Siła dzieci
fot. Katarzyna Marszycka

Siła dzieci

Grzegorz Stępniak

Iga Gańczarczyk buduje w „Potlaczu” rodzaj utopijnego świata, gdzie dzieci słucha się uważnie i wyciąga wnioski z tego, co mówią. Podpowiada, że być może ten prosty gest jest drogą do wyłamania się z konsumpcjonistycznego impasu

Jeszcze 2 minuty czytania

Choć może przywodzić to na myśl rodzaj szkolnej lekcji – zdecydowanie tradycyjnej formy edukacyjnej, która ze spektaklem Igi Gańczarczyk, śmiało i zabawnie przekraczającym utarte konwencje podawcze i przedstawieniowe, ma niewiele wspólnego – wypada zacząć od przypomnienia, co oznacza tajemniczo brzmiący termin „potlacz”. Etymologicznie powiązany z „karmieniem” i „spożywaniem”, potlacz był rodzajem ceremonii rdzennych ludów zamieszkujących obszary Ameryki Północnej, zwłaszcza północno-zachodnie wybrzeże Pacyfiku, zwanych potocznie i dość rasistowsko „Indianami”. Uczestniczący w tym obrzędzie niszczyli należące do siebie samych dobra materialne lub rozdawali je mniej zamożnym, co miało na celu utrzymanie równowagi społecznej, jeśli idzie o dystrybucję majątku. Ceremonia często służyła bezpardonowemu upokarzaniu wodzów innego plemienia, którym ostentacyjnie wskazywano niższe miejsce w hierarchii władzy.

Materiałem wyjściowym, zarówno dla spektaklu, jak i wystawy jest postmodernistyczna i intertekstualna z ducha bajka Sławomira Shutego „Kopciuszek idzie na wojnę, czyli historia kołem się toczy”. Jak sam tytuł wskazuje, to współczesne i przekorne przepisanie doskonale wszystkim znanej opowieści o Kopciuszku jest iście anarchistyczne. Oto bowiem bohaterka odmawia przyjęcia darów i nie godzi się na to, by wziąć udział w przebiegu zdarzeń na obowiązujących wcześniej zasadach. Zaburza tym samym funkcjonowanie pilnie strzeżonego przez świat dorosłych scenariusza, polegającego w dużej mierze na sprawowaniu nad wszystkim kapitalistycznej kontroli. W efekcie dochodzi do zawieszenia dotychczasowych reguł oraz do strajku, który niejako przy okazji zmusza do rewizji przekonań o tym, jak działa dziecięca wyobraźnia. A nikogo chyba nie trzeba przekonywać do tego, że często przyjmuje ona nieobliczane formy i kształty, a jej dramaturgia doprawdy niewiele ma wspólnego z klasyczną przyczynowo-skutkową logiką, vide kolejne epizody ze spektaklu Gańczarczyk.

Potlacz, reż. Iga Gańczarczyk. Bunkier Sztuki, premiera 29 sierpnia 2015„Potlacz”, reż. Iga Gańczarczyk. Bunkier Sztuki, premiera 29 sierpnia 2015Inicjatorzy i opiekunowie, a także dorośli uczestnicy projektu, choreografka Dominika Knapik i artystyczny duet Bracia (Agnieszka Klepacka, Maciej Chorąży) oraz autorzy muzyki – Polpo Motel (Olga Mysłowska, Daniel Pigoński) – próbują zastanowić się wspólnie z dziećmi nad tym, czy możliwe jest wyłamanie się z systemu ekonomicznego. A także jak na niego wpływać i przekształcać w ten sposób, by nie doprowadzać do piętrzenia nierówności klasowych i finansowych, a raczej je eliminować.

To wszystko pięknie i uczenie brzmi, zwłaszcza w teorii. Jak jednak pokierować kilkunastoma dzieciakami w wieku od siedmiu do piętnastu lat w ten sposób, by z jednej strony wsłuchać się w ich przemyślenia, a z drugiej zbudować pewną zamkniętą teatralną całość? I to taką, która niewiele miałaby wspólnego z pogardzaną i dogłębnie przaśną formułą akademii szkolnej. Zdaje się, że Iga Gańczarczyk wypracowała tutaj rodzaj artystyczno-pedagogicznego „złotego środka”, o czym przekonuje nie tylko „Potlacz”, ale jej wcześniejszy teatralny projekt z udziałem małoletnich aktorów amatorów „Najwyraźniej nigdy nie był pan 13-letnią dziewczynką”, wyprodukowany przez Teatr Łaźnia Nowa. O ile jednak tam szło o dekonstrukcję i obnażenie opresyjnych stereotypów kulturowych wokół „dziewczyńskości”, o tyle tu dzieci mają nie tylko poddać daleko idącej krytyce sztywne normy świata dorosłych, dotyczące w pierwszej mierze ekonomii, ale również postarać się zbudować coś na kształt utopijnego modelu społecznego dla nowego porządku, w którym nie ma miejsca na wyzysk i niesprawiedliwość.

Nieodzownym komponentem światów przedstawionych w obu tych produkcjach są szczere, choć odgrywane przecież według istniejącego scenariusza, działania młodych aktorów. Mylących czasem kwestie, czasem ewidentnie dukających wyuczony na pamięć tekst, czasem popisujących się opanowanym do mistrzostwa gestem czy ruchem i pozujących na istne gwiazdy estrady. Trzeba przyznać, że Gańczarczyk doskonale ogrywa podobne sytuacje, a przy tym nie dokonuje kulturowego zawłaszczenia dynamiki dziecięcych reakcji i relacji, zamiast tego przyglądając się im z fascynacją współtowarzysza teatralnych zabaw, a nie akademickiego czy artystycznego badacza. Nie kolonizuje więc dzieciństwa, a bardziej powiela w swoich performatywnych przedsięwzięciach konstytuujące je wyznaczniki: chaos, nieład, zapominanie, anarchię – czyniąc je równocześnie strukturalnym podwalinami scenicznych rzeczywistości.

fot. Katarzyna Marszycka

„Potlacz” rozpoczyna się, kiedy w galeryjnej części Bunkra Sztuki nieśmiała dziewczynka wygłasza do mikrofonu legendę o tytułowym zjawisku, zapraszając widzów do tego, by wraz z nią wyruszyli w szaloną podróż przez krajobraz dzieciństwa. U Gańczarczyk budują go powszechnie znane motywy z bajek, odbywające się jakby w przyspieszeniu i w zastraszającym tempie gry, zabawy i biegi, zmiany poszczególnych elementów scenograficznych, konstruowanych w „tu i teraz” oraz kolejne rodzajowe scenki, przeplatane komicznymi skeczami oddającymi doświadczenie uwolnionego i puszczonego w ruch dzikiego strumienia dziecięcej świadomości. Reżyserka płynnie wplata w narrację o Kopciuszku, wymianie dóbr i powoływanych błyskawicznie przez dziecięcych aktorów sytuacjach z wyobrażonego przez nich „dorosłego życia”, fragmenty filmu dokumentalnego o światowym kryzysie ekonomicznym, jaki dotknął ponad 200 milionów ludzi i obnażył finansowe uprzywilejowanie oraz dotychczasową bezkarność bogaczy z Wall Street.

Główną myślą przyświecającą „Potlaczowi” jest natomiast wymiana oraz jej fizyczne i duchowo-kulturowe koszta. I nie chodzi tu bynajmniej o wymianę handlową czy usług, choć i takie tematy zostają poruszone w zainscenizowanym przez dzieci fikcyjnym programie, parodiującym sławetne „Rozmowy w toku”. A bardziej o wymianę doświadczenia, opowieści i obrazów tego, jak zdaniem dzieci wygląda przeciętna, „normalna” dorosła egzystencja, określana przez pracę, gromadzenie zasobów materialnych i finansowych, niepowodzenia w życiu osobistym i nieuchronną śmierć. Młodzi aktorzy opowiadają o tym w prześmiewczej scenie, w której ustawieni w rządku, przekazują sobie mikrofon z ręki do ręki, dzieląc się  z publicznością tym, co ich zdaniem czekać ich będzie kolejno za 10, 20 i 30 lat. A prognozy nie są bynajmniej wesołe, choć wzbudzają śmiech: bezrobocie, kredyt w banku, przedwczesny zawał. To wszystko, jak się zdaje, reperkusje systemu, w którym tkwimy, jakie po swojemu widzą dzieci.

Ubrani w kostiumy dobrane przez duet Bracia, których estetyką rządzi zasada eklektyzmu – od sportowych strojów, przez fantazyjne bajkowe elementy z garderoby modelowej księżniczki, po przebrania rodem ze szkolnego balu kostiumowego  – młodzi aktorzy w pocie czoła pracują na wytworzenie czegoś znacznie więcej niż umiejętnie skonstruowana i wciągająca teatralna historia. Dzieci – teatralni amatorzy, których w geście docenienia za bezpretensjonalność sceniczną, bezobciachowość i rozbrajającą szczerość należy wymienić tutaj z imienia i nazwiska: Lena Balicka, Milena Bujnowska, Aurelia Cypryańska, Emilia Cypryańska, Julia Grzybowska, Julia Jalal, Laura Kowalska, Lena Lech, Barbara Malinowska, Igor Markiewicz, Maksymilian Meus, Olga Pabisek, Ewa Panuś, Małgorzata Solorz, Igor Wypiór i Wiktoria Zwolińska – udowadniają, że czasem lepiej niż niektórzy dorośli rozumieją sposób na udane teatralne przedsięwzięcie. Czy nawet szerzej – spełnione społeczne życie, które opierają na wzajemnej pomocy, współpracy i kolektywności. W pierwszej mierze, pomagając sobie nawzajem, kiedy wykonują określone układy choreograficzne i odgrywają konkretne scenki, przypadkiem i mimochodem ukazując antidotum na zepsuty żądzą pieniędzy i bogactwa świat, dla którego jedynym ratunkiem jest mobilizacja i kooperacja wszystkich zainteresowanych. Zupełnie tak, jak ma to miejsce w przypadku teatralnego „Potlacza”.

Projekty takie jak ten przywracają wiarę w utopijny charakter teatru, gdzie, zdaniem piszącej o jego zbawczym potencjale Jill Dolan, możliwe jest spotkanie ludzi z różnych klas społecznych, o odmiennym wieku, doświadczeniu i tożsamościowej pozycji. A przede wszystkim – dialog i wypracowanie kulturowego porozumienia. Gańczarczyk  nie tylko buduje rodzaj utopijnego świata, gdzie dzieci słucha się uważnie i wyciąga z tego, co mówią, konstruktywne wnioski, ale podpowiada, że być może ten prosty gest jest drogą do wyłamania się z konsumpcjonistycznego impasu. A zaangażowane do projektu dzieci imponują mi osobiście nie tylko artystyczno-performatywnym kunsztem, ale głównie uświadamiają , że alternatywne pojmowanie i budowanie rzeczywistości, z całym chaosem i szaleństwem, ale równocześnie chęcią zabawy i otwartością na kolaborację, nie powinno wcale pozostać domeną jedynie dzieciństwa.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.