Krzyk jazz-bandu w międzywojennej Polsce
Crazy Kiddies Band, fot. z archiwum autora

Krzyk jazz-bandu w międzywojennej Polsce

Krzysztof Karpiński

Polski jazz nie zaczął się wraz z okresem „katakumbowym” pod koniec lat 40., ale rozwijał się prężnie już przed II wojną światową

Jeszcze 4 minuty czytania

Jazz, to oczywiste, grany był w dwóch miejscach szczególnych — w Krynicy i Zakopanem, sławnych, modnych i atrakcyjnych kurortach, cieszących się w II RP niesłabnącą popularnością. Przybywano do nich nie tylko dla podreperowania zdrowia, wytchnienia, atrakcji turystycznych i sportowych (szczególnie w Zakopanem), ale także w poszukiwaniu rozrywki i dla smakowania uroków życia.

Początki jazzu w Zakopanem wiążą się z osobą Stanisława Karpowicza, lwowskiego restauratora. Zakopane poznał stosunkowo wcześnie, już w 1902 r., kiedy sława tego miejsca była jeszcze w zarodku. Miał dobrego nosa, postanowił zainwestować w stawiającą dopiero pierwsze kroki zakopiańską gastronomię. Kilka lat później kupił przy Krupówkach 46 drewniany dom i zaadaptował go na hotel Sport i restaurację. Inwestycja okazała się wyjątkowo udana. Otoczony werandami lokal stał się szybko miejscem spotkań artystów. Bywali w nim m.in.: Jan Kasprowicz, Stanisław Witkiewicz, Kornel Makuszyński, Karol Szymanowski. Wybitny malarz i rysownik Kazimierz Sichulski, związany w tamtych latach ze sławnym krakowskim kabaretem Zielony Balonik, wykonał serię karykatur bywalców lokalu, które prezentowano na ścianach.

Krakowski Zespół Szał, 1928, fot. z archiwum autoraPiszący o Zakopanem wskazywali na osobliwy nastrój panujący u Karpowicza i na jego przyjaźń z wieloma artystami. Znany pianista i pedagog Roman Jasiński tak wspominał to miejsce: „U Karpowicza w południe formalnie grzmiało. To przy «klubowym» stoliku, tuż przy ogromnym, bajecznie zaopatrzonym bufecie, zasiadała godna kompania matadorów, którym przewodniczył sam Jan Kasprowicz. A tuż przy nim Solski, Orkan, Kornel Makuszyński, arcypopularny doktor Gabryszewski, no i sam władca i gospodarz tego świetnego przybytku, olbrzymiej tuszy, jowialny pan Karpowicz. Zamieszkali tu lub zjeżdżający na dłużej artyści malarze żyli spokojnie” („Zmierzch starego świata”, Kraków 2006, s. 225). Wtórował mu Rafał Malczewski, malarz, syn Jacka Malczewskiego: „Co miało dudki, szło do Karpowicza, do restauracji nad potokiem. Karpowicz cenił raczej artystów, nie truł ich samą wódką, miał niezłą piwniczkę. Wtedy powstała seria karykatur Sichulskiego, którym patronował alkohol, wojna i zażywny gospodarz” („Pępek świata”, Warszawa 1999, s. 35).

Różnorodność trunków, w jakie wówczas restauracje były zaopatrzone, zadziwia. Wódki: polska starka, gorzka ziołowa, czysta z białą główką; likiery: Bernardine, Imperial; koniaki: Martel i Kaźmierski, wino francuskie marcilly, włoskie marsala, produkowany w Warszawie węgierski tokaj. Dominowały wyroby lwowskiej firmy Baczewskiego, warszawskiej Haberbusch i Schiele, ale także piwo żywieckie, którego stałym dostawcą był Arcyksiążęcy Browar w Żywcu. Może dlatego Witkacy po swoim ślubie w 1923 r. zaprosił tam znajomych.

Właśnie w lokalu u Karpowicza w styczniu 1929 r. począł występować jazz-band kierowany przez Jerzego Rosnera. Był jednym z pierwszych występujących w lokalach zakopiańskich (obok orkiestr typowo tanecznych) zespołów jazzujących lub takich, które potrafiły — jak to się wtedy mówiło — hotować, a więc nieobca im była umiejętność swingowania i improwizacji. „Lokale rozrywkowe i restauracje zakopiańskie posiadają zawsze, zarówno w letnim, jak i zimowym sezonie doskonałe orkiestry. I obecnie licznie zebrani na zawody narciarskie goście mają sposobność bawienia się i tańczenia przy dźwiękach doborowych jazzbandów (...) u Karpowicza pod batutą p. Rosnera” — donosił „Ilustrowany Kurier Codzienny” (1929, nr 6, dodatek). Rosner’s Jazz and Tango Orchestra był to siedmioosobowy zespół składający się z młodych muzyków, którym przewodził krakowski pianista i akordeonista Jerzy Rosner, kuzyn znanego trębacza Ady’ego Rosnera.

W połowie 1919 r. do Zakopanego przyjechał Franciszek Trzaska (wcześniej terminował w krakowskiej Esplanadzie i prowadził Jamę Michalika). Kupił cukiernię na rogu Krupówek i Kościuszki. Przerobił ją na wyjątkowo popularną kawiarnię. Spotykał się tam świat artystyczny. Siedząc na słynnej pluszowej kanapce, można było do rana sączyć trunki, w które kawiarnia była obficie zaopatrzona. W połowie lat dwudziestych lokal kilkakrotnie odwiedzała warszawska, już bardzo znana, orkiestra Artura Golda i Jerzego Petersburskiego. W czasach warszawskich ich wizytówkę stanowiła piosenka: „Gdy Petersburski razem z Goldem gra, jazz-bandu te Ajaksy dwa...”.

„Ilustrowany Kurier Codzienny” w marcu 1933 r. pisał, że Gold i Petersburski to mistrzowie jazzu, oczywiście definiując to według ówczesnych kryteriów: „Prawdziwi mistrze na wszystkich jazzowych instrumentach, to nie tylko interpretatorzy, ale słynni już dziś daleko poza granicami kraju kompozytorzy, których przeboje gra i śpiewa cały niemal świat”. W tym stwierdzeniu było coś z prawdy. Petersburski okazał się twórcą wielu przebojów i muzykiem o ogromnej, wręcz niewyczerpanej inwencji melodycznej.

Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych występował w Zakopanem zespół Witolda Elektorowicza, wówczas niespełna trzydziestoletniego pianisty, kompozytora i piosenkarza. Wcześniej z powodzeniem koncertował on w kawiarniach warszawskich, grywał wtedy nie tylko muzykę lekką, ale i poważną. Natomiast na dancingach u Trzaski jego orkiestra grała głównie fokstroty i potrafiła „niecić życie i wesołość”, jak informował swych „szanownych” czytelników „Światowid” (1929, nr 33).

Z kolei „Trubadur Warszawy” donosił: „W Zakopanem u Trzaski koncertuje znakomita orkiestra Lewaka i Schildhorna. Pierwszy z nich to znakomity pianista o kolosalnej technice, drugi — młody, uzdolniony skrzypek (...), dają codziennie licznej publiczności prawdziwą biesiadę muzyczną. Jeżeli dodamy, że oprócz muzyki jazzowej jest jeszcze, choć w małych dawkach, muzyka poważna, i to w wykonaniu takich mistrzów, wtedy zrozumiemy, dlaczego orkiestra u Trzaski ma takie duże powodzenie” (1931, nr 3). Arnold Lewak grywał do wybuchu wojny w lokalach śląskich, głównie w Katowicach, był też kompozytorem.

W lokalu Trzaski muzykę bliższą jazzowi prezentowała orkiestra Melodyst–Bundzik. Był to sześcioosobowy zespół, który zagrał tam po raz pierwszy w marcu 1927 r. Alfred Melodyst, niegdyś student Warszawskiego Instytutu Muzycznego, zawód muzyka wykonywał już w 1916 r. W latach dwudziestych miał za sobą współpracę z Zygmuntem Karasińskim i nagrania płytowe. Należał do barwnych postaci, chętnie angażowanych przez właścicieli lokali.

Franciszek Trzaska i szefowie orkiestry nie mogli zatem narzekać na frekwencję. Rafał Malczewski, bywalec tego lokalu, wspominał, że działy się tam różne ciekawe rzeczy. Na przykład Karol Stryjeński, uznany rzeźbiarz i architekt, jedna z barwnych postaci Zakopanego, będąc prawdopodobnie pod dobrą datą, „przepędził orkiestrę Melodysta grającą u Trzaski. Melodysta (...), chłop na schwał, nie był wcale tchórzliwym grajkiem”. Melodystowi zaś zdarzyło się raz, że „przegnał z kawiarni oficera francuskiego zalanego w dechę (...), ale zaczepliwą bestię. Wyglądało, że zastrzeli Melodysta, gdy ten zdzielił go banjem po głowie” („Pępek świata”, Warszawa 1999, s. 102–103). Nie zawsze więc w najlepszych lokalach zakopiańskich było spokojnie.

Szkolna orkiestra Zbigniewa Wróbla, lata 20.,
fot. z archiwum Barbary Włodarczyk
Oprócz jazz-bandu Freda Melodysta u Trzaski występował bardzo popularny zespół Zygmunta Karasińskiego i Szymona Kataszka. Jednak najbardziej jazzowym zespołem, który w latach 1930–1932 (i później) można było usłyszeć w tym lokalu, był wspominany już tutaj kilkakrotnie krakowski The Jolly Boys Band braci Sperberów, Henryka i Stanisława. W różnych okresach współpracowali z nimi Zygmunt Berland (saksofon), Julian Hütner i Bronisław Stasiak (trąbki). Jeszcze kilka lat temu dziewięćdziesięcioletni George Scott, perkusista i saksofonista, który kilkakrotnie słyszał zespół The Jolly Boys Band grający u Trzaski, opowiadał mi, że muzycy ci znani byli z tego, że umieli swingować, a także improwizować. Zachwycona prasa pisała, że był to: „Młody, wesoły, utalentowany zespół The Jolly Boy’s Band koncertujący w kawiarni Trzaski w Zakopanem, którego gra i kompozycje czynią orkiestrę ulubionym zespołem Zakopanego”. Kompozytor i akordeonista Jerzy Orzechowski (już nieżyjący), który w 1938 r. słyszał zespół w jednym z łódzkich lokali, wypowiadał się w podobnym tonie, wskazując na Henryka Sperbera jako na świetnego jazzmana. Z kolei „Trubadur Warszawy” donosił, że u Trzaski „całości dopełnia jeden z najlepszych jazz-bandów polskich, orkiestra The Jolly Boys Band, która pod wyśmienitą dyrekcją znanych kompozytorów, braci Sperber, przygrywa do tańca i udziela fluidu swej wesołości licznym rzeszom publiczności” (1930, nr 30).

Franciszek Trzaska był człowiekiem bardzo aktywnym, pomysłowym, uwielbiającym artystów. To w jego restauracji odbywały się pierwsze w Zakopanem, popularne w latach międzywojennych dancingi, to tutaj zapoczątkowano wybory Miss Zakopanego. Przestronna i piękna sala, wyposażona w znakomity fortepian, służyła najlepszym orkiestrom i zjeżdżającym tutaj — szczególnie na karnawałowe zabawy — najważniejszym postaciom II Rzeczypospolitej.

Miejsce to odwiedził też świetny tancerz Serge Lifar. Tak to wydarzenie wspomina Rafał Malczewski: „W taki dzień wcale ohydny, zalewany deszczem, poganiany wichrem, zjechał do Zakopanego Sergiusz Lifar w towarzystwie Jana Lechonia, by przyjrzeć się tańcom góralskim i zużytkować je w „Harnasiach” Karola Szymanowskiego, które ukażą się w Operze w Paryżu. Zabawił jedną dobę w Zakopanem. Był na weselu góralskim, oglądnął dancing w kawiarni Trzaski, w nocy przeżył kurniawę, rankiem parę godzin wspaniałego dnia” („Od cepra do wariata”, Warszawa 2000, s. 142).

Orkiestra Leopolda Karpfa The King Jazz, 1933, fot. z archiwum autora

Lokal Trzaski był więc wizytówką Zakopanego. Miejsce to musiało być wyjątkowo atrakcyjne, skoro w sylwestra 1938/1939 bawił się tu Roman Waschko ze swoją kompanią. Natomiast Kornel Makuszyński kiedyś napisał, że Zakopane to wieś leżąca na wielkiej drodze prowadzącej od Trzaski do Karpowicza. W środkowej części Krupówek, po ich lewej stronie (patrząc w kierunku Gubałówki), wyrasta hotel Morskie Oko, ważne miejsce na kulturalnej mapie Zakopanego. W międzywojniu oprócz hotelu były tam atrakcyjna restauracja oraz sala teatralna, w której występowało wielu znanych aktorów, piosenkarzy i muzyków, a wśród nich Hanka Ordonówna i Eugeniusz Bodo. Występowali tam także Karol Szymanowski, Ada Sari i Egon Petri, świetny holenderski pianista i pedagog mieszkający wówczas w Zakopanem, oraz wielu innych artystów.

Po północy bawiono się w Jaszczurówce, w południowo-wschodniej części Zakopanego przy dźwiękach pierwszej polskiej orkiestry jazzowej — saksofonisty i skrzypka Zygmunta Karasińskiego i pianisty Szymona Kataszka. Ich zespół od stycznia 1930 r. aż do wojny często gościł w restauracji w Jaszczurówce. Przygrywał podczas udanej zabawy sylwestrowej kończącej rok 1936. Jednak najwięcej osób zapamiętało „Walny Zjazd Batiarów i Obieżyświatów w sobotę dnia 4 lutego 1939 roku w Jaszczurówce na Balu Gałganiarzy”. W Zakopanem, tuż przed wybuchem wojny, Karasiński skomponował — jak sam twierdził — niezwykle popularny przebój „Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem?”. Anna Wrońska, bywalczyni tego miejsca, opowiadała mi kilka lat temu: „Restauracja i kawiarnia w Jaszczurówce to ekskluzywne miejsce. Wewnątrz była ładna sala z dużą sceną i niemałym tarasem od frontu. Były też pokoje do wynajęcia. Widywałam eleganckich gości, często w smokingach. Na zewnątrz całą dobę stały dorożki. Jednokonne do Krupówek kosztowały złotówkę, dwukonne dwa złote. Odległość pokonywały w dziesięć minut. Restauracja nie miała nazwy. Bywali tu Witkacy, Makuszyński, Szymanowski”.

W okresie międzywojennym rolę sal koncertowych, w których można było usłyszeć interesującą muzykę, spełniały przede wszystkim restauracje i nocne kluby, szeroko zresztą reklamowane na łamach codziennej prasy. Zazwyczaj były one tłumnie odwiedzane. Mowa oczywiście o miejscach eleganckich, gdzie na poczesnym miejscu znajdował się fortepian. Ich właściciele byli ludźmi otwartymi, o szerokich zainteresowaniach, zazwyczaj artystycznych, obsługa zaś — doskonała. Bywali w takich miejscach głównie ludzie dobrze sytuowani, ziemianie, kupcy, lekarze, bohema artystyczna, w tym muzycy, bywali też turyści. Podawano dobre jedzenie i świetne trunki, głównie od Baczewskiego oraz Haberbuscha i Schielego. Plotkowano o aktorach, komentowano wydarzenia polityczne, posunięcia finansowe na giełdach, no i słuchano muzyki.

Klientów przyciągały modne wówczas dancingi, ale nie tylko. Było też miejsce na programy, w których ramach występowali piosenkarze, tancerze, a nawet akrobaci. Mnie najbardziej interesują koncerty (występy) orkiestr, które grały modne szlagiery znane z radia i kina, a także przygrywały do tańca. W ich muzyce były elementy jazzu. Grano głównie standardy muzyki angielskiej i amerykańskiej, a także utwory polskich kompozytorów rozrywkowych, w oparciu o tzw. orkiestrówki. Najbardziej podobały się The Jolly Boys Band, Vivo Band Emila Brüha, Rosner’s Jazz i Melodyst–Bundzik Orchestra.

Mieszkający do dzisiaj w Brukseli George Scott opowiadał mi o granych wówczas kompozycjach anglo-amerykańskich: „Interesowały nas aranżacje w stylu m.in. orkiestry Tommy’ego Dorseya i na nich się koncentrowaliśmy. Zainteresowanie taką muzyką było niemałe, do czego przyczyniało się radio nadające audycje jazzowe”.

Przedwojenny muzyk i kompozytor Władysław Pawelec wspominał w 1999 r. w rozmowie ze mną: „Musieliśmy bardzo dobrze znać repertuar, ponieważ lokale odwiedzali ludzie przybywający z Paryża, Wiednia, Berlina — obeznani w muzyce, będący z nią na bieżąco, i oni od nas tego wymagali. Do godziny dziesiątej wieczorem grano koncerty, potem przygrywano do tańca, a w końcu miały miejsce popisy jazzowe. Jeżeli w składzie występującego zespołu znalazł się dobry imrowizator, to w nocy do lokalu przychodziło wielu muzyków, by go podpatrzeć i posłuchać”.

Fragment książki Krzysztofa Karpińskiego „Był jazz. Krzyk jazz-bandu w przedwojennej Polsce”, która ukaże się 11 września w Wydawnictwie Literackim.