GŁUPOTA: Głupi, głupi, kto cię kupi
Pere Ginard / CC BY-SA 2.0

GŁUPOTA: Głupi, głupi, kto cię kupi

Marcin Wicha

Głupi design nie uznaje reguł. Chce, żeby było inaczej, za każdym razem inaczej. Łaknie pomysłów, biegnie na przełaj, potyka się o własne nogi, plącze sznurówki, wywraca na skórce od banana

Jeszcze 2 minuty czytania

Most

Nigdy nie wiadomo, czym się kogoś wkurzy.

Przy jakiejś towarzysko-rodzinnej okazji rozmawiałem ze specjalistą od konstrukcji mostowych. Był jeszcze dwudziesty wiek, zima, a może przedwiośnie. Wszystkie serwisy podawały wiadomości z Wyszogrodu. Na Wiśle utworzył się zator lodowy i trwała doroczna walka o uratowanie budowli określanej jako „najdłuższy drewniany most w Europie”.

– Uratują go? – spytałem, bo chciałem być uprzejmy. Reakcja mnie zaskoczyła.
– A po co? – warknął inżynier.
– Bo jest drewniany – wyjąkałem – i najdłuższy.
– Najbrudniejszą toaletę Europy też będziemy ratować?

Źle trafiłem. Mój rozmówca okazał się specjalistą od budowli metalowych. Konstrukcji drewnianych serdecznie nie znosił. Mostem w Wyszogrodzie pogardzał szczególnie mocno, ponieważ tamtejsza konstrukcja drewniana została wzmocniona elementami stalowymi. Był to więc most nieczystej krwi. Most mieszaniec. Owoc inżynierskiej Rassenschande. To, co ja uznałem za część pejzażu, fragment narodowej tożsamości, przedmiot dumy lub przynajmniej sentymentu, dla mojego rozmówcy stanowiło odrażający przykład zacofania i zawodowej nierzetelności.

Przypomniałem sobie tamtą rozmowę po latach, czytając posłowie Andrzeja Stasiuka do „Wanny z kolumnadą”:

…jednak lubię brzydotę mojego kraju. Jest niepowtarzalna. Nigdzie nie ma takiej drugiej. (…). Rozmawiam z kolegami i zazwyczaj bronię tej optycznej nędzy, tego kociokwiku, tej histerii człowieczego krajobrazu. Częściowo z przekory, ale bardziej z umiłowania badziewnych cudów ludzkiej, to znaczy polskiej, kreatywności, która mnie wprawia w osłupienie i podziw.

Wizualny chaos może być fascynujący. Głupie projektowanie bawi i przyciąga. Ale staje się obelgą, gdy już odkryjemy w sobie inżyniera konstrukcji stalowych.

Materac z trzech części

Gdybym układał antologię tekstów o dizajnie, zacząłbym od humoreski Jaroslava Haška. Nie ma w niej słowa o projektowaniu. Już raczej o tym, co dzisiaj nazywamy brandingiem. Sto lat temu branża dopiero powstawała, a model biznesowy zawierał się w formule: „postaw pisarzowi kolejkę, a on wymyśli nazwę dla twojego produktu”. Hašek za kieliszek śliwowicy proponował nazwy w rodzaju: Zaprawka, Beczkoolbrzym, Wyprawopuch, Biuroduch i Rogalomarmoladzik (w języku oryginału: Zápražka, Sudolež, Výbavopeří, Registrduš, Mašmelpek). Pouczająca jest historia o materacu z trzech części, którego marka miała „hipnotyzować” i „na zawsze utkwić w pamięci publiczności”. Narrator otrzymał testowy egzemplarz. Materac był nawet wygodny – ale to nie pomogło. Natchnienie nie przychodziło. Pisarz zaczął unikać zleceniodawcy. Zmienił lokal. Wreszcie wysłał list następującej treści:

„Zdecydowałem się na nazwę, która nie jest zbyt krzykliwa, ale za to doskonale związana z przedmiotem. Polecam nazwę «materac z trzech części»” (przekład: Stefan Krysiak).

Sto lat później podobna historia rozegrała się w Polsce. Uroczyście ogłoszono konkurs na nazwę parku wodnego w Tychach. Po długich naradach, spośród setek propozycji, jurorzy wybrali „Wodny Park Tychy”. „To najbardziej niekonwencjonalna, zaskakująca i wyrafinowana nazwa dla parku wodnego, jaką moglibyśmy sobie wyobrazić” – portale dławiły się sarkazmem. Żartom nie było końca, a przecież pani Adrianna z Katowic zasłużyła na główną nagrodę w postaci kamery z obudową do nagrywania pod wodą.

Oboje, Adrianna i Jaroslav z Pragi, próbowali ocalić świat przed kolejnymi atakami językowej pretensjonalności i tandety. Opierali się tyranii pomysłu. Dobry dizajn to reguły i ograniczenia. Szukanie sensu. Bezlitosne okrawanie wszystkiego, co zbędne. Patrząc w ten sposób, mądre projektowanie jest bezwzględne i trochę przygnębiające. Każe uznać rzeczywistość:

– Materac to materac.
– Właśnie wydaliśmy 91 milionów złotych na basen ze zjeżdżalnią.
– Ta książka nie odmieni waszego życia.

Czasem trudno się z tym pogodzić. Dlatego kupując materac, mamy do wyboru Estrellę na stelażu, Czar Nocy bez stelaża, Kokosową Venus oraz kieszonkowego Adama i Ewę (cokolwiek to znaczy).

Fit^ess

Projektowanie to przewidywanie przyszłości. Zły dizajn to krótkowzroczność. Niedostatek rozumu. Deficyt myśli. Lenistwo. Zły dizajn to brak. Głupi dizajn to nadmiar. Głupi jest szyld, gdzie literę A odwrócono do góry nogami (A dlaczego? Dla ładności). Głupia jest kartka „FITNESS” ze strzałką sterczącą w miejscu N (Marsz na pierwsze piętro!). Głupie są drewniane ozdoby na stacji metra. Głupie ogłoszenia, gdzie każdą linijkę zapisano innym krojem pisma. Głupie szyldy, głupie bannery. Nic dwa razy się nie zdarzy, więc dlaczego w słowie „WEJŚCIE” dwie litery miałyby wyglądać tak samo? Głupi dizajn nie uznaje reguł. Chce, żeby było inaczej, za każdym razem inaczej. Łaknie pomysłów.

Książę

Kiedyś czytałem korespondencję przysyłaną do agencji reklamowej. Jeden list zapadł mi w pamięć. Autorka opisywała swój „pomysł na reklamę”. Scenariusz dotyczył szamponu. Była tam samotna dziewczyna, mały pokój, noc, szampon z odżywką, piana, tętent kopyt, pojawienie się księcia, muzyka, świece i jeszcze więcej piany. Na końcu padała dość trzeźwa uwaga, że opisany film może, oprócz szamponu, reklamować także inne produkty, na przykład perfumy, bieliznę pościelową lub samochody. W tym ostatnim wypadku należałoby zmienić ostatnią scenę, zamiast konno, bohaterowie odjechaliby samochodem odpowiedniej marki.

Najsmutniejsze były rysunki i charakter pisma. Na wpół szkolny, niewprawny, znany z kartek „Przyjęcie towaru” i „Zaraz wracam”. Autorka zapewniała, że w każdej chwili gotowa jest podjąć pracę. Nigdy nie doczekała się odpowiedzi. W agencji jej zgłoszenie odczytywano na głos, ku rozweseleniu znajomków, bo z każdej linijki biła bezgraniczna wiara w reklamy. Wiara, że to wszystko – książęta, piana – wydarza się naprawdę.

Foka i dorsz 

Głupi dizajn jest:

– Niepotrzebny.
– Bezkrytyczny i nieświadom własnych ograniczeń.
– Pełen entuzjazmu.
– Bywa też szczery. Nie chowa się za „tak mi kazali”, „klient chciał”, „zabrakło pieniędzy”.

Mądre projektowanie ostrożnie kalkuluje, pilnuje reguł, drepcze po wydeptanej ścieżce, oznaczonej tablicami „Dobry gust”. Głupi dizajn biegnie na przełaj, potyka się o własne nogi, plącze sznurówki, wywraca na skórce od banana.

Właśnie dlatego głupie projekty są takie śmieszne. Chichoczemy, patrząc na falliczne loga (Naprawdę nikt w firmie tego nie zauważył?). Wyśmiewamy prowincjonalne billboardy. Kuriozalne okładki płyt. Kolekcjonerzy głupot nurkują w internecie, a potem, zadowoleni jak foka, prezentują najnowsze zdobycze. Pomniki. Tablice pamiątkowe. Ogłoszenia. Wypracowania, w których gimnazjaliści piszą głupoty (A czego się spodziewaliście? Króla Ubu?).

Rakieta

Polscy naukowcy wiele wnoszą w europejskie programy podboju kosmosu. Nie ma tygodnia, żebyśmy nie słyszeli o kolejnym wynalazku studentów z Zielonej Góry lub Szczecina. Telewizja donosi, że specom z NASA opadają szczęki na widok patentów opracowanych przez licealistów z Gniezna lub Brzeźna. Powstaje narodowa agencja kosmiczna. Nazwa – POLSA – brzmi dobrze, chociaż w kosmicznym ferworze ktoś zgubił literę K.

Skoro już jest agencja, to czemu nie ogłosić konkursu na logo? Wkrótce spływają setki projektów – dobre, niezłe, przeciętne. Za nimi leci deszcz meteorów. Dziesiątki projektów, których autorzy – uzbrojeni w Corela lub Painta – ujawniają, że w kosmosie świecą gwiazdy. Że trafiają się również planety. Że w kosmos latają rakiety. Że rakieta zostawia ognisty ślad w kształcie łuku lub płozy (dynamizm, energia, firma NIKE). I najważniejsze – że rakieta jest polska. Przybrana w barwy narodowe rakieta-sztandar. Rakieta ogon orła. Rakieta skrzydło husarza, strzała Kopernika, kogut Twardowskiego. Im więcej graficy chcą opowiedzieć, im więcej treści upychają w swoje projekty, tym bardziej kuriozalny uzyskują efekt.

Po krótkim boju organizator wywiesza białą flagę. Ogłasza, że żaden z projektów nie spełnia kryteriów i standardów estetycznych. Dziękuje ochotnikom i wzywa starego wyjadacza z Akademii. Wyjadacz rysuje trójkąt. Uznając wymogi twardej konieczności, dodaje małe kółko w barwach narodowych. Internet wyje z oburzenia i poczucia krzywdy („Zgadnijcie, ile mu to zajęło! Ciekawe, ile dostał?”).

Pomysły

W głupim projektowaniu dojrzewa poczucie krzywdy. Gniew ofermy, wiecznie upokarzanej ofiary, która po cichu obmyśla zemstę. Błazen chce się zamienić w morderczego klauna z horrorów. Okrzyk – Pomysły! – demoluje typografię, zatruwa reklamę, niszczy krajobraz, potrafi ściągać katastrofy. Jak pamiętamy z filmu „Fargo”, głupota otwiera drzwi, za którymi czekają wściekłość i zniszczenie.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).