Adam Zagajewski, „Niewidzialna ręka”

Dariusz Sośnicki

Najnowszy tom wierszy Adama Zagajewskiego może rozczarować. Oto Zagajewski, jakiego znamy od lat: obrońca stylu wysokiego, poeta kultury i pamięci

Jeszcze 1 minuta czytania

Poprzedni tom Adama Zagajewskiego kończył się wierszem „Anteny w deszczu” – utworem intrygującym, wielogłosowym, w sporej części centonem. Kogoś, kto wziął to za zapowiedź zmiany, „Niewidzialna ręka” może rozczarować. Oto Zagajewski, jakiego znamy od lat: obrońca stylu wysokiego, poeta kultury i pamięci, którego biografia ściśle wiąże się z najnowszą historią Europy. W końcu – kontynuator polskiej szkoły poezji, a konkretnie jej „prawego” skrzydła, któremu patronują Miłosz i Herbert. Po „lewej” stronie mielibyśmy Szymborską i Różewicza.

Adam Zagajewski, „Niewidzialna ręka”. Znak,
Kraków, 100 stron, w księgarniach od października 2009
Po „Antenach w deszczu” nie zostało wiele, zaledwie ślad w postaci „Muzyki niższych sfer”, wiersza opatrzonego dopiskiem „Idę ulicą Karmelicką”. Zarówno tytuł, jak i dopisek symptomatyczne: nie mamy złudzeń, że mowa świata nieprzepuszczona przez wyobraźnię poety i jego bibliotekę jest mową niższą. I jeśli trafia do wiersza, to dzięki uprzejmości autora, który akurat przechadzał się nieopodal i na chwilę zawiesił swoje uprzedzenia. Poeta pokazał światu jego miejsca.

Wygląda na to, że Adamowi Zagajewskiemu taka rola w pełni odpowiada. W nowym tomie nie brakuje mu oddechu, książka jest obszerna, wiersze nie urywają się po kilku zdaniach, lecz płyną, leniwie i majestatycznie, jak rzeki, Garonna i Rodan (jedne z bohaterek „Niewidzialnej ręki”), pewne swojego miejsca na mapie Europy. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że tu i ówdzie brakuje napięcia. Od poezji oczekuje się fraz sugestywnych i niepodlegających dyskusji, tymczasem w „Niewidzialnej ręce” wiersze dobrze skrojone sąsiadują z utworami, powiedzmy to wprost, niedopracowanymi; obrazom brakuje często precyzji, parabolom (firmowy znak polskiej szkoły poezji) konsekwencji. Bywa, że poeta myli improwizację (ciekawy wiersz pod takim tytułem, s. 70) z notatką do wiersza. Weźmy niemal całą „Metaforę” (s. 55), czy poniższy fragment z utworu „Zasypiając nad tomem Kawafisa” (s. 60). Przy najszczerszych chęciach nie można ich uznać za mowę wiązaną.

Wszyscy oni, z wyjątkiem niepoprawnego Juliana,
zajęci byli głównie przygotowaniami
do wiecznego snu, upiększaniem porażki;
prawie wszyscy też budzą naszą sympatię,
chociaż na ogół nie są bohaterami
(kierują się raczej sprytem niż honorem).
Natomiast nasze zasypianie to przecież na razie
nic nieznaczący szkic, zapowiedź większej całości
(jak mówią redaktorzy dodatków literackich).


Rozrzutność widać także na poziomie zdania. Co powiedzieć o frazie „migają tylko krótkie chwile jasności” (s. 78)? Nawet niewprawny czytelnik zobaczy tu nadmiar: cztery pierwsze słowa frazy mówią z grubsza to samo, że jasność nie trwa długo.
 W końcu zdarzają się w „Niewidzialnej ręce” kiksy. Do moich ulubionych należy ten z wiersza „I piękna Garonna” (s. 41):

I nasze życie, które wije się
między wzgórzami, gdzie stoją oliwki,
niepozorne wierzby, lecz ich owoce żywią


Ktoś złośliwy mógłby zapytać, jakie to owoce obiecuje czytelnikowi poeta? 
Zagajewski jest poetą inteligentnym, nie ma co do tego wątpliwości. Potrafi być także autoironiczny – i to ratuje go nieraz z opresji. Wie, jak rzadko trafia się w poezji prawdziwe objawienie i jak łatwo pomylić je z czym innym. Epifanię tylko krok dzieli od kontemplacji pustki. Vita contemplativa niebezpiecznie blisko sąsiaduje z nudą. Ekstaza – z małym szczęściem. Splendor dawnej poezji zawsze może okazać się retorycznym balastem, który spowalnia myśl i przytłacza wyobraźnię. Czy to zbieg okoliczności, że przywołana tu „Muzyka niższych sfer” kończy się zdaniem „Gdybym potrafił otworzyć moje serce”? Szczerze mówiąc, klęski Zagajewskiego przekonują bardziej niż jego wzloty. W momentach mądrej, a bywa że i przewrotnej szczerości, poeta wypada najwiarygodniej.

Dobrze, że polska poezja ma Adama Zagajewskiego. Niezgoda na jakikolwiek redukcjonizm, mieszanie szyków wyznawcom kolejnych wiar filozoficznych i estetycznych – to program ambitny i wart szacunku. Doceniła to publiczność literacka w wielu krajach. Można tylko żałować, że polski czytelnik, zwłaszcza taki, który od poezji wymaga więcej niż chwili wytchnienia po stresującej pracy, tak często musi Zagajewskiemu wierzyć na słowo.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.