Co nie zostało zapisane
Biuro Literackie

Co nie zostało zapisane

Justyna Sobolewska

Kiedy wrzucimy nazwisko do wyszukiwarki, wyskakuje tytuł spotkania „Dlaczego Foks nie zostanie znanym pisarzem?”. Dariusz Foks z literackiej tradycji robi własny użytek, nieustannie nicując znaczenia

Jeszcze 3 minuty czytania

„Legendarny Carlos” żyje i posługuje się dowodem wystawionym na nazwisko Darka Foksa. „Ma przy sobie pióro, które może sprawić, że poprosimy o wsparcie” – czytamy w wierszu. W tym żartobliwym porównaniu poety do terrorysty jest paradoksalnie sporo prawdy. Darek Foks od debiutu, czyli tomu „Wiersze o fryzjerach” (1994) dokonuje małych detonacji, czyli przesunięć znaczeń, które wywołują efekt absurdu, zmuszają do zmiany perspektywy, obnażają manipulacje języka, który nas otacza.

Czasem obiektem tych dywersji jest sama literatura. Tekst Foksa bywa palimpsestem, w którym nakładają się inne teksty, wzajemnie odbijają się i konwersują. Proza przechodzi w poezję, poezja w prozę. Różnica okazuje się tak naprawdę tylko sposobem ułożenia wersu. Wiemy to zresztą ze słynnej sceny w „Orciu” (1998). Nauczyciel w szkole tłumaczy, czym różni się wiersz od prozy: „Moi drodzy – powiedział – to jest wiersz. Z lewej równo, z prawej poszarpane. (…) – To jest proza – powiedział. – Z lewej równo i z prawej równo”. Powieści Foksa to właściwie antypowieści albo niepowieści – jak najnowsza „Susza” (2014) – a ostatni tom „Tablet taty” (2015) to niewiersze. Jak spójne są strategie Foksa i jak płynnie jedna książka przechodzi w drugą, widać w kapitalnym wyborze Joanny Orskiej „Debordaż”, który ukazał się pod koniec zeszłego roku. Opasły tom zbiera poezję i prozę od „Wierszy o fryzjerach” po tom „Liceum” (2012). Już sam tytuł wprowadza dobrze w system zmyłek, przesunięć i pułapek, bo słowo „debordaż” nie istnieje. Wymyśliła je podobno Orska (w książce występująca jako Joasia do pary z Darkiem). Zmyłek jest więcej – tom zaczyna się nie od „Wierszy o fryzjerach”, tylko od późniejszego „Orcia”, opowieści o dorastaniu chłopca urodzonego „na terenach podmiejskich” (jak sam Foks), który zawsze chciał zostać poetą: „O, co ci chodzi w życiu, chłopie? A Orcio na to: – Piszę wiersze, a może nawet powieść”.

Darek Foks, „Debordaż”. WBPiCAK, 434 strony,
w księgarniach od listopada 2014
Cóż za dziwny gość, dla którego pisanie i literatura to najważniejsze sprawy na świecie. U Foksa literatura rzeczywiście jest najważniejsza: wiersze Berrymana wypruwa się żyletką z „New Yorkera” w bibliotece, kradnie się tomiki, bo trzeba mieć pierwsze wydania. To o literaturę toczą się walki, za nią odsiaduje się wyroki w więzieniu: „Andrzej z Mokotowa, trzy lata za Frankfurt. Krzysiek z Kielc, skazany na pięć lat za jeden króciutki esej. Marcin z Warszawy, dycha za haiku. Bohdan z Puław, dożywocie za całokształt” („Mer Betlejem”, 2003). To przesunięcie obnaża rzeczywistość, w której literatura istnieje gdzieś na obrzeżach i marginesach. Z twórczości Foksa można by ułożyć sporą antologię utworów, których bohaterem byłaby proza czy poezja polska. „Wyjeżdżamy ze stolicy, mówi sobie literatura o poranku” („Szosa mszczonowska” z tomu „Liceum”, dedykowanego Henrykowi Berezie). Ten spacer podmiejski odbywamy z literaturą, starą, prowincjonalną dziewczyną, której „nikt nie jest oddany (…), sama więc musi coś sobie dać”. Jak to u Foksa – wiersz jest realizacją konceptu, próbą wyciśnięcia wszystkich jego możliwości. W wielu jego utworach wyczuwamy patronat Raymonda Queneau, teksty rodzą się w wyniku zastosowania rozmaitych rygorów. Utwór, a czasem cała książka, jest próbą dojścia do granicy możliwości, by sprawdzić, co z tego wyniknie.

W tym samym tomie „Liceum” mamy wiersz „Rambo pomóż poezji”, którego tytuł odsyła do znanego napisu na murze „Rambo pomóż policji”. Motto z Agambena (motta u Foksa wprowadzają często inne konteksty niż same wiersze) mówi o Kaliaszu, który oderwał język od śpiewu i skomponował tekst, słowa zastępując literami alfabetu. W wierszu pojawia się student, który wdrapał się w czytelni na wysoką drabinę i zastygł z palcem na grzbiecie pierwszego wydania „Hermesa, psa i gwiazdy”. „To jest wiersz w pewnym sensie autobiograficzny – powiedział Foks na spotkaniu. – Bo ja mam właśnie to pierwsze, małe wydanie «Hermesa, psa i gwiazdy» Herberta, o którym jest tu mowa”. Student zrobił to, bo chciał zaimponować dziewczynie i pokazać ludziom coś wspaniałego. „A teraz wreszcie /dotarło do niego, że wspinanie się i spadanie/ to dwie zupełnie różne rzeczy”. Został sam w opustoszałej czytelni na drabinie po ciemku, stracił poczucie czasu. W ten sposób dochodzimy do pytania o samą literaturę. Następuje moment rozczarowującego rozpoznania: wspinanie i spadanie to nie to samo. Literackie marzenie jest niemożliwe do spełnienia. A w dodatku ten wyczyn wyrzuca studenta poza ramy życia – nie umie już oddychać, nie wie, która jest godzina. Czy to za sprawą nieprzystawalności literatury i świata? Czy rozczarowania, które wpisane jest w literaturę? Tę pojemną opowieść można czytać na różne sposoby, ale nie ulega wątpliwości, że gdzieś tutaj prześmiewczy ton i absurdalny humor odsłaniają sferę najpoważniejszych pytań. Jeszcze lepiej to widać w książce „Rozmowy z głuchym psem” (2013), którą można czytać jako zbiór aforyzmów i absurdalnych komentarzy do rzeczywistości, ale znowu motto z Wittgensteina, mówiące o psie, który nie potrafi udawać bólu – przenosi nas w rzeczywistość, w którym bólu już nie ma (może jest to żałoba?). Widzimy poszukiwanie języka, w którym można by oddzielić symulację od prawdy. Ta książka jest też radykalnym spełnieniem idei pustych miejsc. Foks przywołuje list Ludwika Wittgensteina do potencjalnego wydawcy: „Moja książka składa się z dwóch części: pierwszą czytelnik ma przed sobą, na drugą składa się wszystko, czego nie napisałem. A ważna jest właśnie ta druga część” („Literatura na Świecie” 5-6/2006). U Foksa w ostatnich książkach coraz ważniejsza jest ta druga, nienapisana część. To dlatego, że żyjemy wśród schematów fabularnych, które wielokrotnie zostały napisane i pokazane. Po co na nowo je opowiadać? „Zgodnie ze swoją metodą skreśliłem cały tekst” – mówi jedna z postaci. 

Darek Foks, „Tablet taty”. Biuro Literackie,
48 stron, w księgarniach od marca 2015
W „Suszy” i w „Tablecie taty” ważniejsze jest to, co nienapisane. „Susza” ma okładkę pięknie parodiującą okładki Gallimarda i jest złożona z braku powieści. Mamy tylko pierwsze zdania każdej strony, do których można domyślić sobie resztę. Ta książka jest żartem z opasłych powieści, które mają ambicje całościowego opisania świata. Tutaj te pojedyncze zdania sugerują rozmaite tory, jakimi może potoczyć się opowieść. Z kolei „Tablet taty” składa się z braku wierszy – cały jest jednym utworem, konceptem. Otóż w nowym, darmowym elementarzu Foks znalazł zdanie: „Tola ma tablet taty”, które brzmi jak nowa wersja klasycznego „Ala ma kota”. Co tata może mieć w tablecie? I tak powstał katalog 37 kobiet, z którymi znał się tata. Jest to jednak katalog pusty – zawiera tylko imiona i króciutki opis okoliczności znajomości z poszczególną kobietą. Jakie konsekwencje ma wprowadzanie takiego zdania do elementarza? Tablet jako obiekt porównywalny z kotem? Każdy powinien mieć tablet?

Pisanie Foksa jest czułym miernikiem absurdów społecznych i wszelkiego rodzaju manipulacji. W tym sensie Foks jest spadkobiercą Nowej Fali, która przechwytywała oficjalny język propagandy i używała go w wierszach. Jedną ze strategii Foksa jest właśnie przechwytywanie. Na przechwytywaniu polegał choćby jego wspólny projekt ze Zbigniewem Liberą „Co robi łączniczka” (2005), kolaż zdjęć gwiazd dawnego kina w scenerii powstania warszawskiego i tekstów Foksa, które opierały się na samych schematach. Otrzymujemy więc nie tyle opowieść o powstaniu, ile o tym, jak się o nim opowiada, zestaw używanych narracji. Wojna jest u Foksa obecna nieustannie (podobnie jak film, pierwszy arkusz wierszy przed debiutem nosił zresztą tytuł „Filmy i inne wiersze”). Foks przenicowuje narracje historyczne, tak jak w powieści „Kebab Meister” (2011), która jest jak puzzle, złożone z literackich i filmowych klisz. Jeden z tych puzzli to historia Ukraińca Pawło Szandruka, o którego ciągle trwają spory, czy był bohaterem, czy zdrajcą. „Polacy cały czas boją się historii” – mówił Foks w rozmowie z Grzegorzem Jankowiczem.

Darek Foks, „Susza”.
Fundacja im. Tymoteusza Karpowicza, 148 stron,
w księgarniach od grudnia 2014
Wojna u Foksa często toczy się o literaturę. Choćby słynny szturm na Instytut Badań Literackich, czyli ostoję szacownych studiów nad literaturą („Kebab Meister”). „Granaty nie były potrzebne. Powitał nas sam dyrektor Instytutu. «Niech żyje literatura polska!» – wykrzyknął”. Wojenna metaforyka przekłada się na literaturę, wiersz to wszak „rozmowa między artylerią a piechotą”. Wojną Foks nasiąkał od dzieciństwa – wojna w kinie, telewizji, zabawach – dzieci końca XX wieku były nią zewsząd bombardowane. „Zakochałeś się w tej wojnie, czy co?” – czytamy w motcie do wiersza „Sarajewo w ogniu”. W tym wierszu ironiczny koniec literatury okazuje się strzelaniem do grzbietów książek.

Kiedy wrzucimy nazwisko „Foks” do wyszukiwarki, wyskakuje tytuł spotkania „Dlaczego Foks nie zostanie znanym pisarzem?”. Odbyło się ono na festiwalu FAMA kilka lat temu. Nieznany jest przebieg i wnioski, ale ten tytuł odsyła nas do typologii Audena, który próbował oddzielić poetów wybitnych od pomniejszych. Wybitni jego zdaniem powinni dużo pisać, ich wiersze muszą mieć szeroki zakres tematyczny i formalny, być oryginalne w wizji i stylu, i takie, po których nie da się rozpoznać, czy są młodzieńcze czy dojrzałe. John Ashbery w swojej książce „Inne Tradycje” zajmuje się bliskimi sobie poetami, którzy nie spełniają tych Audenowskich kryteriów, wymykają się klasyfikacjom i łatwym interpretacjom. Nie mieszczą się w krytycznych formułkach. Twórczość Foksa, niezwykle spójna i konsekwentna, należy do takiej „innej tradycji” polskiej literatury. Z literackiej tradycji robi własny użytek, nieustannie nicując znaczenia. Foks skłania czytelnika, by czytał to, co nie zostało zapisane. A jego kolejne książki są gestami artystycznymi, podobnymi do gestów artystów wizualnych, skierowanych ku zmianie rzeczywistości. „Świat został już opisany, teraz idzie o to, aby go zmienić” – mówił w jednej z rozmów. Ale tylko w sztuce, jak mówił Foks, możliwa jest dziś przestrzeń buntu. Ile to razy żartował z obowiązków, powinności czy roli poety: „Poeta pisze wiersze, bo musi /Załatwiać ważne sprawy, /a nie ma pod ręką lepszego/ sposobu” („Przecena map”). Jednak i u niego znajdziemy całkiem poważną sprawę, eksperyment. Ryzykowny, bo może w każdej chwili, w kolejnej książce wyprowadzić go w ślepą uliczkę albo nawet windą na szafot. „Popatrzyła na mnie jakoś dziwnie, bo nie z tego świata jestem. – Windą na szafot? – zapytała. – Windą na szafot. – odpowiedziałem niepewnie” („Gruby testament”).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.