Dom poza domem
fot. Kamila Zarembska

15 minut czytania

/ Literatura

Dom poza domem

Rozmowa z księgarzami

Jesteśmy księgarzami na wymarciu. Nie mamy coachów od sprzedaży, działu managementu, PR-u – wszystkim, od początku do końca, zajmujemy się sami – rozmowa z twórcami Księgarni Hiszpańskiej i podróżniczej Bonobo

Jeszcze 4 minuty czytania

MALWINA MUS: Współdziałają tu Księgarnia Hiszpańska ELITE, księgarnia podróżnicza Bonobo oraz kawiarnia. W jakich relacjach są państwo wobec tych przedsięwzięć?
WERONIKA IGNAS-MADEJ:
Jestem księgarką, z wykształcenia iberystką, również tłumaczką z hiszpańskiego. Pracuję w krakowskiej Księgarni Hiszpańskiej od jej początku. Zaczynałam wraz z jej właścicielką, Ewą Malec, która trzy lata temu wyjechała do Wrocławia i tam założyła kolejną księgarnię. Przez długi czas zajmowałyśmy się zarówno sprzedażą książek, jak i organizowaniem spotkań literackich i warsztatów.
ANNA BOROŃ:
Jestem założycielką księgarni podróżniczej Bonobo, w której działa kawiarnia. Zarządzam zatem częścią barową i odpowiadam za organizowane tu imprezy. Od lat jestem związana z księgarstwem, wcześniej pracowałam w Ossolineum i w Bonie. A Bibi jest naszą największą atrakcją!
TOMASZ BUŁAT (BIBI)
: Po latach pracy w Pięknym Psie znalazłem schronienie w Księgarni Hiszpańskiej. Kiedy zacząłem pisać doktorat, chciałem trochę zmienić swoje życie, by więcej czasu poświęcić na poznawanie kina Mozambiku. Ewa i Weronika mnie przygarnęły, a przestrzeń księgarni dosłownie wpłynęła na mój rozwój. Ewa ułatwiała mi dostęp do wielu specjalistycznych książek.
Wprowadziłem tu też wiedzę na temat kultury luzofońskiej. Dzięki temu w naszej księgarni Półwysep Iberyjski jest reprezentowany nie tylko przez Hiszpanię, ale i Portugalię. Zajmuję się także Afryką, Brazylią i Timorem Wschodnim.
TOMASZ PINDEL:
Ja natomiast jestem bywalcem i sympatykiem Księgarni Hiszpańskiej. Bywam tu jako klient, przychodzę na spotkania z pisarzami, a czasem także je prowadzę.

MM: Jak wyglądają relacje między Księgarnią Hiszpańską ELITE a księgarnią podróżniczą Bonobo?
WI-M:
Na początku, jakieś dwanaście lat temu, powstała Księgarnia Hiszpańska w Krakowie. Przez kilka lat funkcjonowała samodzielnie w tych trzech pomieszczeniach. Część pierwsza była typowo sprzedażową salą z kasą. Druga część lokalu – z zabytkowym drewnianym stropem i z bardzo dobrą akustyką – od początku stanowiła miejsce spotkań z pisarzami, tłumaczami, ilustratorami. W pewnym momencie pojawiła się Ania, która chciała otworzyć kawiarnię i księgarnię podróżniczą. Teraz nie ma tu żadnych sztywnych podziałów. Gospodarujemy przestrzenią wspólnie i bezkonfliktowo.

Pracownicy księgarniod lewej: Anna Boroń, Tomek „Bibi” Bułat, Weronika Ignas-Madej / fot. Kamila Zarembska

MM: Księgarnia Hiszpańska została otwarta także we Wrocławiu, od lat istnieje w Warszawie. Jakie są związki między tymi trzema miejscami?
WI-M:
Księgarnia Hiszpańska migruje za Instytutem Cervantesa. Wszędzie, gdzie powstaje, pojawia się naturalna potrzeba zaopatrywania ludzi w książki i podręczniki.

MM: Klaster ELITE – Bonobo tworzy tak naprawdę wspólną księgarnio-kawiarnię. Czy nikt nie mówił państwu w dzieciństwie, że przy książkach się nie jada?
TP:
Pewnie, że mówili! W ostatnich latach rzeczywiście zmieniło się postrzeganie księgarni. Kiedyś funkcjonowały trochę jak muzea – pracownicy pilnowali, by nikt nie dotknął książki brudnymi rękami. Dziś stają się miejscami spotkań – z ludźmi, z literaturą – i umiarkowanej konsumpcji. Pojawiła się też możliwość czytania na miejscu. Jeszcze jakiś czas temu księgarze krzywo patrzyli na takie praktyki. Obecnie nawet przestrzenie księgarniane są tak aranżowane, by klient mógł usiąść i poczytać książkę.

MM: Formuła księgarnio-kawiarni pozwala odczarować książkę, traktowaną często jako rzecz, do której mamy szacunek, ale która zarazem przestaje być elementem codziennego życia.
TB:
Tak, sądzę, że kiedy Ewa otwierała tę księgarnię, chciała to właśnie zmienić. Zawsze ją ciągnęło do miejsc, w których następuje przełamanie dwóch sfer – gdzie książka jest czymś świętym, jeśli chodzi o zawartość, natomiast w wymiarze materialnym jest traktowana jako przedmiot użytkowy. Zbieranie książek tylko po to, by ładnie prezentowały się na półkach i dobrze się sprzedawały, jest bez sensu. Początkowo w Księgarni Hiszpańskiej nie było oficjalnej kawiarni, ale przy okazji kupowania książek można było się napić kawy czy herbaty. ELITE jest dość specyficznym miejscem, dużo ludzi przychodzi tutaj zagubionych, chcą kupić książkę, ale nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Więc oprócz bycia księgarzem, jest się tu również przewodnikiem. Może nie do końca duchowym, ale kulturowym, kulturoznawczym, etnologicznym – z pewnością.

MM: O osobach, które tutaj przychodzą, myślą państwo jako o klientach, bywalcach, użytkownikach, czytelnikach, odbiorcach?
AB:
Bywalcy często mówią o tym miejscu „dom poza domem” – to chyba dobrze o nas świadczy.
TP:
ELITE funkcjonuje jako miejsce w naturalny sposób integrujące ludzi zainteresowanych kulturą i językiem hiszpańskim. Skupiające się tu środowisko jest na dodatek egalitarne. To też jedno z niewielu miejsc, w których można kupować książki wydane lata temu. Kiedy prowadziłem na uniwersytecie zajęcia z literatury latynoamerykańskiej, miałem styczność z osobami, które szukały książek wydanych w latach 90. Są bardzo trudno dostępne, ale tutaj można je znaleźć. Księgarnia Hiszpańska pełni zatem bardzo ważną funkcję quasi-biblioteki.
WI-M:
Rzeczywiście, mamy tutaj również czytelnię. W części kawiarnianej dwie ściany są zastawione regałami z książkami. Biblioteczka powstała z prywatnych zbiorów Ewy, która jest z wykształcenia iberystką i historykiem sztuki, oraz moich. Rdzeń tej kolekcji stanowią więc nasze książki z okresu studiów, dotyczące Hiszpanii w szerokim zakresie – jej historii, polityki, kultury itd. Przez kolejne lata starałyśmy się uzupełniać zbiory o książki wydawane przez małe wydawnictwa, w bardzo małych nakładach. Można przyjść, poczytać na miejscu. Ewentualnie – zostawiając indeks, legitymację lub coś równie cennego – można nawet coś od nas wypożyczyć. Czasami działamy jak biblioteka specjalistyczna (śmiech).

MM: Czy na życzenie klientów ściągają państwo książki, których nie ma aktualnie w zbiorach?
WI-M:
Tak. Oczywiście nie jesteśmy w stanie załatwić wszystkiego, natomiast mamy w Hiszpanii człowieka, który kupuje dla nas książki i – jeśli tylko nie jest to bardzo trudno dostępna pozycja – jesteśmy w stanie sprowadzić ją na życzenie. Ze względu na koszty nie sprowadzamy natomiast książek z Ameryki Południowej lub z Meksyku.

MM: Do księgozbioru trafiają wszystkie książki związane z kulturą hiszpańską, które znajdują się w bieżącej ofercie wydawniczej, czy następuje tu jakaś selekcja? Oferta Księgarni Hiszpańskiej to przeglądówka czy spersonalizowany zbiór?
WI-M:
Zawsze staraliśmy się zdobywać większość dostępnych tłumaczeń literatury hiszpańskojęzycznej. Do pewnego czasu się to udawało, bo tego typu książek nie wychodziło w kraju wiele. Na pewnym etapie stworzyliśmy w miarę kompletną panoramę dostępnej w Polsce literatury hiszpańskojęzycznej w przekładzie. Oprócz beletrystyki, gromadzimy publikacje z zakresu historii, polityki Hiszpanii, współczesności krajów Ameryki Łacińskiej. Na pewno nie mamy jednak wszystkiego.
TP:
Macie szeroki zbiór rzeczy unikatowych i specjalistycznych. Oprócz księgozbioru po hiszpańsku i po polsku oraz tłumaczeń, macie także pozycje z literatury pięknej – jeśli nie wszystkie, to ich zdecydowaną większość. Często są to tytuły, które nie trafiają do normalnej dystrybucji. Jeśli ktoś szuka czegokolwiek iberystycznego, szansa znalezienia tego tutaj jest ogromna. Natomiast jeżeli konkretnej książki nie znajdzie się w Księgarni Hiszpańskiej, to przekichane...
AB:
Niedawno dołączyła tutaj również czytelnia ptasia, to znaczy ornitologiczna, bo z zamiłowania jestem ptasiarą! Mój zbiór zajmuje cały regał, obok pozycji podróżniczych i hiszpańskich.

MM: Czyli pracownicy to specjaliści. Nie tylko sprzedają, ale przede wszystkim potrafią fachowo doradzić.
WI-M:
Parę razy zdarzyło mi się pomóc komuś, kto przyszedł z fragmentem tytułu lub z przekręconym nazwiskiem autora. Zawsze udaje nam się rozwikłać takie zagadki, znamy się na tym, czym się zajmujemy. Chyba nikt z nas nie trafił tutaj przypadkowo.
TP:
Ewa i Weronika to iberystki, Weronika dodatkowo jest tłumaczką literatury hiszpańskojęzycznej.
WI-M: Bibi jest z kolei zainteresowany kulturą portugalskojęzyczną.

MM: Na współczesnym rynku książki raczej zdarzają się właściciele/zarządcy/managerowie księgarni, a państwo są księgarzami pełną gębą.
WI-M:
Ja bym raczej powiedziała: księgarzami starej daty albo księgarzami na wymarciu (śmiech). Rzeczywiście nie mamy coachów od sprzedaży, działu managementu, PR-u – wszystkim, od początku do końca, zajmujemy się sami. Tak wyobrażamy sobie pracę księgarza, ale też obawiamy się, że z takim nastawieniem możemy nie przetrwać. Wierzymy, że książka nie jest zwykłym towarem. Tymczasem obecnie wszyscy traktują ją właśnie jako towar, sprzedawany przy okazji handlu pluszakami, kredkami, tapetami…
AB:
A określenie „sklep” czasem boli.
TP:
Widzę w tej tendencji pewną szansę. Z jednej strony rzeczywiście księgarstwo staje się „sklepactwem” i książki sprzedaje się bezdusznie. Wygrywają molochy i supermarkety, które oferują paletę książek za kilka złotych. Z drugiej jednak strony, w kontrze do tych zjawisk, rodzi się ruch małych księgarni i wydawnictw, a wspomniane negatywne zjawiska niechcący umacniają postawę świadomego czytelnika.
TB:
Mi też się wydaje, że internet generuje zapotrzebowanie na fizyczne księgarnie, jako miejsca przyjazne, w których miło jest przebywać. Książkę możemy sobie kupić w sieci – bardzo szybko, tanio, bezpośrednio od wydawcy. Ale tylko w księgarni możemy mieć kontakt z drugim człowiekiem, możemy o interesującej nas książce porozmawiać, ktoś może nas zachęcić do zakupu tytułu, o którym nie słyszeliśmy. Mogę przyjść z zamiarem zakupu jednej książki, a wyjdę z pięcioma, bo ktoś mi o nich interesująco opowie. Jest interakcja! Ludzie są istotami stadnymi. Książka w samotności nie jest tym, co książka w towarzystwie.
WI-M:
Bibi właśnie nakreślił nam portret klienta idealnego, który przychodzi, chce kupić jedną książkę, wychodzi z pięcioma, następnie wraca z grupą. No, umówmy się, że to się zdarza, ale nieczęsto (śmiech). W każdym razie: takich klientów wyczekujemy!
TB:
Ale to się naprawdę zdarza! Zwłaszcza turyści hiszpańscy, którzy przychodzą, żeby kupić literaturę polską po hiszpańsku…

MM: Jacy polscy pisarze cieszą się ich największym zainteresowaniem?
TB:
Tu nie będzie zaskoczeń: Szymborska, Miłosz, Kapuściński – o nich mówią wszyscy przewodnicy. Ale w zbiorach ELITE są też m.in. Mrożek, Gombrowicz, Lem, Sapkowski. Turyści czasem pytają o krakowskich pisarzy. Tu zaczyna się rozmowa, po której często wychodzą z wieloma książkami i są zachwyceni. Potem piszą, że dzięki nam sięgnęli po kolejne książki tych autorów.

MM: Koncepcja księgarni tematycznej sprawia, że grono odbiorców się zawęża, ale też jest bardziej zwarte i przywiązane, otwarte na państwa sugestie. Ta księgarnia zaczyna funkcjonować w szerszym znaczeniu: jako instytucja kultury.
WI-M:
Księgarnia Hiszpańska to punkt spotkań zaprzyjaźnionych z nami tłumaczy, autorów książek. To środowisko twórcze, co pewien czas ktoś wychodzi z inicjatywą przeprowadzenia wykładu, zorganizowania warsztatów itd. – chętnie organizujemy takie wydarzenia. Działamy na zasadzie sieci międzyludzkich powiązań.
TP:
Jesteście instytucją kulturalną, ale też – przewodnikiem po bieżących zagadnieniach. W zalewie wszechobecnej informacji coraz trudniej wyselekcjonować wartościowe treści. Tacy przewodnicy intelektualni są bardzo potrzebni.
TB:
Do tego jeszcze Bonobo otworzyło nas na inne kultury i inne aspekty życia. Odbywały się tu spotkania obrońców praw zwierząt, spotkania wegan, organizacji feministycznych. Dużo nauczyliśmy się od osób, które inaczej żyją, poznawaliśmy ich argumenty, rozmawialiśmy, czasem udało nam się zarazić ich do kultury hiszpańskiej. Na naszych ścianach wiszą dyplomy wdzięczności. Mogliśmy być schronieniem dla tych ludzi na początku ich drogi. Teraz wielu z nich otworzyło własne miejsca – fundacje, instytucje pozarządowe.

MM: Odbywały się tu spotkania m.in. z Krzysztofem Siwczykiem, Krzysztofem Vargą, na zdjęciach zamieszczonych na Facebooku pojawia się Ryszard Krynicki – to pisarze niezwiązani z tematyką hiszpańską. Wasza księgarnia staje się dogodnym miejscem do organizacji spotkań, niezależnie od tematyki. Jesteście pod tym względem atrakcyjniejsi od zwartych instytucji kultury?
WI-M:
Na pewno u nas panuje luźniejsza atmosfera, siedzi się przy stoliczkach, na fotelach, pisarze nie wypowiadają się ex cathedra. Wnętrze jest małe, więc przytulne.
TP:
Tutaj znacznie szybciej pęka bariera nieśmiałości. W Polsce panuje dość mocny opór publiczności przed włączaniem się w rozmowę. Przeważnie istnieje wyraźny podział na stolik mówców i salę słuchaczy. Natomiast publiczność ELITE włącza się, rozmawia. Ludzie się tu znają i zapewne dlatego mniej krępują, ale otwartości sprzyja też luźna atmosfera. Prowadziłem tutaj parę spotkań i nie pamiętam momentu głuchej ciszy w oczekiwaniu na pytania. Przeciwnie, zanim jeszcze chciałem dopuścić do głosu publiczność, przeważnie ktoś i tak już zabierał głos. Tutaj niemal zawsze jest miło.

MM: Niemal?
TP:
Muszę przyznać, że właśnie tu prowadziłem też najgorsze spotkanie w swoim życiu – z José Carlosem Somozą. Autorowi strasznie nie chciało się rozmawiać. Odpowiadał pojedynczymi, krótkimi i ucinającymi zdaniami. Moja długa lista pytań skończyła się po 15 minutach. Było widać, że w ogóle nie szuka kontaktu z publicznością. Było to ciężkie przeżycie, ale jedyne takie.

MM: Co serwuje się w Księgarni i czy menu wpisuje się w tematykę tych miejsc?
WI-M:
Mamy wegańskie ciasta: sernik ze słonecznika, sernik z kaszy jaglanej, ciasto z rzepy, ciasto buraczano-czekoladowe – to hit! Polecamy też bardzo oryginalny deser – ciasto-mech, wyrabiane ze szpinaku. To menu dla podróżników, ludzi, którzy lubią eksplorować nowe terytoria smakowe.
AB:
Oferujemy też regionalne wina i piwa, herbaty ściągane z całego świata. Mamy napoje jarritos, czyli meksykański odpowiednik oranżady, rzadko spotykany w Polsce. Podajemy kawę po senegalsku – toubę, yerba mate z Argentyny, cascarę – napar z łupin kawy.

MM: Czyli serwują państwo alkohol.
TP:
Alkohol komponuje się z książkami, przynajmniej do pewnego momentu (śmiech).
WI-M:
Myślę, że to pękanie bariery, o którym mówił Tomek, może być powodowane także tym czynnikiem. Wino rozwiązuje języki, w głowie łatwiej układają się pytania.
TP:
Poza tym, jak trzymasz lampkę wina, zostajesz współuczestnikiem, a nie tylko słuchaczem. Zwykle słuchacz nie ma lampki wina.

Wywiad powstał we współpracy z Krakowskim Biurem Festiwalowym.
Jest częścią kampanii, realizowanej w ramach priorytetu wspierania rozwoju przemysłów kreatywnych wpisanego w program Kraków – Miasto Literatury UNESCO.
Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
loga

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).