Urzynanie głów
fot. Magda Hueckel

Urzynanie głów

Michał Centkowski

Przemoc, wojna, chaos, degeneracja, a nawet śnieg z plastikowego pyłu to wyłącznie tło. Stara Kobieta w spektaklu Marcina Libera nie przesiaduje już w obronie dawnych ideałów, odwiecznych prawd i humanistycznych wartości

Jeszcze 1 minuta czytania

„Do czego służy nóż?” – zwraca się do publiczności Poeta (świetny Marcin Czarnik). „Do ucinania głów... gdzieś tam, daleko? Blisko? I do czego jeszcze służy nóż? Do ucinania języków, które mówią językiem obcym i do rozcinania brzuchów ciężarnym kobietom, do wycinania piersi karmiącym, do urzynania genitaliów, do wydłubywania oczu... i co tam jeszcze można zobaczyć w telewizji? Co przeczytać w gazetach? Co usłyszeć w radio?” 

Marcin Liber przygląda się w swym najnowszym spektaklu spełnionemu proroctwu Różewicza o końcu świata. Permanentna apokalipsa trwa nieustannie. W tonach plastikowych odpadów, pośród rozwalających się mebli, w dziwnej krainie nawiedzanej magnetycznymi burzami, przywodzącej na myśl arktyczną bazę naukową bardziej niż dworcowy bar, napotykamy tytułową Starą Kobietę (Anna Dymna). Siedzi okutana w jakieś tandetne ciuchy. Wyczekuje. Wokół niej dzieją się rzeczy dziwnie, niepokojące, straszne i śmieszne. Kelner (Adam Nawojczyk) zamiast podawać flaczki, woli pójść na wojenkę, wypruć własne wnętrzności, Cyrulik (znakomity Mieczysław Grąbka) odprawia swój „taniec z muchami”, zaś Lekarz (Michał Majnicz) z drzazgą w gardle wszystkim wokół proponuje terapię na owrzodzenie miejsc intymnych.

Tadeusz Różewicz, „Stara kobieta wysiaduje”,
reż. Marcin Liber
. Stary Teatr w Krakowie, premiera
25 października 2014
I choć sceniczny świat przesiąknięty jest atmosferą katastrofy, bohaterowie dość radośnie zmierzają ku zagładzie. Nic dziwnego. Nam także najbardziej nawet przejmujące obrazy cierpienia oraz tragedii dawno się już opatrzyły. Rzeczywistość opisywana przez Różewicza przestała przerażać. Trwamy z mieszkańcami tego dziwnego świata w stanie zawieszenia. Nawet jeśli od czasu do czasu udaje się, pośród fragmentarycznych, bełkotliwych monologów, przemycić na scenę odrobinę autentycznej grozy, obłąkańczej makabry z jakiejś odległej rzeczywistości „tam” na zewnątrz, gdzie wycinanie starych modrzewi okazuje się być i tak najmniej przerażającą ze wszystkich zbrodni naszego gatunku. 

Przemoc, wojna, chaos, degeneracja, a nawet śnieg z plastikowego pyłu to już wyłącznie tło. Stara Kobieta nie przesiaduje już w obronie dawnych ideałów, odwiecznych prawd i humanistycznych wartości. Przygląda się. Galerii scenicznych osobliwości z rzadka – głównie nam. Liber odczytuje ten nieco przywiędły w swym katastroficznym uroku tekst przez późną twórczość Różewicza, zestawiając dramat z poematem „Matka odchodzi”, obserwując rozpad osobistego świata, wyczerpywanie się naszej własnej mikropowieści. I to właśnie wygrywają znakomicie Marcin Czarnik i Anna Dymna – Stara Kobieta i jej syn, wyśniony Poeta. Ona z początku rozpaczliwie chwyta ostatnie resztki uczuć, emocji, ciągle jeszcze pragnie czuć, przeżywać, być, później już tylko przygląda się światu, Poecie i nam. „Jej spokojne, badawcze oczy spoczywają na mnie, na mojej ręce, na tych okaleczonych oślepionych słowach”, mówi młodzieniec. Świadom całej okropności i nędzy ludzkiego życia, wciąż na nowo i jakoś niezgrabnie stara się ocalić niewinność. Choć się zestarzał, choć stoi u „progu śmierci”, wciąż jeszcze „nie zrozumiał, że nóż służy do urzynania głów, do urzynania nosów i uszu”.

fot. Magda Hueckel

W tym świecie nic do siebie nie pasuje. Wszystko w tym spektaklu rozjeżdża się, rozpada, kolejne sceny, aktorskie etiudy świadomie nie składają się w całość. Polityka już dawno zmieniła się w kicz, miłość w pornografię, muzyka w hałas, sport w prostytucję, religia w naukę, a nauka w wiarę. I co? I nic. Zostaje wielkie i stale rosnące NIC, by sięgnąć po Różewicza. Nic, którego zupełnie nie potrafimy zagospodarować, tak jak pozornie niezagospodarowana wydaje się być sceniczna rzeczywistość „Starej kobiety”. 

Największym atutem krakowskiego spektaklu jest bez wątpienia wspaniała wizja scenograficzna autorstwa Mirka Kaczmarka, który zamyka bohaterów w wielkim kontenerze z poliwęglanu, niczym w dawno już opuszczonym, pełnym odpadów laboratorium, nadając Różewiczowi zupełnie nowe oblicze. W chwilach, gdy spektakl grzęźnie dramaturgicznie, za sprawą trudnego, chwilami nużącego tekstu, z pomocą Starej Kobiecie przychodzi zachwycająca machina inscenizacyjna, która przez niemal półtorej godziny nie pozwala widzowi oderwać wzroku od sceny. Jak w chwili, gdy Poeta umiera. Nad rozbłyskującą piorunami sceną wzmaga się huraganowy wiatr. Stara Kobieta wstaje z miejsca. W powietrze wzbijają się tumany śniegu, czy raczej śmieci. Białe drobiny wirują nad sceną. W spektaklu Libera świat ostatecznie pogrąża się w niezwykłym i fascynującym chaosie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.