Mikrostadka

13 minut czytania

/ Literatura

Mikrostadka

Rozmowa z Kirą Pietrek

Jesteśmy ludźmi – leniwymi, zazdrosnymi, zamkniętymi, przestraszonymi, ciężkimi, zaborczymi, nietolerancyjnymi ludźmi – którzy mimo że żyją w stadzie liczącym sobie 7 miliardów osobników, zachowują się tak, jakby tego stada nie było

Jeszcze 3 minuty czytania

MAJA STAŚKO: Jesteśmy teraz w takim momencie, w którym zaangażowanie w „kwestię kobiecą” – tu w kontekście podstawowego prawa do aborcji – przybrało na sile w niewyobrażalnej dotąd skali. Uczestniczysz w tych akcjach: ubierasz się na czarno w ramach czarnego protestu, nie wykonywałaś pracy w trakcie strajku kobiet, chodzisz na demonstracje? Angażujesz się w te działania?
KIRA PIETREK: Są rzeczy, które robić po prostu trzeba. I tak właśnie traktuję moje uczestnictwo w proteście. Nie ma jednak w moich oczach żaru zaangażowania czy wściekłości, jakie mogłam widzieć u innych uczestniczek demonstracji. Raczej smutek, może nawet niesmak, że tak naprawdę bronimy się przed zaostrzeniem czegoś, co i tak jest ostre. Że tyle energii poświęca się na problemy, których najzwyczajniej w świecie nie powinno być. To przykre, że musimy zajmować się czymś tak absurdalnym i bronić czegoś, co jest tak oczywiste.

Podczas niedawnego spotkania „Poeci i polityka 2016” w Poznaniu czytałaś swoje wiersze związane z kontrolą praw reprodukcyjnych i ogólniej nierównościami płciowymi. Zapowiedziałaś, że czytasz je w kontekście aktualnych wydarzeń. Co wiersze mogą zrobić w tym kontekście?
Wiersze mogą być – i dla mnie są – przekazem stanowiska, informacją, wyrwaniem z sytuacji tabu (kiedy pisałam wiersze o aborcji, niewiele się o niej mówiło). Wiersze są dokładnie tym samym, co powiedzenie na głos niewygodnej prawdy, informacji. Niektórzy mówią głośno o niewygodnych rzeczach, inni zamiatają je pod dywan. Przy okazji innego spotkania poetyckiego miesiąc temu rozmawiałyśmy o tym, że żyjemy w czasach wojny na informację. Jeżeli pewne tezy nie są wypowiadane głośno i wystarczająco często, po prostu nie istnieją. Dlatego powinniśmy mówić, pisać, przekonywać. Oczywiście, wiele jest osób, które nie wierzą w to, że wiersz może mieć siłę rażenia. Ja jednak – co powtarzam za każdym razem – wierzę w pojedynczego czytelnika. Tak, jak wierzę w pojedynczego rozmówcę. A ty co o tym sądzisz? Co wiersze mogą zrobić w tym kontekście?

Wiersze są używane, na różne sposoby: czasem do refleksji nad przemijaniem, czasem do wyładowania frustracji, czasem do odpoczynku, innym razem do przekazania i utrwalenia informacji, o czym pisałaś, a jeszcze kiedy indziej do umocnienia wspólnoty, przetestowania jej języków, przekierowania uwagi na jej konkretne aspekty, ujawnienia ukrywanych połączeń itd. Jednym słowem: wiersz ma swoje konsekwencje w zależności od wykorzystanych w nim środków, od jego poetyki – a skoro ma konsekwencje, to działa, jest używany i użyteczny. Podobnie myślę o tekście krytycznym. Na spotkaniu w Poznaniu wspomniałaś o wierszu, którego komunikat to: „idź na strajk kobiet”, a Konrad Góra stwierdził, że to nie byłby wiersz, tylko porażka wiersza. Jak to teraz widzisz: wiersz czy porażka wiersza?
Powiedziałam wtedy, że odkąd przestałam pracować w reklamie, zastanawiam się nad tym, dlaczego nie użyłam tego „wszechmogącego” narzędzia w stosunku do poezji. Bo przecież mogłabym napisać wiersz, w którym byłoby zdanie: „idź na strajk kobiet”. Ale nie zadziałałoby tak samo, jak to miało miejsce w przypadku hasła nawołującego do rzeczywistego strajku, a które to hasło, jak wiemy, pojawiło się w wielu mediach. I teraz pytanie: czy to byłaby porażka wiersza? I tak, i nie. Porażka byłaby wtedy, gdyby moją ambicją (podczas takiego wiersza) było zwołanie strajku, a nie zrobiłabym nic innego w tym kierunku niż zamknięcie wiersza w książce. Nie jest natomiast porażką każdy wers, który ma na celu wytrącenie z równowagi czytelnika, wprowadzenie go w konsternację. Napisałam kilka takich wersów w książkach: „Miej orgazm. Daj się zranić. Zawsze miej przy sobie coś ciężkiego. Naucz się szybko uciekać”. Oczywiście mogłabym z każdego z tych zdań zrobić kampanię społeczną, ale w tamtym momencie nie było to moim celem. Mówiąc o reklamie, nie myślałam nawet o promocji poezji czy promocji pewnych idei, ale o użyciu innego medium niż książka.

Nowe media stanowią także istotny element formułowanej przez Rafała Różewicza wspólnoty pokoleniowej. Co myślisz o tej koncepcji?
Na pierwszy rzut oka budowanie wspólnot na cechach dystynktywnych nie wydaje się niczym złym. Czujemy się lepiej wśród tych, którzy są (są?) tacy sami jak my. Problem zaczyna się wtedy, gdy tą cechą staje się wiek, płeć, orientacja seksualna, narodowość itd. Nietrudno sobie wyobrazić, że wewnątrz tych grup są różnice. Siłą rzeczy takie wspólnoty nie tyle oparte są na cechach dystynktywnych, ile na opozycji do innych wspólnot. Wspierają budowanie świata na konstrukcie: my – oni. Wspierają budowanie barier. Nie należę i nawet nie próbuję należeć do którejś z tych wspólnot, ponieważ nie potrafię się odnaleźć w standardzie kategoryzowania, jaki ogarnął nasze społeczeństwo. Zawsze znajdzie się taki, który powie, że jestem za kobieca albo za męska, zbyt stara, zbyt młoda, zbyt polska, za mało polska.

„Warkoczami. Antologia nowej poezji”„Warkoczami. Antologia nowej poezji”. Red. Sylwia Głuszak, Beata Gula, Joanna Mueller-Liczner, Staromiejski Dom Kultury, 404 strony, w księgarniach od maja 2016W ostatnie ożywienie ruchów kobiecych wpisuje się antologia „Warkoczami”, w której znalazły się także twoje wiersze. Jak postrzegasz tak skonstruowaną antologię?
Antologia „Warkoczami” podobno miała być antologią feministyczną. I wierzę, że w oczach redaktorek taką jest. Lecz w moim mniemaniu jest antologią poezji kobiecej. Nie zmienia tu nic fakt, że dorzucono dwóch autorów płci męskiej. Oczywiście, w antologii jest mnóstwo świetnych wierszy i świetnych autorek. Widać również sporo pracy włożonej w układ książki. Mimo to trudno mi zaakceptować kolejne narzędzie podkreślające podział ludzi, w tym przypadku poetów i poetek, przez płeć. Taki rodzaj praktyk dzieli poezję na wiersze i wiersze kobiet. A ja nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że „już samo bycie kobietą to emancypacja” (jak w wierszu „To nie tak jak myślisz, siostro” pisze Joanna Mueller). Oczywiście, rozumiem potrzebę tzw. „siostrzanej” wspólnotowości, buduje się ją o wiele łatwiej, ponieważ oparta jest na opozycji my kobiety kontra oni. Pytanie, czy zależy nam na kontrowaniu obu płci i uwypuklaniu różnic pomiędzy nimi? To nie tak, że przeszkadzają mi tematy kobiece. Tylko może warto zrobić antologię np. „Ciało kobiety” czy „Kobiety o swoim ciele” – wtedy mielibyśmy do czynienia z konkretnym tematem, a nie próbą wdrażania na siłę wszystkich kobiet w łatkę poezji feministycznej.

Czym w takim razie byłaby poezja feministyczna?
Powiem tak: już sama emancypacja jest feminizmem. Śmiało możemy rozszerzyć emancypację na mężczyzn i kobiety. Role, w jakie jesteśmy wdrożeni, dotyczą obu płci. Widzę poezję feministyczną jako taką, która broni się przed kategorycznym rozróżnieniem na to, co męskie i kobiece. Która broni się przed nakładaniem wizytówek „pan” albo „pani”. Pamiętajmy, że tożsamość płci może być też gdzieś pomiędzy. Kiedy to mówię, mam wrażenie, że to banały. A jednak wciąż mam poczucie, że poezja feministyczna to ciało kobiety, poród, macierzyństwo i praca kobiety. A poezja męska to po prostu poezja.

Czy poezja feministyczna – w twoim jej rozumieniu – jest polityczna?
Jako że wszystko jest polityczne, to i poezja feministyczna jest polityczna. A zwłaszcza teraz, kiedy politycy otwarcie biorą się za kwestie płci, mówiąc, co wolno, czego nie wolno. Kim wolno być, a kim nie. Co powinna robić kobieta, a co powinien robić mężczyzna. I gdzie powinni trafić ci, co mają problem z utożsamieniem się ze swoją płcią.

Kira Pietrek

Urodzona w 1983 roku. Poetka, ilustratorka. W 2010 roku opublikowała swój pierwszy tom, „Język korzyści”, za który dostała Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius w kategorii debiut. Za drugą książkę, „Statystyki” (2013), otrzymała Poznańską Nagrodę Literacką im. Stanisława Barańczaka. Autorka ma także na swoim koncie wiele nagród z dziedziny reklamy.

Co to znaczy, że wszystko jest polityczne? Część ruchów – także kobiecych i obywatelskich – oraz olbrzymia część poezji deklaruje apolityczność.
Wiem, że kiedy słyszymy słowa „polityka” czy „polityczny”, robi nam się wszystkim niedobrze, ponieważ kojarzą nam się z władzą, rządzeniem, ludźmi, z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego. Ale założenie jest takie, że ci właśnie ludzie mają nas reprezentować. Mają rozwiązywać nasze problemy społeczne. Mają zwracać uwagę na nasze potrzeby. Już same te trzy zdania wydają się strasznie odległe od polityki, jaką widujemy w mediach. Nie powinniśmy sobie pozwalać na to, by to, co polityczne, było oderwane od naszego życia. Bo właśnie wtedy o naszym życiu decydują osoby obce, niebędące reprezentantami naszych dążeń. I jeśli my uciekamy od tego, co polityczne, inni decydują o tym, jak mamy rodzić dzieci, do jakich szkół i przedszkoli je wysyłać, ile tych dzieci ma być w rodzinie. Co to znaczy rodzina. Czy dzieci mają uczyć się religii. Czy możemy się zakochać w osobie tej samej płci. Co powinny jeść dzieci w szkołach. Kto powinien nas leczyć i jak. Jakie informacje podawane nam są z odbiorników. Jacy artyści powinni być dotowani przez państwo itd.

To założenie wydaje się bliskie koncepcji antologii „Zebrało się śliny”, w której także znalazły się twoje wiersze. Jak się czujesz w poetyckiej wspólnocie budowanej przez redaktorów tomu: poezji, w bardzo szerokim rozumieniu, zaangażowanej? Tu wspólnota jest budowana nie na podobieństwie płciowym, pokoleniowym czy innych cechach tożsamościowych, lecz na podobieństwie poglądów – tego, co wybieramy, na podstawie czego publicznie działamy i za co jesteśmy odpowiedzialni.
Czuję się dobrze. Można by oczekiwać szerszego spojrzenia na poezję zaangażowaną. Z drugiej jednak strony antologia wydaje się bardzo klarownym i spójnym wyborem. Tych, którzy znają wiersze autorów, może zniechęcić brak odkrywczości. Ale ja widzę tę antologię na półce w bibliotece jakiegoś liceum i sobie wyobrażam, jak jakiś zagubiony licealista bierze ją do ręki – powinien od razu uchwycić, o co chodzi w tej poezji. Teraz co prawda jest internet, ale sama pamiętam, że tego typu antologie pomogły mi w zorientowaniu się w poezji współczesnej, kiedy byłam młodym czytelnikiem. Czasem w naszym świecie krytyczno-literackim zapominamy o tego rodzaju odbiorcach. Może warto pomyśleć jeszcze o formie internetowej książki? Wiem, że były pomysły, aby antologia od początku była jedynie w formie zdigitalizowanej, ale myślę, że dla tej właśnie publikacji obie formy są trafne. I mogłyby się uzupełniać. Ale żeby być szczerą, tak samo widzę zagubioną licealistkę, która być może łatwiej sięgnie po „Warkoczami” z powodu wspomnianej już potrzeby „siostrzanej wspólnotowości”. Co nie zmieni faktu, że podział przez płeć pozostanie nienaruszony, a wręcz podkreślony.

„Zebrało się śliny. Nowy głosy z Polski”. Red. Paweł Kaczmarki, Marta Koronkwiecz, Biuro Literackie, 280 stron, w księgarniach od września 2016„Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski”. Red. Paweł Kaczmarski, Marta Koronkiewicz, Biuro Literackie, 280 stron, w księgarniach od września 2016Znasz, czytasz wiersze pozostałych zamieszczonych w antologii „Zebrało się śliny” autorów? Lubisz je?
Znam. Czytam. Niektóre lubię. Nawet gdybym nie chciała ich znać, to jednak najczęściej jesteśmy z autorami tej antologii wrzucani do jednego worka poezji zaangażowanej. Więc jak już czytamy wiersze na festiwalach, to wspólnie, w różnych kombinacjach. Nad czym czasem ubolewam, ale rozumiem to uproszczenie.

Doskwiera ci łatka poetki zaangażowanej?
Nie. Absolutnie nie. Ubolewam raczej nad tym, że „poezja zaangażowana” staje się tematem samym w sobie. Niezliczone pytania o łatki, o polityczność wiersza, a minimum koncentracji na problemach, które omawiamy w naszych wierszach. Marzy mi się spotkanie o problemie, dajmy na to, zabijania zwierząt – spotkanie, na które zaproszeni są nie tylko poeci, ale i działacze, teoretycy, dziennikarze i inne osoby, które mają coś do powiedzenia w tej sprawie. Ponieważ prawda jest taka, że wzajemnie powinniśmy się uzupełniać. Jako poetka mogę powiedzieć coś bardziej emocjonalnego niż naukowiec. Za to naukowiec będzie dysponował większą wiedzą. Chciałabym widzieć na przykład specjalistów od ekologii na naszych spotkaniach, tak jak i poetów zapraszanych na sympozja ekologiczne. Środowiska opiniotwórcze powinny się ścierać.

Rozmawiając o konstruowanych przez antologie wspólnotach, w istocie rozmawiałyśmy o wspólnotach politycznych i ich strategiach. Mam wrażenie, że tu akurat poetyckość i polityczność kroczyły w jednym rzędzie i nawzajem się uzupełniały. Ale oczywiście wspólnota przekonań i poglądów nie tylko poza płcią, wiekiem i innymi cechami dystynktywnymi, ale i poza konkretnymi gatunkami, polami czy dziedzinami, a także mediami – to absolutnie zachwycająca wizja współpracy. Jak myślisz, dlaczego to tak nie działa?
Bo jesteśmy pieprzonymi ludźmi. Leniwymi, zazdrosnymi, zamkniętymi, przestraszonymi, ciężkimi, zaborczymi, nietolerancyjnymi ludźmi. Którzy mimo że żyją w stadzie, które liczy sobie 7 miliardów osobników, zachowują się tak, jakby tego stada nie było, tylko małe, leniwe, zazdrosne, zamknięte, przestraszone, ciężkie i nietolerancyjne, zaborcze, zwalczające się nawzajem mikrostadka.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.