Miejsce po jeleniu

15 minut czytania

/ Sztuka

Miejsce po jeleniu

Rozmowa z Ewą Tatar

Czasopismo „Nowa Wieś” promowało nowoczesny styl życia w PRL. Popularyzowało miejskie sposoby spędzania czasu wolnego,  zachęcało do posiadania radioodbiornika albo skutera i wieszania na ścianach współczesnych abstrakcjonistów zamiast jarmarcznego kiczu

Jeszcze 4 minuty czytania

MONIKA STELMACH: Kultura ludowa, czy temat wsi w ogóle, rzadko pojawia się w  sztuce współczesnej. Skąd u ciebie pomysł na wystawę „Chłoporobotnik i boa grzechotnik”?
EWA TATAR: Interesowały mnie różne strategie związane z budową tożsamości, z mówieniem o dumie i upokorzeniu jako dziedzictwie chłopstwa – awansującej w PRL klasy społecznej. Wystawa pokazuje pragnienie zmian społecznych i środki, jakimi je realizowano; modernizację wsi – jej sukcesy i błędy; zanikającą duchowość ludu. Okazuje się często, że to, co nazywamy ludowością zostało sprowadzone do ikonografii czy pakietu gestów, rękodzieło skomercjalizowano. Tytułowa fraza „Chłoporobotnik i boa grzechotnik” zaczerpnięta z tekstu Agnieszki Osieckiej ironicznie wskazuje na hybrydyczność powojennej tożsamości obywateli i fasadowość peerelowskiej polityki tożsamościowej. Samą wystawę zaś traktuję bardziej jako propozycję dotyczącą historii powojennej Polski: od reformy rolnej po transformację ustrojową, gdzie sztuka jest jednym z dokumentów pokazujących zmianę, jaka dokonała się w mentalności obywateli. Całość składa się z trzech części. Pierwsza to polska powojenna sztuka samorodna, druga to „Sztuka plebejska” Władysława Hasiora, a trzecia to lifestyle'owe czasopismo „Nowa Wieś”. 

Co to było za pismo?
Redagowany przez warszawską inteligencję ilustrowany tygodnik dla młodzieży „Nowa Wieś” był czytany przez postępowych mieszkańców małych ośrodków. Wydawany bez udziału ludowców

Ewa Tatar

kuratorka wystaw, m.in. „Przewodnik” (2005–2007) w Muzeum Narodowym w Krakowie, „Zakochałeś się w kimś, kto nie istnieje” (2015) w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie, „Po niebie został tylko księżyc” (2015) w Muzeum Tatrzańskim. Laureatka stypendiów Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, MKiDN, American Center Foundation. Badaczka kultury materialnej i życia artystycznego w powojennej Polsce, aktualnie pracuje nad książką o Biurach Wystaw Artystycznych.

Kuratorka wystawy „Chłoporobotnik i boa grzechotnik”, którą można oglądać do 3 kwietnia 2016 w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

patronujących podobnym w formule, ale bardziej społeczno-polityczno-rolniczym niż obyczajowo-kulturalnym tygodnikom „Wici” czy „Zarzewie”. Tytułem i częściowo profilem odwoływał się do przedwojennego pisma literatów ludowych wspieranego przez środowiska awangardy. W szczytowym okresie pismo osiągało nakład 350 000 egzemplarzy, czyli połowę tego, co miejski „Przekrój”, którego w moim odczuciu „Nowa Wieś” miała być odpowiednikiem. „Nowa Wieś” była pismem z misją. Jej autorką była pierwsza redaktor naczelna, Irena Rybczyńska-Holland.

Jaką misję realizowała?
Ta zmieniała się wraz z polityką państwa, ale generalnie za Gałczyńskim można powtórzyć określenie ukute w kontekście „Przekroju”: to misja obyczajowa i cywilizacyjna. Zaraz po wojnie tygodnik służył głównie edukacji. Najpierw pisano o darwinizmie, później o eksperymentach behawiorystów; uczono esperanto i dawano korepetycje z poetyki na przykładzie wierszy nadsyłanych przez czytelników.  Magazyn oswajał obywateli z nowymi warunkami społeczno-politycznymi, pomagał gruntować reformę rolną, piętnując własność prywatną i proponując obszary wspólne oraz ucząc obywateli odpowiedzialności.

xDużą część stanowiły rady dotyczące codzienności. Jakie trendy lansowano?
W swoim szczytowym okresie „NW” promowała nowoczesny styl życia. Wśród chłopów popularyzowano miejskie sposoby spędzania czasu wolnego w kawiarni wiejskiej lub świetlicy, oczywiście w kinie, teatrze – w tym tak niszowym jak Teatr Osobny Białoszewskiego, muzeum, operze.
Ważne były też wycieczki krajoznawcze z aparatem fotograficznym, głównie do Warszawy. Promowano budowę zielonych świetlic, czyli przestrzeni do spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu. Wagę przywiązywano do mody. Mniej chodziło o najnowsze trendy, bardziej o stosowny wygląd w różnych okolicznościach; promowano też prawdy ogólne w stylu „rękawiczki nawet latem”. Zachęcano do posiadania nowoczesnych przedmiotów: radioodbiornik, telewizor, skuter, można je było wygrać w konkursach i ankietach. W czasach, kiedy w niektórych częściach Polski ponad połowa domów ciągle kryta była słomą, lansowano na wsiach nowoczesną kuchnię frankfurcką. Kilkakrotnie prowadzono akcję Dom Moich Marzeń, ta z 1980 i 1981 roku (wspólnie z Ministerstwem Rolnictwa) zaowocowała drukowanymi na łamach pisma 22 projektami domów nadesłanymi przez architektów pracujących xw wiejskich środowiskach i nawiązujących do regionalnej architektury. Co ciekawe, zmieniająca się z czasem szata graficzna pisma, coraz cieńszy papier, pokazują kryzys ekonomiczny państwa, co nie osłabia jednak entuzjazmu nastawionej modernizacyjnie redakcji.

Promowano też uczestnictwo w kulturze wysokiej, zachęcając m.in. do wieszania na ścianach reprodukcji współczesnych malarzy. Ambitnie.
Reprodukcje wielkich malarzy i współczesnych czytelnikowi abstrakcjonistów wydawano we współpracy z Ministerstwem Kultury i sprzedawano w prenumeracie. Moda na nowoczesność związana była głównie z kształtowaniem najbliższego otoczenia w sposób funkcjonalny oraz z propagowaniem miejskich estetyk, np. dekoracyjną abstrakcją w miejsce jarmarcznego kiczu – akcje „Precz ze szmirą” z lat 60. i „Miejsce po jeleniu” z lat 70. Promowano też prowadzone w małych ośrodkach Biura Wystaw Artystycznych.

xNowy obywatel miał być nie tylko nowoczesny, ale również oczytany. Pod strzechy trafiał Mann i Joyce. Poprzeczka wydaje się być wysoko postawiona, biorąc pod uwagę powojenny analfabetyzm.
Promowano postawę bycia obytym. „Nowa Wieś” współpracowała z Powszechną Księgarnią Wysyłkową i wspólnie przygotowywano roczny program literacki. Funkcjonowała seria z poezją wydawana z Ludową Spółdzielnią Wydawniczą, Klub Bratek z literaturą dla dzieci i młodzieży. Przy współudziale redakcji powstawał magazyn „Synkopa” z piosenkami. Trzeba jednak pamiętać, że mimo wielkiego zaangażowania redakcji w misję oświatową, kultura i nauka często była używana przez władzę i traktowana fasadowo.

Czy mieszkańcy wsi „kupili” te wszystkie pomysły miejskiej inteligencji?
Nie ma zbyt wielu badań na ten temat. Jest kilkukrotnie wspomniane w pamiętnikach chłopskich, zebranych przez Józefa Chałasińskiego, jako pismo ważne dla awansującej młodzieży. W raporcie sporządzonym w latach 70. czytamy, że czytelnik „NW” miał średnie wykształcenie, mieszkał na wsi xlub w małej miejscowości (w miastach – 7 proc.), a połowa czytelników należała do „organizacji młodzieżowej”. Czasopismo było czytane przez postępowych rolników i młodzież wiejską kształcącą się w mieście. Wydaje się jednak, że kreowany wachlarz potrzeb nie zawsze przystawał do rzeczywistości. W „Nowej Wsi” generalnie chodziło o przemianę samego obywatela, który miał przestać postrzegać się przez pryzmat klasy społecznej, a zacząć przez przymioty mieszczaństwa, czyli stan posiadania albo pozycję zawodową. Chłop mógł migrować do miasta, a jeśli pozostał na wsi, zamieniał się w rolnika. 

Wydaje się, że proponowane treści dość daleko odbiegały od rzeczywistości.
Na pewno, obok części lifestyle'owych bardzo ważne było też zaangażowanie pisma w problemy czytelników, badania zmieniających się realiów, czy też towarzyszenie ważnym wydarzeniom. Pejzaże wiejskie pod redakcją Kazimierza Długosza to cykl, który wraca pod różnymi hasłami od romantyzmu do realizmu. Czytelnicy nadsyłali swoje reportaże, prace plastyczne, poezję i opowiadania. Jedna z edycji została zwieńczona dwoma tomami. Takie redaktorki, jak Barbara Tryfan czy Janina Lewandowska, dużo jeździły po Polsce, a potem na łamach pisma referowały plagi społeczne takie, jak samobójstwa wśród młodzieży czy alkoholizm. Edward Smoleński publikował co tydzień realistyczne fotoreportaże dotyczące szkolnictwa na wsiach, stanu higienizacji, starości, ale też np. budowy pomnika Witosa, czyli wydarzeń ważnych symbolicznie dla obywateli chłopskiego pochodzenia.

„Nowa Wieś” ma też zaskakująco dużo reportaży z podróżowania po świecie.
Irena Waniewicz regularnie publikowała z Włoch, a Zdzisław Marzec przemierzał Europę na WFM-ce albo SM Słowackim opływał Amerykę Południową. Publikowano reportaże ze wsi węgierskiej, rumuńskiej i z nowojorskiego muzeum. Poszczególne materiały mają raczej charakter pocztówek wysyłanych z podróży. Publikowano trochę przedruków z „National Geographic”, „Life” czy z prasy radzieckiej. Jednym z ciekawszych przykładów są dwa przedruki (na bazie oryginałów redaktorzy przygotowywali omówienia tematów) dotyczące Pitcairn skolonizowanej przez buntowników z Bounty i porwane przez nich tahitańskie kobiety. Opublikowane na przełomie lat 50. i 60. pokazują rajską wyspę, ale nie mówią o społeczeństwie ufundowanym na przemocy. Przypomina mi to trochę sytuację w ówczesnej Polsce.

x

Jak na tym tle wyglądała kultura ludowa?
Dużo artykułów typu „występy zespołu Śląsk pod Mysią Wieżą” i zdjęć w stylu „uniesiona wysoko, wirująca spódnica, a na pierwszym planie kolana”. Mimo wrażliwości redakcji, uproszczona kultura ludowa służyła głównie rozrywce albo propagandzie. Udaje się jednak sygnalizować ciekawe tematy, niuansować obraz kultury i znajdować przykłady o dużym pierwiastku niewinności i świeżości, promować ciekawe indywidualności. W rubryce Jarmark Sensacji publikowano nadsyłane przez czytelników legendy gwarą albo np. wspomnienia o zanikającej medycynie romskiej. Redaktorzy przyglądają się ciekawym twórcom, np. pojawia się artykuł o Ignacym Kamińskim, rzeźbiarzu z Oraczewa pod Łęczycą, który stworzył chłopsko-romantyczne, zasadzone na lokalnych legendach imaginarium. Pisze się, że artysta uchwycił świat, którego tajemnica w związku z upowszechnianiem wiedzy zanika. Nie wspomniano jednak o tym, co ukształtowało jego postawę: przed wojną był ludowcem, posłem na sejm, dzięki temu mógł kupić ziemię, a w konsekwencji zająć się sztuką.

Widok wystawy, MSN, fot. B.Stawiarski
 

Z jednej strony promowano nowoczesny styl życia na wzór miejski, a z drugiej twórcy ludowi wciąż sięgali po motywy diabłów i topielic.
Przedwojenna sztuka samorodna związana była przede wszystkim z duchowością. Po wojnie zmienia się pod wpływem dostępu do informacji, zainteresowania ze strony muzeów, towarzystw etnograficznych, kolekcjonerów, konkursów organizowanych we współpracy z ministerstwem czy działań Centralnej Poradni Amatorskiego Ruchu Artystycznego albo Cepelii, które to wzbudzały zapotrzebowanie na konkretne motywy. Pojawia się realizm i chodzi tu nie tylko o styl, ale też temat prac. Te pokazywane przeze mnie na wystawie powstały w dużej mierze przed latami 70., czyli okresem, kiedy na dużą skalę następuje komercjalizacja i typizacja sztuki zwanej ludową. Na wystawę przede wszystkim wybrałam prace niezależnie tworzących artystów, pozostających w obszarze duchowości.

Pomimo komercjalizacji i typizacji sztuki ludowej, widać jednak wciąż dużą różnorodność.
Najbardziej interesowały mnie skrajnie autonomiczne postawy twórców, często urodzonych pod koniec XIX wieku albo przed wojną, jak wspomniany Kamiński z jego eksploracją łęczyckich mitów, xstrzygami, zjawami z mokradeł czy – czym zasłynął najbardziej – imaginarium diabła Boruty. Ich sztuka była bezpośrednim dokumentem zmiany, jaka dokonywała się w społeczeństwie, jak na przykład w na  wpół fantastycznym bestiarium stworzonym przez Józefa Piłata inspirującego się w dużej mierze ilustracjami z czasopism. Obok siebie pokazuję cyniczny gest Stanisława Marcisza wysyłającego na konkurs o Ludowym Wojsku Polskim przedstawienie stojącego na baczność pingwina z nogami bociana i prace Ludwika Więcka, którego kolekcjonerzy inspirowali „wielką sztuką”, a on często zapożyczał z niej mistrzowsko powtórzoną kompozycję. Są osobiste doświadczenia związane z traumą wojenną, jak u Sutora zamknięte w bardzo oryginalnej plastyce surowego drewna malowanego temperą. Jest narracja o podmiocie, gdzie obok autoportretu Nikifora i „Frasobliwego” Szczepana Muchy znalazł się zbudowany z otaczającej go materii „Człowiek” Surowiaka – pokazujący przynależność naszego gatunku do otaczającego nas świata. Na wystawie znalazła się też pomsta, czyli polskie voodoo – bardzo mało znana praktyka magiczna. Natomiast w „Sztuce plebejskiej” Hasiora interesowały postępujące wraz z rozwojem mediów przemiany społeczne i sposoby, na jakie kształtowany przez nie smak manifestował się w potrzebach estetycznych. Pokazał awans w większości anonimowej polskiej prowincji lat 70. Jest to przykład tego, co nazywamy efektem cargo, czyli adaptacją pewnych wzorców bez zrozumienia czy rozpoznania ich struktury.

x

Jak zmieniło się pismo, ale też polityka państwa, po kryzysie sojuszu chłopsko-robotniczego?
Koniec lat 70. i lata 80. to zmiana w retoryce, nacisk na regionalizmy (wcześniej kultura o proweniencji chłopskiej jest unifikowana) – można zaryzykować stwierdzenie, że dostrzega się potencjał tzw. małych ojczyzn. Pisze się także o dewastacji krajobrazu i konieczności świadomego użytkowania przyrody, niuansuje się pejzaż społeczny polskiej prowincji i obraz wsi, wprowadzając takie estetyki jak naturalizm. Redakcja szuka źródeł chłopskiej tożsamości, stara się inaczej budować obywatelską postawę niż tylko przez zrównywanie stylu życia z miastem. Wspólnie z CBWA Zachęta, „Kwartalnikiem Fotografia”, ZPAF i Polskim Towarzystwem Historycznym prowadzi akcję – czytelnicy nadesłali ponad 6000 fotografii z rodzinnych albumów – zwieńczoną wystawą w Zachęcie, później podróżującą do mniejszych ośrodków: „Fotografia polskich chłopów” (do 1944 roku).

Obecna władza zapowiada zmianę w polityce kulturalnej, która w dużej mierze ma być budowana na sztuce ludowej. Na czym dziś można oprzeć działania w tej mierze?
Przede wszystkim nie da się cofnąć czasu. Kultura chłopska czy też ludowa, w znanych jeszcze 50 lat
xxxtemu formach, umarła wraz z tworzącymi ją ludźmi. Występy zespołów ludowych albo mają charakter skansenu, albo popadają w wulgarność, jak reprezentacja Polski na ubiegłorocznej Eurowizji. Wydaje mi się, że tylko krytyczne czytanie tekstów źródłowych ma sens, co robią w bardzo ciekawy sposób akademicy, np. Ewa Toniak albo Małgorzata Fidelis.

Pewne tematy dziś wracają, jak pańszczyzna czy rabacja, ale opowiadane są współczesnym językiem, a twórcy w historycznych wydarzeniach dopatrują się raczej przyczyny współczesnych mechanizmów społecznych. Tak dzieje się w przypadku filmu „Niepamięć” czy spektaklu „W imię Jakuba S.”. To o tym moim zdaniem jest „Prześniona rewolucja” Andrzeja Ledera pokazująca masowe wyparcie, jakie dotknęło aspirujące społeczeństwo. Ważne jest badanie różnych procesów społecznych i szukanie ich genezy oraz baczne przyglądanie się temu, kim jest lud i jak wygląda współczesna kultura ludowa.

 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.