Skąd przybywają komety

Dominik Piotr Żyburtowicz

I – Kometa z mgławicy refleksyjnej Irys

Minął miesiąc, a my wciąż nie wierzymy.
Byłeś słońcem, a słońca się nie chowa w ziemi.
Nie grzebie się z umarłymi słonecznej twarzy,
ale przenosi na urodzinową imprezę.

Tam cię waśnie zostawiam, przyjacielu.
Innego miejsca Bóg dla ciebie nie stworzył.
Szukałem cię we mgle, co po pogrzebie
spadła na miasto jak prześcieradło. Nie znalazłem.

Próbuję wypełnić przestrzeń po tobie.
Trochę na siłę szukam nowych znajomości.
Nie ma już na świecie takich ludzi.

Mysz skrobała w domu i sama odeszła.
Znalazłem po niej przegryziony kabel.
Brak łączności pierwszej, aby poczuć drugą.

2015

II – Kometa z kosmosu równoległego

Nie dzwonią kieliszki, nie gra muzyka.
Gładka i zimna jest struna śniegu,
co przygrywa do ciszy po asteroidzie.
Na białym polu ślad meteorytu.

Czy spadł ze świata równoległego?
Pewnie istnieje tylko dla ciebie
i stu – może więcej – dziewczyn
roztańczonych, roześmianych zawsze.

Tutaj trudniejsze stały się dni.
Odwracamy w ich stronę twarze, aby żyć.
Ktoś krwawił. Ktoś z radości krzyczał.

Tam, w jednej z gwiazd tli się ognisko
dwóch astronautów – niechaj wiecznie
kosmosy nasze i senne dachy rozświetla.

2016

III – Kometa z galaktyki wspomnień

Nagle zdać sobie sprawę z potęgi
jaką ma wspomnienie o zmarłym,
kiedy jadąc samochodem słyszy się piosenkę
puszczaną w tamte soboty jak mantrę

na werandzie, ach, jakże inaczej
miałbym cię wspominać, jak nie przez muzykę:
Żyjesz jak rakieta, wręcz uwielbiasz start.
Mówią: mostów nie pal, śmiechem gasisz strach…

I uderza grad. Obecność? Taniec człowieka
w rozedrganych cząsteczkach przed szybą.
Gradobicie znika, gdy cichnie piosenka.

Gwiezdne drogi wiedzą, jak to się odbywa,
że myśl w przestrzeni otwiera okienko.
A przestrzeń – jakby sterowana – zaczepia.

2016

* KOMBI – Black and White

IV – Kometa z czarnej dziury przemienienia

W poczekalni świetlistych cząsteczek
śpiący podróżny. Miłość jak InterCity
miliarda przytuleń. Kiedy cię dotkną?
Zależy od tego, ile miłości

za życia zdołałeś w sobie zgromadzić.
A miałeś jej na wybuch supernowej
gwiazdy, przyjacielu, taki byłeś,
takiego cię znałem. Pewnie dlatego

już znika nam z oczu rozszczepiony atom.
I nie mogę znaleźć żadnych głosów,
żadnego przeczucia. Tak dobiega końca

historia chłopca, który umarł tańcząc.
Nie mogło być inaczej – kosmiczne minusy
kochają przemytników dodatnich znaków.

2016

V – Kometa ze szczeliny między wymiarami

Czasem śni się szpital w obłokach,
umarli przyłączeni do respiratorów.
Że odeszli, wiedzą stare kobiety,
które kładą na pacjentach chryzantemy.

I anioły w postaciach pielęgniarek
– ludzkie spojrzenie, falująca pamięć.
Zawsze mówią nie to, co chcesz usłyszeć
– oczywistą prawdę, że ty też o tym wiesz.

Architekci snów zbudowali szpital
z twojej niezgody i tęsknoty.
W nim lek – ostatnie pożegnanie.

Gdy dotkniesz błyskawicy płaczu,
zgódź się na nastający po niej spokój,
co obu stronom potrzebny tak samo.

2016

Dominik Piotr Żyburtowicz – ur. w 1983 roku w Drawsku Pomorskim. Poeta. Wydał tom „Żaglowce” (WBPiCAK, Poznań 2015). Wiersze publikował m.in. w „Akcencie”, „Arteriach”, „Frazie”, Latarni Morskiej”, „Migotaniach”, „Odrze”, „Toposie”, „Tyglu Kultury”, „Wyspie”. Laureat wielu konkursów poetyckich, m. in. im. Zbigniewa Herberta, im. Rafała Wojaczka, im. Kazimierza Ratonia, im. Władysława Broniewskiego. Współautor antologii „Połów. Poetyckie Debiuty 2010” oraz polsko-angielskiej antologii „Free over Blood” (2010). Obecnie mieszka we wsi Bonin koło Koszalina.

zdjęcie


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.