Aurora i inni
Fot. Krzysztof Machowina, materiały organizatora

Aurora i inni

Monika Pasiecznik

Nie ma drugiego festiwalu w Polsce, który spoglądałby na improwizację w tak ciekawy sposób. Ważnymi elementami idei Ad Libitum są znoszenie stylistycznych barier oraz edukacja poprzez improwizację

Jeszcze 2 minuty czytania

Warszawski festiwal muzyki improwizowanej Ad Libitum, który odbył się w tym roku po raz dziewiąty, ma bardzo otwartą formułę. Każdego roku prezentuje muzykę, której wspólnym mianownikiem jest w zasadzie tylko to, że powstaje jako mniej lub bardziej spontaniczny akt twórczy. W ciągu minionych lat poznawaliśmy, jak strategia improwizacji jest realizowana w muzyce współczesnej, w eksperymentalnej elektronice, w swobodnej improwizacji, w jazzie, w muzyce barokowej. Były interpretacje partytur graficznych, instalacje dźwiękowe, orkiestra amatorów, improwizacja dyrygowana i oczywiście wiele setów, w których spotykali się, często po raz pierwszy, wybitni muzycy. Była nawet edycja Ad Libitum poświęcona muzyce i tańcowi.

Ważnym elementem idei stworzonego przez kompozytora Krzysztofa Knittla festiwalu jest edukacja poprzez improwizację. Od początku w ramach Ad Libitum odbywają się warsztaty. Festiwal współpracuje ze szkołami muzycznymi, wiele projektów ma charakter otwarty i każdy chętny może wziąć w nich udział. Ad Libitum jest więc przedsięwzięciem artystyczno-edukacyjnym. I był nim na długo przed obserwowaną dziś modą na projekty.

Różne spojrzenia na improwizację były efektem współpracy z różnymi kuratorami. Ostatnio za program odpowiada Maciej Karłowski, dziennikarz radiowej Dwójki, autor audycji jazzowych. Znalazło to oczywiście odzwierciedlenie w programie tegorocznego festiwalu, choć powiedzieć, że w centrum znajdował się jazz, byłoby nieprawdą.  

Gośćmi Ad Libitum byli w tym roku: kataloński pianista Augusti Fernández, portugalski skrzypek Carlos Zingaro, hiszpański perkusista Ramón López, a także brytyjski kontrabasista Barry Guy, amerykańska wiolonczelistka Frances-Marie Uitti oraz grający na urządzeniach elektronicznych Joel Ryan. Byli też polscy muzycy – cała plejada rodzimych improwizatorów, w tym pianista Piotr Orzechowski.

Bohaterem pierwszego koncertu w Sali Laboratorium CSW (piątek, 17 października) był jednak Bogusław Schaeffer, obchodzący w tym roku 85. urodziny. Zespół w składzie: Dominik Strycharski (flety), Michał Górczyński (klarnety), Patryk Zakrocki (skrzypce), Maciej Kabza (skrzypce elektryczne), Marcin Olak (gitary), Adrian Łęczycki (gitara elektryczne) i Rafał Mazur (akustyczna gitara basowa) wykonał partyturę graficzną „Media” Schaeffera z 1967 roku. Była to interpretacja humorystyczna, nieco nawet „w stylu” schaefferowskim, o wyrazistym planie dramaturgicznym, który porządkowały akcje wokalne (co pewien czas jeden z muzyków wstawał i wydawał z siebie głos).  

W drugiej części wieczoru słuchaliśmy tria w składzie Fernández, Uitti oraz Ryan. Projekt nazywał się „Thunder” i był pierwszym spotkaniem tych muzyków. Jak na dość niezobowiązujące okoliczności, wykonawcom udało się stworzyć całkiem interesującą muzykę, która przekraczała charakterystyczny idiom swobodnej improwizacji. Uitti grała zarazem dynamicznie i liryczne, dźwiękiem drapieżnym i rozwibrowanym, niekiedy całkiem śpiewnie. Fernández działał praktycznie tylko wewnątrz fortepianu na strunach, tworząc głębokie, dudniące brzmienia, które były wzmacniane i przetwarzane przez Ryana. Wiele było momentów onirycznych, z jednolitej masy dźwięków wyłaniały się dyskretne struktury tonalne, które następnie przeistaczały się w hałas uderzanych dłonią niskich strun fortepianu lub sekwencji klasterów. Muzycy zagrali trzy sety, na które jednak nie starczyło im pomysłów. Kolejne podejścia były już bowiem coraz bledszym powtórzeniem poprzednich.

Drugi dzień (sobota, 18 października) rozpoczął również w Sali Laboratorium CSW niezbyt udany występ o charakterze warsztatowym. Wraz z warszawskim triem Pole w składzie: Michał Górczyński (klarnety), Piotr Zabrodzki (gitary) i Jan Emil Młynarski (perkusja) zagrał legendarny Carlos Zingaro. Muzykom nie udało się jednak nawiązać artystycznego dialogu, w centrum pozostawała zbyt jednostajna i neurotyczna perkusja oraz drapieżny klarnet, w których kontekście nie potrafili odnaleźć się ani gitarzysta, ani skrzypek. 

Festiwal Ad Libitum, 17-19 października 2014,
Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski
Po przerwie zagrało natomiast doskonale zharmonizowane trio Aurora w składzie: Agusti Fernández, Barry Guy i Ramón López. Ich współpraca sięga roku 2004 – wtedy powstało pierwsze wspólne nagranie. Siła Aurory tkwiła m.in. w tym, że muzycy od lat pracują na efekt końcowy improwizacji, który bynajmniej nie jest przypadkowy. Słuchaliśmy w zasadzie kompozycji (muzycy grali z nut), których dramaturgia była perfekcyjna, dopracowana w najmniejszych detalach, co bynajmniej nie pozbawiło ich żywiołowości i spontaniczności. Niewątpliwie punktem wyjścia był free jazz, ale tożsamość tej muzyki była równie powikłana, jak doświadczenia każdego z członków zespołu (improwizacja, kompozycja, eksperyment, muzyka dawna, etniczna, jazz). W ich niezwykle wyrafinowanej grze było słychać także elementy klasycznej muzyki współczesnej, noise, muzyki dawnej i starohiszpańskiej. Występ Aurory nie był jednak chłodnym, wystudiowanym popisem erudycji, lecz pełnym ognia i wirtuozerii, niezwykle spektakularnym performansem muzycznym.

Trzeci i ostatni dzień festiwalu (niedziela, 19 października) otworzyła improwizacja Krzysztofa Knittla (elektronika), Piotra Orzechowskiego (fortepian) i Carlosa Zingaro. W tym spotkaniu, które odbyło się w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, interesujące było wyciszenie i swoista redukcja środków – muzycy długo utrzymywali się w dynamice piano, grali niewiele dźwięków, co sprzyjało ich skupionemu słuchaniu, smakowaniu detali. Także i tu jednak nie starczyło materiału na trzy odrębne improwizacje.

Po przerwie recital dał Agusti Fernández. Pianista wykonał cykl kompozycji na fortepian solo zatytułowany „El Laberint de la Memoria” – labirynt wspomnień z dzieciństwa spędzonego na Majorce, z elementami tradycyjnej i klasycznej muzyki hiszpańskiej. Projekt powstawał trzy lata i jest bardzo osobistą wypowiedzią pianisty, który wskazuje na pokrewieństwo swej muzyki z lamentem. I rzeczywiście, mieliśmy szereg lamentów, przełamanych niekiedy bardziej „konstruktywistycznymi” utworami o fakturze typowej dla muzyki XX wieku. Ta przeważnie jednak nostalgiczna, sentymentalna podróż do przeszłości była niestety dość banalna. Utwory w tonacji minorowej, z tęskną linią melodyczną, niekiedy zaczerpniętą z muzyki ludowej, zharmonizowaną skromnie i prosto, nie zachwycały. Zdecydowanie nie był to koncert dla publiczności muzyki awangardowej.

Festiwal zakończył się jeszcze jednym projektem warsztatowym, którego adresatami byli w tym roku młodzi polscy improwizatorzy. Pod kierunkiem Fernándeza zagrał Ad Libitum Ensemble w składzie: Dominik Strycharski (flety), Wacław Zimpel (klarnet), Gerard Lebik i Ray Dicaty (saksofony), Artur Majewski (trąbka), Marcin Olak (gitara), Patryk Zakrocki (skrzypce), Ksawery Wójciński (kontrabas), Rafał Mazur (akustyczna gitara basowa) i Hubert Zemler (perkusja). Muzycy przygotowali rozbudowaną dyrygowaną kompozycję improwizowaną o przemyślanym i wyraźnie określonym przebiegu, opartą na rozmaitych korespondencjach między instrumentami, na różnicowaniu gęstości brzmienia przez zmianę obsady itp. Były momenty zarówno zdecydowanie rytmiczne, jak i bardzo liryczne czy wręcz nostalgiczne (w stylu Fernándeza). Do najbardziej magicznych zaliczyłabym ten, w którym orkiestra wyciszyła się, na pierwszy plan zaś wysunęły się skrzypce Zakrockiego, grającego sotto voce rzewną niby klezmerską melodię. W innym Wacław Zimpel zmienił klarnet na trombitę, długi tradycyjny instrument dęty, i zaczął grać na nim przestrzennie, unosząc w górę i przemieszczając z prawej strony na lewą.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.