Z wyspy Jawy

Agnieszka Mirahina





*
Na islam nie przejdziemy islam przejdzie na nas w snach baśniach torturach sennych
majaczeniach – których źródłem są szafran cynamon goździki
nie odróżniając gorączki od upału fali gorąca od uderzeń krwi
od czasu do czasu budząc śpiew lub łkanie: śpiew albo cykanie żab tykanie bomb cykanie
śpiew po nocy rano łkanie – wycie syren ranny gwar od bazaru po bazaar:
Chiny wielkie Chiny wojenne machiny! bez państw i języków są języki i rynki
giełdy i markety bazary parkiety: przetańczona jest Europa wyśpiewana jest sawanna
w stronę Swanna w chmurze much – paść trupem na łące i na twarz przed Panem
na łące pachnącej kąkolem tymianem

*
Trzeba żegnać się na krzyż oraz żegnać się: na północ południe zachód albo wschód
w deszczu paląc światła jak światła mijania przez litewskie śniegi białoruskie śniegi
w kolebce metali wśród drogich kamieni przydrożnych podróżnych milowych
[i młyńskichczarną skrzynkę topiąc w błocie i na polu:
czarodziejskie szkatułki chińskie odbijanki – kalafonium z Malabaru egzotyczne jaja!
Pamiętam tych starych i pełnych godności kupców

*
Gdy wiatr na motorze urywa mi głowę gorące powietrze ciąży jako kask:
to wszystko kolory banknotów i flag! niech puszczą kolory niech się układają
i niech się ułożą jak pola ryżowe – niech pola ryżowe będą tarasowe
jak meczety minarety – którym Słońce świeci których Gwiazda dnieje
w formalinie powszednieje nowy dzień topiąc lody Grenlandii podnosząc oceany
bo słońce i spalina to jedno – w myślach cięłam worki z ryżem podpalałam pola
drzemały wulkany ciągle byłam śnięta – z braku obowiązku bez poczucia czasu
wydawałam rupie za bezcen jak śnięta chodziłam po gruzie na wschodzie jak śnięta
obrazy po deszczu widząc wciąż te same – tajemnicze kobiety dalekiego Wschodu!
macie półksiężyc zamiast uśmiechu – mężczyźni na dywanik przez Boga wezwani
terroryści znów idą do lekkiego już nieba z nowym ładunkiem w porze burz

*
Niebo zrobiło się żółte jak na starej kartce wysłanej z Batawii albo Tangerang
niesionej pocztą aż do Semarang i dalej do Tuntang
gdzie ciągle się kończą kolejowe tory: stary kolonialny budynek białe latyfundia
stare czasy! wieka trumien – w sepii albo formalinie
w momencie przejaśnień: deszcz jest jeden monsunowy jak parasol atomowy
i rozpina się parasol i wytwarza się kaldera
wielki czarny lej głęboki – i obraca się głowica w tym piekle rozjaśnień
na wulkanie Merapi na Judahu skale
na wulkanie Merapi górze Merbabu – w pamięci mając Tamborę oraz Krakatau
i wszystkie z największych żywiołowych katastrof jakie widział świat
pod niebem malarycznym i apokaliptycznym niebem Jawy

fot. Celine Wangafot. Celine WangaAgnieszka Mirahina – poetka, podróżniczka, filolożka – autorka trzech książek poetyckich, obecnie mieszka w Szwecji i współpracuje z „Literaturą na Świecie” nad przekładami z języka francuskiego i indonezyjskiego.














Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.