Mężczyzna bardzo siebie nie poleca
Matthew Forsythe / Flickr Attribution-NonCommercial-ShareAlike 2.0 Generic

Mężczyzna bardzo siebie nie poleca

Karolina Błachnio

Zdaniem La Cecli świat męskich emocji obrazuje obecnie jedynie literatura. Salinger, Roth, Coetzee – męskie wnętrze jest opisywane jako neurotyczne, pulsujące obłędem, wypełnione czułymi pragnieniami, rozpaczające

Jeszcze 4 minuty czytania

Tekst należałoby zacząć od solennych przeprosin. Przede wszystkim „przepraszam”, że piszę o mężczyznach. Franco La Cecla w swojej książce „Szorstkim być” stwierdza z przekąsem, że nie wypada się nimi poważnie zajmować ze względu na poprawność polityczną dominującą w badaniach nad tożsamościami płciowymi. Pierwsze miejsce przyznaje się nauce o kobiecości, a męskość to przedmiot badań traktowany jako jej – co najwyżej – „upośledzony brat”. La Cecla zauważa, że podczas konferencji badaczom zajmującym się męskością towarzyszy postawa „przepraszam, że mówię o mężczyznach”, której on jest przeciwnikiem. Posuwa się też do stwierdzenia, że gender studies wyeliminowały różnicę płciową, ponieważ „interesowała nas tylko jedna strona, drugą bowiem należało wykląć”. Biorąc sobie do serca inne słowa autora, również jako kobieta nie powinnam pisać o mężczyznach, bo: „Kiedy o męskości wypowiadają się kobiety, o mężczyźnie usłyszymy jedynie różnicę, która nie robi różnicy. Echo drugiej strony, echo dźwięku pozbawionego źródła”. Jednocześnie pisze w innym miejscu, że jako antropologa interesuje go współczesna dialektyka płci, a tożsamość męska kształtuje się, według niego, wobec „przeważającej siły postaw kobiecych”. La Cecla więc równocześnie nie chce i chce, żeby kobiety wypowiadały się o mężczyznach. Korzystając z niekonsekwencji w wywodzie antropologa, dołączę swój jednostkowy, kobiecy głos do tej dialektyki płci.

„Szorstkim być” nie nastraja pozytywnie. Szczególnie nie wprawia w dobry nastrój heteroseksualnej kobiety. Z tej rzetelnej książki, bazującej mocno na badaniach antropologicznych, wyziera upiór (monstrualnej) męskiej niemocy – niemocy wobec siebie. La Cecla powtarza i pogłębia diagnozę, o której trąbią od dekady ambitniejsze czasopisma kobiece, psychologiczne i popularne poradniki. Mężczyzna z ery „tu i teraz” jest słaby nieznajomością siebie, pozbawiony umiejętności porządkującej refleksji, pogubiony w rozróżnianiu oczekiwań społecznych i własnych potrzeb. Niezbyt pewien tego, gdzie on się kończy, a zaczynają inni. Impotent (tego określenia La Cecla się nie boi) w sensie biologicznym, ale też w myśleniu, tworzeniu, w bliskich relacjach. Mężczyzna zupełnie niegotowy, project under construction. To wszystko już wiemy, dobrze znamy ten model.

Franco La Cecla „Szorstkim być”. 
Przeł.  Hanna Serkowska. Sic!, 192 strony,
w księgarniach od marca 2014

Pisząc książkę dopingującą mężczyzn do poważnego potraktowania własnej tożsamości, La Cecla pomija charakter tej niegotowości. Czyli chroniczność. Bo mężczyzna jest ciągle niegotowy. Albo niegotowy do uświadomienia sobie własnej słabości, albo świadomy własnej słabości, ale ciągle rozpoznający siebie, na etapie „zdawania sobie sprawy”, przy dobrych wiatrach – w stanie autoterapii. Może to być również etap kolekcjonowania w nieskończoność rozwojowych doświadczeń  prowadzących do odkrycia prawdy o sobie, ewentualnie kamienia filozoficznego. Być może to forma syndromu Piotrusia Pana, tak rzetelnie opisywanego przez La Ceclę? Nie oszukujmy się – to mężczyzna hamletyzujący, a takiego trudno traktować na dłuższą metę poważnie. Bo jak długo można empatyzować z mężczyzną ciągle niegotowym? Wnioski z lektury „Szorstkim być” są niewesołe, tym bardziej jeśli połączy się je z konstatacją La Cecli, że „jako cywilizacja utraciliśmy kulturę związku”.

Mężczyzna w kawałkach

W połączeniu z bestsellerowym  „Żelaznym Janem” Roberta Bly’a (do którego odwołuje się czasami La Cecla) „Szorstkim być” może stanowić nawet dość kompleksowe kompendium wiedzy o tożsamościowych problemach współczesnego mężczyzny. To dosyć symptomatyczne, że żadna z tych książek, traktowana samodzielnie, nie daje poczucia, że mamy do czynienia z obrazem „męskiej” całości. Autorzy piszą w opozycji do siebie – La Cecla to skrupulatny badacz mężczyzny śródziemnomorskiego, koronne miejsce w tym badaniu przyznaje antropologii, szydząc z uniwersalistycznych zapędów psychoanalizy do interpretacji męskości we wszystkich kulturach (m.in. za Margaret Mead uznaje kompleks Edypa za bezpodstawny). Bly to poeta i pisarz, który w zupełnie intuicyjny sposób, właściwy myśleniu newage’owemu, łączy ze sobą różne konteksty dotyczące mężczyzn: baśnie (w tym baśń Grimmów o Żelaznym Janie, która jest kanwą dla książki), mitologie z różnych części świata, fragmenty europejskiej literatury pięknej, wiedzę o terapii alkoholików i psychoanalizę, relacje znajomych mężczyzn. Z założenia tworzy w ten sposób uniwersalny obraz ziemskiego mężczyzny. To dokładnie to, czemu sprzeciwia się La Cecla, który pisze z przekąsem, że amerykańscy i anglosascy badacze: „nazbyt łatwo ulegali (…) pokusie generalizowania i często zdarzało im się palnąć straszne głupstwo”. La Cecla, wyciągając ogólne wnioski dotyczące mężczyzny europejskiego, wychodzi od zniuansowanego badania specyfiki konkretnej kultury. Proponuje mrówczą pracę nad badaniem męskości: „Dlaczego nie możemy po prostu obserwować męskiej kondycji, tak jak ona się kształtowała i kształtuje w dziejach i na mapie ludzkich społeczeństw? (…) Czemu kategorii męskości nie bada się z tą samą powagą, na jaką zasługują badania nad sanskrytem, językiem ajmara, (…) oralną kulturą berberyską i innymi traktowanymi poważnie kulturowymi konstruktami?”.

Dopiero momenty zazębienia, wspólne kategorie, o których piszą obaj, i autorskie sposoby ich interpretacji pozwalają zrozumieć te kategorie pełniej. Dla przykładu: Bly twierdzi, że istotą męskiej inicjacji jest rana, którą zadaje ojciec, bliski mężczyzna. Pisarz zamyka zranienie w obrębie rodziny, pochyla się nad raną z pełnym współczuciem, żałując, że miało ono miejsce, bo prowadzi w dorosłości do autodestrukcji: między innymi nałogów, uzależnienia od ekstatycznych przeżyć. La Cecla pomija tutaj rodzinę. Dla niego zranienie przychodzi od męskich rówieśników – jako coś naturalnego – w duchu męskiej rywalizacji i agresji, i jest pozytywnie ocenianym czynnikiem kształtującym męskość. Bly i La Cecla czytani razem tworzą zniuansowany obraz męskiego zranienia i szerzej – tożsamości. W niektórych miejscach są jak awers i rewers. Kolejny ważny przykład: Bly stwierdza, że współcześni mężczyźni włożyli szaty pokutne za winy męskich przodków – wieki wojen i przemocy wobec kobiet, a przejawem tego jest uczenie się kobiecej wrażliwości od matek – feministek, co ocenia  jako pozytywne. La Cecla podkreśla, że te szaty pokutne to niekonstruktywna, zachowawcza strategia, rodzaj „spóźnionej skruchy, która ani nie odpowiada przyczynom męskiej dominacji, ani nie ujawnia niczego nowego”.

Wygodne niedookreślenie

Każda okazja jest dla La Cecli dobra do szyderstwa z psychoanalizy. Pisze na przykład o pogubionych kobietach („przekonanych, że solidna zemsta wyrówna im stulecia upokorzeń”) i mężczyznach (niepewnych, „że są na właściwym miejscu”), którzy zniechęceni trudami wzajemnej relacji, oddają się w ręce psychoanalityków i łykają tabletki, bo tak jest łatwiej. I dodaje: „Możemy tak tkwić, uparci, podzieleni, każdy przy swoich biologicznych czy sztucznych członkach, skazani na barokowy samogwałt intelektualny”. 

Niebezpieczne jest jednak to, że przesuwa akcent (i uwagę) ze sfery kryzysu męskości w sferę kryzysu relacji mężczyzna–kobieta. Pisze o tym w kategorii pewnika, wychodząc od analizy skomplikowanych sieci zależności w różnych kulturach (śródziemnomorskiej, arabskiej, afrykańskich). La Cecla jako antropolog zauważa, że zachodnie ramy interpretacyjne wyczulone na takie aspekty w sytuacji kobiet jak: bycie ofiarą, opresja ze strony mężczyzn, brak władzy, „z których powinna je uwolnić siostrzana wspólnota feministyczna”, wyrzucają poza nawias nieoczywiste przejawy władzy i siły, którą mają kobiety w tradycyjnych społeczeństwach. Mówiąc inaczej: La Cecla używa swoich antropologicznych badań do wysnucia wniosku, że pozycja ofiary, słabości jest bardzo silną pozycją. W rzeczywistości, według La Cecli, kobiety i mężczyźni dzielą obszary władzy między sobą i są od siebie zależni. Siła kobiet jest ewidentna, choć na pierwszy rzut oka niewidoczna. Jak pisze autor, w relacjach między płciami „panuje asymetria i ambiwalentna komplementarność”. To obiektywne, niewartościujące rozpoznanie zasłania w gruncie rzeczy wygodnicką postawę zwalniającą mężczyzn od decyzji, jacy chcą być – tak jak w ciągu ostatnich ponad stu lat robią to kobiety. Pozytywnego wypowiedzenia się: nie na zasadzie antyzależności wobec drugiej płci, ale poprzez zdefiniowanie potrzeb, oczekiwań, obrazu siebie. Bo jacy współcześni mężczyźni nie chcą być – wiadomo, gdy zakładają pokutne szaty. Tymczasem przyjmują postawę definiowania siebie poprzez reagowanie na emancypacyjne posunięcia kobiet, co La Cecla zauważa, ale nie uznaje za niepokojące.  

Robert Bly „Żelazny Jan”. Przeł. Jacek Tittenbrun, 
Zysk i S-ka 2004
Mężczyzna La Cecli to jednostka no name, mężczyzna inteligentnie, lecz jednak zbyt daleko konformistyczny. Konformizm, którego przejawem jest naśladownictwo, odgrywa ogromną rolę w procesie kształtowania się męskiej tożsamości. Autor twierdzi niemal, że mężczyzną jest się tylko w grupie mężczyzn (a kobietą w grupie kobiet), twierdzi też, że wzór męskości jest dany a priori w kulturze, a mężczyzna w ogromnym stopniu i jakby ze strachu temu wzorowi podlega. Realizacja wzoru polega na udowadnianiu, że jest się nie-kobietą, a tym samym, że jest się odciętym od matki. „Tożsamość mężczyzny (…) wymaga zrozumienia i przyswojenia pewnego konformizmu, postawy kształtującej ciało, gesty i doznania”. I dodaje: „Ciało męskie istnieje wyłącznie jako ciało zbiorowe, ciało, które naśladuje inne ciała, dookoła i obok siebie”. La Cecla pisze, że mężczyzna współczesny odczuwa siebie jako „prawie-mężczyznę”, „niemal płeć”, „tożsamość niedostatecznie określoną, taką, która ustawicznie narażona jest nie tylko na młodzieńczy powab, ale wręcz na osunięcie się w ogromny świat matek”.

Matki marzą o grzecznych chłopcach

W tytułowej szorstkości chodzi więc o ucieczkę od młodzieńczości, matki, bycia Piotrusiem Panem. „Mężczyzną stajemy się eliminując pokaźną dozę krągłości i odcieni”. Prawdziwy mężczyzna jest, zdaniem La Cecli, niezgrabny, szorstki, twardy w swojej cielesności, „musi stracić wdzięk, stać się wdzięku pozbawionym, nie-wdzięcznym”. Jest to kolejny moment zazębienia z intuicjami Bly’a, który obrazuje zerwanie relacji z matką poprzez metaforę wykradzenia przez dorastającego chłopca klucza do klatki Dzikusa/Żelaznego Jana spod poduszki, na której matka śpi. Nie da się tego zrobić za jej zgodą, negocjacje na nic się nie zdadzą, trzeba użyć sprytu, a nawet posunąć się do kłamstwa.

La Cecla mówi o szorstkości, Bly o dzikości (symbolizowanej przez Dzikusa). La Cecla pisze o strategii prezentowanej na zewnątrz, Bly skupia się na przemianie „w środku” i na tym, co oznacza bycie mężczyzną na poziomie głębszych przeżyć, czucia siebie. Znajdziemy w „Żelaznym Janie” takie zdanie: „Matki marzą o synu lekarzu, psychoanalityku, geniuszu Wall Street, lecz bardzo rzadko o synu Dzikusie”. To „coś” trzeba jakoś matce wykraść, zabrać, odgrodzić to od niej, „to” kształtuje się w zerwaniu relacji z nią, a efektem jest szorstkość, dzikość. Włoski autor stwierdza wręcz – jak rasowy mizogin – że bliskie sąsiedztwo kobiet, a więc i matki, osłabia mężczyznę.  

Podobnie jak Bly, La Cecla w końcu pisze też o męskiej głębi. Tutaj wypowiada wojnę queerowej neutralności, która subtelne, męskie przeżycia usiłuje definiować jako przyswojenie kobiecej emocjonalności przez mężczyzn zmieniających płeć. Świat męskich emocji obrazuje obecnie, jego zdaniem, jedynie literatura takich pisarzy jak Salinger, Roth, Coetzee. To wnętrze jest opisywane w niej jako neurotyczne, pulsujące obłędem, wypełnione żywiołowymi i czułymi pragnieniami, rozpaczające, a przymiotami mężczyzny są jednocześnie nieudaczność, szczodrość, inteligencja, wrażliwość, paternalizm. Bly przedstawia męski interior nieco bardziej optymistycznie jako dzikość, irracjonalność, kosmatość, intuicyjność, popędowość, naturę, wesołość, spryt. Te nieprzebrane zasoby nie mają szans dojść do głosu, bo queer, bo gender studies, bo poprawność polityczna, bo antropolodzy – Amerykanie, którzy „się nie znają”, bo panoszące się, bezwzględne kobiety i kolejna kłoda, czyli kulturowy skrypt, zgodnie z którym mężczyzna mówiący o sobie staje się niewiarygodny – to zdaje się twierdzić La Cecla, rysując obraz marginalizowania mężczyzn. Jedynie napomyka w swojej książce o tym, że antropologia mało uwagi poświęca wpływowi, jaki na rzesze europejskich trzydziestolatków wywiera(ł) wzór Jezusa. Zbuntowany, nauczyciel, duchowy przywódca, ale też męczennik, na dodatek związany szczególną więzią z matką. Nie zauważa, że rysuje mocno przesadzony i wygodny obraz mężczyzn-męczenników. Pozycja ofiary to przecież bardzo silna pozycja, jak sam pośrednio stwierdza w odniesieniu do kobiet w tradycyjnych społecznościach. Fragmenty o męczeństwie współczesnych mężczyzn są jednak przeplatane niezwykle trafnymi uwagami na temat natury relacji. O tym na przykład, że queerowa neutralność tylko maskuje napięte relacje między płciami, nie pozwalając badać i zrozumieć mechanizmów rozgrywającego się współcześnie konfliktu.

Przenosząc refleksję na polskie podwórko, można odkryć ze zadziwieniem (albo bez), że mężczyźni wszystko, co La Cecla – naukowo, i Bly – poetycko, nazywają, wiedzą o sobie. „To prawda. Nawalamy na całej linii”, „Nie miałem dobrych wzorów” i w końcu: „Tak bardzo siebie nie polecam”. To hamletyzowanie w wersji hard, mówiąc kolokwialnie. Co więcej, hamletyzowanie manipulatorskie. Wracając bowiem do literatury, którą La Cecla tak hołubi ze względu na przedstawianie cieniowanych męskich stanów emocjonalnych, przywołam tu Jerzego Pilcha. Pisarz przyznaje bowiem w ostatnim wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”, co następuje: „Polskie dziewczyny, fantastyczne przecież, piękne, błyskotliwe, pełne inwencji, czaru, wynikającej z wysokiej inteligencji wrażliwości – są w sytuacji strasznej: mają w zdecydowanej większości przypadków do czynienia – ze spokojem nazwę tak współplemieńców – z sytymi debilami”. Niewesołej autodiagnozie, świadomości upadku towarzyszy więc masochistyczne, choć radosne, męskie ubliżanie samemu sobie, co jak wiemy – również z twórczości Pilcha – paradoksalnie przyciąga (polskie) kobiety. Wszak „pesymizm i gorycz” to „równie pewny, co standardowy sposób wzniecania w kobietach pocieszycielskich odruchów”. Parafrazując hasło amerykańskich kobiet z lat 60.: Kobiety mówią „nie”, mężczyznom którzy mówią „tak”. Tak jak Pilch.