Antysemityzm z polskiego kramu
fot. Bauke Karel / Flickr Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic

Antysemityzm z polskiego kramu

Olga Szmidt

Sztuka nigdy nie jest niewinna – nawet jeśli chroni ją etykieta „sztuka ludowa”. Podobne figury powtarzają się z porażającą jednostajnością, a Żyd nigdy nie ma na nich indywidualnych rysów

Jeszcze 3 minuty czytania

Książka-album Eriki Lehrer jest więcej niż dokumentacją ważnej, choć trwającej zaledwie dwa tygodnie, zeszłorocznej wystawy „Pamiątka, Zabawka, Talizman” w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. To próba postawienia problemu polskiego jarmarcznego antysemityzmu w sposób bardziej dobitny i trwały niż podczas ekspozycji. Owa wystawa nie jest bowiem finałem dyskusji na ten temat, a raczej wywołaniem polskich koszmarów na plan pierwszy. Taki, na którym „Żyda z pieniążkiem” nie zasłoni para laleczek-krakowiaków, Jan Paweł II w bursztynie czy pluszowy smok wawelski.

„Kto nie ma w domu Żyda, tego spotka ciężka bida”

Erica Lehrer, „Na szczęście to Żyd. Polskie figurki
Żydów”
. Przeł. Aleksandra Bilewicz, Erica Lehrer, Paweł
Rogala, Magdalena Waligórska, Joanna Warchoł; 
Korporacja Ha!art, 248 stron, w księgarniach od lipca 2014
Wszechobecność figurek Żyda, a w szczególności „Żyda z pieniążkiem” w sklepach z pamiątkami we wszystkich częściach Polski (spore, potworne kolekcje widziałam zarówno w Krakowie, jak i Szczecinie, Wrocławiu czy Olsztynie) nie może ujść uwadze ani polskiemu, ani zagranicznemu turyście. Jeśli zacznie uchodzić, będzie to tylko sygnał, że wszechobecność figurek stała się faktem – takim, który uważamy za standardowy element naszej świadomości społecznej. Obecność tych figurek na tanich stoiskach jarmarcznych, w droższych sklepach z pamiątkami, a także rozmaitych galeriach, składa się na szereg pytań, spośród których dużą część zadała Erica Lehrer. To pytania o kulturę ludową, finansowy aspekt tych przedsięwzięć, ewentualne walory artystyczne figurek, wyobrażenia na temat kultury żydowskiej w Polsce, stosunek producentów i kupujących do tych obiektów, a w końcu o antysemityzm – ten prostodusznie bagatelizowany i ten cynicznie wykorzystywany. Ten mający swoje źródło w średniowiecznych przesądach i ten, który odwołuje się – często wprost – do repertuaru symbolicznego nazistowskiej propagandy. Ten, który bagatelizują sami Żydzi i ten, który powinien być wyrzutem sumienia każdego, kto obok „Żyda z pieniążkiem” przechodzi z obojętnym uśmieszkiem. Ważne, choć ostatecznie niewyrażone przez Lehrer pytanie, które zdaje się wyłaniać z tych rozważań i obserwacji, brzmiałoby: czy na pewno antysemityzm może być stopniowalny?

„Wszyscy żyją zgodnie, tylko ludzie nie mogą żyć zgodnie”

„Żyd z pieniążkiem”, Sukiennice, Kraków, 2013, 
z kolekcji Eriki Lehrer 
Figurki, które przedstawione są w publikacji na licznych fotografiach, składają się na zbiór niejednorodny, o niejednoznacznej pozycji w polskim uniwersum symbolicznym oraz nie mniej trudnej do zdefiniowania roli czy to dla kupującego, czy dla twórcy. Z pewnością można spośród nich wyróżnić te artefakty, których autorem jest na przykład Józef Reguła. Przedstawiają one m.in. postaci Żydów w rozpaczliwych pozach, „Żyda w koronie cierniowej”, co ma podkreślać pochodzenie Jezusa, czy żydowską rodzinę, której los naznaczył Holokaust. Z pewnością odróżniają się one od uli w kształcie Żyda, kuriozalnych figurek z modeliny, które trzymają w łapkach pieniążek czy diabła wiozącego Żyda na taczkach. Także te figury, projektowane przez Regułę – bez wątpienia z dobrymi intencjami zapisu „utraconego świata” (skądinąd, świat, który się z tego zestawu wyłania, jest co najmniej zastanawiający) – spotykają się z najmniej surową krytyką, a wręcz entuzjazmem i wdzięcznością tych komentatorów, których wypowiedzi zamieszczono w książce. Zanim dojdziemy do piekła polskiego naiwnego antysemityzmu, nie chciałabym pozostawiać tych mniej agresywnych figur bez komentarza i bez pytań. Wydają mi się one bowiem manifestacją światopoglądu czy wrażliwości, która zdaje się dość powszechna wśród tych Polaków, którzy z oburzeniem oddalają od siebie zarzut antysemityzmu.

Poszerzając wiedzę na temat przedsięwzięć tego rzeźbiarza, zajrzałam na jego stronę internetową. Uderzająca jest  jedna z fotografii w galerii zdjęć – pewnie przypadkowo zestawiająca wysoce stereotypowe przedstawienia Żydów z polską flagą. Mroczny obraz, jaki w ten sposób powstaje, zdaje się bardziej wieloznaczny niż same figurki. W tej samej galerii występują Jezus Chrystus, kury, kwiatki i konie. Tego rodzaju „artystyczne menu” uznać należy pewnie za specyfikę twórczości ludowej czy też cepeliowskiej, ale trudno zignorować fakt, w jakim zestawie znajdują się te rzeźby – gdzieś pomiędzy przyjemnostkami a świętością, pomiędzy codziennością, z którą jakoś trzeba sobie poradzić a Jezusem Chrystusem, który umarł za nasze grzechy. Znajdujemy się więc w miejscu, w którym Żyd oznacza wyłącznie Żyda ortodoksyjnego, w którym Żyd nie ma twarzy, a jedynie coś w rodzaju „żydowskiej maski” – identycznej dla wszystkich postaci. Zbudowanej z długiego nosa, brody, pejsów, nakrycia głowy i smutnej miny. Do tego dołożyć należy atrybuty, których nie sposób obronić przed zarzutem antysemityzmu – sakwy czy też worki (sugestia, czego pełne, wydaje się oczywista), ściskane kury i zwoje Tory. Ktoś powie, że to przecież prawda, że Żydzi uciekali ze swym dobytkiem i że akurat do tych wydarzeń odnosi się artysta. Że pokazuje „uniwersalnego Żyda”, bo chce oddać hołd wszystkim. Ktoś inny doda, że na pewno są osoby, które akurat takich Żydów znały, więc takich przedstawiają. Zadam więc pytanie – idąc po linii wyznaczonej przez tę publikację – zgodne z tą samą logiką: czy jeżeli Niemiec znał tylko złodziei samochodów lub alkoholików z Polski, zaakceptujemy takie przedstawienie Polaka? Czy raczej przy okazji niesmacznego żartu rozlegną się głosy oburzenia?

Screenshot ze strony Józefa Reguły: www.jozefregula.pl

Sztuka nigdy nie jest niewinna – nawet jeśli chroni ją etykieta „sztuka ludowa”, co do pewnego stopnia rozważa też autorka publikacji. Nie jest przypadkową sytuacją, że tego rodzaju wyobrażenia powtarzają się z porażającą jednostajnością, że Żyd na figurach nigdy nie ma innej twarzy, nigdy nie ma indywidualnych rysów – zawsze jest „Żydem”. Tym, kogo w Polsce wyobraża się sobie jako „Żyda”. „Imię jego Żyd, Żyd jako taki, Żyd powszechny”, pisze Bożena Keff. I ma rację tak w swoich rozpoznaniach stereotypu, jak i światopoglądu, który za nim stoi. Żyd także w rzeźbach Reguły nie jest człowiekiem, pojedynczą postacią, podmiotem ani indywidualnością. Żyd jest Żydem – jego historia jest przerażająca, ale to nie jest historia ludzi obdarzonych imionami czy twarzami. Najważniejsza różnica między rzeźbami Reguły i „Żydem z pieniążkiem” nie polega według mnie na zrozumieniu kultury żydowskiej, a jedynie na tym, że te pierwsze pozbawione są wyobrażonej mocy talizmanu. Na zdjęciu, na którym za ogonkiem „ogólnych Żydów” widnieje polska flaga, artysta – jak się spodziewam, zupełnie przypadkowo – stworzył instalację, która pokazuje coś, pod czym by się nie podpisał. Postaci wyglądają, jakby uciekały od flagi Polski. „Powszechni Żydzi” zostawiają za plecami symbol narodu, który owego „powszechnego Żyda” współtworzy. To bez wątpienia przypadkowe.

„Jeżeli mi nie przyniesie szczęścia, to go spalę!”

„Smutny Żyd”, Józef Reguła, lata 2000, 
z kolekcji Julii Reguły
Ta najbardziej szokująca z wypowiedzi, którą znalazłam w książce, zdaje się wielkim skrótem prostackiego i brutalnego światopoglądu, który ukrywa się za „Żydem z pieniążkiem”. Joanna Tokarska-Bakir, której krótki esej znajduje się także w „Na szczęście to Żyd”, poświęciła temu tematowi niejeden artykuł i niejedną analizę. Plaga tych figurek, która ogarnęła w pewnym momencie całą Polskę, nie dotknęła tylko najmniej wykształconych czy jawnie antysemickich uczestników życia społecznego. Żyd jest po to, żeby przyniósł szczęście. Ewentualnie po to, aby rozbawił, kiwając się na sprężynowych nogach, parodiując w ten sposób charakterystyczny rytm ciała Żydów podczas modlitwy. Jego (o wiele rzadziej – jej) postać służy też niejednokrotnie jako ważny element przedstawień jasełkowych i innych, które chętnie wykorzystują garbatą, brodatą postać jako symbol zła, chciwości czy lubieżności. Te pola znaczeniowe są doskonale znane każdemu Polakowi, który widział wiejskie jasełka, przyjmował kolędników czy rozejrzał się po świątecznych jarmarkach trochę dokładniej.

„Diabeł i Żyd”, początek XX wieku, z kolekcji Muzeum
Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie
Figurka ma przynieść szczęście. Jak nie zadziała, należy się jej pozbyć lub, jak powiedziała jedna z osób kupujących tego rodzaju talizman, „spalić”, co jest zatrważającą deklaracją w środkowej Europie XXI wieku. Magiczne, nieoczywiste moce, jakie są w ten sposób przypisywane Żydom, mogłyby się wydać obserwatorom obiecujące – jako nadzieja na uzyskanie zainteresowania dla judaizmu, szacunek dla jego wyznawców i samych obyczajów. Oczywiście jest dokładnie przeciwnie. Dotknięcie garbu na szczęście czy wieszanie w przedpokoju obrazka przedstawiającego Żyda liczącego pieniądze (w soboty, jak głosi „instrukcja”, odwraca się go do góry nogami, żeby oddał pieniądze z minionego tygodnia; manifestacja pogardy dla szabatu nie może tu ujść uwadze) to antysemityzm w obscenicznej postaci.

***

Dzień po lekturze książki zobaczyłam witrynę jednego ze sklepów z pamiątkami mieszczącego się mniej więcej naprzeciwko kościoła Nawrócenia św. Pawła w Krakowie – pełną figurek Żydów różnej wielkości i w różnych pozach. Przypomniałam sobie, że autorka publikacji, a także kilku innych eseistów, stara się nie przyjmować jednoznacznej interpretacji, pozostawić pole dla dowartościowania figur i ich twórców jako wspomnień obecności Żydów w Polsce. W tym zakresie książka „Na szczęście to Żyd” poniosła w moim odbiorze całkowitą porażkę.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.