DIALOG – WROCŁAW:
Pokonany przez „Idiotę”

Marta Bryś

Tym razem eksperyment Nekrosiusa zakończył się porażką – trwający niemal sześć godzin „Idiota” to spektakl solidny i przemyślany, ale wtórny wobec powieści, a w rezultacie nużący

Jeszcze 2 minuty czytania

Eimuntas Nekrosius nie jest obcy polskiej publiczności – Krystyna Meissner zadbała, by niemal wszystkie jego spektakle zostały pokazane na Festiwalu Kontakt w Toruniu, a widzowie i krytycy wyróżnili reżysera wieloma nagrodami. Tym bardziej spektakl „Idiota” wg powieści Dostojewskiego budził zainteresowanie i bez wątpienia był spektaklem wyczekiwanym.

Fiodor Dostojewski, „Idiota”, reż. Eimuntas
Nekrosius
. Teatr Meno Fortas,
premiera lipiec 2009
Trwające niemal sześć godzin przedstawienie to syntetyczna adaptacja tekstu Dostojewskiego, logicznie opowiedziana, scena po scenie przywołana historia księcia Myszkina. Jak mówi sam reżyser, jego metoda pracy nad scenariuszem polega na wybieraniu z każdego rozdziału i sceny tych kwestii, które zdaniem jego i aktorów są najistotniejsze. Wyznanie Nekrosiusa można traktować jako kokieteryjne, bo wybrane fragmenty nie są przypadkowe i przede wszystkim stanowią spójny scenariusz spektaklu. Nekrosius nie manipuluje tekstem Dostojewskiego, niczego nie dodaje, a to, co odrzuca, nie zmienia historii zapisanej w powieści. „Idiota” to w gruncie rzeczy studium stylu inscenizacyjnego i eksperyment, którego celem jest sprawdzenie, na ile ten styl jest jeszcze inspirujący dla tekstu – co może w nim otworzyć. Niestety, tym razem eksperyment zakończył się porażką – „Idiota” to spektakl solidny i przemyślany, ale wtórny wobec powieści, niewychodzący poza treści, które zapisał Dostojewski.

fot. Bartłomiej SowaZaczyna się ciekawie: wniesiony na noszach Myszkin budzi się, rozgląda po scenie, biegnie do wiszących drzwi, a z głośników rozlega się szorstkie „Achtung! Achtung!”. Myszkin w popłochu odskakuje od drzwi, podbiega na proscenium, patrzy na publiczność, podczas gdy z głośników dobiega szczekanie psów. Bieganie i odgłosy powtarzają się kilkakrotnie. Wszystkiemu towarzyszy dźwięk jadącego pociągu. Scenę kończy obraz oświetlonej sylwetki Myszkina, który ze strachem liże się po dłoniach i wyciąga je do publiczności, jakby chciał nas oswoić. To jedna z niewielu scen, które nie domykają sensu, otwierają interpretację. Niestety, szybko okazuje się, że scena ta nie ustawia relacji aktorów z publicznością, nie stanowi też kontekstu dla powieści Dostojewskiego, a jedynie pokazuje charakter Myszkina – jego strachliwość i nieustanną gotowość do kompromisu i uległości.

Proscenium jest puste, scena wyłożona dywanem. W głębi zawieszone na linach kilka centymetrów nad sceną dwuskrzydłowe drzwi. Po bokach stoją stoły, krzesła, metalowe łóżka dla dzieci z barierkami. Niewiele ponad to pojawia się na scenie – Nekrosius przygotowuje w ten sposób wszystko, co będzie mu potrzebne w kolejnych scenach. Wrażenie teatralizacji rzeczywistości, wzajemnej manipulacji i „udawania” bohaterów towarzyszy całemu spektaklowi, stając się pomysłem Nekrosiusa na „Idiotę”. Aktorzy wielokrotnie spoglądają na siebie czujnie, dając w ten sposób znak publiczności, że wciąż udają przed Myszkinem. Leżący na łóżku Myszkin rzuca na podłogę włóczkę, chcąc przywołać do siebie kota, którego miauczenie naśladuje siedzący na krześle w głębi sceny Gawriła. Myszkin jest zaślepiony dążeniem do zrozumienia sensu rzeczywistości, w której się znalazł. Jednak pomysł ten służy Nekrosiusowi tylko jako ilustracja relacji w domu Jepaczynów i stosunku pozostałych bohaterów wobec Myszkina.

fot. Bartłomiej SowaKsiążę Myszkin w interpretacji Daumantasa Ciunisa to neurotyczny, nerwowy dwudziestoparolatek, ciągle na skraju histerii. Ciunis już w pierwszej scenie spotkania z Rogożynem (Salvijus Trepulis) wyczerpuje swoją postać i nie zmienia jej przez sześć godzin. W ciągłym przykurczu tułowia, płochliwy, z nienaturalnym szerokim uśmiechem i rozbieganym wzrokiem, poddaje się manipulacjom i jednocześnie próbuje odnaleźć się w miłosnych intrygach. Choć rola nie jest zachwycająca, warto zaznaczyć, że Nekrosius wybrał do niej debiutanta, powierzając mu niełatwe zadanie bycia zwornikiem sześciogodzinnego spektaklu, a sam aktor imponuje dyscypliną prowadzenia postaci, panuje nad nią, nie szarżuje i nie eksperymentuje bez powodu. Nekrosius wypracował z aktorami styl balansowania między utożsamieniem z postacią a dystansem. Aktorzy często nienaturalnie krzyczą, mówią szybko, przerysowują swoje postaci, nie obawiają się groteski i przesady, choć jednocześnie dbają, by nie był to jedyny pomysł na aktorską kreację. Ten pozorny realizm także, niestety, nuży, nie jest wcale nową jakością, nie wprowadza nowych treści w dialogi Dostojewskiego.

Główną wadą spektaklu jest brak wyraźnego pomysłu – rozgrywanie kolejnych scen, spotkań i intryg jest inscenizacyjnie przewidywalne, nie zaskakuje i nie zaciekawia. Wizja Nekrosiusa jest jasna: Myszkin to idiota pośród podobnych sobie idiotów. Szczerością i naiwnością przegrywa ze wszystkimi, ale budzi tym samym wyrzuty sumienia. Padając ofiarą intryg i personalnych interesów, stanowi zgrzyt w tym świecie. Nieudanie próbuje naśladować Rogożyna, Agłaję i Filipownę. Jego intencje są przejrzyste, a uczucia szczere. Nekrosiusowi zależy jednak na zrównywaniu Myszkina z pozostałymi postaciami, unieważnieniu podziału na dobrych i złych i umieszczeniu wszystkich w pozycji ofiary.

fot. Bartłomiej SowaNekrosius świetnie poradził sobie ze scenami  zbiorowymi. Miał na nie oryginalny pomysł, jak np. w scenie zabawy w wyznania u Nastazji Filipowny, gdzie wszyscy siadają za sobą na krzesłach i kolejno przyznają do wstydliwych występków, a siedząca obok Nastazja leje wino z butelki do kieliszka i na stolik. Jednym gestem Nekrosius przyspiesza upływ czasu i dynamicznie rozgrywa tę poruszającą scenę szczerych wyznań. Tego samego nie można powiedzieć o wielu scenach dialogów Myszkina z Nastazją Filipowną czy Agłają Jepanczyn, które dłużą się w nieskończoność. Ich funkcja jest zresztą czysto użytkowa – informują widza o kolejnych etapach rozwoju akcji. Wyjątkiem jest scena między Rogożynem i Filipowną, w której Rogożyn czesze swoją żonę, obsypuje pocałunkami i zaraz szarpie za włosy. W tej przejmującej kilkuminutowej niemej scenie Nekrosius opowiada o związku przemocy i miłości. Efekt jest piorunujący, pomysł rewelacyjnie prosty. Szkoda, że to wyjątek w spektaklu, którego kolejną wadą jest nierówność.

„Idiota” na pewno dowodzi wyrazistej wizji teatru Nekrosiusa, pozwala dostrzec pola jego zainteresowań i poszukiwań. Imponuje upartość w eksplorowaniu klasycznego myślenia o teatrze i urozmaicanie go o nowe możliwości. Tym razem jednak zabrakło ryzyka, odwagi, by wypracowaną formę wykorzystać do konfrontacji z powieścią Dostojewskiego, a nie do teatralnej ilustracji tekstu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.