Jeszcze 1 minuta czytania

Joanna Krakowska

KONFORMY: Kropka nienawiści

Joanna Krakowska

Joanna Krakowska

Rozmawianie o rozmawianiu to jedna ze strategii, by w ogóle nie podejmować rozmowy. Inny sposób to ogłoszenie, że rozmówca albo krytyk mają poczucie wyższości, pouczają. To kończy definitywnie rozmowę, która jeszcze nawet się nie zaczęła

Niedawno wysłałam komuś kropkę. Nie ma co dociekać, czy kropka wysłała się sama, czy to był przypadek, czy nieuwaga, czy końcówka jakieś dawniejszej wiadomości, czy jakaś osobliwa zaczepka, poroniony flirt. Dość, że kropka poszła i wywołała konsternację, a wraz z konsternacją pytanie: czy to kropka nienawiści? W ten sposób dowiedziałam się całkiem przypadkiem, że kropka, a zwłaszcza kropka na końcu zdania, nie jest bynajmniej niewinna. Że jest nacechowana głębokim resentymentem, a nawet agresją, kryje w sobie nie zwieńczenie, lecz wrogie niedomówienie. Odesłana na fejsbukowy fanpejdż Kropki Nienawiści z ćwierć milionem polubień, zrozumiałam, że moje staranne i pełne szacunku dla adresatów esemesy ze znakami diakrytycznymi i interpunkcją mogły być odbierane za sprawą owej nieszczęsnej kropki jak obelga, arogancja i wyraz pogardy. „Naprawdę nikt dotąd się na ciebie nie obraził za te kropki?” – zapytała z troską moja cicerone od etykiety komunikatorów.

Pogrążyłam się w głębokiej zadumie, przeglądając jednocześnie nerwowo pod kątem kropek własne wiadomości. Co robić? Napisać do tych wszystkich, którym wysłałam „Do zobaczenia niebawem.” albo „Dziękuję serdecznie.”, że nie miałam nic złego na myśli? Tłumaczyć się, że nie znałam dotąd znaczenia kropki jako kamienia obrazy? „Droga Mario, mam nadzieję, że kropka, którą zamieściłam na końcu esemesa w marcu 2015, nie została przez Ciebie odebrana niewłaściwie. Pozostaję nieodmiennie z szacunkiem i sympatią”, „Andrzeju, mam nadzieję, że kropka, która z mojej strony zakończyła naszą korespondencję, nie leży teraz między nami przepaścią nie do przebycia”, „Najdroższy, wybacz, nie wiedziałam nic o kropce nienawiści”, „Szanowna Pani, zechce Pani przyjąć przeprosiny za użycie przez mnie kropki w charakterze znaku interpunkcyjnego, który wszakże mógł zostać przez Panią zrozumiany jako wyraz mojego stosunku do Pani propozycji. Nic podobnego. Jestem jak najbardziej zainteresowana współpracą”…

Historia kropki i z kropką to symptom komunikacyjnej porażki, przykład na to, że nie da się zapanować nad własnym – choćby najprostszym – przekazem. Że o znaczeniu decyduje to, co poza słownikiem i gramatyką, a zarazem poza świadomością nadawcy. Że intencje mają się nijak do interpretacji, w którą odbiorcy wpisują własne konteksty, kompleksy i interesy. To niby oczywiste, chociaż jednak straszne. Kiedy interpunkcja, składnia, figura retoryczna raz uruchomi mimowolnie jakąś emocję – rusza lawina nieporozumień, odwracają się sensy, pierwotny przekaz zostaje zniweczony i rozpoczyna się komunikacja zastępcza, która polega najczęściej na „rozmawianiu o rozmawianiu”.

Rozmawianie o rozmawianiu – rozmawianie o tonie zamiast o sensie – to oczywiście jedna ze strategii, by w ogóle nie podejmować rozmowy, której podejmować się nie chce. Drugi sposób na nierozmawianie to sprawdzona taktyka przywoływania do porządku, stosowana przez rodziców: „nie garb się” i „czy umyłeś ręce?”. Trzeci sposób to ogłoszenie, że rozmówca, krytyk albo autor i sygnatariusze – jak ostatnio przy okazji apelu „Wyjdźcie z szafy” – są pewni swego, mają poczucie wyższości, wynoszą się, pouczają, wydaje im się, że są lepsi, że wiedzą lepiej, że są jakimś samozwańczym trybunałem. Ta ostatnia metoda jest najskuteczniejsza – upokarza, ośmiesza i dezawuuje, a więc kończy definitywnie tę rozmowę, która jeszcze nawet się nie zaczęła.

Każda ważna dyskusja i każda społeczna zmiana zawsze musi zacząć się od naruszenia homeostazy. Od zakłócenia, zamącenia, sprowokowania, skrytykowania. Od tego, że ktoś mówi, że coś mu się nie podoba. To może i niemiłe, ale inaczej się po prostu nie da. Choć zawsze można to oczywiście uciąć, można pytać: „kto wam dał prawo do niepodobania i mówienia o niepodobaniu, kto wam dał prawo do chcenia czegoś od innych”. Można też milczeć. Obojętnie, w poczuciu wyższości, niższości czy równości – skutek będzie zawsze ten sam, czyli żaden. I jeszcze większa bezsilność.

Pytanie więc, czy możemy sobie akurat teraz pozwolić na nierozmawianie? Na zerwanie aliansów tam, gdzie są możliwe? Na rezygnację z postawy autokrytycznej? Na dostrzeganie w sobie nawzajem złej woli, niskich pobudek, moralizatorskich zapędów? Na reagowanie na absurdalne kropki nienawiści?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.