Genderowa melancholia

Genderowa melancholia

Grzegorz Stępniak

Nagrodzony Złotym Globem serial „Transparent” wyrasta na jedną z najbardziej przemyślanych i rzetelnych reprezentacji doświadczenia trans

Jeszcze 3 minuty czytania

Pilotowy odcinek „Transparent” (laureata tegorocznych Złotych Globów dla Najlepszego Serialu Komediowego), którego twórcą jest Jill Soloway, został zaprezentowany przez Amazon już w marcu zeszłego roku i zaostrzył apetyt na kontynuację. Od końca września natomiast można oglądać cały pierwszy sezon, składający się z dziesięciu półgodzinnych odcinków. Serial gatunkowo i estetycznie przypomina ikoniczną produkcję Leny Dunham „Dziewczyny”. Przywodzi też na myśl kino spod znaku mumblecore, w którym zagubieni bohaterowie mamroczą swe kwestie, pogrążając się w egocentrycznych próbach odnalezienia ścieżki swojego życia. Kiedy jednak uważniej się przyjrzeć, okaże się, że te skojarzenia są powierzchowne, a Soloway proponuje publiczności zupełnie nową jakość, zarówno jeśli idzie o treść, jak i formę.

Zainspirowany luźno historią ojca Soloway, który w zaawansowanym wieku zdecydował się przejść proces płciowej tranzycji, „Transparent” wyrasta na jedną z najbardziej przemyślanych i rzetelnych kulturowych reprezentacji doświadczenia trans. Serial opowiada historię mieszkającej w Los Angeles dysfunkcyjnej „nowoczesnej rodziny” żydowskiego pochodzenia. Punktem wyjścia jest postanowienie nestora rodu, niemal siedemdziesięcioletniego Morta Pfeffermana (w tej roli znany z produkcji „Bogaci bankruci”, rewelacyjny Jeffrey Tambor, nagrodzony za nią Złotym Globem), że rozpoczyna życie jako kobieta, zgodnie ze swoimi odwiecznymi, skrywanymi dotąd pragnieniami. Emerytowany uniwersytecki profesor jest ojcem trójki dorosłych już dzieci, a jego była żona, Shelley (Judith Light kreuje tutaj rodzaj karykatury żydowskiej, neurotycznej intelektualistki) zajmuje się swoim schorowanym drugim mężem.

Tymczasem latorośle, których indywidualnie poprowadzone opowieści wraz z narracją o ich ojcu wyznaczają porządek fabularny serii, wyrosły na antypatycznych, skoncentrowanych wyłącznie na sobie, narcystycznych ludzi. Najstarsza córka, Sarah (Amy Landlecker) sama jest matką dwójki dzieci i zbliża się do czterdziestki, ale życie rodzinne i mąż zdecydowanie ją nudzą, a emocjonalna sytuacja odmienia się drastycznie, kiedy spotyka niegdysiejszą dziewczynę z koledżu, lesbijkę Tammy. Syn Morta, Josh (Jay Duplass) to egoistyczny producent muzyczny, nawiązujący kolejne przypadkowe romanse z młodymi wokalistkami, nad których karierą ma czuwać, nieustannie rozpamiętujący swoje emocjonalne i zawodowe porażki. Najmłodsza z rodzeństwa, Ali (świetna, jak zawsze, Gaby Hoffmann) wciąż nie może odnaleźć samej siebie, chętnie korzysta z pieniędzy zamożnego ojca i jakoś szczególnie nie kwapi się do ogarnięcia własnego życia, pochłonięta seksualną relacją z czarnoskórym personalnym trenerem fitness. W opowieściach o dzieciach Morta skupiają się rozliczne felery uprzywilejowanych rasowo i klasowo zamożnych warstw społecznych zamieszkujących Miasto Aniołów, skupionych wyłącznie na czubku własnego nosa.

„Transparent”

W przeciwieństwie do swoich dzieci, Mort jawi się jako osoba wrażliwa, pełna empatii i współczucia, a przede wszystkim cierpliwości. W pilotowym odcinku oglądamy procesy towarzyszące jego/jej decyzji o rozpoczęciu życia jako kobieta, pod przyjętym imieniem Maura. Mort ubiera się w elegancką, luźną sukienkę, rozpuszcza włosy, nakłada makijaż i z ulgą wychodzi stawić czoła światu jako kobieta. Widzimy ją na spotkaniu grupy wsparcia dla transgenderowych społeczności, na którym zaprzyjaźnia się z kilkoma innymi członkami wspólnoty. I choć punktem wyjścia w głównym wątku serii, dotyczącym postaci Morta/Maury jest ukazanie performatywności płci kulturowej (magazyn „Rolling Stone” określił „Transparent” jako „sprawiający, że świat staje się bezpieczniejszy dla osób trans”), Soloway wcale nie koncentruje się jedynie na odsłonięciu mechanizmów ustanawiających gender bohaterki. Jej ambicją nie jest również stworzenie uniwersalistycznej reprezentacji doświadczenia kobiet trans, a raczej skupienie się na tym konkretnym przypadku, którego dynamikę wyznacza starzenie się i poczucie, że tak późno rozpoczyna się życie „we właściwej skórze”.

Maura postanawia w pierwszym odcinku sezonu dokonać coming outu przed swoimi dziećmi. Nie wszystko przebiega jednak zgodnie z planem i zamiast rozmowy o komplikacjach związanych z gender, Sarah nakrywa swojego ojca w domu, kiedy sama zakrada się do jego/jej sypialni na szybki seks z Tammy. Kiedy spogląda na niego/nią z nieskrywanym zdziwieniem i zadaje pytanie, czy teraz będzie ubierać się jak kobieta, Maura odpowiada rozważnie: „Nie, całe życie ubierałam się jak mężczyzna”. Ta kwestia i wiele jej podobnych, pokazują wrażliwość, z jaką Soloway oraz ekipa jej scenarzystów i koproducentów (w której znalazło się zresztą sporo transgenderowych osób) podchodzi do zjawisk towarzyszących nienormatywnym tożsamościom. Jak zasadnie zauważa na łamach bloga „Bully Bloggers” Judith „Jack” Halberstam: „Serialowi udaje się z wyczuciem pokazać ulgę związaną z wyjściem z szafy, stres wynikający z bycia rozpoznaną jako transkobieta czy smutek z późnego rozpoczęcia życia podług własnych pragnień”. Jeden z najbardziej wymownych momentów rozgrywa się w publicznej toalecie w centrum handlowym, do której udaje się Maura, wraz ze swoimi córkami. Na miejscu wgapiają się w nią dwie rozkapryszone nastolatki, naśmiewając się z genderowej prezentacji, a ich matka zaczyna wrzeszczeć i próbuje wyrzucić Maurę. W jej obronie natychmiast staje Sarah, ale całe zamieszanie i tak kończy się kapitulacją głównej bohaterki. Ten tak zwany „bathroom problem” [problem łazienkowy] jest często przeżywanym przez osoby trans doświadczeniem, zwłaszcza gdy, tak jak Maura, znajdują się w początkowym stadium przemiany.

„Transparent”

Kluczowe dla odsłonięcia mechanizmów opresji są sceny flashbacków, wplecione w narrację kilku odcinków, które cofają widzów w czasie do 1994 roku. Bohaterka usiłuje zajmować się karierą naukową oraz rodziną, wypełniając funkcje ojca i męża, nieustannie odczuwa jednak dojmujący brak. Pewnego dnia w sklepie z pornograficznymi gazetami poznaje mężczyznę, który przejawia skłonności do crossgenderowych przebieranek i się z nim zaprzyjaźnia. „Koledzy” postanawiają wymknąć się wspólnie, uciec od rodzinnych zobowiązań i wyjechać na kilka dni na obóz dla crossdresserów, by po raz pierwszy chodzić swobodnie w damskich strojach i perukach. Tam Maura, a właściwe jeszcze Mort, zainspirowana historią o stałym uczestniku wyjazdów, który zdecydował się przejść zabieg korekty płci, a przez to został wykluczony przez pozostałych, w pełni uświadamia sobie, że zabawy spod znaku transwestytyzmu nie są dla niej.

Wybranie na centralną bohaterkę nietypowej, bo zaawansowanej wiekiem transkobiety pozwala Soloway i scenarzystom postawić banalne z gruntu pytania, które napędzają fabułę i wprowadzają w narrację niepowtarzalny rodzaj (genderowego) smutku i melancholii. Czy jesteśmy pewni swoich płciowych tożsamości? Czy możemy powiedzieć z całą pewnością, że znamy siebie? Poszczególne incydenty – zejście się Sary ze swoją lesbijską miłością czy rozbudzone przez najlepszą przyjaciółkę Ali, Syd (w tej roli członkini kultowego dyke core’owego zespołu Sleater Kinney i gwiazda serialu „Portlandia”, Carrie Brownstein), biseksualne pragnienia – umożliwiają odniesienie tych wątpliwości do pozostałych postaci z otoczenia Maury.

„Transparent”

W tym świetle dość niesprawiedliwa wydaje mi się krytyka, z jaką spotkał się „Transparent” w związku z obsadzeniem w głównej roli cisgenderowego mężczyzny (a więc takiego, którego płeć biologiczna zgadza się z kulturową). I choć owszem, aktorki trans mają znacznie mniej castingowych możliwości zaistnienia, Tambor doskonale wywiązuje się z roli, ukazując wszelkie niuanse związane z późną płciową przemianą. Soloway dba zresztą o to, by zarówno w obsadzie, jak i ekipie producenckiej znajdowały się osoby trans i uważa, by nie trywializować i fetyszyzować tego doświadczenia. Ani też nie brnąć w tani psychologizm, który można sprowadzić do łzawego sloganu: „Maura zawsze czuła się kobietą”. W dodatku, genderowe kwestie, rozterki i wahania podane są nie tylko w poważnym tonie, kilka scen ma wyraźnie komediowy wymiar. Poza drobnymi wyjątkami większość żartów, na czele ze stwierdzeniem Josha, że „teraz już czworo z piątki Pfeffermanów preferuje cipki”, nie tylko śmieszy, ale i rozbija stereotypy.

Zdecydowanie najmniej przekonuje mnie sposób pokazania rodziny i wyznaczanych przez biologiczne pokrewieństwo więzów. Dzieci Maury są egotyczne i trudno im odnaleźć się w nowej sytuacji, w której ojciec zamienia się na ich oczach w matkę. Zapatrzone we własne błahe problemy oddalają się coraz bardziej od siebie i rodziców. Sceny kłótni, jakie wybuchają między rodzeństwem, służą Soloway do przeprowadzenia krytyki normatywnie pojmowanej rodziny – źródła cierpień i bólu nie tylko dla głównej bohaterki, ale każdego z jej członków. W końcu, jak zasadnie stwierdzają Richard Gelles, Murray Strauss i Suzanne Steinmetz we wstępie do książki „Behind Closed Doors: Violence in the American Family” [Za zamkniętymi drzwiami: przemoc w amerykańskiej rodzinie]: „Z wyjątkiem policji i armii, rodzina to prawdopodobnie najbardziej brutalna społeczna grupa, a dom stanowi najbardziej niebezpieczną społeczną przestrzeń”.

Choć w „Transparent” nikt nikogo nie maltretuje fizycznie, to narcyzm, oziębłość i brak empatii dzieci Maury zyskują znamiona przemocy domowej. Twórcy serii nie bez przyczyny więc pokazują wyższość alternatywnych rodzajów więzi, jakie stają się udziałem bohaterki w jej nowo odkrytej queerowej społeczności. Obnażając równocześnie bezlitośnie toksyczność i błędne, acz powszechne przekonanie o trwałości i wyższości pokrewieństwa determinowanego biologicznie. Tym dziwniejsze więc, że mimo wszystko w ostatnim odcinku dość naiwnie namawiają widzów, żeby zainwestowali swoją wiarę w tę przestarzałą instytucję i lansują normatywne przesłanie o tym, jak to w rodzinie należy wybaczać sobie wszelkie wady i zadawane emocjonalne rany. I choć rodzina Pfeffermanów to w istocie nie potwory w ludzkiej skórze, a pogubione jednostki, w dodatku uwikłane w płeć Maury, mam wrażenie, że dobrze nie wychodzą razem nawet na przysłowiowym zdjęciu. Być może drugi sezon, który będzie można zobaczyć jesienią tego roku, pokaże, jak ewoluują rodzinne więzi na przykład w obliczu hormonalnej terapii głównej bohaterki i jej możliwej decyzji o zabiegu korekty płci. A wisi ona nad Pfeffermanami niczym miecz Demoklesa – że zakończę przewrotnie tym pojmowanym po freudowsku fallicznym skojarzeniem. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.