Mistrz drugiego planu
Paweł Cieślak i Joanna Szumacher, fot. Requiem Records

13 minut czytania

/ Muzyka

Mistrz drugiego planu

Adam Mańkowski

Nieśmiałość Pawła Cieślaka, jednego z najbardziej rozchwytywanych polskich producentów na scenie niezależnej, to nie tylko cecha charakteru, ale też świadomy wybór ideologiczny

Jeszcze 3 minuty czytania

Na brzmienie płyt wpływa wiele czynników, jedną z nich jest temperament producenta. Szkół producenckich jest tyle, ile ludzkich charakterów: od tyranów, przez odkrywców, po złote rączki. Sympatycy twórczości Art of Noise czy Crowded House dobrze kojarzą choćby Martina Glovera – producenta wizjonera, człowieka, który zawsze stawiał na swoim. Są też producenci filozofowie, jak choćby Brian Eno. Artystyczna aktywność Pawła Cieślaka przypomina z kolei szare eminencje, cichych liderów formacji politycznych, którzy prowadząc z drugiego fotela stonowaną i mądrą politykę, potrafili wpływać na główny nurt wydarzeń.

Cieślak najchętniej pracuje w zaciszu swojego Hasselhoff Studio, które w większości wypełniają zabytkowe, analogowe syntezatory. Wierzy w filozofię muzycznego przypadku, trwale wprowadzoną do historii muzyki przez Johna Cage’a. W konsekwencji jest bardzo czujny na wszystko, co może pojawić się w procesie twórczym niespodziewanie.

Cieślak dba o to, aby nie powielać raz wykorzystanych technik i rozwiązań, co przybliża go do legendarnych dokonań Phila Spectora. Nowojorski producent, wynalazca „ściany dźwięku” i brzmienia dziesiątek grup popowych z lat 60., nigdy nie przestał poszukiwać nowych technik produkcji dźwięku, nigdy też nie był w pełni usatysfakcjonowany z uzyskanego brzmienia. To właśnie eksperymenty pozwoliły na stworzenie efektu „ściany dźwięku”. Być może My Bloody Valentine nigdy nie staliby się zespołem tak wpływowym, gdyby nie wcześniejsze dokonania Spectora. Zarówno Cieślak, jak i Spector wpisują się w styl producenta szalenie ambitnego, który nigdy nie powierza swoich zadań innym, pracuje do końca i nigdy w pełni nie osiąga satysfakcji.

W relacjach artystów Paweł Cieślak jawi się jako doskonały fachowiec, któremu zaufać można niemal bezgranicznie. To przybliża go do wizerunku perfekcyjnego Howiego B czy Marka Bella – zaufanego współpracownika Björk. Wśród sympatyków niezależnej, łódzkiej sceny Paweł Cieślak jest postacią niezwykle cenioną. Świadomie pozostaje w cieniu wspieranych projektów i muzycznych składów, bo właśnie jako mistrz drugiego planu czuje się najlepiej. Jego nazwisko pojawia się w wielu recenzjach, a sukces, jaki odniósł duet Little White Lies czy w ostatnim czasie Zabrocki, to w opinii wielu dziennikarzy zasługa jego potężnego wkładu na etapie produkcji. Cieślak sam bardzo często zaciera granice pomiędzy rolą producenta a pełnoprawnego muzyka. Angażuje się we współtworzone projekty nie tylko w studiu, ale także na żywo – biorąc udział w koncertach. Tak było chociażby w przypadku wspomnianego LWL czy 19 Wiosen i tak też stało się po premierze debiutu Marcina Zabrockiego.

„O Pawle można mówić tylko dobrze. Pracuje szybko, jest otwarty na każdy dźwięk oraz dzikie projekty. Kiedy przyszłam do niego z konceptem na słuchowisko «Kopyta zła» i zaczęliśmy pracować, powiedział, że głupie pomysły tylko z nim. I prawda, nasze słuchowisko powstało błyskawicznie, no i jest szalone. Takie, jakie miało być. Paweł jest niesamowicie zdolny, ale przy tym skromny i miły. To ważna cecha. Jest też profesjonalistą i potrafi słuchać, co ułatwia pracę” – tak o doświadczeniach w tworzeniu wspólnego albumu z Cieślakiem mówi Joanna Szumacher  – kuratorka i organizatorka koncertów, ostatnio m.in. łódzkiego cyklu spotkań ze sztukami audiowizualnymi „Byle do wiosny”.

„Kopyta zła” ukazały się 4 marca nakładem Requiem Records. To z założenia projekt mało poważny. Szumacher postanowiła bazować na prozie Edgara Allana Poe i w sposób żartobliwy opowiedzieć historię bohaterów noweli „Metzengerstein”. Pastisz jest na tyle śmiały, że własny punkt widzenia przedstawia w nim także koń Ferdynanda. Udźwiękowienie tego rodzaju formy – dla pełnej wiarygodności – musiało zostać oparte na różnorodnych muzycznych stylistykach. Cieślak stworzył osobliwe kolaże, łączące proste Joanna Szumacher & Paweł Cieślak, Kopyta zła, Requiem Records 2016Joanna Szumacher & Paweł Cieślak, „Kopyta zła”,
Requiem Records 2016
rytmy techno z popową chwytliwością. Momentami poczujemy się przeniesieni w czasie do Kolonii z przełomu wieków i najbardziej piosenkowych albumów wydawanych pod szyldem Kompaktu.

Legendarna niemiecka wytwórnia na progu swojej działalności czerpała z kulturowego potencjału miasta, które w odróżnieniu od Berlina czy Detroit było otwarte na wpływy z zewnątrz. Podobnie rozumianą otwartość odnajdziemy tutaj. Część z kompozycji przybliża duet również do najodważniejszych kompozycji francusko-niemieckiego projektu Stereo Total. Françoise Cactus i Brezel Göring na wielu etapach swojej twórczości potrafili ignorować złośliwe komentarze określające ich w sposób pejoratywny jako punkowy kabaret. Na wydanym w 2006 roku albumie „Discotheque” bez zawahania sięgnęli po wsparcie uznanych producentów (Justus Köhncke, Mad Professor) i połączyli dyskotekowe rytmy lat 70. z kosmicznymi pasażami klawiszy czy też synth-popowymi aranżacjami. 



Praca nad projektem „Kopyta zła”, w którym producent otrzymał całkowicie wolną rękę w kwestii muzycznej, była dla Cieślaka chwilą na realizację własnych pomysłów. Jak wspomina, takich sytuacji jest w ostatnim czasie bardzo mało: „Studio nagrań Hasselhoff  stworzyłem około 10 lat temu, właściwie na własne potrzeby. Jestem przede wszystkim muzykiem z wyraźnymi zapędami twórczymi, a do tego doszły zainteresowania technikami nagrywania dźwięku oraz przekonanie, że najlepiej robić wszystko samemu. I tak powstawały płyty moich składów eksperymentalnych (Ben Zeen, Radiev., CHWASTY). W międzyczasie zacząłem współpracować z zespołami zaprzyjaźnionych łódzkich muzyków i tak w konsekwencji doszło do tego, że od około trzech lat nie mam niemalże ani chwili na twórczość własną, a terminy oczekiwania na współpracę ze mną to aktualnie 2–3 miesiące. Do tego jeszcze akurat produkuję płyty dwóch projektów z Poznania (Lord & The Liar i Hoszpital). Nadmiar pracy nad cudzym materiałem muszę jednak jakoś sobie zrekompensować, więc kiedy tylko mogę, siadam do własnych rzeczy”.    

Skąd bierze się ta skrytość i skromność w kontaktach z ludźmi? Można przypuszczać, że stoi za tym z jednej strony brak cech lidera, z drugiej świadomy estetyczny i filozoficzny wybór, polegający na skierowaniu całej uwagi na dźwięk, a nie nadawcę. W zrealizowanym kilka lat temu krótkim reportażu filmowym z cyklu „Łódź kreatywna” Paweł Cieślak mówił, że tak naprawdę nigdy nie czuł się „wytrawnym melomanem czy też poszukiwaczem muzyki”. Słowa te doskonale tłumaczą, dlaczego niełatwo spotkać go na klubowych wydarzeniach. Rzadko bywa na koncertach jako słuchacz, a na scenie też nie lubi być na froncie. Najczęściej skryty za minimoogiem bądź potężnym syntezatorem, pozostaje wycofany i milczący. Najlepiej, jak potrafi, wykonuje swoje zadanie.

W tonie dobrze wykonanego zadania i poczucia obowiązku opowiada o Pawle także Patryk Pietrzak z Ted Nemeth: „Praca z Pawłem Cieślakiem była bardzo znaczącym, jeżeli nie najważniejszym punktem tworzenia naszej płyty «Ostatni Krzyk Mody». Przed pracą z tym producentem nagrywanie muzyki w studio kojarzyło nam się jednoznacznie z pracą wyrobniczą, setkami dubli w ujęciu instrumentów, nieustannym dbaniu o ich strój, a przede wszystkim wymagało wyuczonych na blachę partii. Tak też zrobiliśmy. Przygotowani w naszym mniemaniu do granic możliwości rozpoczęliśmy pracę z Pawłem, którego Studio Hasselhoff przypomina raczej piwnicę czy salę prób”.

Panowie szybko zrozumieli, że tym razem czeka ich całkowicie nowe doświadczenie. Tuż przed rozpoczęciem nagrań Patryk zadzwonił do Pawła i przedstawił mu swoje oczekiwania związane z przyszłą płytą. Określając brzmienie, które chciał uzyskać, użył słowa „brudno”. Wyjaśnił także, co dotychczas drażniło go w nagraniach Ted Nemeth. Tak wspomina to, co zdarzyło się potem: „Kiedy wprowadziliśmy się do rzeczonej piwnicy celem rozpoczęcia nagrań, Paweł, siedząc na stołku, powiedział z charakterystycznym dla niego spokojem: «Chcieliście brudno, nie sprzątałem za bardzo». Nagrywając, mieliśmy duże poczucie bycia tu i teraz. Myliliśmy się, a Paweł często te pomyłki wykorzystywał, mówiąc: «Kiedyś to właśnie o tej pomyłce będą mówić». Co do procesu nagrywania – stał się kolejnym członkiem zespołu. Wspólnie przestawialiśmy partie w piosenkach, sprawdzaliśmy, co pasuje, a co jest do wyrzucenia. Sam mówi, że stawia na przypadek”.

fot. Piotr Kolata

Płytę udało się zarejestrować w trzynaście dni, a potem nastąpił etap postprodukcji i wyczekiwania. „Dostawaliśmy od niego numer po numerze. Paweł angażuje się w każdy z nich, przepuszczając je «przez siebie». Uczę się od niego niekonwencjonalnego podejścia do dźwięków. Nie liczy się, co nagrywa, tylko jak to brzmi – «szlachetnie» jest jego ulubionym określeniem. Nie musi to być blacha Sabiana ani instrument wart grube tysiące, bo blachy-szroty z wysypiska w Holandii albo stare nietrzymające stroju gitary często brzmią po prostu ciekawiej”. Słowa Patryka doskonale potwierdzają, że produkcja dźwięku oparta na syntezatorach analogowych i sprzęcie pochodzącym z minionych epok to dla łódzkiego producenta podstawa. Najważniejszy jest bowiem fizyczny kontakt z urządzeniami, które można poczuć i którymi można manipulować. Jak sam twierdzi, to nie kwestia obudowy, bardzo często też istotnej z punktu widzenia estetyki, ale czegoś ukrytego znacznie głębiej, pewnej unikalności związanej z czasem i miejscem powstania instrumentu, czyli po prostu jego duszą.

Szacunek dla instrumentów wymaga skupienia, dlatego pewne zachowania w studiu i na scenie pozostają niezmienne. Istotna jest także precyzja, której nie można było odmówić człowiekowi kontrolującemu misterny, dźwiękowy teatr i budującemu dramaturgię podczas występu Projektu 11 na Festiwalu LDZ w 2014 roku. Usłyszawszy wtedy po raz pierwszy wspólne kompozycje Cieślaka i Pryta, pomyślałem, że to jeszcze bardziej obnażona skłonność Pawła do eksperymentów. Tamten wieczór przebił nawet to, co było mi znane z osiągnięć kwartetu TRYP. Stojący za mikrofonem Marcin Pryt wyrzucał z siebie niekończący się potok ciężkich i raniących egzystencjalnie wątków, nie pozostawiając przy tym zbyt wiele przestrzeni dla dźwięku, a mimo to Paweł potrafił wygenerować industrialne, bezduszne struktury muzyczne, korespondujące ze specyficznym przekazem słownym. Tego typu występy przekonują słuchacza, pozwalają wejść na odmienny poziom odbioru.

Podobne wrażenie można było odnieść podczas performansu Rumory Orkiestra, zorganizowanego w łódzkiej filmówce, dokładnie rok po Festiwalu LDZ. Słowo, ruch i otoczenie przeszyte najprostszymi formami dźwiękowymi, wydobywanymi poprzez uderzanie metalowych przedmiotów czy przetaczanych kamieni, a w tym wszystkim akordeon Aleksandry Chciuk i klarnet Pawła Cieślaka. Obserwując półgodzinną, nieustającą grę na instrumencie, można było na nowo sobie zdefiniować, czym jest tworzenie dźwięku przez wysiłek fizyczny.


Cieślak ewidentnie przeżywa okres ponownego zainteresowania klarnetem. Co ciekawe i bardzo rzadkie, to od tego instrumentu rozpoczyna budowanie nowych kompozycji. Uzyskał klasyczne wykształcenie muzyczne i, jak sam mówi, to definiuje sposób, w jaki pracuje. „Charakterystyczność jest właściwie moim mottem producenckim. Nigdy tak naprawdę nie interesowałem się i wciąż nie interesuję tzw. muzyką rozrywkową. To sprawia, że zwracam uwagę na zupełnie inne rzeczy niż większość «kolegów po fachu». Poza tym bardzo szybko się nudzę. Zawsze dążyłem też do wypracowania własnego «języka» producenckiego i myślę, że po latach zmagań i samokształcenia wreszcie mi się to udało. Co oczywiście nie oznacza, że zaraz mi się on nie znudzi”.

Konsekwencja w działaniu sprawia, że Paweł Cieślak staje się coraz bardziej rozchwytywanym producentem. W podsumowanie najlepiej wpiszą się słowa lidera Ted Nemeth, w  których zawarta jest odrobina przekory i ogrom prawdy: „Czasem pytany o Pawła, mam ochotę odpowiadać: «nie, nie, nic ciekawego, nawiedzony typ, nie polecam», żeby nie stał się czołowym i rozchwytywanym polskim producentem pozbawionym czasu (dla nas oczywiście). Ale niestety nie da się kłamać w tej kwestii”.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).