Gdzieś gnije
Selfie #8 / dzięki uprzejmości galerii Raster

Gdzieś gnije

Iwo Zmyślony

Pudrowanie trupa, supłanie skóry z mięsem i dorabianie twarzy. W obrazach Grzeszykowskiej śmierć jest czymś dosłownym. Tak samo jak cierpienie, ciało zdarte ze zwierząt

Jeszcze 1 minuta czytania

Pierwsze wrażenie było nie najlepsze. Cykl wnętrzarskich obrazków, w kompaktowym formacie, miejscami erotycznych, ogólnie makabrycznych, wetkniętych w wysmakowane, dizajnerskie ramki. Autoportrety bez oczu, wyszminkowane usta, odchrupane palce, lakierowane paznokcie – wszystko to mi się wydało do bólu kokieteryjne. Kilka przelotnych skojarzeń z pracami Szapocznikow szybko zostało wyparte przez klimacik packshotu. Do tego Kaczyński z Gorczycą w kuratorskim tekście piszą o kalamburach, wisielczym humorze, grotesce. A w tle to nieszczęsne „Selfie”. Czy dzisiaj już wszystko musi być jak na fejsie?

Aneta Grzeszykowska, „Selfie”

Raster, Warszawa, do 15 listopada 2014 

(wystawa w ramach Warsaw Gallery Weekend

Potem zacząłem jednak dostrzegać detale, które tę interpretację wywróciły. Najpierw do mnie dotarło, że to nie syntetyczne żywice, ale prawdziwa skóra i prawdziwe mięso. Przy niektórych zdjęciach nie można mieć wątpliwości, wystarczy uważnie patrzeć. Więc Szapocznikow nie bardzo, przynajmniej nie pod tym względem. W tych obrazach dosłownie jest śmierć i perwersja – chęć grzebania w śmierci, bawienia się śmiercią. Pudrowanie trupa, supłanie skóry z mięsem i dorabianie mu twarzy. Tu śmierć jest czymś dosłownym. Tak samo jak cierpienie, ciało zdarte ze zwierząt. To wszystko w skrajnym kontraście wobec rzeźbiarskiej finezji, wystylizowanych kadrów i dekoracyjnych ramek.

Selfie #15 / dzięki uprzejmości galerii Raster

Świadomość, że patrzę na mięso, zmienia to, co widzę. Budzą się afekty – wstręt, perwersyjna ciekawość, a nawet poczucie winy. Samo patrzenie staje się nieprzyjemnie przyjemne. Podręcznikowy abject – coś w tym nasz wzrok przyciąga i odrzuca zarazem. Pojawia się jednak problem reprezentacji – co my właściwie widzimy? Na ile fotografia odsłania, a na ile skrywa to, co pokazuje? Czym różni się zdarta skóra od sztucznego tworzywa na płaskiej, lśniącej powierzchni w dizajnerskiej ramce? Skąd bierze się ta różnica w naszej wyobraźni? Brak prostych odpowiedzi. Już samo to czyni ten projekt ciekawym.

Widok cudzego ciała jest czymś specyficznym. To co innego niż widok nieorganicznej materii. Ciała doznajemy na zasadzie empatii, współodczuwania. Kiedy widzimy szpilkę, która przechodzi przez ciało, to nas też jakby boli. Kiedy chcemy ukarać kogoś albo siebie, robimy małą laleczkę i nakłuwamy jej buzię. Wystarczy sobie pomyśleć. Cieniutka jak włos szpilka z białą kulką na łepku przebija się przez paznokieć, wychodzi opuszkiem palca.

Selfie #12 / dzięki uprzejmości galerii Raster

Ale to tylko początek. Mnie intryguje bardziej ten aspekt analityczny – problem transformacji obiektu przestrzennego w płaską reprezentację. Rzeźba i fotografia poniekąd się wykluczają – z jednej strony bryła, materialność, faktura, z drugiej iluzja głębi i zniekształcenie skali. Rzeźby doświadczamy w ruchu, poprzez wszystkie zmysły, kolejno odkrywając jej ukryte wymiary. Fotografia tymczasem dematerializuje rzeczy, wyjmuje je poza nawias czasu i przestrzeni, pozbawiając własności niedostępnych dla oka.

Grzeszykowska precyzyjnie rozgrywa właśnie ten kontrast. Mięsno-skórzane obiekty zostały przez nią spłaszczone i zatrzaśnięte w kadrach. Nie mamy nawet gwarancji, że kiedykolwiek istniały. Jedynym dowodem są zdjęcia. Widzimy je nieruchome, z jednej perspektywy. Ich fizyczność jest dla nas niedostępna. Na jaw wychodzi za to pieczołowita konstrukcja – każdy z nich to misterny popis rękodzieła. Jak wyglądał ten proces? Jaki był pierwszy etap? Same te pytania budzą dreszczyk grozy. Całą historię zdzierania, cięcia, prucia i szycia jesteśmy zmuszeni odtworzyć we własnej wyobraźni. Nie jest to miłe zajęcie. Przypomina trochę pracę detektywa. Na myśl przychodzą sceny z udziałem psychopatów w rodzaju Eda Geine’a.

Selfie #13 / dzięki uprzejmości galerii Raster

Bez ciała nie ma zbrodni. Tymczasem ono gdzieś gnije. Świeże i różowe jest tylko na fotografii. „Chwilo, trwaj, jesteś piękna!” – dzięki prostym trikom odwieczne marzenie ludzkości stało się możliwe. Fotografia od zarania służyła właśnie do tego – utrwalania chwili, wyrywania jej z czasu, tworzenia wiecznego „teraz”. Wiele się nie zmieniło. W tym kryje się jednak paradoks. Trwania na fotografii nie sposób doświadczyć inaczej, niż poprzez kontrast do tego, co w tle aktualnie przemija. Widząc osobę na zdjęciu, widzimy ją jako kogoś, kogo wśród nas nie ma. To samo dotyczy własnych portretów z przeszłości.

Rozpad i śmierć. Projekt Grzeszykowskiej jest właśnie o tym. Wrażenie zrobiło na mnie jednak jeszcze co innego: jak bardzo to osobiste, skondensowane prace. Czuć w nich ogromny ładunek emocji. Trudno o nich pisać i nie uprościć. Można za to przypomnieć Herberta:

ogląda o świcie
swoją rękę
dziwi się skórze
podobnej do kory
(„Pan Cogito a poeta w pewnym wieku”) 

Selfie #2 / dzięki uprzejmości galerii Raster

Selfie kojarzymy zwykle z chorobliwym narcyzmem – skierowaniem na siebie libido, ale też destrudo – sadyzmem, autodestrukcją. Stąd silne wahania nastroju u narcyza – od samouwielbienia po samobójcze myśli i poczucie niższości. Istnieje też coś takiego jak dysmorfofobia – lęk przed nieestetycznym wyglądem własnego ciała, rodzaj hipochondrii. Obiektem tego lęku może być wygląd, w tym między innymi: skóra (73% zaburzeń), włosy (56%), nos (37%), brzuch (22%), oczy (20%) oraz zęby (20%).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.