wiersze

Barbara Klicka

Eksklawa

Trzymało się w dłoni to jabłko, tę postać, i przyszły łabędzie, przyszły wrony, kawki, przyszła chmura z wiatrem. Góry nie ruszyły, zgodnie z tym, co góry.

Płynęła przez nas ta sama melodia, chociaż w różne strony. Kiedy się witałaś z kimś, kto wrócił z podróży, nic owinęło mnie kołdrą jak pięciolatkę i wyszłam

ci z ramion

i zasnęłam obok.

Nowszy rok

I nie ma gadania. Nawet jeśli z pianki lub fusów ułoży się po trzykroć co innego. Możesz tylko szarpać skrzelami ten zaduch, rybeńko. Ktoś cię ułożył i potem

sama się ułożyłaś: na piachu, do piachu, jak do pudełeczka, zgięta, w pantofelkach. Nie, to nie burza, to nowszy rok nad miastem, z którego nie jesteś, bo nie jesteś z żadnego

miasta, z żadnej rzeki się nie wynurzyłaś. Niebo płonęło, nim zgasło. Na dole bały się koty. Chciałaś wiązać prześcieradła w linę do parteru, chciałaś traktować domy jak budowle duplo – z buta,

chciałaś odgarnąć grzywkę i zobaczyć zza niej: którędy chadza zapalenie spojówek, którędy umieranie. Chciałaś nie wstać, a właściwie nie stanąć na żadne wezwanie.

Wezwania nie są do ciebie; one kamieniem w wodę, kulką w kolano. Potem chmura opadła na trakt, sine się rozlało po każdej ulicy. I tak było cię pół. I tak nie było w co strzelać.

Wypełnienie

Weźmie nas czas pomiędzy.

W śnie był bankiet i skóra – struna w plecach nie wydała dźwięku, asfalt jeszcze nie wysechł, tort lgnął do palców, lukier do podbródka. Miałaś nagie piersi i splątany język pośrodku przyjęcia,

tańczyłaś, a przecież popołudnia daje się rodzinie. Danina, nie dancing – kto nie wie, ten ginie lub ma się źle. Więc twoje serca pełne osinowych kołków, więc głowy pod kran, kolana pod bródkę.

I co by się stało, gdyby widzieć więcej, gdyby było jaśniej? A zatem: grzęznąć oraz zwiedzać parki, w mętne popołudnia haftować spokoje na obcych tamborkach, nabrać w płuca próżni i zdejmować przykład.

Dlatego: czas pomiędzy wypełniać najszczelniej, żeby cię nie porwał.

A jeśli porwie – toń.

Bądź nie bądź

Niech wróci już słońce, niech wraca, nim wszystkie pieniądze się skończą, nim skończy się czas i całkiem wyczerpią zasoby. Matka mówiła, że wszystko da się wytrzymać, ale nie miała wytrzymać wszystkiego,

więc nie ma dowodów. Jesteś tu w ciuchach, dziewczynko, i w szmince. Sukienkę masz nawet z butiku i butki z przeceny. Mówią do ciebie i ty mówisz do nich. Nad tobą biurowe światła, wiele spraw, które na każdym gruncie

mogłyby rosnąć bez ciebie. Słowa lądują na stołach, a potem wracasz na kwadrat. Tu wszystko pamięta, a ty też: przy bazarze jak błotnista kałuża z wyspami, popołudnie, jest ciemno, jeśli nie liczyć światełek,

po drugiej stronie bardzo szerokiej ulicy, w mieszkaniu, w którym były pilnowane koty, w pokoju wielkości muszelki, w fabryce żarówek zmienionej na jeden wieczór w scenerię, na balkonie, w latarni morskiej zimą,

w kwaterze, na travel channel, na poniemieckich krzesłach, w cudzych samochodach, na strychu z dwoma papierosami, na ostrym dyżurze, na dolnej i górnej ulicy, w drodze po wodę oligocenkę, na kawie pod arkadami;

wszędzie był z wami koniec.

Barbara Klicka – poetka, redaktorka, animatorka kultury. Zawodowo związana z warszawskimi instytucjami kultury – zarówno publicznymi, jak i trzeciego sektora. Zdarzało jej się również bywać scenarzystką i recenzentką literacką. Współtworzyła płytę „Czarny war” zespołu Pochwalone. W 2000 roku debiutowała książką poetycką, w 2012 wydała „same same”, nominowane do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii książka roku. Mieszka w Warszawie.

Wiersze pochodzą z książki „nice”, która ukaże się w marcu nakładem wydawnictwa WBPiCAK, w serii Biblioteka Poezji Współczesnej.

fot. Joanna Gontkiewicz


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.