Powrót do artystycznej biedy

Rozmowa z Katarzyną Górną

Artystów zalicza się do elity intelektualnej, więc w hierarchii społecznej są dość wysoko, jednak nasz status ekonomiczny jest żenująco niski. Libera jest światowej klasy artystą, ale zdarza mu się nie mieć za co żyć – mówi liderka Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej

Powrót do artystycznej biedy

Jeszcze 4 minuty czytania

Powrót do artystycznej biedy

MONIKA STELMACH: Na wiele lat wycofałaś się ze świata sztuki. I to w momencie, kiedy twoje prace pokazywały najważniejsze galerie w Polsce. Dlaczego?
KATARZYNA GÓRNA
: Kiedy próbowałam żyć ze sztuki, wyłączali mi prąd, bo nie miałam za co zapłacić rachunków. Ciągle pożyczałam od matki pieniądze, żeby kupić sobie jedzenie. W Polsce w połowie lat 90. nie było tzw. rynku sztuki. Zresztą i dziś go tak naprawdę nie ma, ale artyści są już w stanie coś sprzedać. Stworzył się system projektów dla twórców, co w jakimś stopniu pozwala na funkcjonowanie na poziomie minimum. Wtedy rzeczywiście nie wytrzymałam. Pomyślałam, że mam ponad 30 lat i chciałabym w końcu przestać się wstydzić, że nie stać mnie na utrzymanie skromnej pracowni. Założyłam firmę eventową. Przez chwilę wierzyłam, że uda mi się połączyć prowadzenie firmy i robienie sztuki.

Nie udało się.
Oczywiście, że się nie udało. Prowadzenie własnej firmy wymaga zaangażowania i czasu, podobnie jak tworzenie. Nie potrafię być artystką po godzinach i od święta. Zarabiałam pieniądze, a z drugiej strony miałam wyrzuty sumienia, że nie zajmuję się sztuką. Na początku miotałam się, a potem powiedziałam sobie: OK, teraz mam firmę, nie muszę przecież być artystką.   

Katarzyna Górna

Urodziła się w 1968 roku. Studiowała rzeźbę na ASP w Warszawie w pracowni Grzegorza Kowalskiego. Jej twórczosć zaliczana jest do nurtu sztuki krytycznej, posługuje się głównie fotografią i wideo. Jej prace prezentowane były m.in. w CSW w Warszawie, w Zachęcie Narodowej Galerii Sztuki, w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Do najbardziej znanych należą: Madonny (1996–2001), Zestaw kobiet (2000), Fuck Me, Fuck You, Peace (2000), Marilyn (2004). Współpracuje z Krytyką Polityczną, gdzie pod jej redakcją ukazała się „Czarna księga polskich artystów” (Warszawa 2015). Jest członkinią Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej oraz działaczką „Pracowników Sztuki” Komisji Środowiskowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza.

Po 10 latach zamknęłaś firmę. Co nie wyszło?
Wyszłoby, gdybym tylko tym chciała się zajmować. Ale ciągle czułam jakiś wewnętrzny imperatyw, żeby tworzyć. Kończyło się zawsze tak samo – nawet jak miałam pomysł na film czy zdjęcia, to i tak robiłam event, bo inaczej nie wywiązałabym się z umowy, nie zarobiła, nie zapłaciła ludziom, nie miała na podatek. Nie żyłam na jakimś wyjątkowo wysokim poziomie. Okazało się jednak, że koszt tego pozornego luksusu, jakim jest opłacenie rachunków i lunch na mieście, jest zbyt wielki. Przyszedł moment, że organizowanie tych strasznych imprez było nie do zniesienia.

Co było nie do zniesienia?
Na jedną noc fundujesz gwiazdom, gwiazdeczkom albo po prostu tzw. twarzom telewizyjnym i tabloidowym tudzież pracownikom firm inny świat, a to Hawaje, a to Kuba, a to Kosmos, a to wymyślasz im jakąś inną beznadziejną kiczowatą historię za ciężką kasę, która jest „zjadana” czy raczej przepijana w jedną noc. Może powinnam zastanawiać się, ile na tym zarabiam, a nie ile w tym sensu. Problem w tym, że nie potrafiłam.

Dodatkowo wykańczające było zachowanie klientów. Ludziom, którzy mają pieniądze wydaje się, że są panami twojego życia, że mogą pokazywać swoje humory, mają ciebie na wyłączność, masz być na każde ich zawołanie. Do szału doprowadzały mnie wpadający w histerię panie i panowie, którzy wykrzykują, że zieleń roślinek jest za mało zielona, a czerwony dywan niewystarczająco czerwony i za mało puchaty, bo jak jest mało puchaty, to goście chodząc po nim, źle się poczują. Do tego zleceniodawcom wydaje się, że chcesz ich oszukać, więc sprawdzają cię na każdym kroku. Oczywiście zdarzali się porządni klienci. Ale generalnie stosunek ludzi, którzy mają pieniądze, do tych którym płacą za usługę, jest pozbawiony zaufania i szacunku.

Z jednej strony bałam się powrotu do tej artystycznej biedy, a z drugiej czułam, że nie mogę już dalej robić eventów. Pół roku takiego stania w rozkroku doprowadziło moją firmę do upadku.

I znowu mogłaś być artystką.
Nie czułam się artystką, bo przez 10 lat nie tworzyłam, wypadłam z obiegu. Sytuację uratowała Krytyka Polityczna, a dokładnie Maciek Nowak i Sławek Sierakowski, który mnie zaprosił do współpracy, i tak w 2009 roku włączyłam się w projekt Nowy Wspaniały Świat, gdzie zostałam tzw. dyrektorem kulturalnym.  Praca w Krytyce dała mi poczucie, że robię coś z sensem: koncerty, wydawanie książek, pism, wykłady, warsztaty dla dzieci. Chociaż moje zarobki spadły do  niezbędnego minimum, to znowu znalazłam się w świecie, który jest mi bliski. W końcu moja praca służyła czemuś więcej niż serwowaniu wódki w hawajskim klimacie. Do dziś współpracuję z KP, chociaż nie w pełnym wymiarze czasu. Wróciłam do robienia prac. Działam w Obywatelskim Forum Sztuki Współczesnej.

Jesteś jedną z czołowych postaci Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, dlaczego zaangażowałaś się w jego pracę?
Na początku forum skupiało w dużym stopniu kuratorów i dyrektorów instytucji, ważne osobistości kultury. Wywalczyli oni podpisanie paktu dla kultury, który gwarantował 1 proc. z budżetu państwa. Wtedy to był wielki ruch wśród społeczności związanej z kulturą. Kiedy jednak po raz pierwszy przeczytałam „Pakt dla Kultury”, uderzyło mnie, że nie ma tam ani jednego zdania o  twórcach. Cały pakt był dedykowany odbiorcom kultury.

Z Karolem Sienkiewiczem doszliśmy do wniosku, że artyści nie mają żadnej reprezentacji, dlatego nie są brani pod uwagę jako grupa społeczna. Postanowiliśmy stworzyć platformę, która będzie występować w interesie artystów.  Na początku zajęliśmy się wizualnymi, ale dziś widzimy, że w podobnej sytuacji są pisarze, kompozytorzy, ludzie teatru. Dlatego staramy się rozszerzyć formułę i powołaliśmy „Pracowników Sztuki” – komisję środowiskową przy Ogólnopolskim Związku Zawodowym Inicjatywa Pracownicza, która zrzesza ludzi kultury z całej Polski.

gggggggggggggggg
1. Artstrajk przed Galerią Arsenał w Białymstoku, 2012  2. Odezwa strajkowa na drzwiach do zamkniętego z powodu strajku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 2012  3. Monika Szewczyk z Galerii Arsenał podpisuje porozumienie dotyczące minimalnych wynagrodzeń za udział w wystawach, 2014  4. Spotkanie założycielskie OFSW, 1 grudnia 2009, Muzeum Narodowe w Warszawie. Przemawia prof. Piotr Piotrowski. Siedzą: Karol Sienkiewicz, Joanna Mytkowska, Hanna Wróblewska, Monika Szewczyk. Fot. R. Woźniak.

W waszym programie na liście spraw do załatwienia najważniejsze jest stworzenie systemu ubezpieczeń społecznych dedykowanego artystom.
W roku 1991 zlikwidowano stary system ubezpieczeń dla twórców i nic w zamian nie powstało. Dziś wyraźnie widać, że młodzi artyści są w trudniejszej sytuacji ekonomicznej niż ich starsi koledzy. Najczęściej nie są związani z jedną instytucją etatem, ale pracują dla wielu wykonawców, co wynika z charakteru pracy. Nikt nie zatrudni artysty na etacie, żeby wykonał mu dzieło sztuki i nie ma sensu tego rozważać. Mało kogo stać też na założenie firmy i płacenie ponad tysiąca złotych ZUS-u. Najnowsze badania pokazują, że kultura i sztuka były w 2014 najsłabiej opłacaną branżą w Polsce, średnia zarobków wynosi tu 3 tys. zł brutto, ale jedna czwarta pracowników nie osiąga nawet 2300 zł brutto. A mowa jest o tzw. etatowych pracownikach, a co z całym zastępem osób, które pracują poza etatem, zarabiając nieregularnie? Skąd mają wziąć te 1100 zł na miesięczną opłatę? W efekcie kiedy ktoś się poważnie rozchoruje, to koledzy organizują aukcję, koncerty, wystawy i występują o zapomogę do ministra kultury, czyli uprawiamy żebraninę. Dlatego naszym głównym celem jest stworzenie systemu ubezpieczeń społecznych dla artystów.

Nie tylko artyści nie mogą włączyć się w system ubezpieczeń społecznych. W takiej sytuacji jest spora część aktywnego zawodowo społeczeństwa.
Po to robotnicy w 1905 roku zrobili rewolucję, żeby zagwarantować godne płace i świadczenia społeczne. Nie rozumiem, jak świat mógł się tak cofnąć w prawach pracowniczych. Wprowadzając umowy śmieciowe, zwolniono pracodawców od obowiązku płacenia jakichkolwiek zobowiązań socjalnych na rzecz pracowników. Przez to w jeszcze mniejszym stopniu muszą dzielić się z pracownikami zyskami firmy. Pracodawcy nie widzą potrzeby dbać o pracowników w większym zakresie niż nakazuje im prawo.

Neoliberalny kapitalizm przestaje działać na naszych oczach albo działa w tak krańcowo niesprawiedliwy sposób, że musi to doprowadzić do katastrofy. Nieliczni bogaci mają własne wyspy, samoloty i statki kosmiczne, reszta społeczeństwa ma co najwyżej 40-calową plazmę na kredyt. Większość ludzi ciężko pracuje, żyjąc poza granicami godnej egzystencji. Jak na razie nikt nie ma dobrego pomysłu na rozwiązanie tej sytuacji. Nie znaczy to jednak, że nie należy rozwiązań szukać i walczyć o swoje prawa. W Polsce artyści jako pierwsi zgłosili „zastrzeżenia” co do systemu dziś zwanego prekarnym i głośno powiedzieliśmy [m.in. poprzez Artstrajk w 2012 r. – przyp. MS], że jest on zły, bo wyrzuca poza system powszechnych ubezpieczeń społecznych ogromną część obywateli tego kraju, czyniąc ich obywatelami drugiej kategorii. W pewnym sensie artyści są awangardą prekariatu.

Strajk artystów był dość nietypowy, nie wyszliście na ulice.
Stwierdziliśmy, że nie damy rady zorganizować 200-tysięcznej manifestacji, bo nie mamy możliwości finansowych, jak np. związki zawodowe. Nie będziemy też palić opon pod Sejmem. Strajk polegał na zorganizowaniu „Dnia bez sztuki”, na jeden dzień zamknęły się wszystkie galerie i muzea w całej Polsce. Sukcesem było to, że media nas zauważyły i staliśmy się newsem dnia, a o naświetlenie problemu nam chodziło.

Zbigniew Libera trzymał kartkę z napisem: „Jestem artystą, ale to nie znaczy, że pracuję za darmo”, a przecież jest osobą znaną na świecie.
Status społeczny artysty jest dość skomplikowany, bo z jednej strony artyści są zaliczani do elity intelektualnej, więc w hierarchii społecznej są dość wysoko, a z drugiej ich status ekonomiczny jest żenująco niski. Zbyszek Libera jest bardzo znanym, światowej klasy artystą, ale zdarza mu się nie mieć za co żyć, zresztą tak jak i innym artystom, nawet tym bardzo znanym i wybitnym.

Dlaczego artystom nie udaje się żyć ze swojej sztuki?
W Polsce kolekcjonerów, którzy dokonują sensowych zakupów jest może 10, może 20. Nie ma prawdziwego rynku sztuki, więc mówienie, że artyści powinni żyć ze sprzedaży swoich prac jest krzywdzące. Zazwyczaj artysta sprzedaje coś raz na jakiś czas, za te pieniądze musi czasami utrzymać się wiele miesięcy. Niewielka część znalazła zatrudnienie w wyższej edukacji artystycznej. Galerie i inne instytucje nie płacą za udział w wystawach. Dziś dzięki działaniom OFSW zmieniło się to w pewnym stopniu, ale cały czas niewystarczającym, by artyści mogli się z tego się utrzymać.

Z drugiej strony, z całym szacunkiem dla tych nielicznych kolekcjonerów, ale sztuka nie może być uzależniona tylko od tego, czy ktoś zechce kupić obrazek nad kanapę. Od sztuki oczekuje się niezależności; dzieł, które odważnie komentują współczesną rzeczywistość. Nie chcemy chyba sztuki pod dyktando biznesu, a przynajmniej nie wyłącznie takiej.

Artstrajk 2012Artstrajk 2012W „Czarnej księdze artystów”, której jesteś redaktorką i współautorką, pokazujecie szereg rozwiązań dedykowanych artystom, które można wprowadzić, a niektóre wręcz powinny zostać wprowadzone, do czego zobowiązuje nas UE.
Pierwsze dokumenty UNESCO mówiące, w jaki sposób państwa powinny regulować kwestie socjalne artystów, są z 1987 roku. Rezolucja parlamentu europejskiego z 2007 roku, opierając się na doświadczeniach z wielu krajów, zaleca stworzenie takich rozwiązań, żeby artyści mieli zapewnione podstawy bytowe. Jesteśmy chyba jedynym krajem w tej części świata, który nie podjął żadnych działań. Francja, Austria, Niemcy, Litwa stworzyły systemy, które uwzględniają grupę zawodową, jaką są twórcy. Na przykład w Niemczech jest specjalna kasa, a we Francji związek zawodowy, gdzie artyści wpłacają pieniądze, a on zajmuje się zabezpieczeniami społecznymi. W innych krajach, nawet jeśli nie ma specjalnych rozwiązań dla artystów, to mogą oni włączyć się w ogólnie obowiązujący system opieki społecznej, w Polsce jest to za drogie dla twórców.

Zdaniem OFSW Polska powinna tak zmienić nowelizację ustawy o opłacie reprograficznej [opłata doliczana do ceny urządzeń i nośników służących do kopiowania, np. nagrywarki, kopiarki, skanery, czyste płyty CD/DVD, itp.; wynosi od 1 do 3 proc. ceny sprzętu – przyp. MS], by te środki mogły być przekazywane na fundusz artystyczny, który by dofinansowywał składki artystów. Nie chodzi o to, żeby twórcy kultury mieli za darmo, jak np. jest to w przypadku branży kościelnej, ale żeby składka, którą wpłacają była dostosowana do możliwości, a nie stanowiła 50 proc. lub więcej ich zarobków. Warto też pamiętać, że artyści płacą podatki jak każdy obywatel.

Dlaczego twórcy kultury powinni być objęci szczególnymi prawami?
Bez kultury będziemy bić się na stadionach i ulicach, bo nie znajdziemy żadnej innej formy porozumiewania się, wyrażania emocji, myśli i poglądów. Dlatego taki ważny jest dostęp do kultury, a jak możemy go zagwarantować, jeśli nie będziemy dbać o twórców?

Nie jestem pewna, czy społeczeństwo docenia wagę kultury.
Zlikwidowano czy zredukowano edukację artystyczną, która i tak była prowadzona w jakimś minimalnym zakresie. Większość szkół nie zatrudniała pedagogów, którzy mieliby wiedzę na ten temat, edukacja artystyczna była traktowana jako dodatkowe godziny do wyrobienia dla pani od WF-u lub pana od chemii. W efekcie mamy społeczeństwo, w którym większość nie rozumie tego, co jest pokazywane w galeriach czy w teatrach. Ludzie oglądają seriale, żyją marzeniami i estetyką bohaterów „Klanu” i „Rancza”. Brak edukacji artystycznej jest potwornym zaniedbaniem i krzywdą wyrządzaną całemu społeczeństwu, z czego chyba nie zdajemy sobie sprawy.

W twoim najnowszym wideo „Portret romantycznego artysty” bohater robi wiele dziwnych rzeczy, tylko nie sztukę.
Ten film jest dyskusją ze stereotypowym wizerunkiem artysty: dziwakiem, frikiem poza nawiasem społeczeństwa, który właściwie nie wiadomo, co robi, pewnie leży i patrzy w sufit.  Albo tworzy w imię wielkich idei z szaleństwem w oczach, ale nie dla pieniędzy, broń Boże. Na jednym z forów pod zdjęciem Zbyszka Libery, który trzyma kartkę „Jestem artystą, ale to nie znaczy, że pracuję za darmo” pojawiały się wpisy typu: „jednak nazywanie samego siebie artystą wieje niezłym przypałem” albo „jestem artysta, ale wieś”. Ktoś przytomnie odpisał: „A co Twoim zdaniem ma napisać Zbigniew Libera? Jestem magistrem sztuki?”. To pokazuje, że ludzie nie mają pojęcia o pracy artysty.

A przecież ten stereotypowy obraz ma się nijak do rzeczywistości. Tworzenie to intensywna i konkretna praca. Poza pomysłem na dzieło musisz zrobić ogromny risercz, czytać, poznawać opinie, wejść całym sobą w dany temat, a na koniec zostaje kwestia wykonania. Wielu artystów ma rodziny na utrzymaniu i całkiem zwyczajne życie. Jedyne co może być dziwne to fakt, że ktokolwiek w tym kraju decyduje się na taką ścieżkę zawodową. W społeczeństwach, które nie miały tak bardzo zniszczonej jak Polska elity intelektualnej, gdzie wytworzyła się klasa średnia, ten zawód jest traktowany z większym szacunkiem.

Ten rok zaczął się dla ciebie intensywnie. Wróciłaś do tworzenia. Wydałaś „Czarną księgę polskich artystów”. W którym kierunku chcesz iść?
Czuje potrzebę komentarza społecznego, chciałabym robić takie prace, które będą dyskutować z oficjalną wizją rzeczywistości. Pokazywać ją z innej strony, żeby ludzi obudzić, może czasami zdenerwować. To oczywiście nie wszystko, strasznie trudno powiedzieć, co decyduje o powstaniu konkretnego dzieła.

Chcesz robić sztukę zaangażowaną?
Totalnym niezrozumieniem jest przekonanie, że sztuka ma służyć zaspokojeniu potrzeby posiadania ładnych obrazków. Ważni artyści zawsze byli zaangażowani. Nawet impresjoniści w manifestach mówią o tym, że zmieniła się sytuacja społeczna, więc przestają malować nagie laski do pałaców, a swoją uwagę kierują na rzeczywistość, prostytutki, lokomotywy. Uważam, że każdy artysta ma prawo do komentarza również politycznego.

Czarna księga polskich artystów, pod redakcją Katarzyny Górnej i Karola sienkiewicza. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015. „Czarna księga polskich artystów”, pod redakcją K. Górnej, K. Sienkiewicza, M. Iwańskiego, K. Szredera, S. Rukszy, J. Figiel. Krytyka Polityczna, Warszawa 2015. Skąd w tobie takie społecznikowskie zacięcie?
Może stąd, że bliskie są mi ideały Solidarności. Pamiętam, że w dzieciństwie bawiłam się znaczkami Solidarności, które ojciec przynosił do domu, miałam ich całe pudełko. Zmarł na wylew podczas strajku w 1981 roku. Przez jakiś czas jego koledzy wysyłali mi ręcznie malowane pocztówki, np. z kurczaczkiem wielkanocnym zakutym w kajdany. Wzruszające, prawda?

Matka została sama z dwojgiem dzieci, bo mam jeszcze młodszą siostrę, ale do czasu transformacji dobrze sobie radziła. Pracowała na kierowniczym stanowisku w Chemadexie, który zarządzał cukrowniami. Po transformacji zdegradowano ją do roli sekretarki, podobnie jak inne kobiety.  Nagle pojawiali się jacyś faceci, którzy najpierw przejmowali stanowiska, a potem za bezcen wielkie zakłady. Nie rozumiała, dlaczego ze swoją wiedzą i doświadczeniem ma parzyć kawę kolesiom o zerowych kompetencjach; dlaczego dopuszczono do dzikiej prywatyzacji; dlaczego pracownicy nic z tego nie mieli. Czuła, że dzieje się niesprawiedliwość. Przypłaciła to depresją. Ale do dziś wszystkim pomaga, czasami bez umiaru. Może mam to w genach, że trzeba być sprawiedliwym wobec innych; pomagać, jeśli dzieje się jakaś krzywda; działać na rzecz społeczności.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.