Jeszcze 1 minuta czytania

Małgorzata Łukasiewicz

ALFABET „CZARODZIEJSKIEJ
GÓRY”:
I jak Ich bin aber noch nicht da

Małgorzata Łukasiewicz

Małgorzata Łukasiewicz

Z Hamburga do Davos jest kawał drogi i gdy Hans Castorp odbywał tę podróż w 1907 roku, trwało to dwa dni. Ostatni odcinek, po przesiadce w Landquart, przebywa się pociągiem lokalnej retoromańskiej sieci kolejowej. Długość trasy wynosi 50 kilometrów, ale na tej trasie pociąg musi wspiąć się ok. 1000 metrów w górę. Tory biegną serpentynami po zboczach, gwałtownie zmieniają kierunek, wznoszą się i opadają, i choć pociąg nie rozwija tu nadmiernej prędkości, to widok z okien zmienia się w oszałamiającym tempie.

Wreszcie pełna niezwykłych wrażeń przeprawa się kończy, pociąg zatrzymuje się na małej stacji i rozgrywa się pierwsza scena z udziałem bohaterów.

Hans Castorp usłyszał, jak wywoływano na peronie nazwę Davos-Wieś; a więc już niezadługo będzie u celu. Wtem usłyszał obok siebie głos Joachima Ziemssena, swego kuzyna, mówiącego spokojnym hamburskim akcentem:

– Jak się masz? No, ty, wysiadaj już, wysiadaj.

A kiedy wyjrzał, zobaczył stojącego pod oknem Joachima we własnej osobie, w brązowym palcie, z gołą głową i wyglądającego tak zdrowo jak jeszcze nigdy w życiu. Joachim śmiał się i powtórzył:

– Wysiadajże, nie krępuj się!

– Ale przecie jeszcze nie zajechałem – odpowiedział zdziwiony Hans Castorp, nie ruszając się z miejsca.

– Owszem, już zajechałeś.

Nieporozumienie zaraz się wyjaśnia. Pierwszą stacją za przełęczą jest Davos-Wieś, dopiero następną Davos-Uzdrowisko. Castorp, który wybrał się z wizytą do przebywającego na kuracji przeciwgruźliczej kuzyna, zamierzał wysiąść na stacji Uzdrowisko, tymczasem, jak się okazuje, trzeba wysiąść na stacji Wieś, bo stąd jest bliżej do sanatorium „Berghof”.

Nieporozumienie więc błahe, banalne i w supozycji realistycznej nie będzie dłużej zaprzątało naszej uwagi. A czy można doszukać się w nim czegoś więcej? Bo to jednak zabawne, że pierwsze słowa, jakie autor wkłada w usta bądź co bądź głównej postaci, brzmią akurat – i tu warto sięgnąć do oryginału: Ich bin aber noch nicht da. Nawet w zupełnej nieświadomości tego, co za jakiś czas zrobi ze słowem Dasein Heidegger, i tak to i owo się nasuwa.

Ich bin aber noch nicht da ­– czyli, powiedzmy: „przecież nie jestem jeszcze na miejscu”, ale można i mocniej: „przecież mnie jeszcze nie ma”, ewentualnie: „ja przecież jeszcze nie istnieję”. Jeszcze nie istnieję, pan Tomasz Mann dopiero zaczyna swoją opowieść, to zaledwie pierwszy rozdział, na razie jeszcze mnie nie ma, bo jeszcze o mnie nie opowiedziano, jeszcze mnie nie stworzono.

Albo inaczej. „Przecież mnie jeszcze nie ma”, „ja przecież jeszcze nie istnieję” – bo wszystko dopiero przede mną. Jeszcze się niczego nie nauczyłem, nie spotkałem Kławdii, nie napatrzyłem się śmierci, niczego nie przeżyłem, nie dokonałem, nie zaznałem wtajemniczenia. Jestem pustym miejscem, na dobre zacznę istnieć dopiero, kiedy to wszystko mnie wypełni.

Albo jeszcze inaczej. Castorp mówi swoje w odpowiedzi na wezwanie Joachima: „Wysiadaj już, wysiadaj”. Kiedy przeczytamy książkę do końca, może przyjdzie nam do głowy, że pierwsze kwestie wypowiadane przez bohaterów składają się w dialog życia i śmierci. Dialog maksymalnie skondensowany i nader dobitny. Śmierć mówi: „Wysiadka”. Życie zapiera się i protestuje: „Jeszcze nie. Jeszcze nie pora, nie jestem jeszcze gotów, za wcześnie, żeby kończyć podróż, zamierzałem jechać dalej”.

W sumie krótki dialog między kuzynami spełnia wzorowo funkcje uwertury. Zapowiada temat, który potem będzie intensywnie rozwijany i przetwarzany, a jednocześnie pokazuje historię Hansa Castorpa od zewnątrz, jako coś, co się pisze, i od wewnątrz, jako coś, co się zdarza.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.