Obrazy w naszych łóżkach
fot. Wojtek Ratajczak

15 minut czytania

/ Literatura

Obrazy w naszych łóżkach

Anna Kałuża

Świat po rewolucji, tak jak go opisuje w „Powierzchniologii” Roman Dziadkiewicz, wiele ma wspólnego z naszym światem, jednak nie wszystko się zgadza. Czy dlatego, że uwierzyliśmy w bezsilność praktyk artystycznych, że zaniechaliśmy eksperymentów, że naprawdę staliśmy się niewolnikami?

Jeszcze 4 minuty czytania

Roman Dziadkiewicz w „Powierzchniologii” interesuje się tym, jak daleko może sięgać fala odpływu śmieciowej kultury (kapitalistyczno-medialnej) oraz dokąd na tej fali moglibyśmy jeszcze dopłynąć. Moglibyśmy, ale już wiadomo, że nie dopłyniemy – przynajmniej na razie.

Rewolucja estetyczna – jak pisze Dziadkiewicz w swojej pierwszej powieści – „zaczęła się od psa i chleba”. Pies jednej z kochanek bohatera/bohaterki umiera na raka, jego właścicielka postanawia przyjrzeć się uważniej tej chorobie i odkrywa, że wszystkiemu winny jest biały chleb, który uwielbiał jej pies. Protest przeciwko żywieniowemu reżimowi przemienia się w masowy ruch społeczny, najgorliwiej wspierany przez cyberprostytutki: „Wciągnęły one do walki o lepszy, bardziej sprawiedliwy i otwarty świat setki tysięcy swych zgnuśniałych klientów. Jako siedzący na czatach anonimowy tłum nicków wykonywali oni ogromną robotę propagandową i informacyjną”. Nie obywa się bez ofiar: najstarsi przedstawiciele ludzkości popełniają samobójstwa, wraz z nimi odchodzą religia, rodzina, bicie, karmienie chlebem, strzelanie do zwierząt. Będąca uwieńczenieniem lewicowo-awangardowych pomysłów rewolucja u Dziadkiewicza – mówiąc najogólniej – zmienia odczuwanie, przemodelowuje percepcję, jest ponownym uwrażliwieniem na zmysłowe i widzialne. Brzmi znajomo i tak jest: inspiracje estetyką m.in. Jacques'a Rancière'a zasila Dziadkiewicz ideami biogenetyki, neurotechnologii, cybernetyki. Z tego nowego podziału świata wyłaniają się także nowe hybrydy. Dogodnym miejscem ich powstawania jest „Powierzchniologia”. I to przynajmniej w dwóch wymiarach.

Gdy weźmiemy pod uwagę literackość i powieściowość „Powierzchniologii”, zmaterializuje się ona jako heterotopijna opowieść (w takim sensie, jaki nadał tej kategorii Michel Foucault). Dziadkiewicz prowadzi opowieść zgodnie z regułami łączenia – zdawałoby się – niejednorodnych, niekompatybilnych miejsc i wartości. Pozwala, by jednocześnie otwierała i zamykała się na nasz czas, a jej związek z aktualnym światem wahał się między kompensacją a iluzją. Jeśli z kolei potraktujemy „Powierzchniologię” jako propozycję (nowego) myślenia o urządzeniu życia, to wyobrazimy sobie uniwersum pofałdowanych płaszczyzn, z których wyłaniać się mogą rozmaite formy istnienia. Aby się przekonać o zasobności połączeń narracyjno-obrazowych, trzeba koniecznie zobaczyć wizualny materiał dołączony do książki i, czytając tekst, cały czas o nim pamiętać.

Jak wiadomo, projekty nowej organizacji życia zostały bezlitośnie ośmieszone przez krytyków nowoczesności. Wielu z nich – by wspomnieć Frederica Jamesona lub Wolfganga Welscha – uznało za całkowicie stracony czas poświęcony na wymyślanie nowych form życia ustanawiających się poprzez estetyzację. Dziadkiewicz pracuje nad tym, by uniejednoznacznić sens artystycznych interwencji i nadać im bardziej entuzjastyczny charakter. Jeszcze więcej estetyzacji, jeszcze więcej połączeń virtualisrealis, jeszcze więcej mediów i hipermediacji – zdaje się mówić artysta. To nie estetyzacja jest groźna, ale nałożone na nią obostrzenia, zakazy ekonomiczne i kapitalistyczne wymogi wydajności.

Jak więc Dziadkiewicz wyobraża sobie świat po rewolucji estetycznej? Przede wszystkim – jest to świat postmedialny w tym sensie, że wszystko jest zapośredniczone przez obrazy, a „sztuką stało się samo patrzenie, otwieranie się, branie, a nie inwazyjne przetwarzanie materii, energii i informacji”. Raczej dystrybucja istniejących obiektów niż produkcja. Nie zawiązuje się tu żadna polityka bliskości i bezpośredniego doznania, autentyczności i indywidualności. Zero sądów moralnych: świat, jaki pokazuje narrator(ka), to afirmacja wszelkich połączeń, terminal rozmaitych sieci, także neuronowych. Nic nie jest niedozwolone, coś bywa zakazane, ale i tak dostępne. Podstawą życia jest patrzenie, elegancki dystans, zapośredniczona przez obiekty ekspresja namiętności. Praktyki seksualne stają się podniecającym spektrum możliwości, a w każdym razie pieprzenie się na prawo i lewo nie zagraża tzw. porządkowi społecznemu.

Dużym uznaniem cieszą się zwłaszcza cyberstosunki polegające na pogłębionej relacji z żywym obrazem: „szacunek do nienazywalnego i do szeroko rozumianych obrazów jest nienaruszalnym fundamentem naszej kultury, fundamentem zbudowanym na dystansie i wolności, równości i wielokierunkowych przepływach spojrzeń i energii”. Narrator(ka) prowadzi biuro podróży, które oferuje wycieczki w wybrane zakamarki obrazów, fotografii lub innych fragmentów rzeczywistości wirtualnej i realnej. Konflikty wygasły, nie brakuje jednak reżyserowanych sytuacji grozy, agresji i nienawiści – wszystko w ramach minimum identyfikacji z każdego rodzaju emocją. Wraz ze śmiercią znikają egzystencjalne problemy: „Przestaliśmy nurkować w mrocznych otchłaniach egzystencjalnych zagadek, ponieważ nagle rozwiązały się one niemal jednocześnie na wszystkich kontynentach i we wszystkich dziedzinach kultury, sztuki i życia społecznego”.

Roman Dziadkiewicz, „mycie okna (witraż wideo)”, performance/wideo, Jasny Dom, 24-25.10.2015Roman Dziadkiewicz, „mycie okna (witraż wideo)”, performans/wideo, Jasny Dom, 24–25.10.2015 / fot. Wojtek Ratajczak

W porewolucyjnym świecie trudno zrozumieć, że dziełem sztuki mógłby być obraz, niezależnie od tego, gdzie się znajduje i w jakich warunkach jest oglądany. „Sztuka niebędąca spotkaniem czy wydarzeniem bardzo szybko staje się ekskluzywnym towarem” – uważa narrator(ka) i jest to kwintesencja postkonceptualnie rozumianej sztuki. Dziadkiewicz traktuje obrazy zaplątane w sytuacjonistycznie rozumiany spektakl, medialność i medium zupełnie inaczej, niż chce tradycja. Obrazy nie są złe, a zapośredniczone przez nie relacje, jeśli nie są uwikłane w kapitalistyczne produkcje – nie alienują, ale ustalają najlepsze parametry ludzkich i nieludzkich spotkań. „Gdy zniknęła sztuka – wszystko stało się tym, czym jest, niczym więcej, wszystko stało się teraźniejsze i widzialne”. I jedynie „konserwatywni komentatorzy” mogą nazwać ten proces eliminowania niewiadomych „holocaustem tajemnicy”. Inni mówią o zniknięciu sztuki z radością, na sytuacjonistycznym haju: „Wraz z postępującym rozwojem technologii i wrażliwości społecznej zaczęliśmy traktować rzeczywistość, kulturę i jej kolekcje z rosnącą czułością. Wektory zostały poodwracane”.

„Powierzchniologia” byłaby w tym kontekście opowieścią o tym, co mogłoby się stać, gdyby sztuka – jako autonomiczna instytucja – zawładnęła stosunkami społeczno-ekonomicznymi i je radykalnie odmieniła, rozpuszczając się zarazem w środkach produkcji i dystrybucji. Ten proces Dziadkiewicz nazywa w powieści „powleczeniem”. Być może dlatego właśnie, że warianty domykania się awangardowych/neoawangardowych pomysłów wyglądają inaczej, wchłonięte i pozbawione subwersyjnego potencjału przez kapitalizm kognitywny, potrzebna jest im opowieść science fiction, czyli w tym przypadku aktualizacja w niemożliwym, nie krytycznym, ale przesadnie afirmatywnym i analitycznym asamblażu.

Wersja z awangardowym zniesieniem sztuki jest na rzeczy, bo sam Dziadkiewicz odwołuje się w swoich działaniach artystycznych do tradycji m.in. sytuacjonistów. W zasadzie to oni najwięcej ugrali swoimi działaniami w XX wieku i to z ich wynalazków można jeszcze skorzystać. „Powierzchniologia” jest bowiem nie tylko książką, ale i serią projektów wizualnych, akcji i performasów, podejmowanych przez artystę w różnych przestrzeniach od 2015 roku. Pierwszą z serii interwencji „powierzchniologicznych” było „Wpatrywanie się w oczy Jadwigi Maziarskiej” (Muzeum Narodowe w Krakowie). Artysta spędził osiem godzin przed kolażem Maziarskiej. Drugim działaniem w ramach tego projektu był całodniowy spacer z pracą Jerzego Rosołowicza („Neutronikon-P24”, szkło, 1970, wł. MNK) po parkach i ulicach Krakowa. Zaprojektowany zgodnie z zasadami świadomego działania neutralnego „obiekt został wykorzystany jako ekran i pryzmat, przez który artysta patrzył na świat”. Dokładnie tak samo jak Dziadkiewicz postępuje jego bohaterka/bohater: wypożycza on/ona z muzeum cenne obrazy i podłączona/y do różnych urządzeń, utrzymujących w sprawności mięśnie, odżywiających i nawadniających organizm, wpatruje się w nie neogodzinami. Neogodzinami chodzi też po ulicach i ogląda je przez pryzmat obrazu, który – dodatkowo – stanowi pobudzające seksualnie medium między nią/nim a kuratorką muzeum.

Roman Dziadkiewicz, „Spacer z Jerzym Rosołowiczem”, przestrzeń publiczna, 04.09.2015 / fot. Wojtek RatajczakRoman Dziadkiewicz, „Spacer z Jerzym Rosołowiczem”, przestrzeń publiczna, 04.09.2015 / fot. Wojtek Ratajczak

To spięcie działań artysty Romana Dziadkiewicza, przechwytującego strategie sytuacjonistyczne, z praktykami życia codziennego bohaterki/bohatera zdublowanymi w powieściowych obrazach porewolucyjnej rzeczywistości, jest bardzo produktywne intelektualnie i artystycznie. Na opisywany świat przyszłości z perspektywy narratorki/a nakłada się tu także perspektywa artysty działającego w rzeczywistości pochodzącej z innego czasu. Jest to istotne, bo narrator/ka „Powierzchniologii” raczej rozregulowuje swój przekaz, niż go reguluje, ale przez to, że i on został „powleczony”, czyli całkowicie zestetyzowany – mamy wrażenie, że punkty widzenia raczej się schodzą niż rozchodzą. Nawet jeśli to tylko wrażenie, nie należy go lekceważyć – nie bez powodu Dziadkiewicz tak wiele uwagi poświęca działaniu iluzji estetycznej, grze pozoru. Nie tylko w metauwagach. W maszynerię produkowania złudzeń wciągnięta jest także narracja, jej perspektywy, zwielokrotnienia punktów obserwacji, nachodzenie na siebie obrazów, przesłonięcia i obramowania. Być może w ten sposób Dziadkiewicz spłaca dług innym wersjom swojego życia. A na pewno – rehabilituje polityczność pozoru estetycznego: ponownie uzbraja ten niemal całkiem „zutylizowany” mechanizm działania artystyczności.

O narratorce/narratorze Dziadkiewicza – która jest jednym z trybików tej maszynerii – najchętniej powiedziałabym, że stanowi Guattariańskie „zbiorowe skupisko wypowiedzi”. Zamieszkuje ona/on ciało upłciowione raz po kobiecemu, innym razem po męsku, co ostatecznie tworzy z niej/niego hybrydową formę seksualno-płciową, która przekształca się także w robotyczną świadomość. Mówi do nas tak: „Spokojne działanie czasu i informacji sprawiło, że włókna ludzkich komórek splotły się i wciąż utrzymują mnie jako mnie w stanie powolnych, lecz wciąż dynamicznych zmian. Pomimo wielu transplantacji, przeszczepów, ingerencji protetyków oraz innych operacji medycznych i biochemicznych dokonywanych na moim organizmie, bez wątpienia nadal pozostaję sobą”. Ale mówi i tak: „Czasem, po tylu transplantacjach i przeszczepach, nie jestem do końca pewny, czy ja to wciąż ja”.

Roman Dziadkiewicz, „Powierzchniologia”

Roman Dziadkiewicz, „Powierzchniologia”. Fundacja Imago Mundi/F.A.I.T., 120 stron, publikacja dostępna bezpłatnie w formie elektronicznej

Dodatkowo narrator(ka) jest kimś/czymś, kto/co stoi na granicy światów: pamięta dawne formy i dawne życie, które krytykuje, i opowiada o nowych formach, których jawnie skrytykować nie jest w stanie. Jego/jej pochwały więcej jednak mówią o jego/jej frustracji niż wprost wypowiadane słowa o szczęściu. Opowieść narratorki/narratora powoli ujawnia, że najbardziej go/ją dręczy brak negatywnych uczuć, tęskni do słabości i niedoskonałości. W takich momentach tej opowieści sądzić by można, że mamy do czynienia z kolejną antyutopią wymierzoną w ludzkie pragnienie szczęścia, równości i miłości. Można by wówczas tę opowieść o spełnionej rewolucji estetyczno-politycznej przeczytać jako ironiczną perspektywę konserwatywnego krytyka sztuki, który snuje swoją narrację ze stanowiska zbliżonego do narratora Houllebecqa z „Możliwości wyspy” czy Jacka Dukaja ze „Starości aksolotla”.

Nie wyszłoby nam to jednak na dobre – deregulacje stylu, języka i obrazów przechodzą nad sprzecznościami i krętactwami narratorki/narratora i nie poddają się interpretacjom zredukowanym do pary: konserwatywne–progresywne, prawicowe–lewicowe. To nie jest narracja, którą można zdemaskować, odkryć fałsz czy podejrzeć nielogiczności. Przetasowuje ona swoje możliwe wersje, cały czas gotowa do ponownego użycia w innych mediach, choć to nie ona podlega odkształceniom, ale odkształceniom (deregulacjom) podlegają media, którymi jest konwojowana. I dlatego, w innym momencie swojego długiego życia, narrator/ka mówi też tak: „I, pomimo że lekarze nakazali mi jak najczęściej unosić się gniewem i wpadać w ataki furii, odczuwam coraz większą obojętność i od jakiegoś czasu myślę, że mam was wszystkich głęboko w dupie”.

Heterotopia Dziadkiewicza mogłaby być zatem – po tym, jak była poawangardową fantazją i konserwatywną krytyką – także entuzjastyczną opowieścią o tym, jak wyglądałby świat, gdyby udało się znaleźć alternatywę dla kapitalistycznej nowoczesności, rządzonej regułami narodowymi, etnicznymi, płciowymi, religijnymi i rodzinnymi. Podkładem tej alternatywy byłaby artystyczność – jako dalszy ciąg wirtualizacji kultury, postmedialności, postprodukcji i dekontekstualizacji obrazów. Czas powieściowy „Powierzchniologii” – choć respektuje reguły science fiction – dotyczy jednak bardziej naszego aktualnego niż prognozowanego życia. Wiele z tego, co opisuje Dziadkiewicz, już się wydarzyło, ale patrzymy na to bez nadziei, za to z przestrachem.

Sztuka w swojej dotychczasowej, obiektowo-towarowej postaci zniknęła, choć nadal istnieją „obiekty” i „obrazy”. Rewolucja estetyczna, przez rozczarowanego wobec rewolucji francuskiej Friedricha Schillera opisywana jako „wychowująca człowieka”, właśnie się dokonała i to jej wariantowi/etapowi odpowiadają procesy, które noszą u Dziadkiewicza nazwę „powierzchniologii”. Iluzja estetyczna bardziej niż kiedykolwiek współpracuje z innymi swoimi krewnymi – faktami, plotkami, prawdami i półprawdami, a granice między realnym i wirtualnym podziurawione są jak sito. Obrazy wędrują ulicami – można je pożyczać, kraść i wymieniać się nimi. Spektakl ma się dobrze, nikt jednak przed nim nie przestrzega. Zresztą w tej fikcji nikt nikogo przed niczym nie przestrzega: nowe życie nie zna nierówności, zagrożeń i wyzysku, rzadko poznaje śmierć, a jeśli już – to na własne życzenie.

Świat po rewolucji, tak jak go opisuje Dziadkiewicz, wiele ma więc wspólnego z naszym światem, jednak – jak widać – nie wszystko się zgadza. Czy nie zgadza się dlatego, że uwierzyliśmy w bezsilność praktyk artystycznych, że zaniechaliśmy eksperymentów, że naprawdę staliśmy się niewolnikami, czy dlatego, że uwierzyliśmy w bezsilność praktyk artystycznych, że zaniechaliśmy eksperymentów, że naprawdę staliśmy się niewolnikami, czy dlatego że uwierzyliśmy w bezsilność praktyk artystycznych, że zaniechaliśmy eksperymentów, że naprawdę staliśmy się niewolnikami?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.