Polski bezkształt

Polski bezkształt

Zofia Król

W „Siódemce” Szczerek diagnozuje polską rozpierduchę – ale przede wszystkim ją wielbi. To tęsknota napędza tę prozę, nie sama diagnoza

Jeszcze 3 minuty czytania

Przydrożnego chaosu zwykle w ogóle się nie zauważa. Zwłaszcza z samochodu, tory biegną na tyłach zabudowań i oko łatwiej się zaczepia o widoki podwórzy z górami porąbanego na zimę drewna, ujadających psów przy budach, naprzemiennych perspektyw brzóz i traw, śmietnisk na tyłach miast. Przy drodze, jak przy opisywanej przez Ziemowita Szczerka trasie Warszawa-Kraków, mieszanina szyldów reklamowych, nieregularnych brył zabudowań, parkanów dzielących widok na nieregularne odcinki, wreszcie monotonnych linii szosy na horyzoncie – wszystko to sprawia, że uwaga się rozprasza. Tym bardziej, jeśli patrzący jednak zdoła zmusić się do skupienia, ogarnie go zdumienie. Nieuporządkowane kawałki cywilizacji, które pojedynczo służą zapewne czemuś i komuś, połączone w widoki stają się niepojętym absurdem, nieodgadnioną magmą bezsensu. Powstaje jednak pokusa, żeby użyć tego chaosu do zrozumienia fragmentów rzeczywistości, żeby mu nadać jakieś znaczenie.

Przydrożny chaos występuje w wielu miejscach na świecie, wszędzie ma swoją specyfikę, chaos polski jednak jest wyjątkowy. A w każdym razie lubimy myśleć, że jest wyjątkowy. Symbolem typowo polskiego wizualnego pomieszania wszystkiego ze wszystkim – jak na poboczu drogi – jest „wanna z kolumnadą“, tytuł reportażowej książki Filipa Springera. Pasteloza i pomieszanie stylów – zły gust Polaków stał się anegdotyczny, a szpecące krajobraz szyldy wywołują fale powracającego oburzenia.

Jednak w kontekście literackim, i nie tylko, sprawa się komplikuje – w niektórych opowieściach wizualny bałagan nie tylko traci zabarwienie jednoznacznie pejoratywne, ale urasta do rangi czegoś upragnionego, niezbędnego elementu swojskości, na której zbudowany jest przewrotny – ale tym bardziej autentyczny – patriotyzm. Przewrotne pragnienie, żeby rozpierducha przezwyciężała natychmiast wszelkie zaczątki ładu, żeby u nas nie było nigdy poukładane jak na podwórku u Niemca, wynika z bezinteresownej miłości do czegoś, co zna się od dziecka i czego wcale nie chce się całkiem wyeliminować. Literaturze ten przewrotny patriotyzm przydaje się do budowania figur tożsamości, które jednak stawiałyby opór zużytym ojczyźnianym ideałom.

Ziemowit Szczerek, „Siódemka“. Ha!art,
256 stron, w księgarniach od lutego 2015
Największym piewcą pięknej polskiej rozpierduchy jest oczywiście Andrzej Stasiuk, choć u niego zyskuje ona wymiar szerszy, środkowo- i wschodnioeuropejski – to jej szuka w rumuńskim Babadag i w ałtajskim Kosz-Agaczu. Pierwowzorem, jak przyznaje we „Wschodzie“, pozostaje jednak Polska czasów jego dzieciństwa. A w „Fado“ pojawia się przejmujący fragment o zagapionych w łąki krowach, dla których nie ma miejsca w nowej Europie. I autor upomina się o nie w tonie tęsknym: „Co ze stadami krów wracających o zmierzchu z pastwisk ze wzniesionymi ogonami i srających w środku wsi?“. W eseju Stasiuka sposobem na przetrwanie kontynentu staje się parodia: my, ze Wschodu, „nie mogliśmy wam towarzyszyć w waszym rozkwicie i wzroście, lecz za to będziemy małpować wasz schyłek“.

Rozpierducha – nie ma na to chyba lepszego słowa niż to rozjechane pół przekleństwo – staje się zatem nie tylko rzeczywistym stanem, ale i figurą literacką, figurą tęsknoty za Polską nieułożoną, niepozbieraną, bezkształtną, ale bardzo naszą. I jak to z figurami bywa – z czasem zaczyna sobie radzić bez oryginału.

„Siódemka“ Ziemowita Szczerka jest wyrazem tej nostalgii w stanie czystym. Paweł jedzie samochodem z Krakowa do Warszawy. Narrator mówi o nim w drugiej osobie, per ty, co od początku wywołuje pytanie o osobę narratora, jak się okaże niebezpodstawne. W stałym kontekście przydrożnego chaosu, w regularnym rytmie coraz bardziej komplikujących się zdarzeń, Paweł spotyka kolejne osoby, z którymi toczy rozmowy – głównie o Polsce właśnie. Polska nie może być ładna, „panie, Polska to Polska” – powiada chłopak ze stacji benzynowej gdzieś za Michałowicami. „Polska jest w tym chaosie bardzo jednolita i do siebie podobna“, „tak naprawdę to jest właśnie nowy kształt Polski“ – wyjawia sekret ściszonym głosem Abdel z kebaba „Pyramid-Sindbad” na jędrzejowskim rynku. Tu jest „równocześnie postęp gospodarczy i krach cywilizacyjny” – zachwyca się Tobias, Niemiec zabrany do samochodu jeszcze przed Jędrzejowem. Paweł jedzie na północ, pokonując kolejne kręgi piekła, tytuły rozdziałów noszą imiona demonów: Asmondeusz, Mamon, Lucyfer, Belzebub, Szatan, Lewiatan i na koniec – Belfegor, imię nie tylko demona, ale i zmyślonego przyjaciela Pawła z dzieciństwa, który na koniec książki się ujawni w niezwykłej roli.

Kręgi piekła są jednak właściwie kolejnymi etapami rozpierduchowego raju, bo nie tylko Paweł czuje się coraz lepiej, pogrążając się stopniowo w chaosie, który początkowo podziwiał jedynie przez okno samochodu, ale i sama książka staje się coraz lepsza. Im więcej pożarów, podpaleń, wypadków, absurdalnych rozmów i idiotycznych szyldów, tym bardziej język Szczerka staje się elastyczny, wartki, świeży – chaos jest jego żywiołem. Punktem kulminacyjnym staje się płonące gipsowe zamczysko w Książu Wielkim i kolejni królowie Polski wychodzący na Pawła zza rogów zadymionych komnat. Czytelnicy znają już tę rozpędzoną w ślad za zdarzeniami, chwilami popadającą w monotonię, machinę słów z poprzedniej książki, „Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian“. Tam także rytm opowieści budował się wokół kolejnych spotkań z ludźmi i coraz dziwaczniejszych przygód – tam także linią, wokół której wszystkie te elementy się splatały, była podróż, droga przez rozpierduchową, ukochaną przestrzeń. Z tą różnicą, że była to przestrzeń Ukrainy.

W „Siódemce“ pojawia się zresztą sugestia, że polska przestrzeń przypomina Ukrainę czy Rosję, podczas gdy my mamy nadzieję, że u nas jest już jak w Czechach. Dodatkowa wartość nowej książki Szczerka – bardziej przez to myślowo skomplikowanej od „Mordoru“ – polega jednak na tym, że może też być właśnie dokładnie odwrotnie: polska przestrzeń coraz bardziej przypomina tę w Czechach, a my mamy nadzieję, że wciąż jest jak na Ukrainie. I tak „Siódemka“ staje się literackim świadectwem nie tyle samej rozpierduchy, co właśnie tęsknoty za nią, bo choć jeszcze zdaje się wszechobecna, weszła już w fazę nieuchronnego zaniku – jak opisywane przez Stasiuka krowy srające w środku wsi. Owszem, miejscowości przy siódemce są bezkształtne i paskudne – jak błyskotliwie zauważa Szczerek, Chińczycy nie mieliby czego wziąć na wzór, jeśliby przyszło im do głowy zrobić sobie kopię także i polskiego miasteczka. Jednak, dokładnie tak, jak mówi Abdel z jędrzejowskiego kebaba, właśnie ten bezkształt jest kształtem Polski. Jego powolny zanik może mieć swoje cywilizacyjne i estetyczne zalety, ale zadaniem literatury w czasach zaniku staje się raczej upominanie się. O odwieczny chaos, o tę przestrzeń nieułożoną, w której żyje się może prawdziwiej niż w małpowanych z zachodu poukładanych szufladkach. Tęsknota za przestrzenią bywa zresztą literacko ciekawsza niż sam jej opis. Było już dość narzekań na „polskie gówno“.

W tym samym czasie, kiedy ukazała się „Siódemka“, pojawił się także związany z nią tematycznie, redagowany między innymi przez Szczerka nowy numer „Ha!artu”, którego tematem jest „kelet“, czyli fantomy i upiory Europy Środkowo-Wschodniej, „wszystko to, co sprawia, że Europa Środkowo-Wschodnia nie poddaje się racjonalizacji“. Obok tekstów o stereotypach, jakie żywią wobec siebie poszczególne kraje regionu, próbach stworzenia wspólnego języka, historiach alfabetu, czy podróżowaniu po Rosji za pomocą ludzika z Google Maps, w numerze pojawia się zajawka gry na Facebooka, która polega na rozpoznawaniu, z jakiego kraju jest blok zamieszczony na wrzuconym przez innego gracza zdjęciu. Jest także mini przewodnik dla początkujących. I tak na przykład bloki rumuńskie charakteryzują kłęby kabli na słupach, jugosławiańskie – klimatyzatory, a polskie – pasteloza i kostka Bauma. O grach „we Wschód“ pisze także w numerze Paweł Schreiber, podkreślając, że im bardziej stabilna gospodarczo i politycznie jest ta część Europy, tym mniej się ją opłaca pokazywać w grach. Bo grać chce się tylko w to, co budzi jakiś rodzaj emocji, sentymentu, jak komunistyczne bloki. Podobnie jest z pisaniem.

W „Siódemce” Szczerek diagnozuje rozpierduchę – ale przede wszystkim ją wielbi. To tęsknota napędza tę prozę, nie sama diagnoza. A żeby jeszcze pogłębić ten stan, Szczerek stosuje figurę odsunięcia w czasie, umieszcza obecną Polskę w przeszłości, żeby ułatwić sobie, i czytelnikowi, zanurzenie się w sentyment. Oto na Polskę napada Rosja i Paweł próbuje zapamiętać jakoś ten kraj, „czym był, zanim go zabiją”, wyobraża sobie barwnie, jak to na przykład „do legend przejdzie plac zbawiciela jak Ziemiańska i Adria”. Podobną figurę zastosował Szczerek w publikowanym w dwutygodnik.com tekście o pociągach i pkp, w którym wspomina, jak to niegdyś w pociągach bywało, „zanim Polskę napadły Orki i zabiły“. Figura oddalenia pomaga poczuć nostalgię, bo wytwarza znów, w całej pełni, choćby na chwilę, odchodzący powoli w niebyt oryginał.

Paweł jedzie na północ siódemką i nie tyle opisuje polski chaos, ile – w dzień święta zmarłych, „najpiękniejsze polskie święto“ – wywołuje jego ducha. Za szybami samochodu rozciąga się rzeczywistość utracona. „Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie“.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).