Wspaniali straszni mieszczanie
Mariana Rojas / CC BY-NC-SA 2.0

9 minut czytania

/ Literatura

Wspaniali straszni mieszczanie

Agata Sikora

W „Drobnych występkach w czasach obfitości” Matthew Kneale zajmuje się precyzyjnym ukazywaniem działań bohaterów poddanych działaniu psychospołecznych presji. Dlaczego polska literatura stroni od tak pojętego realizmu?

Jeszcze 2 minuty czytania

Zagrajmy w taką grę: mieszkasz w Londynie, lubisz zorganizowane wakacje, ale córka podziwia tatę koleżanki zabierającego rodzinę w „prawdziwe” podróże, a przeciwna łamaniu praw człowieka żona ma szansę zareklamować swoją biżuterię w Hongkongu. W czasie wyprawy do Chin odgrywasz zatem zaradnego samca, ale i tak zdarza się wam utknąć w niewłaściwym mieście. Przypadkowy przechodzień pomaga wam znaleźć hotel. Gdy ginie kasetka z biżuterią, policja obiecuje znaleźć winnego, którym okazuje się właśnie on. Pomimo wątpliwości podpisujesz obciążające zeznanie – w końcu sam się przyznał, a z miejscową policją tak trudno się rozmawia. Co gorsza, tubylcy robią się agresywni, córka obrywa kamieniem, potrzebna jest ochrona. Na chwilę przed odjazdem żona znajduje zgubę w kieszeni własnego plecaka. Co robisz?

Rodzina Winterów z opowiadania „Kamień” Matthew Kneale’a wsiada do pociągu, nie odwołując zeznań. To pierwsze z zaniechań, nieporozumień, impulsów i manipulacji, których historie składają się na zbiór „Drobne występki w czasach obfitości”. Kierunek lektury wydaje się zatem niepokojąco oczywisty: oto czeka nas seria fabularyzowanych wykładów o zakłamaniu zachodnich mieszczan i ich odpowiedzialności za globalne problemy. Sam autor, jak sugeruje jego oficjalna strona, miał szerokie pole do prowadzenia obserwacji na ten temat: od czasów studiów na Oxfordzie podróżował po Europie, Azji, Ameryce Południowej, a także „próbował” nauczyć się włoskiego, hiszpańskiego, niemieckiego, francuskiego, rumuńskiego i amharskiego (tego ostatniego używa się w Etiopii). Oto zatem backpacker z dobrego domu, jak niegdyś artysta z bohemy, porzuca świat komfortu, by obnażyć zakłamanie społeczeństwa, w którym się wychował… Jakież to mieszczańskie!

Matthew Kneale, „Drobne występki w czasach obfitości”Matthew Kneale, „Drobne występki w czasach obfitości”. Przeł. Michał Alenowicz, Wiatr od Morza, 288 stron, w księgarniach od listopada 2015

W „Drobnych występkach” nie chodzi jednak o resentyment, polityczny aktywizm czy banalne stwierdzenie hipokryzji Zachodu. Dotykając problemów moralnych, Kneale nie zajmuje się moralizowaniem, ale precyzyjnym ukazywaniem działań bohaterów i ich konsekwencji na tle psychospołecznych presji, którym są poddawani i które sami współtworzą. Odsłaniając motywacje, lęki i tęsknoty postaci, opisuje to, czego każdemu z nas zdarza się doświadczać i co każdy z nas robi czasem innym ludziom. Nie tyle zajmuje go więc uprzedmiotowienie czy rasizm, co dynamika konkretnych ludzkich relacji – takich jak związek porzuconego Amerykanina z piękną recepcjonistką poznaną w podróży po Mongolii Wewnętrznej czy dziwne napięcie między nowym w okolicy białym i jego czarnoskórym sąsiadem. W ten sposób Kneale wymyka się pułapce pojęciowych abstrakcji: nie zajmuje go „opresja systemu społecznego”, „straszni mieszczanie” czy „problemy globalne”, ale ludzie tacy jak my, których „drobne występki” tworzą złożoną, brutalną, niejednoznaczną rzeczywistość

Tego rodzaju psychologiczno-socjologiczne spojrzenie jest charakterystyczne dla wielu twórców anglosaskich: od pisarzy takich jak Zadie Smith, Jonathan Franzen, Alice Munro czy Elizabeth Strout po scenarzystów serialu „Mad Men” czy musicalu „Chicago”. Wszyscy oni dorastali w społeczeństwach kapitalistycznych, w których indywidualistyczne wartości middle class łączą się z silną problematyzacją struktury społecznej i ekonomicznej; wszyscy wychowali się też na powieści realistycznej, stanowiącej literacką artykulację tej wizji świata. Umiejętność analizowania zachowań jednostki na tle uwarunkowań klasowych, ekonomicznych i psychologicznych wynieśli zatem tak z życia, jak i literatury: tworząc swoich bohaterów, opisują nie „onych”, lecz siebie.

W „Drobnych występkach” Kneale nie tylko przyjmuje tę perspektywę, ale też subtelnie ją problematyzuje. Tytuł i kompozycja osadzają bowiem zbiór w ramie etycznej, jednak same historie – pisane precyzyjnie, chłodno, oszczędnie – nie pozostawiają pola dla łatwego moralnego oburzenia: wszak opisują mechanizmy naszych własnych, codziennych zachowań. Stąd lekkość, gorzki komizm tej prozy oraz niepokojące pytania, jakie mogą narzucić się polskiemu czytelnikowi. Dlaczego polska literatura stroni od tak pojętego realizmu?

Jedną z odpowiedzi mogłaby sugerować uwaga Czesława Miłosza z „Pieska przydrożnego”: „Możliwe, że Polacy nie umieją pisać powieści dlatego, że nie interesują ich ludzie. Każdego z nich obchodzi tylko jego własna osoba i Polska”. Podobną, socjologicznie sprofilowaną diagnozę, sformułował na łamach dwutygodnik.com Piotr Karwowski, wskazując, że wciąż brak nam języka pozwalającego zobaczyć własne jednostkowe dramaty w szerszym kontekście społecznym.

Przyczyn tego stanu rzeczy można szukać w XIX wieku: kiedy na Zachodzie kwitło społeczeństwo burżuazyjne, a wraz z nim powieść realistyczna, w Polsce zbiorową tożsamość budowano w oparciu o romantyczne mity. Kiedy czytelnik angielski czy francuski przechodził kulturowy trening patrzenia na siebie i swoje działania w kontekście struktury ekonomicznej i klasowej, Polacy uczyli się identyfikować się ze zbiorowością za pośrednictwem figur wyobraźni takich jak naród czy ojczyzna. Między sferą indywidualnych zaangażowań a sferą ideowych abstrakcji zabrakło więc poziomu pośredniego: refleksji nad sytuacją jednostki w kontekście mechanizmów społecznych. Brak ten, jak się zdaje, odczuwamy do dziś.

Jak bowiem polska literatura współczesna, osadzona w lokalnym „tu i teraz”, problematyzuje relacje między jednostką a społeczeństwem? Najprostsza strategia polega na podporządkowaniu fabuły i konstrukcji bohaterów z góry narzuconej socjologicznej tezie. Stąd tabuny papierowych postaci zasiedlających karty powieści o straszności życia w korporacji czy trudnym losie „słoików”, pijących kobiet i zagubionych nastolatków. Druga, bardziej wyrafinowana strategia osadza tak pojedynczą podmiotowość, jak i życie zbiorowości na poziomie tożsamościowego mitu – czy chodzi tu o społeczną historię rodziny (np. „Lala” Jacka Dehnela, „Szopka” Zośki Papużanki), czy narrację traumatyczną (np. „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator). W świetle trzeciej natomiast, społeczeństwo jawi się jako projekcja narratora, którego mentalność staje się zarazem diagnozą rozpadu wspólnoty (np. „Trociny” Krzysztofa Vargi czy „Wojna polsko-ruska” Doroty Masłowskiej). Nawet w „ościach” Ignacego Karpowicza, powieści problematyzującej społeczeństwo jako sieć relacji negocjowanych między autonomicznymi jednostkami „takimi jak my”, uwarunkowania statusowe i materialne nie mają wpływu na psychologię bohaterów (kwestie awansu społecznego czy problemów materialnych autor rozwiązuje metodą deux ex machina).

W sposobie, w jaki polska powieść konceptualizuje rzeczywistość społeczną, nie ma zatem miejsca dla „drobnych występków” Kneale’a: zwykłych zachowań zwykłych ludzi wynikających ze zwykłych społecznych presji, prowadzących jednak do realnych konsekwencji. Warto zastanowić się, czy nie znamionuje to problemów wykraczających poza kwestie literackich gustów. Czy brak realistycznej prozy mieszczańskiej nie jest zarazem brakiem języka osadzającego jednostki w społeczeństwie? Czy stan ten nie wpływa na polską debatę publiczną, nieustannie angażującą emocje w walkę o pojęcia abstrakcyjne (takie jak naród, feminizm, demokracja czy prekariat)? Czy nie łączy się z niemożnością myślenia o swojej sytuacji w kategoriach politycznych i kontekście globalnym? I czy nie zdejmuje z pojedynczych ludzi – to znaczy nas – odpowiedzialności za codzienne drobne występki, z których utkane jest życie społeczne?

Zamiast odpowiadać na te pytania, zagrajmy w grę: mieszkasz w Warszawie, masz kredyt, żonę, dziecko, wspierasz Orkiestrę, oddałeś śpiwór uchodźcom. Żona marzy o Dominikanie, ty sprawdzasz kurs franka, znajdujesz lepszy i tańszy rodzinny pensjonat na wyspie Kos. Na miejscu słońce, lazur wody, przy domowej rakii gawędzicie z właścicielem o pięknie Grecji, kryzysowych lękach, braku europejskiej solidarności. Przypadkiem dowiadujesz się, że gospodarz nie wspomniał o rozkładającym się ciele wyrzuconym na plażę tuż obok – dokładnie tam, gdzie kilka godzin później bawiła się twoja córka. Żona robi ci awanturę, chce zwrotu pieniędzy i jak najszybszego wyjazdu, ty wiesz, że właściciel nie odprowadził wszystkich podatków. Jak opowiadasz dalej tę historię?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.