Dochodzą mnie zewsząd komcie, że nie jestem poetą
David / CC BY-NC 2.0

9 minut czytania

/ Literatura

Dochodzą mnie zewsząd komcie, że nie jestem poetą

Paweł Kozioł

Dlaczego redaktor „Lampy” zainteresował się akurat Xaverym Stańczykiem? To kwestia kodu, który ma moc wystarczającą do stworzenia ponadpokoleniowej wspólnoty. Innym opublikowanym przez niego w 2015 roku poetą jest Jakub Przybyłowski

Jeszcze 2 minuty czytania

„Handluj z tym!” to druga książka Xawerego Stańczyka, podobnie jak jego debiut „Skarb piratów” (2013) wydana nakładem Lampy i Iskry Bożej. To ważne, bo Paweł Dunin-Wąsowicz nie drukuje ostatnio zbyt wielu tomików poetyckich. Inny opublikowany przez niego w 2015 roku autor to Jakub Przybyłowski – i porównanie „Handluj z tym!” z „Iluminacjami” jest ciekawe, już na pierwszy rzut oka widać pewne podobieństwa stylu (długie, melancholijne opowieści), postawy życiowej (wycofanie) i listy strachów (wiersze o nacjonalistach).

Oczywiście wskazać można także i różnice. Tam, gdzie Przybyłowski jest smutny („To nic takiego. Jeszcze ciepły odcisk prawego policzka / na szybie, wielkie szare światło nad pustymi ławkami // w parku i duszne, obskurne bary”), Stańczyk w pierwszej kolejności rzuca jakimś gorzkim żartem, nastrój pojawia się później. Przybyłowski częściej używa imion, opowieści Stańczyka są bardziej anonimowe i uniwersalne. Wreszcie autorowi „Iluminacji” częściej zdarzają się wiersze oparte na wyrazistym schemacie konstrukcyjnym, takie jak brawurowo i dwuznacznie powtarzające się „Życie maszyn”:

nie bo po śmierci chce być kiełbasą
nie bo goni w piętkę z piątką przyjaciół przy boku
nie bo nie ma profilu na naszej klasie
nie bo ogrody pełne zbutwiałych liści
nie bo
   światło
                   w kolorze seksu
                                                  seks
                                                                  we wszelkich odmianach

Kuba Przybyłowski, „Iluminacje”. Lampa i Iskra Boża, 56 stron, w księgarniach od marca 2015Kuba Przybyłowski, „Iluminacje”. Lampa i Iskra Boża, 56 stron, w księgarniach od marca 2015Sporo pojawia się też w „Iluminacjach” bohaterek kobiecych – zazwyczaj w bliźniaczych kontekstach braku i poszukiwania szczęścia. I chociaż poeta czasami osuwa się w przesadę, chociaż wyraźnie walczy o to, by utrzymać właściwy ton głosu, i czuje się z takim pisaniem niepewnie, to chyba właśnie w tych wierszach udaje mu się najwięcej. Na przykład kiedy po zimnym, neutralnym opisie domowych prac kobiety metafora dopełniaczowa wybrzmiewa niespodziewanie treściwie („Wśliznąć się pod kołdrę. / Spadochron snu”). Albo kiedy chwiejące się na granicy absurdu, przesady i niespodziewanie mocnego wyrazu tyrady o szczęściu z wiersza „[Środek października w południe]...” kończą się tak:

Mam trzydzieści lat, dwoje pięknych dzieci,

niedługo będę szczęśliwa.

Ceną za te wszystkie osiągnięcia dykcji Przybyłowskiego jest pewna powolność i ujednolicenie tonu, które w pierwszej chwili mogą do jego poezji zniechęcać, chociaż są też ciekawym przejawem ewolucji poety, który wyraźnie zaznaczył swoją obecność na warszawskiej scenie slamowej. Zmieniło się u niego podejście do dekorowania wiersza, efekty specjalne zostały głębiej wtopione w treść, jak choćby w wierszu „Breloczek”, gdzie fraza „znowu to robię, mówię o Bogu” prowadzi do wersów następujących:

jesteśmy poważnie śmiertelni.
Nie lękajcie się, nie klękajcie, płacz

nie trwa wiecznie.

I tutaj właśnie, w podejściu do efektów specjalnych, przejawia się największa różnica między autorami: paradoksalnie to Stańczyk bardziej jest poetą pierwszego wrażenia, mocnego, lecz blednącego z czasem efektu.

Dlaczego jednak redaktor „Lampy”, zasadniczo zniechęcony do najnowszej poezji, zainteresował się Xawerym Stańczykiem? Najprawdopodobniej jest to kwestia kodu. Ostatnio rzadko zdarza się u nas poezja, którą można dekodować tak, jak czynił to Dunin w książce „Oko smoka”, to jest z wykorzystaniem szyfrów codzienności. Poza tym Stańczyk punktuje dwukrotnie, posługując się jeszcze jednym interesującym redaktora kodem – muzycznym. Okazuje się przy tym, że wspomniany kod ma moc wystarczającą do stworzenia ponadpokoleniowej wspólnoty.

Niewtajemniczonym, do których w pewnym stopniu zalicza się i recenzent (o stopniowaniu nieprzynależności będzie dalej), wspólnotę trzeba wytłumaczyć. Dlatego miłość redaktora i wydawcy do tej książki najlepiej wyrażają umieszczone przy niektórych wierszach przypisy. Jeden z dłuższych (a dłuższe smakują w tym przypadku najlepiej!) brzmi tak:

Xawery Stańczyk, „Handluj z tym!”. Lampa i Iskra Boża, 56 stron, w księgarniach od listopada 2015Xawery Stańczyk, „Handluj z tym!”. Lampa i Iskra Boża, 56 stron, w księgarniach od listopada 2015Co my tu mamy? Po kolei: kryptocytat z piosenki „Kolory” Post Regimentu, nawiązanie do kawałka „Bomby domowej roboty” Aliansu, „Strzelb z Brixton” The Analogs (cover „Guns of Brixton” The Clash, zresztą „Bomby...” też oparte na melodii Clashów), aluzja do zespołu Świat Czarownic, dalej gapowatych naprowadzają na właściwy trop słowa „alians” i „regiment”, złodziejami są oczywiście Złodzieje Rowerów, mamy i Analogsów, kultowy „Hymn miłości” Guerniki y Luno i na koniec nazwę jeszcze jednego bandu – Apatil.

Sam nie przejawiam wystarczającej atencji wobec polskiego punka, bo ze „Strzelb z Brixton” zdarzało mi się nabijać, choć wobec „Hymnu miłości” nie umiem przejść obojętnie. Znajomości tematu wystarcza mi ledwie na to, by w sposób mętny acz stanowczy stwierdzić, że w przypisowej opowieści jest moc. Xawery Stańczyk bez wątpienia mówi kodem, który jest znaczący i rozpoznawalny. I tylko sposób mówienia budzi wątpliwości:

Od dawna nie ma tu bomb domowej roboty
a groźne strzelby z Brixton zardzewiały z milczenia.
Coraz gorzej pamiętam świat, w którym czarownice
zawarły alians z regimentem złodziei, by rozpalić
analogie, jak hymn miłości budzące z apatii.

Przytoczona strofa rzeczywiście wygląda tak, jakby autor postawił sobie zadanie upchnięcia na niewielkiej przestrzeni tekstu możliwie dużej ilości słów kluczy. Przyznam, że wolałbym mniej kodu, a więcej pracy w wierszu, ale wybór rozumiem.

Nie jest to jedyny w książce moment, kiedy Xawery Stańczyk odwołuje się do estetyki punka. Wiersz pod znaczącym tytułem „Siekiera”, oprzypisowany jako „takie tam psioczenie na prasowe i internetowe komentarze do poprzedniego tomiku”, zaczyna się ćwiczeniami z defensywnej ironii:

Może najwyższa pora pisać bardziej klasycznie,
po recenzjach, które chciały moją rozpacz, mój gniew
zapędzić w kozi róg pod znanym szyldem: punk's not dead,
lub poklepywały ich „młodzieńcze rozgadanie”.

Jestem szczerze ciekaw – a tekst tym razem jakoś nie ułatwia odpowiedzi – ile ta ironia ma stopni. Na ile autor widzi albo przeczuwa, że jego umiejętność poruszania się w punkowej przestrzeni znaków dałaby się z łatwością przetransponować na przestrzeń kultury tak zwanej wysokiej; na ile wie, że są to strategie identyczne, różniące się po prostu zestawem rekwizytów.

Kiedy o rekwizytach zapomnieć, okazuje się, że głównym atutem Xawerego Stańczyka jest zdolność do zamykania w wierszu narracji. W tym autor „Handluj z tym!” jest naprawdę dobry. Gdyby pisał prozę, to miałby zadatki na wczesnego Krzysztofa Vargę. Taka „Droga mleczna” to świetna imprezowa opowieść, melancholijny wiersz „Po czym masz tę bliznę” sprawdziłby się również jako opowiadanie, a i zdolności do popisowego narzekania na życie trudno poecie odmówić:

Nie można tracić czasu,
przyspieszamy kroku, bo przyspieszą rachunki,
rozpłacze się kredyt i podrożeje dziecko,
pójdzie do piachu umowa, anuluje się przyszłość.

Gdyby Xawery Stańczyk pisał prozę, zniknąłby także największy problem, jaki mam z jego tekstami: egzystencjalna, a może tylko lajfstajlowa potrzeba ciągłego podkreślania, że jest poetą. Mowa o fragmentach takich jak „Trochę koślawych wierszy, partacko poskładanych / z obtłuczonych zdań, niecenzuralnych marzeń / okraszonych przypadkową zbieraniną kryptocytatów” (cytowana już „Droga mleczna”) albo „przerywam pisanie wiersza, żeby sprawdzić / pocztę, napisać parę cierpkich komentarzy”, albo negatywna odpowiedź udzielona dziewczynie na pytanie, czy mógłby napisać dla niej wiersz („Warszawa 2013”).

Wiem, dałoby się powiedzieć, że to banalizm dostosowany do sytuacji życiowej autora. Wolę jednak, gdy ten realizuje się w błyskotliwych, choć jednocześnie śmieciowych porównaniach:

Wcześniej co sił w nogach przez post pedałowałem,
lecz energię wytraciłem i do mieszkania dotarłem
tocząc się ze zjazdu jak puszka po redbullu.

Innymi słowy: skoro Xawery Stańczyk pisze wiersze jak rasowy prozaik, to może warto, by wykorzystał jeszcze jedno narzędzie tej profesji: trzecią osobę liczby pojedynczej. Aby wycofał się o dwa kroki ze swoich tekstów i przestał je zasłaniać, bo jego historie umieją się bronić same.

Cykl tekstów o poezji powstaje we współpracy z Fundacją Wisławy Szymborskiej.
logo


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.