Bez przesilenia

5 minut czytania

/ Film

Bez przesilenia

Jakub Socha

„Letnie przesilenie” to film rozważny i skromny, który nie boi się trudnych tematów, ale równocześnie nikogo nie chce urazić

Jeszcze 1 minuta czytania

W najnowszym filmie Michała Rogalskiego krawędzie kadru przepala ciepłe światło. Jest tak, jakby zstępowały na ziemię zastępy aniołów, a to tylko tytułowe „letnie przesilenie”. Rolnicy zeszli już z pól, poukładana w snopki słoma czeka na wywózkę. Pająki kąpią się w porannej rosie. Ludzie wskakują nago do rzeki. Młoda dziewczyna wiesza bieliznę na sznurku. Młody chłopak onanizuje się przy jazzowej muzyce. Pomocnik maszynisty ściga się wielką parową lokomotywą z jadącym równolegle do niej motocyklem. Rogalski z premedytacją inscenizuje kolejne klisze kina inicjacyjnego: miłostki, zazdrości, kłótnie z rodzicami i zwierzchnikami. Wprowadza widza w arkadię, a potem go z niej wygania.

Co burzy iluzję? Oczywiście wojna. Jej samej początkowo nie widać. Jesteśmy na polskiej prowincji, jest rok 1943. Spokojna wieś sąsiaduje ze spokojnym miasteczkiem z węzłem kolejowym. Pilnuje ich spokojny oddział niemieckich żandarmów, bardziej zainteresowany odpoczywaniem niż terrorem. Z czasem te miejsca okazują się zwyczajnie martwe, a przyjazd nowego komendanta burzy u szeregowych najeźdźców spokój.

Czy gdyby nie nowy komendant, wszystko skończyłoby się inaczej? Czy gdyby nie on, łagodni żandarmi nadal rzadko zapuszczaliby się do lasu, a co za tym idzie – nie wpadaliby na młodych Polaków próbujących ocalić młode Żydówki? Czy gdyby nie on, trzeba by szukać schronienia dla prześladowanej aż tak daleko? Pytania można by mnożyć. Można też odpowiedzieć na nie innym pytaniem: czy nie za łatwo się tu niektórych ludzi rozgrzesza?

Wyczuwalne jest w filmie Rogalskiego ciekawe przesunięcie. Rosjanie, wyglądający jak Kozacy z Sienkiewicza, to brutale i gwałciciele. Niemcy, pomijając wspomnianego wyżej komendanta, to w gruncie rzeczy nieszkodliwe chłopaki. Polacy są słabi – to w większości złodzieje i antysemici. Oczywiście inna sprawa jest z dziećmi – dzieci, niezależnie od narodowości, są dobre i czyste, pozbawione agresji. Gdyby dorośli zostawili je same sobie, może urządziłyby lepszy świat. Ale zmusza się je, żeby weszły w ich buty: musztruje, uczy cynizmu, pozbawia iluzji, korumpuje.

„Letnie przesilenie”, reż. Michał Rogalski„Letnie przesilenie”, reż. Michał Rogalski. Polska, Niemcy 2015, w kinach od 22 kwietnia 2016 Młodość w „Letnim przesileniu” jest jednak dość nijaka, więc ciężko zakładać, że gdyby wojna nie przeszkodziła, to ci, którzy ją reprezentują, wyrośliby na wielkoludów. Rogalskiego tego typu sprawy nie interesują. Cały film jest mało efektowny i spektakularny, tacy sami są jego bohaterowie – nie zostali stworzeni do wielkich rzeczy. Tak naprawdę niewiele od nich zależy. Dostali się w wir historii i czekamy aż zrozumieją, że tylko jeśli nie będą się szarpać, poddadzą się, to może przeżyją. Lekcja konformizmu? Jeśli tak, to gorzka – dwóch chłopców z dwóch stron barykady decyduje się na konformizm, ale ta decyzja niszczy ich wewnętrznie.

Drugi fabularny film Michała Rogalskiego, autora świetnego dokumentu sprzed lat, „Historia życia. Paweł i Ewa”, reżysera wielu seriali, to przede wszystkim kino rozważne i skromne, które nie boi się trudnych tematów – polskiego antysemityzmu, niemieckiego holocaustu, rosyjskich gwałtów – i które równocześnie nikogo nie chce urazić. Odwołuje się do konkretnych czasów, ale pozostaje zawieszone jakby w bezczasie. Raczej wypreparowane niż nasycone życiem. Ktoś powie, że życia w czasie II wojny nie było, że to był martwy czas. I rzeczywiście – to, co oglądamy, trudno nazwać życiem. Widzimy w zasadzie tylko las i może cztery pomieszczenia. Wszystkie relacje między ludźmi są ledwie naszkicowane.

Najbardziej pamięta się z filmu strach na twarzach młodych bohaterów. Chciałoby się zobaczyć na nich coś więcej. Chciałoby się, żeby Rogalski stawiał przed sobą odważniejsze zadania, bo te małe, opierające się na skromnej inscenizacji, zawężone do kilku gestów, nawet wykonane poprawnie, zwyczajnie nie wystarczają na długometrażowy film. Jest w „Letnim przesileniu” właśnie jakaś letniość: całkiem sporo obrazów i scen, o których po chwili się zapomina. Na letniość pracuje też to, że przesilenie odbywa się tu ponad głowami głównych bohaterów i że ma charakter odmierzonego precyzyjnie zderzenia z rzeczywistością. Ciekawiej by było, gdyby dochodziło do niego w ich głowach, gdyby te głowy pracowały i gdyby ten moment był dla reżysera raczej punktem wyjścia niż dojścia. Na skoku z pokładu Patny, co dobrze wiedział Conrad, wszystko się nie kończy. 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.