Tak umierają miasta
Plan Voisin dla Paryża 1925

Tak umierają miasta

Le Corbusier

Osioł wytyczył drogi we wszystkich miastach kontynentu. Niestety, w Paryżu też – przedpremierowe fragmenty „Urbanistyki”

Jeszcze 4 minuty czytania

1. Ośla ścieżka, ludzka droga

Człowiek chodzi prosto, ponieważ ma jakiś cel; wie, dokąd zmierza. Postanowił gdzieś pójść i prosto tam kroczy.

Osioł chadza zygzakiem, wałęsa się roztargniony, zupełnie bez głowy, idzie zygzakiem, omijając kamienie, unikając pagórków i szukając cienia; chce się jak najmniej zmęczyć.

Człowiek zarządza swoimi uczuciami za pomocą rozumu; powściąga namiętności i instynkty, żeby dotrzeć do celu. Panuje nad swoją zwierzęcością dzięki inteligencji. To ona ustanawia reguły, które są wynikiem doświadczenia. To zaś rodzi się z pracy; człowiek pracuje, aby nie zginąć. Do tego, aby tworzyć, niezbędne są jakieś wytyczne; trzeba być posłusznym regułom doświadczenia. Trzeba wybiegać myślą w przód, mając na uwadze rezultat.

Osioł nie myśli o niczym, wyłącznie o spokoju.

***

Osioł wytyczył drogi we wszystkich miastach kontynentu. Niestety, w Paryżu też.

Na stopniowo zaludnianych ziemiach wozy wlokły się pośród pagórków i zagłębień, kamieni i torfowisk; byle strumyk stanowił poważną przeszkodę. Tak powstały drogi i ścieżki. Na skrzyżowaniach nad brzegiem wody wzniesiono pierwsze chaty, pierwsze domy, pierwsze osady; domy budowano wzdłuż dróg, wzdłuż ścieżek dla osłów. Całość otoczono wysokim murem, w środku stanął ratusz. Ludzie ustanowili prawo, pracowali, żyli i chodzili ścieżkami dla osłów. Pięć wieków później wzniesiono drugi, wyższy szaniec, a po kolejnych pięciu – trzeci, jeszcze większy. Tam, gdzie prowadziły ścieżki dla osłów, postawiono bramy miejskie i urzędników. Osada jest wielką stolicą. Paryż, Rzym i Stambuł wzniesiono według oślich ścieżek.

Stolice nie mają arterii, tylko naczynia włoskowate; wzrost oznacza chorobę, a nawet śmierć. Aby przeżyć, już dawno złożyły swój los w ręce chirurgów, którzy dokonują nieustannych cięć.

Rzymianie byli wielkimi prawodawcami, kolonizatorami i zarządcami. Kiedy przybywali w jakieś miejsce, na skrzyżowanie dróg, na brzeg rzeki, brali węgielnicę i kreślili miasto o prostych liniach, tak aby było jasne i uporządkowane, łatwe do zarządzania i sprzątania, aby bez trudu dało się w nim odnaleźć, a jego przebycie nie sprawiało większego kłopotu – kreślili miasto pracy (imperialne) i przyjemności (Pompeje). Linia prosta odpowiadała rzymskiej godności.

U siebie, w Rzymie, mając oczy zwrócone ku Imperium, dusili się pośród oślich ścieżek. Co za ironia! Bogacze wyprowadzali się wówczas daleko od miejskiego chaosu, budowali sobie wygodne wille (willa Hadriana).

Obok Ludwika XIV Rzymianie są jedynymi wielkimi urbanistami zachodniego świata.

Średniowiecze, żyjące lękiem roku 1000, zaakceptowało ośle restrykcje, przez co cierpiały kolejne pokolenia. Ludwik XIV, zniechęcony próbą oczyszczenia Luwru (Kolumnada), zdecydował się na radykalniejsze kroki: stworzył Wersal, zbudowane od podstaw miasto i pałac, wywodzące swój porządek z linii prostej, a także Obserwatorium, Pałac Inwalidów i Esplanadę, Tuileries i Pola Elizejskie − porządek i linię prostą z dala od chaosu, z dala od miasta.

Poradzono sobie z zaduchem. Pojawiły się następne mistrzowskie rozwiązania: Pola Marsowe, plac Gwiazdy, aleje Neuilly, Vincennes, Fontainebleau i inne. Korzystały z nich kolejne pokolenia.

Powoli jednak, wskutek znużenia, słabości, anarchii systemu „demokratycznej” odpowiedzialności, zaduch powraca.

Mało tego: jest czymś upragnionym; hołubimy go w imię piękna. Stworzyliśmy religię oślich ścieżek.

Najpierw Lutecja, potem Paryż. Budynki pozostały w tych samych miejscach. – Notre Dame, Palais – pozostały także drogi z prowincji północnych, wschodnich i południowych, z Issy i Clichy, z prowincji morskich, ze świątyni Merkurego (Montmartre). Opactwa ostatecznie ustalą ich przebieg. Na płaszczyźnie urbanistycznej to czysty przypadek, adaptacja. Haussmann niewprawną ręką pokroi miasto. Wciąż opiera się ono na oślich ścieżkach.Najpierw Lutecja, potem Paryż. Budynki pozostały w tych samych miejscach. – Notre Dame, Palais – pozostały także drogi z prowincji północnych, wschodnich i południowych, z Issy i Clichy, z prowincji morskich, ze świątyni Merkurego (Montmartre). Opactwa ostatecznie ustalą ich przebieg. Na płaszczyźnie urbanistycznej to czysty przypadek, adaptacja. Haussmann niewprawną ręką pokroi miasto. Wciąż opiera się ono na oślich ścieżkach.

***

Ruch ten zaczął się w Niemczech pod wpływem pracy Camilla Sittego o urbanistyce – pracy pełnej nieuzasadnionych twierdzeń: gloryfikacji linii krzywej i pozornie prawdziwych dowodów na jej niepodważalne piękno. Tymi dowodami miały być wszystkie średniowieczne miasta; tymczasem autor myli malowniczość z regułami miejskiego życia. Opierając się na tej estetyce (bo mowa wyłącznie o estetyce) zbudowano ostatnio w Niemczech całe dzielnice.

To straszliwa, paradoksalna pomyłka w epoce samochodu. „Tym lepiej – powiedział mi ważny urzędnik (jeden z tych, którzy kierują planem rozbudowy Paryża) – samochody nie będą już mogły tędy jeździć!”

A przecież nowoczesne miasto żyje dzięki linii prostej: spójrzmy na kamienice, odpływy, kanalizację, drogi, chodniki itd. Ruch uliczny wymaga linii prostej. Uzdrawia ona miejską duszę. Linia krzywa jest kosztowna, trudna i niebezpieczna; oznacza paraliż.

Linia prosta pojawia się w całej historii ludzkości, w każdej ludzkiej intencji, w każdym działaniu.

Trzeba pewnej odwagi, aby patrzeć z podziwem na proste linie amerykańskich miast. Estety jeszcze na to nie stać, lecz moralista może spędzić na tym więcej czasu, niż moglibyśmy się spodziewać.

Minneapolis (fragment). To znak nowej etyki w życiu społeczeństw. Dlatego Amerykanie tak się nam dziwią, a my – im. Dzisiejsza epoka sprzyja temu, aby Stary Kontynent zareagował i postawił kwestię urbanistyki.Minneapolis (fragment). To znak nowej etyki w życiu społeczeństw. Dlatego Amerykanie tak się nam dziwią, a my – im. Dzisiejsza epoka sprzyja temu, aby Stary Kontynent zareagował i postawił kwestię urbanistyki.

***

Krzywa ulica to ścieżka dla osłów, prosta ulica to droga dla ludzi.

Krzywa ulica to dzieło kaprysu, niedbałości, opieszałości, gnuśności, zwierzęcości.

Linia prosta to reakcja, akcja, działanie, wynik opanowania. Jest zdrowa i szlachetna. Stanowi centrum intensywnego życia i pracy.

Niedbały, opieszały, gnuśny naród, społeczeństwo i miasto zostają szybko pokonane, podbite i wchłonięte przez naród i społeczeństwo, które działają i panują nad sobą.

Tak umierają miasta, a władza przechodzi z rąk do rąk.

Waszyngton (fragment). Praca umysłu. Druga strona wygrywa; w tym czasie nie było osłów, tylko pociągi. Pozostaje problem estetyki.Waszyngton (fragment). Praca umysłu. Druga strona wygrywa; w tym czasie nie było osłów, tylko pociągi. Pozostaje problem estetyki.

2. Porządek

Dom, ulica, miasto są miejscami, gdzie człowiek wykonuje swoją pracę; musi w nich panować porządek, gdyż w przeciwnym razie łamią podstawowe zasady, których przestrzegamy; jeśli pozostają w nieładzie, sprzeciwiają się nam, przeszkadzają tak samo, jak przeszkadzała otaczająca natura, którą pokonaliśmy i wciąż musimy pokonywać.

***

Mogę sprawiać wrażenie, że wyważam otwarte drzwi (usłyszałem to przy okazji mojej książki „W stronę architektury”, 1923), ale tylko dlatego, że również tutaj (w urbanistyce) wpływowi ludzie, zajmujący strategiczne pozycje na polu walki o ideę postępu, zamknęli drzwi w odruchu reakcji, w imię źle rozumianego, niebezpiecznego i zbrodniczego sentymentalizmu. Za zasłoną sofistyki próbują ukryć siebie i innych przed tysiącletnim dziedzictwem, umknąć fatalizmowi i determinizmowi rzeczy i wydarzeń. W marszu ku porządkowi widzą raczkowanie bobasa albo manię ograniczonego umysłu. Na przykład Léandre Vaillat wyzywał mnie w „Le Temps” od trucicieli i Niemców:

Nie omieszkałbym im [architektom twierdzącym, że czas zawierzyć logice] odpowiedzieć, iż serce zna racje, których rozum znać nie może. Być może zadowolenie płynące z abstrakcyjnego porządku nie wystarcza nam do szczęścia; tkwi w nas przemożna potrzeba nielogiczności, wdzięku, fantazji. Miasto doskonałe, wzorcowe osiedle tylko wzmagałyby w nas to pragnienie…

Warto to podkreślić, zwłaszcza po ostatnim Salonie Jesiennym; rozważania Le Corbusiera na temat miasta przyszłości dotarły do wielu; czasopisma, gazety i część kolegów po fachu zdają się być zarażeni tymi urzekającymi ideami, które nie zawsze, niestety, owocują urzekającą rzeczywistością; wydaje się, że ci nieszczęśnicy nie odróżniają życia od abstrakcji, a przemyślnego, jakże słusznego w swojej strukturze planu francuskiego od tak monotonnego planu niemieckiego. (Panie L.V., tu już Pan mija się z prawdą w stopniu zastraszającym, zwłaszcza jeśli chodzi o okres po Wielkiej Wojnie!)
(„Le Temps”, 12 maja 1923[1])

Ludwik XIV i Luwr, Le Nôtre i Tuileries, Pałac Inwalidów, Wersal, Pola Elizejskie i ogrody „w stylu francuskim” – wszystko dziełem Niemców! Przede wszystkim nie powinniśmy mówić o Niemcach czy Tonkińczykach, kiedy mówimy o dziełach umysłu. A gdyby Léandre Vaillat, który prowadzi w „Le Temps” (poważnej gazecie) dział urbanistyki (całkiem poważny jak na czasy kryzysu), poszukał argumentów dla swojego wywodu, dowiedziałby się, że łacińska, a szczególnie francuska historia składa się w całości z linii prostych, krzywe zaś są od zawsze raczej domeną Niemców i krajów północnych (barok, rokoko, pochodne gotyku, aż po plany nowoczesnych miast). Léandre Vaillat i ci, których darzy on sympatią, uwielbiają i stosują w urbanistyce linię krzywą, niewystępującą we francuskiej przeszłości, natomiast od dwudziestu lat będącą typowym przejawem niemieckiego ducha. „Le Temps” (poważna gazeta) piórem Léandre’a Vaillata, człowieka uroczego i lubującego się w architektonicznych drobiażdżkach, podaje fałszywe informacje.

Twierdzimy, że na płaszczyźnie funkcjonalnej człowiek stosuje porządek, że jego działania i myśli podporządkowane są linii prostej i kątowi prostemu; że instynktownie wybiera prostą, która stanowi wzniosły cel jego myśli.

Człowiek, wytwór wszechświata, włącza świat w swój punkt widzenia; opiera się na jego prawach, stara się je odczytywać; uczynił z nich spójny system, stan racjonalnego poznania, w oparciu o który działa, wymyśla i tworzy. To poznanie nie stawia go w opozycji do świata, lecz w zgodzie z nim; człowiek słusznie więc działa w ten sposób, nie mógłby inaczej. Co by się stało, gdyby stworzywszy system doskonale racjonalny, lecz sprzeczny z ziemskimi prawidłami, próbował ściśle zastosować teorię w otaczającym świecie? Już po pierwszym kroku musiałby się zatrzymać.

Natura jawi się naszym oczom jako chaos: sklepienie niebieskie, zarys mórz i jezior, łańcuchy górskie. Widok, jaki staje nam przed oczami, jest pocięty, pourywany, mętny, bez ładu. W niczym nie przypomina stworzonych przez nas rzeczy, którymi się otaczamy. Natura widziana z bliska wydaje się czystą przypadkowością.

Duch ożywiający naturę to duch porządku; uczymy się go poznawać. Odróżniamy to, co widzimy, od tego, co wiemy bądź znamy. Ludzka praca opiera się na tym, co wiemy. Odrzucamy więc wygląd rzeczy, a skupiamy się na tym, czym rzeczy są.

Człowiek, na którego patrzę, wydaje mi się fragmentaryczną, bezładną masą; moje wyobrażenie człowieka nie jest tym, co teraz widzę, lecz tym, co o nim wiem. Kiedy ukazuje mi twarz, nie widzę pleców; kiedy wyciąga ku mnie dłoń, nie widzę już palców ani ramienia; wiem jednak, jak wyglądają jego plecy oraz że ma pięć palców i dwa ramiona o określonym kształcie, zgodnym z pełnioną przez nie funkcją.

Wydaje się, że prawo ciążenia rozwiązuje dla nas konflikt sił i utrzymuje świat w równowadze; dzięki niej mamy pion. Na horyzoncie zarysowuje się linia pozioma, ślad transcendentnego planu bezruchu. Linia pionowa tworzy z poziomą kąty proste. Jest tylko jedna linia pionowa i jedna pozioma; to dwa stałe elementy. Kąt prosty jest jak gdyby częścią sił, które utrzymują świat w równowadze. Jest tylko jeden kąt prosty, za to nieskończoność innych kątów; kąt prosty ma więc nad nimi przewagę: jest wyjątkowy i niezmienny. Człowiek potrzebuje do pracy stałych elementów. Bez nich nie mógłby uczynić choćby kroku. Można powiedzieć, że kąt prosty to narzędzie niezbędne i wystarczające, gdyż służy do wyznaczania przestrzeni z absolutną dokładnością. Kąt prosty jest czymś dozwolonym, a nawet więcej: stanowi część naszego determinizmu, jest obowiązkowy.

Fragment książki Le Corbusiera „Urbanistyka”, w tłumaczeniu Tomasza Swobody, która ukaże się nakładem Fundacji Centrum Architektury 19 listopada 2015.Fragment książki Le Corbusiera „Urbanistyka”, w tłumaczeniu Tomasza Swobody, która ukaże się nakładem Fundacji Centrum Architektury 19 listopada 2015.To zapewne dla Pana zaskakujące, Panie Vaillat. Powiem więcej, postawię to pytanie: proszę rozejrzeć się dokoła, sięgnąć wzrokiem ponad morze, ponad tysiąclecia; i proszę powiedzieć, czy człowiek działał kiedykolwiek inaczej niż w oparciu o kąt prosty i czy wokół Pana znajduje się coś innego niż kąty proste. Ten sprawdzian jest konieczny, proszę go przeprowadzić, co pozwoli na choćby podstawową dyskusję.

Na łonie chaotycznej natury człowiek dla bezpieczeństwa tworzy swoje środowisko, strefę ochronną, która pozostaje w zgodzie z tym, kim jest i co myśli; potrzebuje punktów odniesienia, umocnień, wewnątrz których czułby się bezpiecznie; potrzebuje rzeczy, które by go określały. Tworzy więc i ta twórczość tym silniej kontrastuje z naturalnym otoczeniem, że jej cel jest bliższy myśli, a oddalony, oderwany od ciała. Można powiedzieć, że im bardziej ludzkie dzieła oddalają się od bezpośredniego dotyku, tym bardziej zbliżają się do czystej geometrii: geometria skrzypiec czy krzesła, które dotykają naszego ciała, jest dość ograniczona, natomiast miasto to czysta geometria. Wolny człowiek dąży do czystej geometrii. Tworzy wówczas coś, co nazywamy porządkiem.


[1]
Przeważnie unikam cytowania innych w obawie, że przeinaczę ich myśl. Tu jednak wyraźnie zarysowuje się coś, co wydaje mi się doktryną Léandre’a Vaillata i wielu innych osób przerażonych oczywistym faktem; ta doktryna to „życie”; wielorakie, nieprzeliczone życie o dwóch, czterech maskach, zgnilizna, zdrowie, jasność, mętność; trafność i arbitralność, logika i jej brak, Pan Bóg i diabeł; pomieszanie z poplątaniem; wrzucić do słoika, zamieszać i podawać po podgrzaniu; etykietka na słoiku: „Życie”. Mając taki słoik pod ręką, możemy być pewni, że jesteśmy żywi, wieloracy i nieprzeliczeni.


Zdjęcie na górze dzięki uprzejmości Fondation Le Corbusier