Mieszkanie śląskiego robotnika
Wieżowiec, proj. Tadeusz Kozłowski, 1929-30, Katowice. Fot. Paweł Pomykalski

Mieszkanie śląskiego robotnika

Irma Kozina

Komisje socjalne nalegały na zmianę zwyczajów mieszkaniowych na Śląsku, podkreślając konieczność oddzielenia miejsc do spania dla rodziców od pokojów dziecięcych oraz wprowadzenia osobnych sypialni dla dorastających chłopców – fragment książki „Modernizmy”

Jeszcze 2 minuty czytania

Dążenie do nowatorstwa i odrzucania tradycyjnych form na rzecz rozwiązań nowych, bardziej progresywnych technologicznie i cywilizacyjnie, w znacznie większym stopniu definiuje modernizm niż płaski dach i prostopadłościenna forma korpusu budowli. Dom jako funkcjonalna i wygodna „maszyna do mieszkania”, łatwa w utrzymaniu, wzniesiona z wykorzystaniem najnowszej techniki budowlanej, która tanio i higienicznie rozwiązywała problemy inżynieryjne związane z dostawą wody i ciepła oraz utylizacją nieczystości, stał się najpoważniejszym wyzwaniem architektonicznym jeszcze na długo przed tym, zanim zaczęto wielką debatę nad wyższością nordyckiego dachu dwuspadowego nad jego „wynaturzonym” następcą. Tym samym zalążki ruchu modernistycznego w architekturze, zwłaszcza tej interwencyjnej, socjalnej, znacznie wyprzedzają awangardowy funkcjonalizm lat dwudziestych XX wieku i towarzyszą narodzinom swoistej religii postępu, datowanym co najmniej na początek XIX wieku.

Szczególne nasilenie tych tendencji przypada na lata dziewięćdziesiąte XIX stulecia. W tym okresie, między innymi na Górnym Śląsku, zaczęto powoływać instytucje społeczne i komisje, które stawiały sobie za cel zwiększenie komfortu budownictwa mieszkaniowego osiedli wznoszonych przy wielkich zakładach przemysłowych, co z kolei miało przyciągać wystarczająco liczne zastępy siły roboczej, koniecznej do utrzymania opłacalnych standardów produkcyjnych. Powstawały wówczas raporty statystyczne, plany urbanistyczne i inwestycje budowlane, a ich cennym zapisem jest wydana w Katowicach w 1913 roku publikacja asesora górniczego Kurta Seidla zatytułowana Das Arbeiterwohnungswesen in der oberschlesischen Montanindustrie(„Robotnicze budownictwo mieszkaniowe w górnośląskim przemyśle górniczym”). Zawiera ona podstawowe informacje na temat niemal wszystkich osiedli robotniczych wzniesionych w tym regionie około 1900 roku, a także niezwykle cenne uwagi, które pozwalają analizować mechanizmy determinujące myśl o wyższych standardach użytkowych i postępie w budownictwie socjalnym.

Ogród Jordanowski, proj. Kazimierz Wędrowski, 1937-38. Fot. Paweł Pomykalski

W epoce uznanej przez autora broszury za stojącą niżej w ewolucyjnej hierarchii, a więc w czasach „prymitywnych” (w pierwszej połowie XIX wieku), gdy wspomniane komisje i instytucje rozpoczynały reformę mieszkalnictwa socjalnego na Górnym Śląsku, potrzeby tutejszego robotnika znacznie odbiegały od wymagań jego angielskiego czy niemieckiego kolegi. Podczas gdy w Anglii miała dominować forma małego, mieszczącego pięć lub sześć skromnych pomieszczeń mieszkalnych, domu z wykuszami i wielobocznymi narożnikami, Górnoślązak preferował duże pomieszczenia o gładkich elewacjach, które można było łatwo utrzymać w czystości i w dobrym stanie technicznym. W Westfalii już od lat sześćdziesiątych XIX wieku coraz bardziej popularne były mieszkania z trzema pomieszczeniami: kuchnią, izbą i spiżarnią, na Śląsku natomiast dominowały mieszkania z pokojem i kuchnią, która pełniła jednocześnie funkcję pokoju mieszkalnego, ponieważ zimą było w niej najcieplej. W wyniku interwencji działającej w tym regionie od 1890 roku komisji zaczęto budować mieszkania z trzema i czterema pomieszczeniami. Jak zauważono, zmuszeni do zmiany dawnych przyzwyczajeń Górnoślązacy nie bardzo wiedzieli, jak wykorzystać tę dodatkową przestrzeń, i urządzali w niej pokój „z łóżkiem paradnym”, w którym nikt nigdy nie sypiał. Główną ozdobą owego pokoju stawała się galeria świętych obrazów, a nieco później miejsce obok paradnego łóżka zajął patefon. Spośród lokali proponowanych przez zakłady pracy szczególnym powodzeniem cieszyły się mieszkania dwuizbowe, które odpowiadały warunkom finansowym młodych małżeństw. Regionalną specyfiką była hodowla drobnego inwentarza, toteż nawet przy wznoszeniu domów szeregowych trzeba było uwzględnić miejsce na dodatkową komórkę i ogródek do hodowli drobiu, królików, wieprzków i kóz.

Komisje socjalne nalegały na zmianę zwyczajów mieszkaniowych na przemysłowym Śląsku, podkreślając konieczność oddzielenia miejsc do spania dla rodziców od pokojów dziecięcych oraz wprowadzenia osobnych sypialni dla dorastających chłopców. Wszakże jeszcze około 1910 roku zauważano, że dodatkowe pokoje są wykorzystywane jako gute Stube, w której ustawia się paradne meble i wiesza święte obrazy, a w skrajnych przypadkach organizuje się w nich suszarnie i spiżarnie16. W zmianie dawnych przyzwyczajeń pomocne okazało się przydzielanie darmowego deputatu węglowego, który pozwalał na właściwe ogrzanie wszystkich izb. Jak wynikało z danych zaprezentowanych przez Seidla, około 1910 roku 8,7 procent wszystkich mieszkań przyzakładowych składało się z jednego pomieszczenia, 65 procent – z kuchni i pokoju, a 26,5 procent wykraczało ponad ten standard. Najmniejsze lokale miały 40 m2 powierzchni, te bardziej luksusowe (np. przy kopalni Dubensko, obecnie Dębieńsko) zajmowały nawet ponad 230 m2. Zauważono też upodobanie do małych okien, które łatwo można było uszczelnić. Z uwagi na rozpowszechnienie praktyki trwałego blokowania okien w porach zimowego chłodu zwracano szczególną uwagę na właściwe rozwiązanie kwestii wentylacji i budowano mieszkania z oknami do wietrzenia „na wskroś” za pomocą lufcików i otwieranych mniejszych kwater.

Nikiszowiec, widok z lotu ptaka, fot. Max Steckl

Około 1900 roku udało się rozpropagować na Śląsku pochodną angielskiego scullery – dodatkową niszę kuchenną z kominem do gotowania, umywalką i odpływem nieczystości – i dokonano w ten sposób właściwego rozdziału pomiędzy kuchnią a pokojem dziennym. Podłogę owej niszy wykładano betonową posadzką lub kaflową okładziną, co nie tylko chroniło przed wilgocią, lecz także zwiększało bezpieczeństwo przeciwpożarowe. Mniej więcej w tym samym czasie wprowadzono także przedpokój, służący jako wiatrochron i garderoba. Oświetlenie było wówczas już najczęściej elektryczne, a prąd dostarczały bezpłatnie patronackie zakłady przemysłowe. Kuchnię ogrzewał murowany piec, w pokojach natomiast instalowano piece żelazne. Wodę początkowo doprowadzano do studni wewnątrzosiedlowych lub do klatek schodowych, jednakże w związku z rosnącą popularnością budownictwa szeregowego około 1910 roku standardem stały się piony wodno-kanalizacyjne, dostarczające wodę bezpośrednio do mieszkań i odprowadzające z nich nieczystości. W wiejskich toaletach normą były szamba, w szeregowym budownictwie miejskim ze względów higienicznych stopniowo przeważać zaczęły ubikacje spłukiwane wodą. Podstawowym elementem osiedli mieszkaniowych były użytkowane przez kilka lub kilkadziesiąt rodzin pralnie i suszarnie. Zadbano również o niezbędną infrastrukturę: sklepy, domy towarowe, restauracje, kluby robotnicze, szkoły, biblioteki, sale gimnastyczne oraz sale, w których mogły się odbywać festyny i zabawy. Wysoki standard mieszkań socjalnych wiązał się ze wzrostem nakładów finansowych. O ile w 1890 roku lokal kosztował 1300 marek, o tyle dwadzieścia lat później trzeba już było na niego wydać 3200 marek. Zwiększonym wymaganiom robotników odpowiadał wyższy standard mieszkań, który dodatkowo zachęcał do trwałego związania się z danym pracodawcą.

Fragment książki „Modernizmy. Architektura nowoczesności w II Rzeczypospolitej. Katowice i województwo śląskie” pod redakcją Andrzeja Szczerskiego, która ukaże się w styczniu w wydawnictwie Dodo Editor.