Depresja z piaskownicy

Sebastian Frąckiewicz

Czy pieska Snoopy’ego znacie głównie z gadżetów dla najmłodszych? Zmieni to kanoniczne wydanie komiksu Charlesa M. Schulza. Jego bohaterem jest nie tylko Snoopy, ale przede wszystkim grupa cholernie  neurotycznych dzieci

Jeszcze 2 minuty czytania

Gdybyśmy zrobili sondę na temat znajomości „Fistaszków” w dowolnym miejscu w Polsce, wypadłaby blado. Chyba że zapytamy o Snoopy’ego. O tak, tego psa znają wszystkie dzieci i ich mamy – z pidżamek, śpioszków, koszulek, baloników i wszystkiego, co miłe, pluszowe i różowe. Znają starsze emo-dzieciaki. Nie ulega wątpliwości, że Snoopy jest cute. Szybki research po wpisaniu imienia pieska rasy beagle na Allegro daje 22 strony rekordów. Polacy nie znają go tylko z jego naturalnego środowiska, czyli z komiksów. Ale wystarczy dość pobieżna lektura komiksowych pasków ojca Snoopy’ego, Charlesa M. Schulza, żeby przekonać się, że w ogóle nie są one cute, a dzieci to ostatnia grupa czytelników, która powinna po nie sięgać.

Na szczęście najmłodsi nie mieli dotąd tej okazji – ostatni raz w Polsce „Fistaszki” ukazały się w serii „Literatury na Świecie” w 1984 roku. Były to zaledwie trzy zeszyty z wybranymi historyjkami, a w dodatku dziś można mieć wątpliwości co do wierności tej wersji wobec amerykańskiego pierwowzoru. Nie dawały one również żadnego pojęcia o skali artystycznej pracy Schulza, który rysował swoją serię w postaci prasowych pasków przez 50 lat (od 1950 do 2000 roku)  i stworzył 17 897 odcinków. Jak podaje biograf artysty David Michaelis (w głośnej biografii „Schulz and Peanuts”), w szczytowym momencie popularności seria miała  355 milionów czytelników na całym świecie, przynosiła olbrzymie zyski, nie tylko z licencji w wielu krajach, ale także z wspomnianych pidżamek. To był ewenement na światową skalę. Dopiero teraz  możemy zacząć go poznawać dzięki serii „Fistaszki zebrane” wydanej u nas przez Naszą Księgarnię. Właśnie ukazał się drugi tom, obejmujący lata 1953–54. W USA wydano jak na razie 12 tomów, przy czym ostatni kończy się na 1974 roku.

Sukcesu „Fistaszków” należy upatrywać przede wszystkim w oryginalności serii, jej subtelnym dowcipie i psychologicznej głębi bohaterów. W przeciwieństwie do innych amerykańskich pasków komiksowych z lat pięćdziesiątych, Schulz nie koncentrował się na akcji, tylko na relacjach między bohaterami. Stąd też drugi plan w komiksie jest umowny, czasami jedynie zasygnalizowany. Artysta nie szarżował slapstickowym humorem, w ogóle nie interesował go prosty żart. „Redakcja nie zdawała sobie sprawy, że planuję stworzyć komiks, który będzie miał w sobie wiele powagi, i jak mi się wydaje, także sporo klasy” – mówił w jednym z wywiadów. Chociaż jego bohaterowie to dzieci z dobrych amerykańskich domów, nie posługują się wcale dziecięcym językiem. Roztrząsają problemy dorosłych, opisują świat w dorosły sposób, przeżywają lęki, poczucie samotności, a chwilami wręcz całe życie wydaje im się absurdem.


Schulz celowo nie umieścił komiksu w żadnej konkretnej miejscowości. Nie znamy także rodziców bohaterów, którzy pojawiają się sporadycznie jako głosy w tle. Czasami widzimy nogę czy dłoń dorosłego, nigdy twarz. Autor pragnął, by jego dzieło było jak najbardziej uniwersalne. W autoanalizie i  egzystencjalnych rozważaniach celuje przede wszystkim  główny bohater serii, Charlie Brown, postać, na którą Schulz przelał swoje frustracje. Brown, właściciel pieska Snoopy’ego, ma niskie poczucie własnej wartości, wszystkie żarty odbiera bardzo osobiście, a gdy słyszy śmiejące się dzieci, zawsze jest przekonany, że śmieją się właśnie z niego. Do tego inni nazywają go „poczciwym Charlie Brownem”, a on tylko utwierdza się w przekonaniu, że jest przeciętniakiem, który tak naprawdę nie umie niczego: ani grać w baseball, ani w warcaby (ciągle przegrywa z koleżanką Lucy).

W jednym z odcinków ktoś pyta Charliego, kim chciałby zostać, gdy dorośnie. „Kimś doskonałym” – odpowiada chłopiec. Kompleksy zabiły w nim spontaniczność i spowodowały, że nie czuje się kochany. 

Inne dzieciaki nie mają wcale lepiej. Lucy notorycznie zrzędzi i odgrywa rolę wiecznej zołzy, a do tego terroryzuje swojego braciszka Linusa, kurczowo trzymającego się swojego kocyka bezpieczeństwa. Nie rozstaje się z nim nawet na chwilę. Świat „Fistaszków” trudno nazwać rajskim ogrodem szczęśliwego dzieciństwa, bo rozterki bohaterów są rozterkami dorosłych – dzieci przyjmują ich punkt widzenia, miewają dorosłe ambicje. Co ciekawe, konkretne wydarzenia polityczne bardzo rzadko znajdowały swoje odzwierciedlenie w komiksie, Schulz zaledwie kilka razy pozwolił sobie na subtelne aluzje. Tak czy inaczej, „Fistaszki” lepiej trzymać od małoletniego czytelnika z daleka.

Na ile lęki dziecięcych bohaterów są lękami samego Schulza i w jakim stopniu jego frustracje wpłynęły na sukces komiksu? Tego nigdy się nie dowiemy. David Michaelis we wspomnianej już kontrowersyjnej biografii (pracował nad nią kilka lat, przy udziale rodziny zmarłego w 2000 roku rysownika) twierdzi, że Schulz miał bardzo podobne kłopoty emocjonalne, co jego papierowy syn, czuł się niekochany i samotny, a do tego w wywiadach konsekwentnie kreował swój wizerunek, dość zdecydowanie odbiegający od rzeczywistości. Z drugiej strony Monte Schulz (syn artysty) nazwał Michaelisa arogantem, który w swojej książce popełnił mnóstwo błędów rzeczowych, a fakty nagiął do tez, co spowodowało, że wiele dylematów i emocjonalnych problemów rysownika zostało spłyconych. 



Po premierze biografii syn Schulza był rozżalony, bo dzielił się z Michaelisem wspomnieniami o ojcu w dobrej wierze. Echo tej dyskusji w USA trwa do dziś. Niezależnie od tego, kto ma rację i ile procent Schulza znalazło się w postaci Charlie Browna, twórca jednego z najlepszych komiksów prasowych na świecie przez całe życie zachowywał dystans do swojego sukcesu, chwilami wręcz go bagatelizując. Jedyny błąd, który Charles M. Schulz popełnił, to zbyt liberalny stosunek do wydawania licencji na wykorzystanie wizerunku swoich bohaterów. Dlatego dziś Snoopy częściej bywa bohaterem z damskich majtek niż postacią z pasków komiksowych.