Czy mnie jeszcze pamiętasz?

13 minut czytania

/ Film

Czy mnie jeszcze pamiętasz?

Grzegorz Stępniak

W „The Affair” nie chodzi, wbrew pozorom, o psychologicznie wiarygodne i zniuansowane ukazanie melodramatycznych rozterek, a w każdym razie nie tylko o to

Jeszcze 3 minuty czytania

„The Affair”, serial stworzony przez Hagai Leviego oraz Sarah Treem, niespodziewanie zdobył w tym roku Złote Globy dla najlepszego serialu dramatycznego i najlepszej aktorki w serialu dramatycznym (doskonała, wcielająca się w rolę Alison, Ruth Wilson) za swój debiutancki sezon, wyemitowany w USA rok temu. Podzielona na dziesięć godzinnych odcinków opowieść o dwójce ludzi po przejściach, których, wbrew wszelkim przeciwnościom losu, jakkolwiek banalnie to zabrzmi, połączyło wielkie uczucie, z trywialnością ma niewiele wspólnego. Pierwszy sezon (na początku października rozpoczęła się emisja drugiego) wprowadza widzów w zagmatwany świat namiętności, wzajemnych oskarżeń, kryminalnej intrygi, pretensji, sprzecznych zeznań, a przede wszystkim – odsłania przed nimi meandry pamięci osobistej i poddaje wnikliwej analizie jej mechanizmy.

Wszystko zaczyna się dość niewinnie. Oto Noah Solloway (Dominic West, który potrafi w tej roli przekonująco zagrać zarówno klasyczną męską świnię, jak pogubionego chłopca w ciele dojrzałego mężczyzny), niespełniony pisarz, od dawna pracujący nad swoją drugą powieścią, ojciec czwórki dzieci, szczęśliwie żonaty z Helen Solloway (świetna Maura Tierney) spędza wraz z całą rodziną lato w luksusowym letnim domu swoich zamożnych teściów, w miasteczku Montauk. Ta ulubiona wypoczynkowa destynacja bogatych, białych mieszkańców Nowego Jorku, jest jedną z naczelnych scenerii prezentowanych kolejno na ekranie wypadków.

Sfrustrowany brakiem artystycznych sukcesów i wyraźnie umęczony rodzicielskimi obowiązkami, Noah spostrzega kelnerującą w lokalnej jadłodajni Alison Bailey i od tego momentu nie może przestać o niej myśleć. Tymczasem kobieta, związana poprzez swojego męża, Cole’a Lockharta (Joshua Jackson), z miejscową wpływową społecznością i z tego powodu pogardzająca turystami masowo zjeżdżającymi tutaj w lecie, jest w totalnej emocjonalnej rozsypce. Nie tylko bowiem nie może się otrząsnąć po tragicznej śmierci swojego kilkuletniego syna, ale jeszcze zmaga się z poważną depresją i skłonnościami do samookaleczania. „Serce jednak nie sługa, nie zna, co to pany”, jak słusznie zauważyła Telimena w „Panu Tadeuszu”. W związku z czym tych dwoje rozbitków – Noaha i Alison, połączy oczywiście wielkie, nagłe i niespodziewane uczucie, rozwijające się wbrew zasadom zdrowego rozsądku. Te jednak, nie oszukujmy się, każdorazowo należy odstawić w kąt, gdy mowa o namiętnym romansie.


W „The Affair” nie idzie jednak, wbrew pozorom, o psychologicznie wiarygodne i zniuansowane ukazanie melodramatycznych rozterek, a w każdym razie nie tylko o to. Każdy odcinek podzielony jest na dwie części, zatytułowane „Noah” i „Alison”. W ich ramach poznajemy dwie wersje wydarzeń, wersję Alison i wersję Noaha, zeznających osobno, po latach na policyjnym komisariacie i opowiadających o wakacyjnym romansie, którego konsekwencje okazały się, dosłownie i w przenośni, zabójcze. Serie wspomnień, cofających nas w czasie do wypadków miłosnych pamiętnego lata, zostają zderzone z migawkowo pokazanymi incydentami z teraźniejszości. A niegdyś zakochana para zmuszona jest referować z maksymalną dokładnością koleje swojego związku, nad którym unosi się widmo kryminalno-sensacyjne. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, bo ich stopniowe, powolne odkrywanie bez wątpienia jest źródłem przyjemności, ale wypada zaznaczyć, że ginie tutaj ktoś z rodziny męża Alison. Warto podkreślić, że twórcom serialu udało się wyjść poza denerwujące i zdecydowanie nadużywane ostatnimi czasy w telewizji i w kinie schematy retrospektywne, polegające tylko i wyłącznie na narracji prowadzonej z offu. Zamiast tego otrzymujemy pełną nagłych zwrotów akcji, momentami dojmująco smutną i melancholijną, momentami bardziej ironiczną opowieść już nie tylko o namiętnym romansie, ale o funkcjonowaniu pamięci właśnie.

„The Affair”„The Affair”


Muszę przyznać, że Treem i Leviemu udało się poddać wiwisekcji mechanizmy odpowiedzialne za ustanawianie indywidualnej i kulturowej pamięci w sposób, którego nie powstydziliby się przedstawiciele niemieckiej szkoły tzw. pamięciologii, z Haraldem Welzerem i Janem Assmannem na czele. Podobnie jak przytoczeni teoretycy, twórcy serii obnażają ulotność i selektywność pamięci, bardzo często fabrykującej wspomnienia po to, by wypełnić powstałe w niej po latach luki, oraz fakt, że proces ten często opiera się na gotowych i doskonale wszystkim znanych schematach narracyjnych. W dodatku przeprowadzają tę operację na kilku poziomach. Pierwszy z nich można określić jako fabularny – Alison i Noah prezentują w swoich zeznaniach i opowieściach zgoła odmienne wersje tych samych zdarzeń. Począwszy od tego, że nie zgadzają się ubrania, które mieli rzekomo nosić w danym momencie na sobie, poprzez poszczególne gesty i spojrzenia, aż do zasadniczych różnic w podstawowym kształcie wydarzeń, uzależnionych w dużej mierze od płci opowiadającego. Wyłapywanie tych sprzeczności jest jedną z największych frajd, jakie oferuje widzom „The Affair”.

Dwie odmienne wersje wydarzeń i sposoby ich prezentacji są zbudowane misternie i podług zasad psychologicznego prawdopodobieństwa, przez co sporo mówią o osobowości dwójki głównych bohaterów. Przykładowo, Noah pamięta, że to Alison uwiodła go i zainicjowała intymny kontakt, podczas gdy kobieta jest przekonana, że to mężczyźnie bardziej zależało na umówieniu się z nią. W ten sposób dwa stereotypy kulturowe – męska próżność i duma oraz kobieca pasywność – zostają skonfrontowane ze sobą i wykorzystane do zbudowania sylwetek postaci uwikłanych już nie tylko we własne wspomnienia, ale i społecznie usankcjonowane normy i zakazy. Narracyjna siła serialu polega na tym, że widzom głównie ukazuje się kolejne perypetie w sposób rzekomo przezroczysty i obiektywny, używając scen rozgrywających się po latach na policyjnym komisariacie jako ramy dla każdego z odcinków. Równocześnie oglądającym, biorąc pod uwagę mniejsze i większe rozbieżności w wersjach prezentowanych w ramach opowieści typu „on/ona powiedziała”, automatycznie nasuwa się szereg pytań, które pozostać muszą bez odpowiedzi: czy Alison i Noah kłamią? Czy może popadli w chorobę psychiczną i podświadomie sterują własnymi wspomnieniami? Czy faktycznie zapamiętujemy te same zdarzenia na tak diametralnie różne sposoby?

Drugi poziom obnażenia mechanizmów pamięci dotyczy samej konstrukcji serialu. Skoro fabrykujemy często wspomnienia na podstawie wzorców zaczerpniętych z rozmaitych wytworów kultury, począwszy od filmów, poprzez powieści czy produkcje telewizyjne właśnie, Treem i Levi z premedytacją podsuwają nam najbardziej oczywiste i najłatwiej rozpoznawalne modele narracyjne. Odsłaniając przy tym ich konwencjonalność i przewidywalność. Mamy więc tutaj elementy wzięte jakby wprost z romansideł Danielle Steel, takie jak sceny namiętnego seksu pod prysznicem i czułych wyznań szeptanych do uszka. Motywy odsyłające do klasycznych hollywoodzkich melodramatów, w stylu Douglasa Sirka, w których para zakochanych musi stawić czoła kolejnym przeszkodom i je pokonać, by połączyć się na zawsze, wbrew wszystkiemu i wszystkim. Jak również fabularne wzorce właściwie thrillerom i filmom sensacyjnym, zderzającym emocjonalne zawirowania, jakie są udziałem bohaterów, w rodzaju „Fatalnego zauroczenia” Adriana Lyne’a. Najważniejszy dla konstrukcji „The Affair” jest jednak bez wątpienia schemat powieści kryminalnej z tzw. gatunku „he said, she said” („on powiedział, ona powiedziała”). Spopularyzowany ostatnio przez powieść Gillian Flynn „Zaginiona dziewczyna” i jej ekranizację format, jak sama nazwa wskazuje, opiera się na równoczesnym snuciu zasadniczo różnych narracji o tym samym zbrodniczym zdarzeniu, z perspektywy kobiecej i męskiej.

W „The Affair” można odnaleźć wszystkie wspomniane kulturowe poszlaki, reminiscencje, wtręty i odniesienia, wykorzystywane przez twórców niemal niezauważalnie, tak by nie zaburzyć ciągłości i spójności opowieści kryminalno-miłosnej. Serial powinien bowiem w pierwszej mierze angażować widza na poziomie emocjonalnym. Ten model działa bez zarzutu – z jednej strony wszak przyłapujemy się na identyfikacji z bohaterami, starając się przypomnieć sobie szczegóły dotyczące własnych dawnych miłości. Z drugiej zaś – dwutorowa konstrukcja, która buduje rodzaj odbiorczego dystansu, podkreśla, że mamy do czynienia ze sprytnie sfabrykowaną manipulacją. I to taką, w której nie do końca wiadomo, kto pociąga za sznurki – czy Alison, czy może Noah, czy twórcy serii, czy może sami widzowie i ich kulturowo ukształtowana pamięć, która decyduje o tym, co zauważamy z łatwością, a na jakie szczegóły pozostajemy ślepi.


Drugi sezon wprowadza do i tak już zagmatwanej struktury dodatkowe dwa punkty widzenia – Helen i Cole’a, małżonków głównych bohaterów, poszerzając znacznie spektrum emocjonalne i zdarzeniowe opowieści. Ta zaplanowana pieczołowicie przez twórców serii zmiana narracyjna odświeża formułę „The Affair”. Pozwala również na intymne obcowanie z dwójką „poszkodowanych” w wyniku wakacyjnego romansu pary głównych bohaterów, przypominając, że za wielką i nagłą miłość zazwyczaj ktoś musi zapłacić słoną cenę. Treem i Levi jednak bynajmniej nie zamierzają moralizować. Wręcz przeciwnie, w pierwszym odcinku drugiego sezonu pokazują spotkanie mediacyjne przed planowanym rozwodem Noah i Helen, najpierw z punktu widzenia mężczyzny, a następnie kobiety. I robią to nie po to, żeby pogrozić palcem i przestrzec przed zgubnymi skutkami oddania się porywom serca. Znów umiejętnie wprzęgają w strukturę odcinka bardziej i mniej znaczące przesunięcia dotyczące tego, kto i co zapamiętał.

„The Affair”„The Affair”


Podczas gdy w części zatytułowanej „Noah” mężczyzna, który mieszka tymczasowo w położonej w lesie chacie, kończy swoją książkę i przybiega na spotkanie z ironiczno-zabawnym mediatorem, w drugiej części – „Helen” – jego wkrótce była żona musi radzić sobie z nagłą pustką w swoim życiu, a przede wszystkim – z cierpiącymi z powodu rozstania rodziców dziećmi. Nic dziwnego więc, że w jej wersji wydarzeń Noah zawadiacko i gówniarsko spóźnia się na rzeczone spotkanie, a prowadzący je mężczyzna nie zwraca na nią najmniejszej uwagi i bynajmniej nie raczy niewinnymi żarcikami. Ta część, również znacząco, rozpoczyna się od sceny seksu, jaki Helen uprawia z kolegą ze studiów, który był nią zafascynowany przed 25 laty, a dzisiaj odświeża swoje dawne uczucia. W dość feministycznym duchu twórcy ukazują tu męskie genitalia w całości, co jest prawdziwą rzadkością, na małym i dużym ekranie. Przygląda się im z zaciekawieniem i sama Helen, wszak to pierwsze od kilku dekad nagie ciało, jakie nie należy do Noaha, z którym przyszło jej obcować. Akcja odcinka niespodziewanie wybiega też kilka lat do przodu, gdy Noah zostaje aresztowany za rzekome zabójstwo, a na pomoc, wbrew wszystkiemu, rusza mu była już żona. I znów nasuwają się kolejne pytania, na które póki co próżno szukać odpowiedzi: czy Noah jest winny? Jak ułożą się jego stosunki z Helen? Czy wielka miłość między nim a Alison przetrwa? I czy warto było poświęcać dla niej udane życie rodzinne?

Najbardziej paraliżujące emocjonalnie i robiące największe wrażenie sceny z drugiego sezonu nie dotyczą jednak przebiegu fabularnego, ani nawet nie mistrzowsko problematyzowanej i tematyzowanej pamięci. To te momenty, w których główne postacie zmagają się ze swoją codziennością, zmienioną na zawsze w wyniku tytułowego romansu. Jak choćby scena, gdy wykończona i oszołomiona – przygotowaniami do rozwodu, nową seksualną relacją, problemami z dziećmi – Helen pali na ławce w parku marihuanę, patrząc zamyślona w horyzont. Czy chwila, gdy wycieńczony psychicznie Noah uświadamia sobie, że teraz może rozpocząć nowe życie, więc siada na molo przed swoim tymczasowym lokum i z ulgą popija piwo. Albo gdy zrozpaczony i zdesperowany Cole, mąż Alison, jeździ pijany po Montauk i nie wie, co ze sobą zrobić.

„Czy mnie jeszcze pamiętasz?” – śpiewał przed laty Niemen. Na to klasyczne pytanie retoryczne należałoby odpowiedzieć „tak”. Zdecydowanie bardziej znaczące, jak udowadniają postacie „The Affair” i ich miłosno-sensacyjne zawirowania, jest jednak przysłowiowe „jak” oraz „dlaczego właśnie tak mnie pamiętasz?”. Nie od dziś przecież wiadomo, że uczuciowy diabeł tkwi w szczegółach.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.