wiersze

Piotr Mierzwa

Koniec świata, wiersz!

Cicho siedź, gdy mówi do ciebie ciemność
– twój protest to będzie ledwie pretekst do
spotkania, pod nieobecność autorki, za które
nikt ci nie zaśpiewa nic, wiersz – wyrywam się
do podpowiedzi, jak szczawik, jak z siebie dom

pod gwiezdną presją z korzeniami wywarł mnie,
postawił na własnych stopach, słowo, dostojniej
tutaj od Hajle Sellasje stoję, jak Nelson Mandela
sprawny i spokojny. Bezsprzecznie w rozkładzie
dnia mam kamień & cień. Cisza, powietrze, czas

mają mnie, kwiaty sprzeczności: światło i miłość.
Dziko radośni rozsypujemy po ulicach płatki snu,
niepodległe grawitacji (rozkochanie doszczętne),
obezwładnieni pewnością, zarazem nieśmiertelni,
jak i miejscowi momentalnie, zarobieni. Żegnamy

się na tramwajowym przystanku. Kto idzie z kim,
dla kogo, dokąd znów doskonalej mi nie wiadomo,
i tym niewinniej, im się wyraźniej wraża spuścizna
w ja, tak jak w ty, przedsiębiorczo jak w krew wirus
HCV i HIV. Jak w pustkę słowa, w tyłki fiuty (oby!).

Niestety, ty robisz w tradycji, ja ją natomiast kładę.
Jak kładzie się flizy, kafelki, płytki (różnie je nazwą
tu i ówdzie) na podłogach pogórskiego penthouse’a,
Konkretnie: w białej kuchni, łazienkach zabłockiego
apartamentu, gdzie metr garażu rok by mnie karmił.

Nie jadam, na szczęście, cementu. Żrę rtęć, Żydów.
Wsuwam ryż Tesco ze smażonym wieprzem. Swąd,
pogrom. Obżeram się wstrętem. Spijam ci popłoch.
Gniew wciągam nosem, w żyły wstrzykuję winę. Ból
rozbieram do białości. Aż uschną. Usta mi odetchną.

1701

Radioidiota, psi swąd

Wolność praktykować próbowałem w ramach
anachronicznej infrastruktury – drżącą dłonią
zapisał – zanim nasz sen z domu nie wypędził,

Ziutek zaczął prorokować, miało gdzie wracać.
To było jak obmacywanie pistoletu bez spustu,
egipska ciemność. Pełna dezorientacja. Piękno.

Odwieczne historie na bezdechu, były o czym?
O wydrapaniu oczu. O warkoczach dziewczyn.

Żadna, żarłaczu, nie wniosła ani słowa do dna
opowieści. A pieskie pieśni? Grzybach, pleśni?

A nie o tobie i o mnie, i o tym, że nie potrafisz
sobie poradzić z bezradnościami bycia razem?

Bezbronnością w obliczu spełniającego piękna?

Cynicznymi docinkami, co ci jaja urwały i serce
najskuteczniej wypatroszą z krwawych resztek?

Zapewne, abecadło stanowi słabszą od alfabetu
taktykę obcowania z radioidiotą. Pisma dotyku.
Są placem zabaw, skąd wicher przegonił skowyt,

1702

Piotr Mierzwa – ur. 1980, poeta, eseista, tłumacz języka angielskiego. Autor książek wierszem i zbioru esejów „Próby bycia wariatem i inne możliwości ponoszenia porażki we współczesnej Polsce”. Wydał „małego” (Oficyna Literacka: Kraków 1997; nakładem autora) i „Gościnne morze” (Zielona Sowa: Kraków 2005, Biblioteka „Studium”, t. 77). Publikował w czasopismach tradycyjnych i sieciowych oraz antologiach zagranicznych („Anthologia #2, New Polish Poets”, Zeszyty Poetyckie/OFF_press: London 2010, przekład własny; „Poesía a contragolpe. Antología de poesía polaca contemporánea”, PUZ: Zaragoza 2012). Prowadził bloga literackiego. Mieszka w Krakowie.

fot. Kornelia Głowacka-Wolf


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.