Wierni swoim żonom

9 minut czytania

/ Film

Wierni swoim żonom

Grzegorz Stępniak

Serial „Billions” nie rozlicza się z grupą społeczną określaną mianem „jednego procenta”, zamiast tego proponuje widzom wciągającą operę mydlaną, z wielkimi pieniędzmi, wyścigiem o władzę i personalnymi konfliktami interesów w rolach głównych

Jeszcze 2 minuty czytania

Ubrana w czarną, seksowną bieliznę, skórzany gorset i wysokie kozaki sięgające za łydkę domina bezlitośnie nadeptuje obcasem na leżącego w samej bieliźnie, skrępowanego sznurami i zakneblowanego mężczyznę w średnim wieku. Bohater zdaje się czerpać satysfakcję erotyczną z tej zabawy. Myliłby się jednak ten, kto po przytoczonej pierwszej scenie próbowałby odgadnąć, z jakim światem przedstawionym będziemy mieć do czynienia. „Billions”, nowy serial stacji Showtime, przygląda się uważnie i z bliska niebotycznie bogatym i wpływowym ludziom, których do żywego nienawidzi amerykańskie społeczeństwo, dopatrujące się w nich źródeł wszelkiego zła, a przede wszystkim kryzysu ekonomicznego sprzed paru lat.

Wyprodukowana i napisana przez Briana Koppelmana, Davida Leviena i Andrew Rossa Sorkina seria nie rozlicza się surowo z grupą społeczną określaną mianem „jednego procenta”, zamiast tego proponuje widzom wciągającą operę mydlaną, z wielkimi pieniędzmi, wyścigiem o władzę i personalnymi konfliktami interesów w rolach głównych. Serial wpisuje się w cieszący się ostatnio sporym powodzeniem filmowy nurt odsłaniający kulisy świata wpływowej finansjery. W przeciwieństwie jednak do „Wilka z Wall Street” Martina Scorsese, nihilistycznej i cynicznej apologii rozrzutnego i niebezpiecznego stylu życia bankowych magnatów, czy pokazywanego ostatnio w kinach „Big Short” Adama McKaya, prześmiewczej i demaskatorskiej rewizji wydarzeń sprzed krachu na amerykańskiej giełdzie, „Billions” nie rości sobie pretensji do stawiania szerzej zakrojonych diagnoz polityczno-społecznych.

NInA Wersja Beta: Nowa Fala Seriali

Pierwsze w Polsce wydarzenie, które w całościowy sposób zaprezentuje jeden z najbardziej ekscytujących fenomenów w globalnej kulturze audiowizualnej ostatniej dekady – nową falę seriali autorskich. Festiwal odbędzie się w dniach 19–22 maja 2016 w siedzibie NInA. Szczegółowy program już wkrótce!

Idzie tu głównie o rozrywkę. W związku z tym bezwstydnie ukazuje się piękne, olbrzymie rezydencje, nowoczesne i przestronne siedziby firm oraz dębowe, drogo umeblowane biura najwyższych oficjeli państwowych, pomiędzy którymi poruszają się bohaterowie. Podobnie jednak jak we wspomnianych wcześniej dwóch filmowych reprezentacjach środowiska finansowych tytanów, tak i tutaj akcja koncentruje się głównie na białych mężczyznach, prowadzących między sobą szereg gier mających za zadanie obnażyć słabość przeciwnika i pokonać go. Niczym chłopcy bawiący się na placu zabaw i kłócący o to, czyj resorak jest ładniejszy i szybszy, bohaterowie „Billions” biorą udział w procesie, który zgrabnie w języku Szekspira można określić jako „dick measuring contest”. Ale po kolei.


Damian Lewis, rudowłosy aktor, niegdysiejsza gwiazda „Homeland” wciela się tutaj w miliardera – Bobby’ego „Axe’a” Axelroda, właściciela świetnie prosperującej firmy Axe Capital. Wykupujący kolejne podupadające spółki i sprzedający je następnie za wygórowane ceny mężczyzna, który dzięki swojej ciężkiej pracy i poświęceniu zbił fortunę, jest współczesnym ucieleśnienieniem amerykańskiego mitu „od pucybuta do milionera”. Pochodzący z biednej nowojorskiej rodziny i wychowywany praktycznie na ulicy „Axe” nosi się luźno i młodzieżowo, zamiast garnituru preferuje sportowe obuwie i designerskie T-shirty, na które nonszalancko narzuca skórzaną kurtkę. Cieszy się przy tym absolutnym uwielbieniem i szacunkiem swoich podwładnych, z których każdy stara się mu zaimponować. Nic w tym dziwnego, wszak Axelrod nie dość, że wydaje się sympatyczny, to jeszcze na wszystko ma gotową ripostę, rzuca dowcipnymi anegdotami na prawo i lewo, obnosi nastoletni wdzięk i urok „wiecznego chłopca”, a na dodatek pamięta o swoim klasowym pochodzeniu.

Na przeciwnym biegunie zostaje ustawiony prokurator generalny stanu Nowy Jork, Chuck Rhoades (charyzmatyczny jak zwykle Paul Giamatti), który nie spocznie dopóki nie przyłapie „Axe’a” na gorącym uczynku i nie udowodni, że jego majątek to wynik serii przekrętów i malwersacji. Bohater, który jawi się jako ostatni sprawiedliwy i sam o sobie myśli w ten sposób, pochodzi z kolei z obrzydliwie zamożnej rodziny, a jego ojciec jest finansowym rekinem, w dodatku prowadzącym co najmniej szemrane interesy. Chuck jednak ani przez moment nie wątpi w swoją misję i służbę w imię dobra amerykańskiego narodu, którego zepsuty do szpiku kości element reprezentuje jego zdaniem „Axe”. Krucjata przeciwko miliarderowi stanowi więc dramaturgiczną oś akcji, a konflikt między dwoma mężczyznami oferuje widzom sporo dobrej zabawy wynikającej z wymiany kolejnych szelmowskich uśmieszków i umoralniających przypowieści, jakie padają zarówno z ust jednego, jak i drugiego.

Twórcy serialu spoglądają na swoich bohaterów nieco krytycznie, pokazując, że w gruncie rzeczy posługują się oni dokładnie takimi samymi środkami: podstępem, intrygą i prowokacją. Przyznam jednak, że osobiście ciężko mi sympatyzować z tymi uprzywilejowanymi rasowo, klasowo, seksualnie, a przede wszystkim – finansowo – mężczyznami i przejąć się na serio ich problemami sprowadzającymi się albo do możliwości zarobienia kolejnego miliarda dolarów, albo do udowodnienia własnej wartości swojemu zamożnemu tatusiowi. Co nie zmienia jednak faktu, że ich potyczki ogląda się z nieskrywaną przyjemnością. Zaznaczyć wypada również, że scenarzyści „Billions” usiłują walczyć z pewnymi kulturowymi stereotypami wokół „bogatych facetów u władzy”. I tak ani „Axe”, ani nikt z szefów rozlicznych działów jego firmy, ani Chuck i jego prokuratorska świta, nie trwonią czasu na niezliczonej ilości alkoholowo-narkotykowych libacji, koncentrują się głównie na pracy i życiu rodzinnym, a przy tym pozostają wierni swoim żonom.

„Billions”

Paradoksalnie, chyba nieco wbrew intencjom twórców, to żony dwóch głównych bohaterów są tutaj najbardziej złożonymi i interesującymi postaciami. Lara Axelrod (w tej roli wyważona i chłodna Malin Akerman) nie zawaha się przed niczym, byleby tylko ochronić dobre imię swojego męża, jego firmy i rodziny. Co najlepiej pokazują sceny z czwartego odcinka serii, w którym dzięki szeregowi manipulacji zapobiega publikacji książki odsłaniającej kulisy nie do końca legalnych interesów, jakie prowadził „Axe” tuż po 11 września. Piękna, zdystansowana blondynka budzi respekt nie tylko najbliższego otoczenia, ale i własnego małżonka i zdaje się być równie przebiegłym i chytrym graczem, co on. Szkoda tylko, że scenarzyści nie poświęcają jej wystarczająco dużo ekranowego czasu. Akerman jako Lara, dzięki inteligentnej i oszczędnej aktorskiej grze, zdecydowanie rozsadza przewidziane dla jej postaci ramy fabularne i wyłamuje się z nich. Na prawdziwą gwiazdę serialu wyrasta jednak grająca żonę Chucka Wendy Rhoades – Maggie Siff – jedna z najbardziej niedocenianych amerykańskich aktorek, gwiazda „Synów Anarchii” i kultowej już produkcji „Mad Men”. Siff równie przekonująco wypada w małżeńskiej sypialni, gdzie wciela się w rolę dominy z pierwszej sceny pilotowego odcinka „Billions”, co w gabinecie Axe Capital. Wendy pracuje jako nadworna psychoterapeutka w firmie Axelroda, przyjmując na swojej kozetce dziesiątki sfrustrowanych własną pracą mężczyzn i bez mrugnięcia okiem dodając im otuchy. „Axe” nie wyobraża sobie bez niej funkcjonowania firmy. Wendy pokazana jest jako walcząca o swoją podmiotowość w na wskroś męskim świecie niezależna kobieta, rozpięta między prywatną a zawodową sferą. Jej skuteczność i profesjonalizm potwierdza chociażby scena, w której przekonuje rozgoryczonego po publicznym zwolnieniu i upokorzeniu przez Axelroda pracownika spółki, żeby zachował szczegóły dotyczące kulisów działania firmy dla siebie. Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że Wendy jedynie naprawia błędy mężczyzn obecnych w jej życiu – nic bardziej mylnego. Bohaterce udaje się lawirować między rodziną i karierą bez popadania w moralne mielizny. To na niej skupia się uwaga widzów.


Wbrew zamiarom scenarzystów, najciekawsze wątki, jakie pojawiają się w serialu dotyczą nie tylko wspomnianych żon bohaterów, ale i pracujących dla nich trzecio- i czwartoplanowych kobiecych postaci. Pozostaje więc mieć nadzieję, że w następnych odcinkach debiutanckiego sezonu mężczyźni przestaną rozdawać w nim większość kart. Bo i tak trzymają je kobiety – w końcu w przytoczonej na wstępie scenie Wendy sprawuje nie tylko erotyczną, ale i psychologiczną kontrolę nad mężem.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.