Świat na wysokich obrotach

8 minut czytania

/ Muzyka

Świat na wysokich obrotach

Jakub Wencel

„Human Story 3” Jamesa Ferraro to dźwiękowy świat wielkich korporacji, ale poddany przewrotnemu przejaskrawieniu. Z jednej strony artysta podkreśla hegemoniczność korporacyjnej estetyki, a z drugiej dokonuje jego religijnej wręcz celebracji

Jeszcze 2 minuty czytania

W grudniu 2011 roku magazyn „The Wire” ogłosił „Far Side Virtual” Jamesa Ferraro najlepszą płytą mijających 12 miesięcy. Album zbudowany na „śmieciowych” dźwiękach melodyjek rodem z call center czy odgłosów startu aplikacji w rodzaju Skype’a, był niepisanym manifestem estetyki vaporwave. Próba radykalnie „przezroczystego”, pozbawionego pierwotnego kontekstu, recyklingu artefaktów muzyki popularnej dała się z zaskakującą łatwością uformować w kolejny „gatunek”, zbiór brzmieniowych wytycznych i wizualnej identyfikacji.

Decyzja najważniejszego pisma o muzyce eksperymentalnej mogła wydawać się w niewyszukany sposób prowokacyjna. Bez wątpienia krył się za nią pewien mocny w wymowie komunikat: obecna dekada upłynie w cieniu doniosłego zadania przemyślenia na nowo „funkcjonalnego” aspektu muzyki i zaprzestania myślenia o niej w kategoriach „artystycznego wyrazu” czy konwencjonalnej identyfikacji gatunkowej. Trudno o większą złośliwość historii niż samoistnie wygasanie tego rodzaju przepowiedni – jeśli „Far Side Virtual” pozostawiło po sobie jakieś dziedzictwo, to potem artysta konsekwentnie je ignorował.

Dziś Jamesa Ferraro trudno już uznawać za ikonę vaporwave’u. Nie tylko dlatego, że muzyka pochodzącego ze stanu Nowy Jork artysty rozwinęła się w dość nieprzewidywalnych kierunkach, takich jak mniej „konceptualny” glitch, UK bass czy nawet alternatywny r’n’b. Również samo vaporwave obrało nieco inną ścieżkę. Na przestrzeni ostatnich lat zbliżyło się raczej do multimedialnej, wyraźnie parodystycznej formy celebracji określonej estetyki, przesuwając kwestie muzyczne na dalszy plan.

„Human Story 3”, najnowsze wydawnictwo sygnowane nazwiskiem Ferraro, nieoczekiwanie powraca do wątków z „Far Side Virtual”. W jakimś sensie jest to jej tematyczny sequel podejmujący zarówno próbę powtórzenia, odświeżenia eksperymentu sprzed pięciu lat, jak i będący jego naturalną kontynuacją. Znów mamy do czynienia nie tyle z zestawem poszczególnych utworów, ile ze specyficzną formą celebrowania odizolowanych wcześniej brzmieniowych komponentów.

O ile na „Far Side Virtual” ten zabieg wywoływał przede wszystkim wrażenie powoli oswajanej obcości – wykorzystywane sample, zakłócenia i faktury wydawały się początkowo trudne do sensownego umiejscowienia w ramach kompozycji, były zawieszone gdzieś pomiędzy retromanią a futuryzmem – to „Human Story 3” nie daje już możliwości ujęcia swoich sprzeczności w formie jakichkolwiek prostych popkulturowych antynomii. To płyta równie dziwaczna na poziomie kompozycyjnym, co stanowiąca twardy, jednolity monolit w sferze narracyjnej. „Far Side Virtual” dokonywało swoistego zawieszenia zgromadzonego przez ostatnie kilka dekad kulturowego kapitału zachodnich społeczeństw, a zamiast historycznego, humanistycznego ujęcia proponowało przyjrzenie się jego wybranym „skarbom”, „użytkowym artefaktom”, przede wszystkim jako przedmiotom – rzeczom podlegającym przekształceniom i będącym częścią procesu globalnej wymiany informacji. Zamiast opowieści o ewolucji popkulturowych symboli proponowało ujęcie ich w kategoriach praw konsumpcji, wymiany i nieustannego powielania treści. „Human Story 3” to kolejna wersja tej refleksji, choć tym razem umieszczona w perspektywie „antropocentrycznej”, czy może raczej „perspektywie użytkownika” poddanej całkowitej dehumanizacji.


Na „Far Side Virtual” instrumentalizacja kultury – to jak „obiekty” kultury zostają wyrwane ze swojego kontekstu i wykorzystane przez wielkie „maszyny spoleczne”, np. w marketingu, propagandzie, ale też np. jako memy internetowe – przedstawiona była z charakterystyczną dla roli neutralnego badacza ciekawością i optymizmem. „Human Story 3” zastępuje ten kolorowy kosmos ciasną, monotonną przestrzenią dokładnie uformowaną pod dyktando potrzeb nowoczesnego, „kognitywnego” turbokapitalizmu. Ferraro na każdym z jedenastu utworów posługuje się podobną strategią kompozycyjną. Ustanawia dwie dźwiękowe „ścieżki” – „ilustracyjną” i „elektroniczno-narracyjną”, które nieustannie uzupełniają się, ale też wchodzą sobie w paradę, co czasami daje lekko kakofoniczny rezultat. Pierwsza wykorzystuje przesadnie dopieszczoną, „muzakową” estetykę elevator music w odsłonie neoklasycznej. Dźwięki stworzone są tu w celach wyłącznie użytkowych, jako element audiomarketingu czy muzyki tła hoteli i centrów handlowych, choć wszystkie wykorzystane elementy: delikatne pianinowe arpeggia, dekoracyjne flety, plastikowe smyki – składają się na coś więcej. Ostentacyjnie skromny, chwilami wprost świętujący swoją „budżetowość” arsenał środków wyrazu nie rezygnuje z ambicji, przywodząc na myśl raczej pastisz patetycznego minimalizmu spod znaku Philipa Glassa niż ścieżkę dźwiękową do robienia zakupów. To oczywiście wciąż świat wielkich korporacji, ale poddany przewrotnemu przejaskrawieniu. Artysta z jednej strony podkreśla hegemoniczność korporacyjnej estetyki, a z drugiej dokonuje jego religijnej wręcz celebracji.

Druga „ścieżka” poddaje tę utopię namysłowi krytycznemu. Wykorzystywanie mówionych wypowiedzi od dawna było jednym ze znaków rozpoznawczych stylistyki Jamesa Ferraro. Tutaj staje się czymś w rodzaju przeciwległego bieguna dla „muzycznej” części albumu, to komentarz złożony z fragmentów motywacyjnych poradników na kasetach audio z lat 90., zapomnianych interludiów na popowych albumach z lat 80. i haseł z futurystycznych spotów reklamowych. Deklamowane James Ferraro, Human Story 3, Break World 2016James Ferraro, Human Story 3”,
Break World 2016
z monotonią syntetyzatorów mowy wypowiedzi w rodzaju „embrace all individualism” czy „buy now, pay later” wymieszane zostają z obsesyjnym wymienianiem nazw korporacji („Ikea”, „FedEx”). To świat działający na tak wysokich obrotach, że jego dynamika przekroczyła granice ludzkiej percepcji; świat pozbawiony nawet popkulturowych artefaktów, które – zmielone przez „walec turbokapitalizmu” – zniknęły bez śladu. Ich miejsce zajęły pozbawione desygnatów symbole, zapętlone, radykalnie „nieinwazyjne”, pozbawione jakiegokolwiek kontestacyjnego potencjału. Być może jakieś binarne napięcie jednak tu występuje: to próba zatarcia granicy pomiędzy radykalną utopią a dystopią.

„Human Story 3” brzmi jak ścieżka dźwiękowa do współczesnej wersji Biblii złożonej z samych zdjęć z Shutterstocka. To wyjątkowo dziwaczny album, nawet jak na pierwszego szamana wielkomiejskiej psychozy, na który to tytuł bez wątpienia zasłużył sobie James Ferraro. Album, który prowokuje rzadko spotykanym we współczesnej elektronice polemicznym potencjałem (zwłaszcza że zostaje on tak czytelnie wyartykułowany) i próbuje podsumować jedne z ciekawszych tendencji w muzyce popularnej na półmetku mijającej dekady. Nie ograniczają się one oczywiście wyłącznie do vaporwave’u – muzykę użytkową usiłował zrehabilitować kilka lat temu Daniel Lopatin na wydanej pod szyldem Oneohtrix Point Never płycie „R Plus Seven”, a estetyką postinternetowego turbokapitalizmu bawią się regularnie artyści związani z brytyjską wytwórnią PC Music. Ferraro dodał do tej „dyskusji” być może najciekawszy głos od dłuższego czasu. Sesja z „Human Story 3” przypomina wycieczkę do hipermarketu z jeszcze jednego powodu – pomimo tego, że może być wycieńczająca, przynosi zdecydowanie wymierne korzyści.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.