To nie jest film erotyczny

8 minut czytania

/ Film

To nie jest film erotyczny

Rozmowa z Gasparem Noé

„Kiedy robisz film, jesteś jak czarnoksiężnik z krainy Oz albo szaman, który prowadzi narkotyczny rytuał – wprowadzasz ludzi w zbiorowy sen” – mówi autor „Love”

Jeszcze 2 minuty czytania

KUBA MIKURDA: Obiegowa opinia głosi, że mamy albo-albo. Albo realistyczne, psychologiczne kino, ze spójną fabułą i wiarygodnymi postaciami, albo seks. Niektórzy porównują to do zjawiska anamorfozy w malarstwie – w kinie, w którym wyraźnie widać seks, rozmywa się fabuła (jak w filmach pornograficznych, gdzie fabuła jest ściśle pretekstowa); w kinie, w którym wyraźnie widać fabułę, rozmywa się seks. W „Love” odrzucasz ten wybór, mówisz „wezmę jedno i drugie”.
GASPAR NOÉ: To czysta schizofrenia, że w zachodnim społeczeństwie seks można pokazać tylko jako seks, a nie jako coś emocjonalnego, uczuciowego, psychologicznego. W „Love” nie chodzi o seks jako seks, ale o miłość, w jej wszystkich aspektach. Miłość to najbardziej paląca sprawa w życiu, nie tylko jednostkowym, bo wiąże się z przedłużaniem gatunku. To wyjście ku przyszłości, bo w miłości zawsze projektujemy jakąś przyszłość. Chciałem pokazać najbardziej emocjonalne, najbardziej bolesne doświadczenia, które znam ze swojego życia czy życia moich przyjaciół. Zgoda, moje poprzednie filmy miały pewien potencjał wstrząsowy. Ale tym razem nie chciałem nikim wstrząsać.

Gaspar NoéGaspar NoéCzyli nie chodziło o skandal? Bo o skandalu mówiło się jeszcze na długo przed premierą w Cannes.
Robienie filmu to również rodzaj gry, za każdym razem próba wynalezienia tej gry na nowo. Uznałem, że to zabawne, żeby sprzedać „Love” zagranicznym dystrybutorom, mówiąc, że to rodzaj erotycznego melodramatu. W pewnym sensie tak jest, ale to przede wszystkim historia miłosna, tyle że opowiedziana w uczciwy sposób. Tak naprawdę nie myślałem o tym, jak widzowie odbiorą mój film, raczej o tym, jak zrobić coś osobistego. Może tym razem chciałem być trochę poważniejszy, ale chyba nie jestem aż tak poważny. Dlatego pod koniec filmu jest kilka elementów, które ludzie odbierają jako komediowe, śmieją się z jakiegoś obrazu albo imienia czy nazwiska bohatera. Nie zrobiłem tego specjalnie, tak po prostu wyszło i cieszę się z tego.

A jak reagujesz, gdy ktoś okleja ten film etykietą, pisząc na przykład, że to „film erotyczny”?
To nie jest film erotyczny. To nie „Emmanuelle”, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. No i był to wielki sukces komercyjny. Dzisiaj nikt nie wypuszcza filmów erotycznych, nawet w telewizji. Cały ten gatunek zniknął. Nie chodzi mi o filmiki porno, chodzi o kino i czasopisma erotyczne, które sprawiły, że jestem tym, kim jestem. Dużo się masturbowałem przy czasopismach takich jak „Playboy” czy „Lui”, gdy byłem nastolatkiem. Jestem zaskoczony, że dzisiaj nie ma już tych filmów czy czasopism, z prawdziwymi kobietami, naturalnymi piersiami, włosami łonowymi. To było bliskie życiu. O takich kobietach fantazjowałem. Brakuje tego coraz bardziej.

Gaspar Noé

Francuski reżyser, scenarzysta, jeden z najbardziej wyrazistych autorów współczesnego kina. Mieszka w Paryżu, jest absolwentem École Louis-Lumière. Debiutował filmem „Sam przeciw wszystkim”. Jego drugi film, „Nieodwracalne”, wywołał spore kontrowersje. Podobnie było z kolejnymi produkcjami, nie inaczej jest z „Love”.

Bohater filmu, młody reżyser, deklaruje w pewnym momencie, że chciałby robić filmy ze „spermy, krwi i potu”...
Nie, nie! „Ze spermy, krwi i łez”. Choć w „Miłości” w zasadzie nie ma krwi, jest sperma i łzy. Wiesz, jest ten cytat z Winstona Churchilla...

Wiem.
No właśnie. Churchill był świetnym mówcą. Jest tyle cytatów z Churchilla, które się pamięta, bo mają taką siłę. No i powiedział do Brytyjczyków – „mogę wam obiecać tylko krew, pot i łzy”. Czytałem kiedyś artykuł Fassbindera o Douglasie Sirku – Fassbinder wspominał, że Sirk powiedział mu: „melodramat trzeba robić z krwi i łez”. Ale w mojej głowie, z jakiegoś powodu, została wersja: „z krwi, spermy i łez”. Później to sprawdziłem i faktycznie – nie było tam słowa o spermie.


A podpisałbyś się pod tym hasłem?
W przypadku „Love” tak. Większość filmów opowiada o narodzinach, śmierci i miłości. I jeśli zastąpimy słowo śmierć – krwią, narodziny – spermą, a miłość – łzami, to po prostu je zmaterializujemy. To właściwa materia melodramatu. Jedyna różnica polega może na tym, że w „Love” nie ma autocenzury. Tymczasem większość reżyserów i producentów wprowadza autocenzurę, bo każdy się boi, że nie będzie mógł wypuścić filmu. Ale ludzie, dajcie spokój – mamy filmy z lat 70., które były niezwykle odważne w pokazywaniu miłości czy seksu. Co zdarzyło się od tego czasu? Pojawił się internet, dzieciaki w wieku 8–9 lat mają dostęp do wszelkiego rodzaju pornografii. Czyli próbujemy je chronić przed oglądaniem czegoś, co oglądały, odkąd miał smartfona czy komputer w rękach. To jakiś anachronizm, zupełna schizofrenia.

Miłość, zakochanie, orgazm – czyli znów chemia w głowie. Jak wściekłość w „Nieodwracalnym”, czy narkotyki we „Wkraczając w pustkę”.
Nigdy nie byłem uzależniony od narkotyków, poza kawą czy alkoholem. Ale wydaje mi się, że łatwiej odstawić alkohol, kawę, czy nawet cukier i sól, niż przestać myśleć o byciu zakochanym. Nie mam dzieci, więc nie wiem, na ile można zastąpić pragnienie miłości fizycznej miłością do swoich potomków, która nie ma charakteru seksualnego. Ale film kończy się tym, że główny bohater zastępuje miłość cielesną miłością ojcowską. W finale widzimy wyraźnie, że początkowo niechciane dziecko to jedyna rzecz, na której mu zależy. I w końcu je pokochuje. Prawie tak mocno, jak kochał swoją pierwszą dziewczynę, choć w zupełnie inny sposób.

Wielokrotnie mówiłeś, że uwielbiasz „2001: Odyseję kosmiczną”...
Tak!

„Wkraczając w pustkę” i „Love” to dla mnie dwa różne, autorskie remaki finału „2001”, tyle że Oscar i Murphy to psychoastronauci, którzy dryfują w głąb własnej głowy.
Czasem najmocniej doświadczamy tego, co nas otacza, a czasem nasz wewnętrzny świat jest silniejszy od tego, co na zewnątrz. Nie wiemy, co jest bardziej konkretne – nasze sny czy jawa. Na przykład po przebudzeniu z mocnego, głębokiego snu, w którym uprawialiśmy z kimś seks, przez cały dzień, a nawet przez cały tydzień czujemy, jakbyśmy zrobili to naprawdę. Nie musisz już tego robić, bo zrobiłeś to we śnie. I twoja percepcja snu była tak samo silna, jakby zdarzyło się to naprawdę. Albo jeśli zabiłeś kogoś we śnie – coś, czego nie zrobiłbyś w prawdziwym życiu. Cierpisz, że kogoś zabiłeś przez cały dzień, brzydzisz się sobą. To niesamowite, z jaką siłą wewnętrzne pragnienia twojego umysłu mogą wytwarzać obrazy, które potem wydają się tak prawdziwe, że na różne sposoby próbujesz się ich pozbyć.

Trochę jak po wyjściu z kina.
Kiedy robisz film, jesteś jak czarnoksiężnik z krainy Oz albo szaman, który prowadzi narkotyczny rytuał – wprowadzasz ludzi w zbiorowy sen. Ale w przypadku filmu jesteś w dużo większym stopniu reżyserem tego snu niż wtedy, gdy podajesz ludziom grzyby. Oferujesz im świat i chcesz, żeby doświadczyli go najsilniej jak to możliwe. Wprowadzasz ich w hipnotyczną sesję i robisz wszystko, żeby jej nie przerwać, żeby była spójna aż do końca.

Bardzo mi się podoba zabieg montażowy z mruganiem, krótkimi ściemnieniami.
To 12 klatek czerni. Pół sekundy. Z tymi „mrugnięciami” wygląda to dla mnie bardziej przekonująco. Z jednej strony jest trochę jak diaporama [forma między filmem a fotografią, projekcja sekwencji nieruchomych obrazów z towarzyszeniem ścieżki dźwiękowej – przyp. red.]. Z drugiej – przypomina to sposób, w jaki odbieramy własne wspomnienia. Przechodzimy od jednego obrazu do drugiego, od jednej idei do drugiej. Jak w pisaniu – stawiamy kropkę i przechodzimy do nowej linijki. W bezpośrednim sklejaniu obrazu z obrazem jest coś sztucznego. Takie przecięcie się przez czerń, „mrugnięcie”, jest dużo bardziej naturalne. Nie przechodzimy bezpośrednio z jednego miejsca do drugiego. Nie stoi za tym jakaś większa teoria, po prostu poczułem, że to wygląda i działa lepiej. Jest w tym pewna elegancja, pewien rytm.

Mamy coś na pointę?
Miłość to ciężkie dragi!


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.