Polska – Mekka

Polska – Mekka

Bartosz Nowicki

Płyta Olgierda Dokalskiego, choć opowiada o zapomnianej postaci z XVIII wieku, muzułmanina ze społeczności tatarskiej i polskiego żołnierza, wydaje się być w 2016 roku bardzo aktualna. Skromny objętościowo materiał urasta do rangi niemal symbolu

Jeszcze 2 minuty czytania

Jazzman samouk debiutujący concept albumem? Olgierd Dokalski zaczął uczyć się gry na trąbce 13 lat temu jako student pierwszego roku cybernetyki na Wojskowej Akademii Technicznej. Od tego czasu dał się poznać przede wszystkim jako muzyk kolektywny: Płyny, kIRk, Daktari, nor cold czy Warsaw Improvisers Orchestra to tylko kilka z projektów, w których brał udział. W żadnych z tych składów obecność Dokalskiego nie miała znamion indywidualnego popisu. Role instrumentalistów były egalitarnie rozdzielane. „Mirza Tarak” to pierwsze sygnowane jego imieniem i nazwiskiem wydawnictwo. Choć płyta opowiada bardzo osobistą, rodzinną historię, to również tutaj Dokalski nie kreuje się na lidera czy gwiazdę.

Bohaterem składającego się z dziesięciu kameralnych kompozycji albumu jest przodek Olgierda Dokalskiego. Jakub Murza Buczacki był tatarskim żołnierzem, chorążym pod dowództwem Stanisława Szczęsnego Potockiego i żarliwym muzułmaninem. Po przystąpieniu hetmana do konfederacji targowickiej wystąpił spod jego rozkazów. Wraz z podjęciem tej decyzji Buczacki doznał religijnego objawienia, na skutek czego opuścił kraj i rozpoczął hadżdż (pielgrzymkę do Mekki). Dokładny przebieg jego podróży nie jest znany, co stanowi idealną pożywkę dla wyobraźni artysty takiego jak Dokalski.

W jego twórczości jeden z głównych fundamentów od zawsze stanowiła muzyka ludowa. Najbardziej reprezentatywny pod tym względem był do tej pory etno-jazzowy kolektyw nor cold, którego nagrania zostały zainspirowane archiwalnymi pieśniami ladino (śpiewanymi przez Żydów po wygnaniu z Półwyspu Iberyjskiego w XV wieku). Z kolei w repertuarze Daktari hałaśliwy, rockowy jazz wchodził w wyrazisty dialog z muzyką żydowską. Nawet osadzony w miejskiej kulturze kIRk, w ramach swych eksperymentów często posiłkował się cytatami z muzyki ludowej.


Również „Mirza Tarak” to płyta szukająca inspiracji w muzyce źródeł. Jej narracja jest zbieżna z prawdziwą trasą, którą musiał pokonać przodek Dokalskiego, aby dotrzeć do Mekki. Z południowego Podlasia do świątyni Kaaba, w której ukryty został Hadżar, święty kamień muzułmanów, jest około sześciu tysięcy kilometrów. Wyruszając pielgrzymkowym szlakiem do Mekki, nie sposób ominąć Bałkanów i Turcji. Geograficzny kierunek wyznaczają kompozycje – „Mizogin” z ujmującym motywem bałkańskiego marsza pogrzebowego, „Dönmeh” wystukiwany na arabskim bębnie darbuka czy „Adana”, gdzie sekcja dęta zdaje się imitować rozedrgane frazy muezzina nawołującego do modlitwy. 

Choć Dokalski podpisał tę płytę własnym nazwiskiem, to równie ważni jak on są jego instrumentaliści. Towarzyszy mu tutaj sprawdzone grono: flecistka Daria Wolicka, wokalistka Antonina Nowacka, saksofonista Maciej Rodakowski i perkusjonalista Gamid Ibadullayev. Wszyscy (z wyjątkiem Ibadullayeva) Olgierd Dokalski, fot. Grzegorz BroniatowskiOlgierd Dokalski, fot. Grzegorz Broniatowskimuzycy biorący udział w nagraniu „Mirzy Taraka” spotkali się już wcześniej, biorąc udział w pełnych rozmachu freejazzowych sesjach wielkiej Orkiestry Warszawskich Improwizatorów (Warsaw Improvisers Orchestra). To w ramach tego opartego na ciągłych rotacjach personalnych kilkudziesięcioosobowego składu, wykształciły się mniejsze konstelacje, szlifujące nie tyle warsztat, ile płaszczyznę dźwiękowego porozumienia. Zaprocentowało to przy realizacji „Mirzy Taraka”. Relacja, jaka nawiązała się między grupą muzyków nacechowana została intymnością i wzajemnym nasłuchiwaniem, w którym liczy się waga każdego gestu instrumentalisty, każdego postawionego akcentu. Bez emocjonalnych afektów i solowych popisów. W trosce, aby nie zakłócić delikatnej konstrukcji utworów.

Przewodniczką i narratorką „Mirzy Taraka” jest Antonina Nowacka. Wokalistka, blisko związana ze sceną eksperymentalną (WIDT, ANRS), współpracowała z Dokalskim m.in. w ramach projektu kIRk. Jej improwizowana artykulacja, rozpięta między folkowym zaśpiewem, operową arią, eteryczną inkantacją i archaicznymi technikami wokalnymi, przyciąga uwagę plastycznością głosu i umiejętnością budowania nastroju. Sekunduje jej Gamid Ibadullayev, od którego Dokalski rozpoczął kompletowanie składu. Nie bez przyczyny, bowiem pochodzący z Azerbejdżanu perkusjonalista udanie łączy jazzową tradycję Zachodu z rytmiką, frazowaniem i kształtowaniem dźwięku charakterystycznym dla muzyki Bliskiego Wschodu. Wszędobylska perkusja szeleści tu głównie barwą talerzy, zbalansowana celebrowanymi uderzeniami w werbel i taktownik. Jej funkcją nie jest dynamizowanie narracji, a budowanie gęstego, statycznego szkieletu, wokół którego meandrują melodie. Za nie odpowiada sekcja dęta z przydymionymi saksofonem Rodakowskiego, natchnioną trąbką Dokalskiego oraz zjawiskowym fletem Darii Wolickiej, przywołującym wspomnienie folkowych poszukiwań Erica Dolphy'ego z czasów „Other Aspects”. To zanurzenie w folklorze i muzyce obrzędowej wydaje się korespondować z estetyką spiritual jazzu, muzyką religijnego przebudzenia, powstałą jako głos sprzeciwu wobec burzliwych wydarzeń na tle społeczno-rasowym, rozgorzałych w Ameryce lat 60.

Historia pielgrzymki Jakuba Buczackiego nawiązuje do popularnego w literaturze i filmie motywu drogi. Zwraca na to uwagę sam autor muzycznej  adaptacji, zdradzając swoje inspiracje kinem Wima Wendersa, Michaelangelo Antonioniego („Zawód reporter”), Lecha Majewskiego („Rycerz”) czy Stefana Themersona („Tom Harris”). W przypadku „Mirzy Taraka” mamy typowego bohatera drogi, który w dramatycznych okolicznościach podejmuje decyzję pozostawienia za sobą tego co bliskie, aby wraz ze swoimi rozterkami wyruszyć w podróż. Muzyka Dokalskiego przybiera fabularny rys za sprawą czytelnych etnicznych ilustracji, wyznaczających kierunek narracji, oraz elektronicznej „scenografii” złożonej z nastrojowych ambientowych plam i burdonów. One też w finałowej kompozycji („Nie zapomnisz mnie”) rozmywają się w ciszy, pozostawiając zakończenie rodowej opowieści Buczackich-Dokalskich otwarte Olgierd Dokalski, Mirza Tarak, Fundacja Kaisera Söze Olgierd Dokalski, „Mirza Tarak”, Fundacja Kaisera Söze 2016 na wyobraźnię słuchacza. A może na ciąg dalszy? Wśród przodków trębacza samouka napotkać można bowiem co najmniej kilka gotowych do adaptacji scenariuszy.

Podejmując się realizacji rodowej opowieści, Dokalski stanął przed poważnymi wyzwaniami. W jaki sposób zaprezentować wątek rodzinny, aby zainteresować nim postronnego słuchacza? Jak wyeksponować wątek duchowy podróży Buczackiego, aby nie przekroczyć granic wyznaczanych przez patos i ckliwość? Oraz w jaki sposób ukazać multikulturowy kontekst opowieści, aby nie popaść w sztampę cepelii? Kluczem do sukcesu tego przedsięwzięcia okazała się rezerwa, z jaką Dokalski podszedł do historii rodowej. „Mirza Tarak” opowiada o duchowej drodze, ale nie z perspektywy osoby, która tę drogę właśnie przechodzi, ale kogoś, kto ma już do niej dystans.

Wydana przez lubelską Fundację Kaisera Söze płyta to przykład wielowątkowej narracji ujętej w lapidarną, liryczną formę. Choć opowiada o zapomnianej postaci z XVIII wieku, polskiego muzułmanina i patrioty, wydaje się być w 2016 roku bardzo aktualna. Historia odwołująca się do multikulturowej potęgi Rzeczypospolitej sprawia, że ten skromny materiał urastać dziś może rangi symbolu.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.