kuratorka programu publicznego: Joanna Warsza; Ermitaż oraz wybrane punkty w całym mieście, Sankt Petersburg, 28 czerwca – 31 października 2014.

Manifesta inaczej niż inne biennale sztuki jest imprezą o charakterze nomadycznym; za każdym razem odbywa się w innym miejscu, często z dala od kulturalnych i politycznych centrów Europy. Za każdym razem ma również odmienny, wchodzący w dialog z lokalnym kontekstem program, kształtowany przez wybieranego na drodze konkursu kuratora. Manifesta eksploruje nowe praktyki wystawiennicze i edukacyjne. Idea imprezy zrodziła się na początku lat 90. jako odpowiedź na nową, jednocząca się po upadku muru berlińskiego Europę. Od 1996 r. biennale odbyło się w Rotterdamie, Luksemburgu, Ljubljanie, Frankfurcie, San Sebastian i Południowym Tyrolu oraz Genk.

Joanna Wichowska krytycznie o organizacji Manifesty w Petersburgu i poparciu dla Roku Polskiego w Rosji.
Odpowiedź Joanny Warszy na tekst Joanny Wichowskiej. 
Rozmowa z rosyjskim kolektywem  Szto diełat’.

Stanowisko Pawła Arseniewa, lewicowego rosyjskiego artysty, zaangażowanego w program publiczny Manifesty.

Czyli nie miałaś nigdy myśli, żeby się jednak wycofać? 
Nie chcę ukrywać, też mam czasem konflikt wewnętrzny. Jednak jestem pewna, że muszę wziąć odpowiedzialność za moją decyzję pracy w Rosji, w Ermitażu i dla Manifesty oraz z rosyjskim zespołem i artystami, dla których nasz wyjazd byłby klęską izolacji. W marcu dostawałam wiele rad i opinii na Facebooku, jedna z nich brzmiała: wycofaj się po cichu, powiedz, że jesteś chora, dostałaś inną pracę... Każdy scenariusz jest zły, ale ten byłby najgorszy. Przy 7. Berlin Biennale, które było trudnym przedsięwzięciem, nigdy nie brałam pod uwagę rezygnacji. Teraz rozważałam różne scenariusze i ich konsekwencje. Mam poczucie wewnętrznej wolności: jeśli zostaniemy ocenzurowani, onieśmieleni czy wyciszeni, mamy możliwość wycofania się w każdej chwili.

Helmut Draxler, niemiecki krytyk, powiedział mi: „Musisz spróbować postawić kropkę nad i. Jeżeli ci się nie uda, to twoje odejście też zyska wartość polityczną. Zwróci większą uwagę niż rezygnacja poprzez status na Facebooku, który natychmiast zostanie ukryty pod tysiącem innych statusów”. 

Pracuję z dwudziestoma artystami, każdy zdecydował się zostać i robi duży, nowy projekt, więc wyobraź sobie, że ja im nagle mówię, że odchodzę. To musiałaby być wspólna decyzja. 

Joanna Warsza

urodzona w 1976 niezależna kuratorka sztuk wizualnych, performatywnych oraz architektury. Była drugą kuratorką (obok Artura Żmijewskiego) 7. Berlin Biennale i kuratorką Gruzińskiego Pawilonu na 55. Biennale w Wenecji. Zrealizowała dwa projekty w przestrzeni miejskiej Tbilisi: „Betlemi-Mikro-Raioni” (2009) oraz „Frozen Moments. Architecture Speaks Back” (2010). Jest redaktorką książki „Ministry of Highways: A Guide to the Performative Architecture of Tbilisi”. oraz jedną z kuratorek Göteborg International Biennial for Contemporary Art (2013). Wcześniej jako założycielka Fundacji Laury Palmer zrealizowała szereg projektów w przestrzeni publicznej w Polsce, m.in. słynne akcje „Boniek!”, „Podróż do Azji” na Stadionie X-lecia, „Mieszkania X” w warszawskich prywatnych mieszkaniach czy „Wiosna w Warszawie” z izraelską grupą Public Movement.

Wierzysz, że rosyjskie władze traktują kulturę i sztukę, was, jako partnerów? Nie jesteście tylko trybikami, które są wykorzystywane w politycznej machinie do zupenie innych celów? Tak jak to miało miejsce z olimpiadą w Soczi.
Cała ta sytuacja doprowadza do strasznej demonizacji Rosji. Dziennikarze, którzy przyjeżdzają do Petersburga, pytają: czy to prawda, że jesteście cenzurowani i nie dostajecie pensji? Owszem, płacą nam niestety z opóźnieniem, ale takie procedury znam również z Polski. Przyjeżdżasz z gotowym obrazem i szukasz potwierdzeń. A wiesz, co tak naprawdę jest na miejscu? Totalny spokój i wyparcie problemów. Ukraina? O tym prawie się nie rozmawia. To jest tragiczne. I dlatego potrzeba tu sztuki, potrzeba sposobów dotknięcia tego, co wyparte.

A zawłaszczenie? Oczywiście, istnieje takie niebezpieczeństwo, ale pamiętaj, że olimpada ma produkować spektakl, a my wystawę sztuki współczesnej, która rości sobie pretensje do budowania krytycznego dyskursu, obrony praw LGBT, feminizmu i pluralizmu. To jest zbyt wyrafinowane dla Putina. Jemu raczej na rękę jest wycofanie i nasz strach. Ostatnio jednak zdecydowałam się odwołać jeden z projektów, w Teatrze Aleksandryjskim, którego kuratorzy siali taką propagadę, że rzeczywiście straciłam nadzieję, że nasza obecność tam cokolwiek zmieni.

Poprzednie Berlin Biennale, którego byłaś współkuratorką, było pewnego rodzaju klęską sztuki krytycznej. Pokazało, że sztuka za wiele nie może. I teraz, po tamtym doświadczeniu, wchodzisz w nowy projekt z tą samą wiarą, że jednak może?
Praca nad Berlin Biennale dzieliła się dla mnie na dwa okresy. Pierwszy to był bardzo ciekawy research na temat skuteczności i miejsca sztuki w kryzysie politycznym. Bardzo dużo się wtedy od Artura Żmijewskiego nauczyłam. Trochę jak dziennikarze jeździliśmy do miejsc, gdzie działo się coś ważnego i pytaliśmy artystów zaangażowanych w sprawy społeczne, jak sztuka może reagować na rzeczywistość. Z tych wywiadów wydaliśmy książkę „Forget Fear”. Jednak żeby sztuka mogła działać, często potrzebny jest stan wyjątkowy. Jak teraz w Rosji, gdzie w wystawie biorą udział artyści prawicowi i lewicowi, gdzie trwa prawdziwy spór polityczny przez sztukę, gdzie bojkot czy równoległe działania tworzą parlament opinii. To jest okazja, bo pytania nie są zadane w bezpiecznym Berlinie, ale w Rosji razem z jej lokalną publicznością, opozycją, aparatczykami i podzieloną sceną artystyczną.

Mapa. Kuratorski koncept programu publicznego narysowany przez biorącą w nim udział artystkę
Alwetinę Kakhidze. Kijów, marzec, 2014.

Największą krytykę międzynarodowego środowiska zbiera od samego początku Kasper König, kurator głównej wystawy Manifesty. Czy ta wystawa, przygotowana nota bene w Ermitażu, została po wydarzeniach na Krymie jakoś zmieniona?
König jest kimś, kto obok Haralda Szeemanna czy Jana Hoeta wymyślił zawód kuratora, a także sztukę w przestrzeni publicznej (m.in. jako współzałożyciel Skulptur Projekte Münster). Paradoks polega na tym, że jako klasyk kuratorstwa charakteryzuje się dosyć staroświeckim – jak sam twierdzi – podejściem do pracy z artystą. On za artystą podąża, a nie – jak my często – formatuje kontekst. Jeśli Hirshorn dzwoni do Königa i mówi, że jego praca musi ulec zmianie w związku z wydarzeniami na Ukrainie, to König to oczywiście empatycznie akceptuje i obudowuje, natomiast sam nie zadzwoni do artystów i nie powie im – reagujcie, będę was bronił.

Kuratorki zeszłorocznego Biennale w Stambule, w związku z wydarzeniami na placu Taksim, całkowicie przeformułowały gotowy projekt i ostateczną listę artystów ujawniły dopiero na 4 dni przed otwarciem.
Jeśli jakaś instytucja czy biennale kontynuuje swoje działanie w wyjątkowych warunkach politycznych, nie może udawać, że nic się nie dzieje. Warunkiem kontynuacji jest adaptacja, reakcja, zajęcie stanowiska. Istambul Biennale wycofało się z przestrzeni publicznej i odwołało program publiczny. Czy uważasz, że to dobra decyzja? Ja nie. Podobnie jak nie uważam, aby dobrą decyzją było odwoływanie zaplanowanego na 2014 rok Biennale w Kijowie. Szkoda, że kurator Georg Schöllhammer nie miał odwagi zmierzyć się z zaistniałą sytuacją.

Dworzec Witebski w Petersburgu – stąd odjeżdzają pociągi do miast, z których pochodzą zaproszeni do programu
publicznego artyści. Fot. Rustam Zagidoullin

König ma w sobie nutę anarchistyczną, więc przygotowana przez niego wystawa będzie dużo mniej konserwatywna, niż się teraz wszystkim wydaje. Do głównej sali Pałacu Zimowego wprowadza – na miejsce zawsze tam obecnego Matissa – trzy kobiety, malarki, z różnych pokoleń, wszystkie zaangażowane politycznie. Jedna z nich, Marlene Dumas, pokaże serię portretów znanych homoseksualnych mężczyzn. W Ermitażu, w centrum najbardziej wertykalnej instytucji sztuki w Rosji – blisko związanej z władzą. W instytucji, która broni imperialnej i neoimperialnej tradycji rosyjskiej, i miejscu, które ze sztuką współczesną dotychczas miało mało wspólnego.

I teraz rosyjskie władze będą mogły powiedzieć – nic się w Rosji złego nie dzieje, w świątyni pokazujemy homoseksualistów.
Wydaje mi się, że prędzej wystawa zostanie zamknięta – rozmawiałam o tym z lokalnym festiwalem filmowym LGBT Side by Side. Powiedzieli mi, że można się wszystkiego spodziewać i na wszystko trzeba być gotowym.

Opowiedz więcej o samym Petersburgu.
Petersburg to taki Dubaj XVIII wieku. Miasto-mimikra, sklejanka Wenecji, Amsterdamu, Paryża, marzenie o europejskim śnie. Przywożono tu mieszkańców i kazano im „grać Europejczyków”. Cały kontekst jest więc oparty na tym paraeuropejskim przedstawieniu, co dziś, w dobie odwracania się Rosji od Europy, tworzy nowe znaczenia. Do tego jest to miasto pierwszych awangard, prób łączenia sztuki i życia, które stają się dziś bardziej niż aktualne. Jeden z projektów realizujemy w domu Jeleny Guro i Michaiła Matiuszyna, gdzie napisano futurystyczną operę „Zwycięstwo nad Słońcem”. Do tego Leningrad – fascynująca konstruktywistyczna utopia, upadające budynki z podręczników historii architektury; trauma oblężonego miasta i głodu, i oczywiście cała powojenna tkanka miejska.

Alwetina Khakinadze, Moskiewskie protesty, 15 marca 2014.

Teatry i balety każdego wieczora pękają tutaj w szwach, a autobusy przywożą publikę z prowincji. Mieszkańcy są z tego nawyku uczestniczenia w kulturze bardzo dumni. Ale to jest martwa kultura, albo przynajmniej nie taka, którą my uważamy za współczesną. Scena krytyczna oczywiście też istnieje, ale nie ma żadnej reprezentacji w postaci instytucji. Staram się ją wspierać, współpracując z ciekawymi, opozycyjnymi artystami lokalnymi, takimi jak Ilya Orlov, który przygotowuje projekt w szałasie, gdzie ukrywał się Lenin, Olga Zytlina czy Laboratorium Poetyckiego Aktywizmu, czyli szkoła sztuki zaangażowanej zainicjowana przez Chto Delat.

Tacy radykalni artyści jak Piotr Pawlenski, który niedawno palił opony przed cerkwią w Petersburgu na znak solidarności z Majdanem, czy słynna Grupa Voina (obecnie otwarcie wspierająca Putina) też są zresztą z Petersburga.

Nieobecni na Manifeście.
Voiny, tak jak Pussy Riot, nie da się zaprosić, to oni się zapraszają. Tak jak nie możesz Banksiego zaprosić do zrobienia muralu. Niezwykłość strategii awangardowej takich grup polega na tym, że można jedynie stworzyć warunki, na które one zareagują.

Ilja Orlow i Natasza Krajewskaja, A Revolutionary Museum After Ideology, 2014 (na zdjęciu „Muzeum Sarai”),
© Historical cultural museum complex, Razliv, 2013

I myślisz, że gdybyście jednak chcieli, to pozwolono by wam ich zaprosić?
Jak przyjechałam pierwszy raz do Petersburga, wszyscy mnie przestrzegali, że nie mogę być zbyt radykalna. Zastanawiałam się, o co w tym wszystkim chodzi. W Rosji są dwa domuniujące nurty sztuki – apolityczna, zorientowana na rynek oraz ta radykalnie polityczna. To, co my możemy zrobić, to zaproponować wypośrodkowanie. Pracuję tutaj za pieniądze miasta, moja praca sama w sobie jest formą mediacji z miastem, trochę podwójną grą, która może pozwolić mi na więcej niż praca w lewicowych kręgach.

Chto Delat wycofało się z głównego programu z powodu sytuacji na Ukrainie.
Ich wycofanie to gest artystyczny, który szanuję. Uważam, że Manifesta powinna opowiedzieć się politycznie i zareagować dużo szybciej, niż to miało miejsce. Stąd ta strata. Oświadczenie o wycofaniu się Chto Delat opublikowało na Facebooku. Oczywiście König Facebooka nie czyta. Powiedział, że spodziewał się raczej telefonu lub listu. Bardzo żałuję, że Chto Delat nie zaproponowało pozostania w projekcie pod warunkiem realizacji akcji solidarności z Ukrainą w środku Ermitażu – bo takie snuli plany. Kurator by za tym poszedł. Z drugiej strony ich odejście zdecydowanie upolityczniło główną dyrektorkę Manifesty – Hedwig Fijen i całą sytuację.

Slavs and Tatars, „The Tranny Tease”, 2014. Wykłady performatywne w Instytucie Orientalnych Manuskryptów,
St. Petersburg. Fot. Rustam Zagidoullin

W głównym programie będzie więc tylko jeden projekt związany bezpośrednio z Ukrainą?
Tak, artysty ze wschodniej Ukrainy, Borysa Michaiłowa. To będzie fotograficzna dokumentacja Majdanu i różnych obecnych tam opcji politycznych. Ja pracuję z Alevtiną Kakhidze, która opiera swój projekt na politycznej i społecznej mediacji. Sama pochodzi z Doniecka i była aktywistką Majdanu. Jako „nasz projekt” prowadzi dialog zarówno z osobami z Kijowa, które odradzają jej uczestnictwo, jak i z rosyjskimi artystami, zwolennikami aneksji Krymu. Analizuje media rosyjskie i ukraińskie. Jako raport z tych rozmów zorganizuje cykl wykładów performatywnych. Sama jej obecność w Petersburgu już jest podtrzymaniem dialogu.

Opowiedz więcej o programie publicznym, który przygotowujesz.
Koncepcja kuratorska opiera się na rozkładzie jazdy pociągów z najstarszego dworca w Rosji – Dworca Witebskiego. Zaprosiłam artystów z Wilna, Tallina, Kiszyniowa, Kijowa, Berlina, Bukaresztu i innych miast, do których można stamtąd dojechać. Wszyscy jesteśmy z bliska i z daleka. Rozumiemy tutejszą rzeczywistość, obawiamy się jej i mamy coś do powiedzenia, zwłaszcza dziś. Większość artystów rozmawia ze sobą po rosyjsku, co też jest niezwykłe, bo w przypadku takich imprez na ogół językiem wspólnej komunikacji jest angielski.

Apartement Art as Domestic Resistance. Kuratorzy:  Roman Osminkin i Olesya Turkina. Cykl tygodniowych wystaw
w mieszkaniu. Fot. Rustam Zagidoullin

Czy sądzisz, że dla Königa miało znaczenie, że jesteś polską kuratorką?
König ma 70 lat i jak sam mówi, z jego perspektywy ostatnie dwadzieścia, czyli okres transformacji, obalenie żelaznej kurtyny i jej konsekwencje, to tylko chwila. Szczerze przyznaje, że jest zachodnioeuropejskim kuratorem. Kiedy ze mną konsultował ponad rok temu program, zwróciłam mu uwagę, że brakuje w nim artystów z regionu i on to zapamiętał.

To, że jestem Polką, ma dla mnie dziś jeszcze inne, bardzo ważne znaczenie: trudno będzie mnie oskarżyć o jakiekolwiek działanie proreżimowe. Jestem otwarcie krytyczna wobec polityki Putina.

Jak artyści twojego programu odpowiadają na zaistniałą sytuację polityczną? 
Gdy zaczął się konflikt na Ukrainie, prawie cały czas rozmawialiśmy na ten temat. Kristina Norman, estońska artystka i jednocześnie pół-Rosjanka, gdy zaczęła się aneksja Krymu, wpadła w panikę, powtarzała, że musimy coś zrobić. Usłyszałam od niej: „Zostanę, tylko jeżeli ty będziesz wystarczająco silna i umożliwisz nam reagowanie na zmieniającą się rzeczywistość”. Takie postawienie sprawy bardzo mi pomogło. A jej projekt może się okazać materiałem wybuchowym. Pavel Braila z Mołdawii, gdzie jest przecież podobny problem z Naddniestrzem, w reakcji na sytuację pojechał zbierać śnieg ze wzgórz Soczi – najdroższy, imperialny śnieg świata, który w postaci barykady będzie topniał na placu Zimowym; Slavs and Tatars organizuje seminarium w Instytucie Manuskryptów Orientalnych, gdzie wymyślono sowiecki orientalizm i sowiecką teorię kolonialną, m.in wobec Krymu; Deimantas Narkevicius przygotowuje koncert kozackich pieśni wojennych z ukraińskiego i rosyjskiego repertuaru. To jest nie tylko komentarz do wspólnych korzeni kulturowych Rosji i Ukrainy, ale też sytuacja, w której konserwatywne bojówki kozackie – te, które pobiły Pussy Riot – będą miały trudność z atakiem na taki projekt. Alexandra Pirici, którą możesz znać z pawilonu Rumunii na ostatnim Biennale w Wenecji, organizuje działania choreograficzne na najświętszych pomnikach w mieście: Lenina na Dworcu Finlandzkim czy Katarzyny Wielkiej.

Pawel Braila, Railway Catering „Prietenia”, 2014
Przyjazd pociągu Prietenia (Przyjaźń) z Kiszyniowa na dworzec Witebski.
Fot. Rustam Zagidoullin

Co łączy wszystkie te projekty?
Diagnoza kondycji postsowieckiej. Są bardzo subtelne i bardzo silne, bo nie konkurują z rosyjskim monumentalizmem, patriarchalizmem, czy pokazem siły, ale proponują inną, bardziej ludzką interpretację. Łączy je także pytanie o to, czym jest „publiczne” w Rosji? Tworzenie sfery obywatelskiej, spór o idee w sposób wolny i krytyczny odbywały się tam zawsze w sferze prywatnej, były zepchnięte do kuchni, do takich mieszkań jak w Polsce salon Walendowskich czy latające uniwersytety. I teraz niestety zaczyna być podobnie. Główną siedzibą programu publicznego będzie nie Ermitaż, a mieszkanie prywatne i cotygodniowe wystawy odnoszące się do historii wystaw opozycyjnych w Leningradzie, przygotowane przez artystę Romana Osminkina i kuratorkę Olesję Turkinę.

Ważny jest też dla mnie namysł nad społecznym oporem przed protestami publicznymi w Rosji. Podczas gdy na Facebooku aż się pali, to na manifestację antywojenną w Petersburgu, pięciomilionowym mieście, przychodzi ledwie 500 osób. Jeśli sztuka ma aspiracje tworzenia wyobraźni politycznej i różnych form kolektywnych, to właśnie teraz ma szansę stać się alternatywną drogą upolitycznienia jakiejś części rosyjskiego społeczeństwa, które boi się głośno wypowiedzieć swoje stanowisko.

Jakiego odbioru się spodziewasz? Myślisz, że Manifesta będzie szeroko dyskutowana w Rosji czy raczej pominięta?
To bardzo przykre, że z powodu wojny będzie to jedna z najbardziej dyskutowanych edycji Manifesty. Zwłaszcza w obliczu tego, co się tam teraz dzieje: lojalnościowego wobec Putina listu rosyjskich artystów czy nowego zapisu w konstytucji o promowaniu w sztuce wyłącznie rosyjskich wartości.

Jeśli na to otwarcie przyjadą tłumy z Europy i reszty świata, to pojawi się pytanie: co to oznacza?
Zaakredytowało się 2000 dziennikarzy. Większość z nich będzie być może szukać potwierdzenia tego, jak straszna jest dziś Rosja. Ale będzie też wiele tysięcy Rosjan i to ich powinniśmy teraz lub później pytać. Odpowiedzialność leży również po stronie publiczności.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.