Jeszcze 2 minuty czytania

Łukasz Gorczyca

STAN WODY: Jastarnia

Łukasz Gorczyca

Łukasz Gorczyca

Trudno uwierzyć, że długa, cienka mierzeja oddzielająca Zatokę Gdańską od morza powstała naturalnie. Miłośnikowi radykalnej sztuki przychodzi raczej na myśl legendarna „Spiralna grobla” Smithsona usypana na Wielkim Jeziorze Słonym w stanie Utah w 1970 roku

I

Wydaje mi się, że całkowicie przeoczamy artystyczny potencjał Półwyspu Helskiego. I nie chodzi mi bynajmniej o kulturę spędzania wolnego czasu, kulturę fizyczną czy nawet kulturę konsumpcji napojów alkoholowych, bo wszystkie te aktywności mają się tu świetnie. Chodzi o działanie w skali makro, w planie krajobrazowym, topograficznym, a nawet kosmicznym. Chodzi o ziemię. Z angielska – land art. W ostatnich latach powraca zainteresowanie tym kierunkiem w sztuce, który najpełniej rozwinął się w Ameryce na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Tak jak wtedy, tak i teraz ma to również związek z myśleniem ekologicznym i tęsknotą za wielkimi ideami w miejsce kolejnych, mniej lub bardziej dekoracyjnych produktów przemysłu artystycznego. No i u nas w tej kwestii coś się właśnie ruszyło.

Jesteśmy przecież narodem wybranym, a co najmniej predystynowanym, aby czcić i całować własną ziemię. Kult gleby, piasku, żwiru i desek tkwi w nas głęboko jak obronne bale w biskupińskim błocie. Manewry w polu, działania z łopatą, przenoszenie kamieni – to wszystko rymuje się z polskim krajobrazem i słowiańską fantazją.

I jest jeszcze jeden, lingwistyczny argument, który sprawia, że land art powinien być u nas od dawna żywym kierunkiem nowoczesnej kultury i szuki. Jak to zgrabnie zauważyła ostatnio Sylwia Serafinowicz, kuratorka zajmującej wystawy „Ziemia”, zorganizowanej we wrocławskim Muzeum Współczesnym, w języku polskim zachodzi szczególnie produktywna wieloznaczność tegoż tytułowego słowa. Ziemia to planeta, ale i fragment Ziemi, a na dodatek określenie materii najbliższej naszym stopom – gleby, wierzchniej warstwy Ziemi. To, co kosmiczne, splata się więc w jedno z tym, co najbardziej nomen omen przyziemne. Podążając tym tropem, kuratorka pokazała na wystawie zarówno eksperymenty z abstrakcyjnym obrazowaniem ruchów i procesów kosmicznych, jak i społeczno-polityczny wymiar pracy z ziemią i krajobrazem, obok abstrakcyjnych kompozycji malarskich m.in. fotografie ze zorganizowanego w 1971 roku na terenie odkrywkowej kopalni węgla brunatnego Turów pleneru artystycznego „Nauka i sztuka w procesie ochrony naturalnego środowiska człowieka”.

Przy tej okazji ujawniła się w sztuce ciekawa i ciągle żywa oscylacja między chęcią zbliżenia ziemi do nieba a obsesyjnym drążeniem w ziemi, pasją opowiadania o tym, co przyziemne, o zgiętym karku i codziennym ciężarze grawitacji. Te dwie skrajności spróbował poetycko połączyć w jedno Adam Rzepecki, w syzyfowym porywie dźwigając kamienie na szczyt Rysów, aby ich wierzchołek sięgnął równych 2500 metrów n.p.m. Ta nieustająca akcja rozpoczęta w 1988 roku jest jednym z nie tak licznych działań w naszej historii sztuki, które można zaliczyć do gatunku land artu. Dzieło z pewnością niekanoniczne, bo mocno absurdalne, a przy tym posiada szczególnie polski rys – poczucie humoru i nie wolne od pychy przekonanie, że człowiek powinien coś od siebie dawać, a najlepiej dodawać. To zawsze szło nam lepiej, niż sprzątanie po sobie. Tak. Polak patrzy albo w gwiazdy, albo w ziemię. Rzadko za siebie.

II

Jesteśmy stworzeni do rzeczy wielkich, to już pewne. Taka drobnostka jak wyjęcie planu komunikacji w regionie roztockim w Niemczech z tablicy informacyjnej autobusu kursującego z Helu do Władysławowa nikogo nie interesuje. Za to wysiadających na stacji Jastarnia wita czerwona tabliczka – reklama lokalnej taksówki zawieszona wysoko na strzelistym drzewie rosnącym naprzeciw budynku dworca. Jej zainstalowanie wymagało z pewnością pomysłowości i dużej determinacji.
– Taxi dla wiewiórek – tłumaczy ojciec latorośli w wielu przedszkolnym.

Od małego warto uczyć zadzierania głowy do góry i oswajania naturalnego krajobrazu. Tymczasem potoczne przekonanie o użytecznym pięknie natury przybiera wiele dziwnych materialnych form. W jednej z tutejszych sympatycznych restauracji rodzinnych przyglądam się rozwieszonym na ścianie dziwnym obrazom czy raczej panelom dekoracyjnym. Na płyty z czarnego tworzywa naklejone zostały surowe plastry z brzozowych pniaków, które tworzą powalająco prostą kompozycję mniejszych i większych kółek gęsto wypełniających prostokątne panele. Natura po raz kolejny wychodzi tu naprzeciw ludzkim potrzebom estetycznym.

III

Jeśli spojrzeć na mapę trudno uwierzyć, że długa, cienka mierzeja oddzielająca Zatokę Gdańską od otwartego morza powstała w sposób naturalny. Miłośnikowi radykalnej sztuki przychodzi raczej na myśl legendarna „Spiralna grobla” Roberta Smithsona usypana na Wielkim Jeziorze Słonym w stanie Utah w kwietniu 1970 roku. Czy to Hel jest rozwiniętą spiralą, czy raczej odwrotnie – amerykański artysta zawinął nasz półwysep w magiczny kształt – tak czy siak, efekt końcowy wykracza poza zwyczajowe wyobrażenia o formach naturalnych.

Jeśli z kolei dokonać wizji lokalnej z pozycji gruntu, na plan pierwszy przychodzi inne skojarzenie – „Palm Islands” w Dubaju. Dzieło deweloperów wizjonerów, którzy w obliczu postępującego zagospodarowania morskiego brzegu postanowili zwielokrotnić jego długość, usypując piaszczyste groble w kształcie liści palmy, na których stanęły wille, domy wielorodzinne, bloki i hotele. Gęstość zagospodarowania terenu na sztucznych wyspach w arabskim emiracie jest mniej więcej zbliżona do Jastarni, ale na tym podobieństwa, o dziwo, się nie kończą.

Sądzę, że w jednym i drugim miejscu z równym powodzeniem można by urządzić zawody w tym, kto bliżej podjedzie autem do brzegu morza. Na kilkusetmetrowym bulwarze w Juracie, łączącym Bałtyk z Zatoką Gdańską, w długi weekend majowy pojawiło się plenerowe stoisko z luksusowymi używanymi samochodami po 500 tys. zł za sztukę. Rzecz w sam raz do podjechania za róg na lody.

Wracając jednak do kartografii – ujawnia się tu ciekawa symetryczność. Gdyby złożyć mapę Polski na pół wzdłuż pięćdziesiątego drugiego równoleżnika, Półwysep Helski niemal pokryje się z pasmem Tatr. I jakimś cudownym zrządzeniem turystycznej intuicji te dwie polskie końcówki, malownicze, ale zarazem wyjątkowo szczupłe obszarem, przyciągają najwięcej ludzi. Ludzi, samochodów, sprzętu kempingowego i sportowego. Trwa tu całoroczny plener artystyczny „Społeczeństwo w twórczym czynie swojej ziemi”.

IV

Żywioł ludzki to kolejny element, którego potencjał jest u nas nie do przecenienia. I to ten żywioł na Helu bierze górę nad wszystkimi innymi. Czterdzieści wyładowanych po brzegi wagonów z legendarnej „Lokomotywy” Tuwima zmierza właśnie do Jastarni. Linia kolejowa została zmodernizowana, perony wybetonowane. Akurat tu – w najwęższym z możliwych w kraju miejsc. I w ten sposób docieramy powoli do puenty, do najbardziej niezwykłego, stworzonego ludzkimi rękoma projektu krajobrazowego ostatnich dekad.

„Ekolaguna”, „Solar” oraz „Polaris” to kosmicznie brzmiące nazwy pól kempingowych w nieodległych od Jastarni Chałupach. Do tego bardziej swojsko brzmiące „Chałupy III” i „Chałupy VI” – dwa kolejne obozowiska, które stały się terenem operacji. Jej szczegóły przebadała ostatnio Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. 

„Nielegalne prace polegały na powiększaniu obszarów plaż przylegających do dzierżawionych działek poprzez nawożenie i rozsypywanie materiału ziemnego oraz podniesienie poziomu terenu” – wyjaśnia Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka Prokuratury – „Oskarżeni nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im czynów”.

Myślę, że ten chłodny, sądowy ton nie do końca przystaje do opisu tak szczególnego, trwającego dziesięć lat procederu. Dosypać piasku, zasypać zatokę, powiększyć półwysep, poszerzyć obszar kraju, zgromadzić jeszcze więcej ludzi w jednym miejscu, a przy okazji zarobić. Czego trzeba więcej, to brzmi jak sztuka kompletna – wielka, bezkompromisowa i dla ludzi. Ruch w skali kosmicznej, nowy, radykalny społecznie odłam land artu.

Bo Polak patrzy albo w gwiazdy, albo w ziemię. Rzadko w oczy.