DŹWIĘKI: Renesans radia
Per-Olof Forsberg/CC BY 2.0

15 minut czytania

/ Media

DŹWIĘKI: Renesans radia

Rozmowa z Niną Garthwaite, Leo Hornakiem i Rosanną Arbon

Radio, tak samo jak każde inne medium, może przybrać artystyczną formę. Chcemy prezentować przede wszystkim rzeczy, którym warto się przysłuchiwać z pełną koncentracją – rozmowa z twórcami projektu radiowego In The Dark

Jeszcze 4 minuty czytania

ANNA DESPONDS: Od kilku lat jesteśmy świadkami wzrostu zainteresowania podkastami. Czy radio odzyskuje popularność?
NINA GARTHWAITE: Zdecydowanie tak. Ludzie, którzy jeszcze nie tak dawno słuchali w radiu wyłącznie muzyki, dziś stali się odbiorcami narracyjnych audycji. To nie jest jednak nagła eksplozja. Wysokiej jakości produkcje nie pojawiły się z dnia na dzień. Popularne dziś podkasty, takie jak This American Life, istnieją od 10 czy 15 lat, a ich twórcy przez cały ten czas je doskonalą. Jesteśmy świadkami renesansu form radiowych, ale korzenie tego fenomenu sięgają głęboko.

LEO HORNAK: Ten długi czas rozwoju gatunku to sygnał, że nie mamy do czynienia z chwilową modą, bańką, która zaraz pęknie. Obserwujemy głęboką zmianę. Jest ona wynikiem procesu, który trwał latami.

Ale co się wydarzyło?
LH: Dla mnie przełom nastąpił jakieś osiem lat temu. Dorastałem, słuchając radia BBC. Gdy pewnego dnia ktoś pożyczył mi składankę amerykańskich programów radiowych, nagle zdałem sobie sprawę, że w przeciwieństwie do innych form sztuki radio nie jest kosmopolityczne. Raczej nikt nie odważyłby się powiedzieć, że jest miłośnikiem kina, nie znając żadnego filmu francuskiego czy japońskiego. Równie dziwne byłoby, gdyby ktoś nigdy nie słyszał o pisarzach spoza własnego kraju. W przypadku radia jest inaczej. Można było dorastać, słuchając radia, kochać radio, a nawet pracować w radiu, ale nigdy nie usłyszeć programu z Ameryki, z Australii czy Irlandii, nie wspominając o audycjach nieanglojęzycznych. I nagle, wraz z rozwojem internetu, ludziom otworzyły się uszy. Odkryliśmy istnienie osobnych kultur radia amerykańskiego, francuskiego, polskiego. Jest zapewne wiele przyczyn odrodzenia sztuki audio, ale ta wydaje mi się najważniejsza.

NH: I te nowatorskie formy, na przykład właśnie amerykańskie podkasty, stały się niesamowicie popularne.

Na czym polega specyfika amerykańskich podkastów?
NH: Amerykańskie radio jest szybkie. Byłam ostatnio świadkiem, jak brytyjski student dziennikarstwa radiowego, po wysłuchaniu na zajęciach przepięknego, bardzo subtelnego brytyjskiego materiału „Interior Life” Laurence’a Grissella, powiedział: „O, matko, ale to jest powolne”. Okazało się, że studiował na tym kierunku właśnie ze względu na upodobanie do amerykańskich podkastów. Amerykańska sztuka radiowa bardzo mocno opiera się na dramaturgii, na zwrotach akcji. Zawsze masz wrażenie, że wydarza się coś zaskakującego, nawet jeśli nic się nie dzieje. Takiemu sposobowi opowiadania historii towarzyszy zabawa dźwiękiem. Jest oczywista, bardzo wyraźna, od razu słychać ingerencję w medium. W europejskim radiu realizacja dźwięku jest zwykle subtelna.

IN THE DARK
Seria działań, których celem jest przełamanie konwencjonalnego sposobu słuchania i postrzegania narracyjnych form radiowych poprzez produkcję audycji i organizację wydarzeń. Jest wspólnym przedsięwzięciem brytyjskich producentów radiowych młodego pokolenia i fanów radia. Na festiwalu dokumentalnym Sheffield Doc/Fest najlepszym dokumentom radiowym z całego świata przyznawane są In The Dark Audio Awards

NINA GARTHWAITE

Karierę rozpoczynała jako producentka telewizyjna, ale zawsze kochała radio. W 2010 roku założyła In The Dark.

LEO HORNAK
Nagradzany producent radiowy BBC. Związany od powstania z In The Dark, współodpowiedzialny za organizację wydarzeń.

ROSANNA ARBON
Niezależna producentka radiowa, od 2014 r. kuratorka wydarzeń w ramach In The Dark. Odpowiedzialna m.in. za współpracę z festiwalem Sheffield Doc/Fest.

LH: Wydaje mi się, że amerykańskie, brytyjskie czy irlandzkie programy radiowe są jednak podobne ze względu na wspólny język i razem ewoluują. Główna różnica jest między radiem anglojęzycznym i nieanglojęzycznym. Parę lat temu uczestniczyłem w międzynarodowym kursie dla reporterów radiowych. Wśród mentorów był Ronan Kelly z Irlandii. Mówił o pięknie opowieści, o tym, jak budować historię. Potem wystąpił mentor z Niemiec. Opowiadał z kolei o tym, jak stworzyć świat z dźwięków, jak je zbierać przy użyciu różnych mikrofonów. To jest moim zdaniem główna różnica pomiędzy sztuką audio z kultur anglo- i nieanglojęzycznych. W tych pierwszych nacisk kładzie się właśnie na budowanie historii. W innych krajach radio skupia się na sztuce tworzenia dźwięków.

W jaki sposób słucha się obcojęzycznego radia?
NH: Udostępnianie radia publiczności, która nie mówi w danym języku, to bardzo ciekawy temat. Ostatnio niektóre stacje, na przykład Arte, oferują w internecie angielską transkrypcję. Jednak trudno słuchać radia z kartką papieru w ręku. Na przykład na specjalistycznych konferencjach radiowców, na które przyjeżdżają ludzie z całej Europy, siedzi się ze skryptem.

LH: I to zupełnie nie działa. Sam jestem przecież producentem radiowym. Zajmuję się radiem nie tylko w pracy, ale i po godzinach, a jednak na takich konferencjach siedzę znudzony. To chyba kwestia czytania transkrypcji. Jeżeli zaciekawi mnie historia, zaczynam czytać i przestaję słuchać.

NH: Mnie wciąga ton głosu, nawet w obcych językach. Na festiwalu dokumentalnym w Sheffield organizujemy konkurs In The Dark dla najlepszej audycji radiowej. Dostajemy zgłoszenia z całego świata, w tym roku było ich ponad 100. Zapoznając się z tymi pracami, patrzę na transkrypcję, a moim kryterium selekcji jest to, czy jestem w stanie wsłuchać się w dźwięki, zamiast skupiać się na tekście. Jeżeli chcę słuchać brzmienia opowieści, a nie tylko dowiadywać się z transkrypcji, co zdarzy się dalej, wiem, że mam do czynienia z dobrym materiałem.

Nie tylko wynajdujecie najciekawsze audycje z całego świata, ale przede wszystkim prezentujecie je publiczności. Jak to robicie?
NH: Zwykle wydarzenia na In The Dark wyglądają tak, że sadzamy ludzi w ciemnym pomieszczeniu i puszczamy audycje. Doświadczenie jest podobne do bycia w kinie, choć zdarzają się też bardziej eksperymentalne formy, np. kiedyś urządziliśmy słuchowisko na cmentarzu. Wypracowaliśmy metodę, która polega na odtwarzaniu zagranicznych utworów radiowych z tłumaczeniem na ekranie, podobnie jak na filmie. Pomimo starań trudno jednak sprawić, żeby było to łatwe w odbiorze. Dużo uwagi poświęcamy więc synchronizacji napisów. Wyświetlenie ich zmienia radio w formę wizualną. Stosujemy białe napisy na czarnym tle, ale kiedyś widziałam świetną pracę, do której zostały dołożone szaro-różowe napisy z fantazyjną czcionką. Trzeba to jednak umieć wyważyć.

ODBIORNIK

Podkast magazynu dwutygodnik. com, w którym o kulturze mediów, jej przyszłości, hybrydowych formach łączących cyfrowe możliwości i dziedzictwo analogu – z zaproszonymi gośćmi rozmawiają Agnieszka Słodownik i Anna Desponds.

Pilot ODBIORNIKA poświęcony jest samemu zjawisku podkastów: czym one są i co je różni od audycji radiowych? dlaczego najwięcej ich powstaje w USA? dlaczego jest wśród nich tak mało artystycznych eksperymentów?

To trochę jak „Blue” Dereka Jarmana. Przez cały film ekran jest jednostajnie niebieski, słychać jedynie narrację reżysera.
NH: Dokładnie tak. Zamieniamy audycję w film, ale dźwięk wciąż jest najważniejszy.

W jaki sposób budujecie to doświadczenie? Jak tworzycie sytuację, w której odbiorcy mogą skupić się na dźwiękach?
ROSANNA ARBON: Ludziom trudno jest po prostu siedzieć i słuchać, rozglądają się i rozpraszają. Ale wystarczy trochę przygasić światło i już nie mają nic innego do roboty oprócz słuchania.

LH: Pierwsza impreza, którą zorganizowaliśmy, odbyła się w barze. Ludzie siedzieli przy okrągłych stołach. Widzieli się wzajemnie, więc ze sobą rozmawiali, a audycję traktowali jak muzykę w tle. Teraz wszystkie krzesła ustawiamy w tym samym kierunku, przodem do ekranu. Słuchacze czują się dzięki temu jak w kinie czy w teatrze i rozumieją, że muszą się skupić.

NH: Poszukujemy nowych sposobów prezentacji. Na festiwalu Latitude w Londynie były huśtawki, na których słuchało się radia. Można było się rozglądać, ale świat był rozmyty, jak ze snu. To moim zdaniem idealny sposób na słuchanie audycji.

RA: Zazwyczaj ludzie słuchają radia samotnie. Tymczasem my tworzymy doświadczenia zbiorowe.

NH: To wpływa na odbiór form audio. Na przykład zdarza się, że jakiś program nie nadaje się do zbiorowego słuchania. Ma się wrażenie, jakby nie wypełniał całej przestrzeni. Ale zazwyczaj przy wspólnym odbiorze formy radiowe zyskują, słuchając czegoś razem, potrafimy na przykład roześmiać się na głos. W szczególności interesują mnie programy, które powstały właśnie z myślą o prezentacji przed zgromadzoną publicznością.

In The DarkIn The Dark

Na czym polega różnica pomiędzy nimi a audycjami skierowanymi do pojedynczego słuchacza?
NH: Kiedy słuchacze są razem w pomieszczeniu, można prezentować prace bardziej artystyczne, złożone. Wystarczy ich najpierw zaciekawić. Na początku ludzie muszą się otworzyć, wzruszyć, pośmiać, a wtedy, w połowie wieczoru, można zacząć puszczać produkcje coraz trudniejsze, nawet dziwaczne. Korzystamy z tego, że wszyscy siedzą w przestrzeni, z której niezręcznie byłoby po prostu wyjść. Organizowaliśmy na przykład noc neurotycznych audycji. To były materiały, których naprawdę słuchało się z trudem. Pewna kobieta opowiadała o tym, jak masturbuje się w toalecie. Publiczność siedziała w pubie. Przez pierwsze 15–20 minut wszyscy słuchali ze wzrokiem wbitym w ziemię. Czuli się koszmarnie nieswojo. Sami w domu nie mieliby aż takiego poczucia zażenowania. Ale potem puściliśmy coś weselszego, co pozwoliło wszystkim odetchnąć i roześmiać się. A następnie coś wzruszającego. Właśnie dzięki temu, że odbiorcy siedzą razem, w jednym pomieszczeniu, można ich zabrać w podróż. To zupełnie inne doświadczenie niż samotne słuchanie radia w domu.

W jaki sposób pracujecie nad doborem programu?
NH: Dużo się kłócimy.

LH: Nieprawda.

NH: Prawda, kłócimy się. Stworzyłam In The Dark, żeby znaleźć ludzi, którzy kochają radio i myślą tak jak ja – i zupełnie mi się to nie udało! Zebrałam grupę wiecznie spierających się osób, z których każda ma zupełnie odrębne zdanie, lubi inny rodzaj radia. To niesamowite, jak bardzo się różnimy!

RA: Najpierw we własnym gronie tworzymy listę finalistów. Później zwycięzców wybierają jurorzy konkursu. Zapraszamy do tej roli osoby, których pracę cenimy i które są tak samo otwarte na nowości jak my.

NH: Ale ze względu na to, że mamy tak różne zdania, każdy z nas może wybrać do finału i przedstawić jurorom jeden materiał, który nikomu innemu się nie spodobał. Również podczas obrad jury każdy z sędziów musi wybrać do dalszej dyskusji nie tylko trzy prace, które uważa za najlepsze, ale też tę, która najmniej mu przypadła do gustu. Czasami coś, co ci się zupełnie nie podoba, okazuje się najciekawsze.

W tegorocznym konkursie wyróżnienie otrzymała między innymi polska praca Agnieszki Czyżewskiej-Jacquemet „Na jednym wózku”.
RA: Opowiada ona o mieszkającej ze sobą parze, kobiecie i mężczyźnie. Jedna z tych osób miała wypadek i została inwalidą. Słyszymy ich na przykład, kiedy gotują coś w kuchni. To mogłoby być nijakie albo nudne, ale z jakiegoś powodu – chyba dlatego, że bohaterowie mają poczucie humoru – tworzy świetną opowieść. Jest w niej coś ożywczego. Nie ma zbyt wielu efektów dźwiękowych. Proste, dobrze zrobione radio.

NH: Zawsze interesują mnie historie opowiadane z dwóch różnych perspektyw. Oboje bohaterowie mają własne, często zupełnie inne spojrzenie na rzeczywistość i w tej pracy zostało to naprawdę dobrze wykorzystane. Angielski tytuł brzmi „It Takes Two to Tango” i słuchając tego reportażu, rzeczywiście odnosi się wrażenie, że tańczą ze sobą dwie osoby. To piękny materiał, z mocnymi charakterami i dobrą opowieścią. I zdecydowanie najlepsza polska produkcja radiowa, jaką słyszałam.

Kvinden på IsenKvinden på Isen

Cały czas rozmawiamy o rozbudowanych produkcyjnie formach. Ale częścią renesansu audio jest też popularność bardzo prostych podkastów, właściwie bez postprodukcji, które polegają wyłącznie na tym, że ludzie ze sobą rozmawiają.
NH: Uważam, że popularność podkastów to bardzo ciekawy fenomen. Zaskakuje mnie jednak, że nie wybiły się na pierwszy plan podkasty kreatywne, artystyczne. Bo podkasty z gadającymi ludźmi właściwie niewiele różnią się od tego, czym jest zwykłe radio. To audycje do słuchania jednym uchem. Nowością jest to, że są naprawdę bardzo długie. Jeden odcinek może trwać 2–3 godziny. Radio, tak samo jak każde inne medium, może przybrać artystyczną formę – i to właśnie nas interesuje podczas wydarzeń In The Dark. Chcemy prezentować przede wszystkim rzeczy, którym warto się przysłuchiwać z pełną koncentracją.

LH: To trochę jak gazeta i powieść – dwie różne formy. Mówione radio, któremu poświęca się niewielką część uwagi, istniało od zawsze. Mój wujek w ten sposób słuchał relacji sportowych.

RA: Jestem słuchaczką takiego podkastu. Dopiero po kilku przesłuchanych odcinkach wciągasz się, zaczynasz rozumieć dowcipy, które nawiązują do wcześniejszych sytuacji. Jest sporo lokalnych odniesień, a słuchacze są bardziej jak fani. Masz poczucie, że jesteś częścią społeczności. Wydaje ci się, że znasz prowadzących, jakby byli twoimi znajomymi.

Kvinden på Isen

Tegoroczną nagrodę In The Dark na Sheffield Doc/Fest otrzymał reportaż Rikke Houd „Kvinden på Isen” wyprodukowany przez działający w internecie magazyn radiowy Third Ear. Reportaż opowiada historię Karen Roos, duńskiej pielęgniarki, która zaginęła na Grenlandii w 1933 r. Dostępna jest angielska transkrypcja.

W jaki sposób rozwój internetu wpłynął na jakość audycji radiowych?
LH: Wydaje mi się, że ludzie stali się bardziej wybredni i dzięki temu programy zyskały na jakości. Kiedy byliśmy mali, włączaliśmy odbiornik i oglądaliśmy albo słuchaliśmy tego, co leciało, z nadzieją, że coś nas zaciekawi. Dziś można znaleźć w internecie podkast dokładnie o tym, co nas interesuje, i słuchać programów z drugiego końca świata.

NH: Nie zgodzę się. Pozornie mając dostęp do wszystkiego, powinnam słuchać bardziej różnorodnej muzyki, ale wcale tak nie jest. Ludzie często wybierają to, co jest już im znane, co łatwe i przyjemne. Z tego względu możemy zatracić różnorodność form radiowych. Już dziś coraz częściej jest tak, że kiedy ktoś zleca zrobienie audycji, oczekuje, by przypominała amerykańskie podkasty – była łatwa w odbiorze, miała popularną formę. Tymczasem dzięki narzuconej w tradycyjnych mediach ramówce programowej ludzie słuchali rzeczy, których w innym przypadku nie mieliby szans poznać.

LH: Moim zdaniem radio staje się coraz bardziej różnorodne. Kiedyś produkowano programy zaspokajające gusta milionowych publiczności. W erze internetu wystarczy zebrać 50 tys. słuchaczy z całego świata, żeby odnieść sukces. Dzięki temu można tworzyć niszowe produkcje. Te bardzo długie mówione podkasty, o których rozmawialiśmy, są właśnie tego oznaką.

RA: Podkast, o którym wspomniałam, jest sponsorowany przez słuchaczy. Przekazujemy pieniądze, które pozwalają twórczyniom może nie utrzymać się, ale przynajmniej dalej prowadzić audycję. Płacimy, bo chcemy i czujemy, że to jest nasz podkast. Nie mam takiego odczucia wobec publicznego nadawcy, jakim jest BBC, nawet jeżeli płacę abonament. Myślę, że oddolne finansowanie programów będzie się w przyszłości rozwijać. Czy uda się sprawić, by twórcy mogli się z tego utrzymywać – to zupełnie inne pytanie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.