Rozmowy szkatułkowe
fot. Krzysztof Solarewicz

Rozmowy szkatułkowe

Rozmowa z Filipem Zawadą

„Pod słońce było” to książka o moim życiu. Opowiada o tym wszystkim, co się wydarzyło od momentu, kiedy skończyłem jeździć pociągiem. Ma kompozycję szkatułkową, bo jej bohater też pisze książkę

Jeszcze 3 minuty czytania

(Rzecz na dwa wywiady; Filipa, Filipa i Filipa)

osoby rzeczy:
Filip Zawada (FZ) jako Filip, Filip i Filip
Joanna Halszka Sokołowska (JHS) 

 

PROLOG

JHS: A rozmawiasz jeszcze z kosmitami?
FZ:
Z czym?

Z kosmitami.
Kurczę, usłyszałem „psotnikami”, bo jeżeli chodzi o psotników, to rozmawiam z nimi.

A, no to nawet może lepiej.
Aaa, z kosmitami! Nie, powiem ci, że ostatnio jakoś nie odwiedzają mnie i naprawdę jestem tym zażenowany. Ale bardzo ciekawe, że o to zapytałaś.

Zapytałam, bo dwa lata temu, jak zaczynaliśmy ten wywiad, to była o nich mowa.
Wiem, wiem, pamiętam. Natomiast teraz już z kosmitami nie rozmawiam. Za to zacząłem pisać książkę o kosmosie. To moje zaklinanie takie: że może jak napiszę coś o kosmosie, to się pojawią…  

CZĘŚĆ 1
Kosmici rozmawiają 

(Rok 2012; rozmowa telefoniczna; słychać sygnał, Filip odbiera)

Filip Zawada

Urodził się w 1975 roku we Wrocławiu. Poeta, prozaik, fotograf i muzyk. Wydał m.in. nominowane do Nagrody Gdynia „Psy pociągowe” (2011), a następnie tomiki poetyckie „Świetne sowy” (2013) oraz „Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się” (2014). Grał w zespołach AGD, Pustki, Indigo Tree i sam w formacji ITOITO. Pisze bloga. W 2014 roku zdobył Puchar Polski i Mistrzostwo Polski w łucznictwie Field. Ma syna Filipa.

FZ: Kurde, przecież napisałem, że ja zadzwonię.
JHS: No ale jak masz mi gadać o kosmitach, to ja przecież zadzwonię.
O czym?
O kosmitach.
(pauza)
Raz przed rezurekcją, w jakichś dziwnych okolicznościach, spałem w domu rodziców. Ponieważ nie było już pokoju, w którym kiedyś mieszkałem, musiałem spać na kanapie. W środku nocy się obudziłem. I nagle słyszę takie:
(FZ wydaje z siebie dziwne dźwięki)
I wtedy myślę… O kurczę, kosmici rozmawiają! (to wiedziałem od razu). I próbuję tak jakoś... wstać, tak jakoś… wystraszyć ich… Oni cały czas rozmawiają. I wtedy okazuje się, że jestem cały sparaliżowany, nie mogę niczym ruszać. Jedyną rzeczą, którą mogę ruszać, jest nadgarstek. A nadgarstek może sięgnąć do deski, która podtrzymuje poduszki z kanapy, żeby nie wypadały. No i nadgarstkiem postanawiam pukać w tę deskę. Kosmici milkną. I… całe napięcie puszcza.

I jaki z tego morał? W dźwięku siła?
No w związku z tym, że byłem sparaliżowany, kosmici mogli wbudować mi implanta w mózg… Mogliby to zrobić, nie? Jak to minęło, wstałem, włączyłem małe radyjko kuchenne i zacząłem tym radyjkiem jeździć sobie po głowie. Bo wiadomo, że jak ma się implanta wmontowanego przez ufo, to w falach radiowych będą zakłócenia!
Była czwarta rano… Wszedł mój ojciec, popatrzył na to i pyta się, czy zwariowałem. Opowiedziałem mu całą historię, a on na to: „Filip, idź już spać…”. No i poszedłem.
Rano w kościele spotkałem Jarka, który mieszka obok, byliśmy obydwaj ministrantami. I on pyta: „Słuchałeś rano radia? No i  zmartwychwstał czy nie?”. Taki ministrancki żart…

CZĘŚĆ 2
Wywiad 

(Rok 2014; rozmowa telefoniczna. FZ dzwoni. Schował się na strychu)

Filip Zawada, „Pod słońce było”. Biuro Literackie,
116 stron, w księgarniach od grudnia 2014
Chciałabyś, żebym ci opowiedział, o co chodzi w mojej nowej książce?
Tak, żebyś ją streścił jakoś, bo przecież nie będę jej czytać.
No nie, w XXI wieku czytanie książek to rzeczywiście obciach… Kiedyś zadzwoniła do mnie taka pani, która chciała ze mną zrobić wywiad (ewidentnie chciała zrobić wywiad, a nie przeprowadzić rozmowę) i powiedziała: „Proszę opowiedzieć mi, o czym jest pana książka”. Ja zaczynam opowiadać, że tutaj jakieś tam filozoficzne, tutaj jakieś tam takie życiowe… A ona mówi: „Nie, nie, nie o to mi chodzi. Chodzi o to, żeby pan to opowiedział pojedynczymi słowami”; „Ale że co: pies, pociąg, dziecko?”; „Tak, tak, proszę dalej”. No i tak mówiłem: „rower”, „dół”, „cmentarz”, „spokój”, „śmiech”, „dziecko”, „płacz”… A ona na to: „Doskonale, doskonale! Bardzo panu dziękuję; do widzenia!”.
Tak chcesz, żebym ci opowiedział? Myślę, że nie chodzi o to, o czym jest wywiad, tylko o to, żeby się dobrze tagował… Później gazeta ma lepsze osiągi. Jak wymienię 50 tagów, to wyskakuje na pierwszej stronie w Googlach.

To co możemy mówić, żeby się dobrze tagowało?
„Kiełbasa”… Co jeszcze? Może „wódka”.

„Wojna”?
„Impreza”… Tak! „Wojna”, może „Putin”? I „pieniądze”. I w tym momencie mamy udany wywiad.
(Przerywa, wchodzi Filip Zawada 2, syn)
Filip, czy ty się tutaj wdrapujesz? Proszę cię, żebyś się tutaj nie wdrapywał, ponieważ ja w tym momencie prowadzę bardzo poważną rozmowę, a ty wchodzisz po drabinie, która jest bardzo stroma…
FZ2: Dobra, chciałem zagrać w szachy.
Niestety tutaj nie ma szachów… Musisz usiąść i chwilę poczekać. 

A może Fifu zna te ważne słowa?
Fifu, wiesz, jakie słowa najlepiej wskakują w internecie? Na pierwszym miejscu?
FZ2: „Różowa pantera”.
I co jeszcze?
FZ2: „Agentki”.
No tak, „agentki”… To jest słowo, które też w dorosłym życiu się dobrze taguje. A z moją książką mają coś wspólnego tagi takie: „łucznictwo”, „wariatkowo”, „cmentarz”, „kościół”, „niewierzenie”, „dziecko”, „śmieszne”, „smutne ” i… to tyle.

Myślę, że tylko „dziecko”, „śmieszne” i „smutne” opłaca się zapisać.
Może. Dlatego też nie liczę na jakiś fenomenalny sukces.

Czy to, że jest „wariatkowo”, oznacza, że umieściłeś tam fragmenty
swoich listów ze szpitala?
To jest po prostu książka o moim życiu. Opowiada o tym wszystkim, co się wydarzyło od momentu, kiedy skończyłem jeździć pociągiem, a zacząłem mniej więcej żyć w jednym miejscu. Jak próbowałem się przeprowadzić na wieś, jak budowałem dom na wsi, jak mieszkałem koło kościoła, w którym rozpoczęło się całe życie kulturalno-artystyczno-religijne wszystkich okolicznych wiosek.
O tym jak jeździłem do Arniego uczyć się strzelać.
O tym, jak przestałem mówić na jakiś czas.
O tym, jak siedziałem, lecząc głowę za czerwonym murem.
Poza tym ta książka ma kompozycję szkatułkową. Bo bohater też pisze książkę. Dotyczy ona dziadków i babć. Ma tytuł „Miałem sześciu albo siedmiu rodzonych dziadków”. To rodzaj rozliczenia się z tymi osobami, które albo znałem słabo, albo ich nie lubiłem… Bo często nie rozumiałem, czego ode mnie chcą… Na przykład kiedy przychodziłem do babci, mama kazała mi całować ją w rękę. Jako dziecko myślałem, że to jest paskudztwo, że w ogóle mam kogoś całować w rękę. A moja babcia mówiła, żebym lepiej kibel u niej wyszorował. I wtedy to było dla mnie ok. Mogłem szorować kibel. Bo to było jakieś konkretne zajęcie… Ale nie lubiłem tam chodzić. Nie lubiłem też wielu innych rzeczy. Szczególnie z prababciami, bo jak byłem mały, to miałem ich bardzo dużo.

Poczekaj, to… ilość babć i dziadków zależy od tego, kiedy się rodzisz?
Tak, kiedy się rodzę i jak długo żyją pradziadkowie i dziadkowie. Jak ja się urodziłem, to miałem tych pradziadków jeszcze strasznie dużo.

Ale takich z jednej mamy i z jednego ojca?
No tak. Z jednej mojej mamy i z jednego mojego ojca. Jak się urodziłem, miałem mamę, tatę, dwie babcie, trzech dziadków, dwóch pradziadków, i dwie prababcie.

Kurczę.
Utrakomplet, nie? I, mając dość tego ogona, który się za mną ciągnie, pomyślałem sobie, że jak dobrze sobie w głowie to poustawiam, to wyprostuje się też coś w moim życiu. Bohater, czyli ja, zaczyna sobie ustawiać tę rodzinę dziadków i babć, a jego życie zaczyna normalnieć.

(ze śladami ironii w głosie): Czyli taka.. można powiedzieć… terapia w książce.
O kurczę. Właśnie na to określenie czekałem.

To chyba też będzie można otagować?
Tak, „terapia w książce” to jest idealny tag. 

CZĘŚĆ 3 
Bóg, łuk i ojczyzna

Czy są wątki religijne?
Tak, ale to są wątki religijne na wsi, czyli trzeba sobie z tymi wątkami religijnymi raczej poradzić, niż, że tak powiem, w nie wierzyć… Jeden z wątków religijnych opowiada, jak przechodziłem przez wieś i wyleciała banda dzieciaków. Jeden zasmarkany szedł za nimi, płaczący. Pytam go, co się stało, czy mu pomóc, albo co, a on mówi, że właśnie nie został dopuszczony do komunii, bo nie umiał wypowiedzieć słowa – chyba chodziło o słowo „ochrzczony”. Siostra, która prowadzi religię, powiedziała, że przez to, że ma wadę wymowy, będzie miał problemy z kontaktem z Bogiem.
Niby zabawne, ale jednak straszne przeżycie. Zwłaszcza że na wsi wiele rzeczy toczy się właśnie wokół takiego kościoła. Takiego… nie wiadomo jakiego – takiego, że nie wiadomo, czy wierzyć w niego, czy się złościć. Nie chcę być przeciwko niemu, ale też nie mogę nie wziąć w obronę tego małego rudego chłopca, który ma wadę wymowy.
Na wsi się dużo takich rzeczy dzieje. Na przykład na murze cmentarza ktoś napisał „wstawać nieroby”.

fot. Krzysztof Solarewicz

(śmiech)
Mi się też wydawało, że to śmieszne. Ale na wsi był oczywiście skandal.
A poza tym moja książka jest o pograniczu (bo wieś jest na pograniczu Polski i Czech) i opowiadam w niej o różnych rzeczach, które obserwuję. Na przykład Święto Zmarłych. Rok temu byłem na Święto Zmarłych w Czechach, u Arniego, mojego mistrza, na warsztatach strzelania z łuku. No a w Czechach nie ma święta zmarłych. To było dla mnie szokujące. Bo co oni z tymi zmarłymi robią, jeśli dziadów nie mają? U nas zmarli są usatysfakcjonowani, bo wszyscy się nimi zajmują raz w roku, a tam muszą się gdzieś pałętać i nie wiadomo, co mają robić.

Może strzelać z łuku?
Poza tym w Czechach jest taki portal pornograficzny, że żeby na niego wejść, trzeba nakręcić film samemu ze sobą, wrzucić go i jeszcze za to zapłacić.

„Czechy”... „Łuk” i „pornografia”.
No dobre. Tytuł kolejnej książki. 

Rozkręcamy się z tym tagowaniem. Dużo dostałeś medali jako łucznik?
Dostałem ich tak dużo, kochana, że nie pamiętam. Trochę oddałem Fifu: za każdym razem jak wracam z zawodów, to pyta się, czy przywiozłem mu medal, więc to sport pod bardzo dużą presją, wiem, co spotka mnie w domu. Jak przywiozę brązowy… no to jest żałość. Musi być złoty. 

Ostatnio w ogóle różne dziwne rzeczy piszę – że na przykład ludzie całują się przy księżycu i to niby takie romantyczne. A to tylko jakaś zakurzona i zadeptana przez kogoś satelita… Normalnie jak coś jest zadeptane, na przykład wycieraczka, to niefajnie, a jak to księżyc, to już można się całować. Ludzie są strasznie dziwni. 

A jakby wycieraczka świeciła?
U Michaela Jacksona świeciła. I jeszcze to moonwalking.

(razem) Stąd właśnie się wzięło!
Ponieważ Michael Jackson miał świecącą wycieraczkę! Wychodzi na to, że jeżeli ludzie mieliby świecące wycieraczki, to zaczęliby chodzić tak, jak po księżycu, oraz wszyscy musieliby sobie zrobić operacje plastyczne.
Wiesz co będzie, jak otagujemy „Michael Jackson”? 

fot. Joanna Halszka Sokołowska

CZĘŚĆ 4
Oświecenie 

Co z twoją muzyką?
Nagrywam bardzo dużo. Mam własną wytwórnię. Ale nie mam na ten temat nic do powiedzenia. Zresztą zauważyłem, że jak mam takie momenty, że zapadam się i gram, to w ogóle nie mam nic do powiedzenia. Te dwa światy się u mnie zupełnie rozdzieliły, literacki i muzyczny. Muzyki używam do tego, żeby się uspakajać, koncentrować. Używam jej jako części treningu łuczniczego. Gram podczas takiego treningu na gongach. Coraz bardziej muzyka jest mi „przydatna”, jako „coś”. Jak mikser czy lampka. Spełnia funkcję przydatności, a nie funkcję słuchalności.

Rozumiem. Ale grasz tylko na gongu czy na czymś jeszcze?
Praktycznie cały czas gram teraz na gongach. Tyle zostało mi z muzyki. Jestem zmęczony. Jako sportowiec łucznik jestem stary. Po mistrzostwach, jak trening się skończy, przez dwa tygodnie staram się wytrwać jakoś w stanie równowagi psychofizycznej.

Hmm… Właściwie odkąd pamiętam, mówisz, że jesteś stary.
Jak ktoś ma 60 lat, to może się z tego śmiać. Ale skoro tak mówię, to chyba znaczy, że tak po prostu jest. Nie wiem, z czego to wynika. Jakbym wierzył w reinkarnację, to można by to było jakoś wytłumaczyć.

A nie wierzysz?
Teraz w ogóle przestałem wierzyć w cokolwiek. Jestem po prostu pewnych rzeczy pewien. I jestem pewien, że coś się z człowiekiem dzieje, że na pewno nie umiera. Ale czy to reinkarnacja? Ostatnio miałem taki sen, że ołówek pisał coś sam. Długo, aż wypisał się cały i znikł. I pomyślałem, że może właśnie tak wygląda życie… Wszyscy mogliby powiedzieć, że ołówek umarł, a jednak coś zostaje po ołówku napisane. Później być może to się spali, ale zostanie jakiś dym… I tak to się w kółko nakręca, ołówek cały czas w jakiś sposób żyje.

W kółkach
No może rzeczywiście w kółkach… później z CO2 w ziemi stworzy się węgiel i znów się go przerobi na ołówek…

Chleb z wody.
I jeżeli o to chodzi, to powiem ci, że wierzę w reinkarnację. To z tego wynika moja starość. I tak to właśnie, dzięki rozmowom inteligentnym i wspaniałym, człowiek doznaje takich pewnych oświeceń.

Właśnie doznałeś oświecenia?
Może nie jakiegoś takiego szałowego, ale takiego mikro. Takiego… jeżeli chodzi o ołówki. 

1721