FANTAZJA: Bigos galaktyczny
ocularinvasion CC BY-NC 2.0

15 minut czytania

/ Literatura

FANTAZJA: Bigos galaktyczny

Paweł Dunin-Wąsowicz

W „Moszkopolis” Niemcewicza, najstarszej fantazji o przyszłości Warszawy, Izraelici narzucili oprócz władzy swoje menu – na przyjęciu u hrabiny Rachel podaje się m.in. smażone cebule w cukrze i czosnkowe lody

Jeszcze 4 minuty czytania

Polskie fantazje jedzeniowe dają się podzielić z grubsza na cztery zasadnicze grupy: kosmiczne, syntetyczne, katastroficzne, antypolskie oraz piątą grupę dodatkową – fantazje antyjedzeniowe. Czytelniku, spróbuj odpowiedzieć sobie, które potrawy najchętniej zobaczyłbyś oczami wyobraźni na własnych talerzach. 

Kosmoryż i kosmożyto

Pierwszym skojarzeniem z fantastyką naukową jest podróż w Kosmos. Trudno nie zacząć od rodzimego klasyka. Trójka ocalałych podróżników z powieści Jerzego Żuławskiego „Na srebrnym globie” (1903) początkowo pożywia się zapasami przywiezionymi z Ziemi. W miarę wędrówki po Księżycu na jego ciemnej stronie Jan, Piotr i Marta znajdują najpierw soczyste porosty dające się jeść na surowo oraz drobne skorupiaki, wreszcie osiedliwszy się nad morzem, wyławiają z niego smaczne i pożywne niby ryby, niby jaszczurki. Swą dietę urozmaicają zbieranymi w piasku i zaroślach jajami, niejadalne jest za to smrodliwe i łykowate mięso lądowych zwierząt („psy niem tylko nie gardzą”). 

W „Zaziemskich światach” Władysława Umińskiego (1948) przybyli na Wenus kosmonauci kosztują co prawda lokalne owoce, ale od panujących na planecie natchnionych nadludzi – emigrantów z antycznej Atlantydy – dowiadują się o opanowanej syntezie białka i produkcji sztucznej żywności. Wenusjanin przypuszcza, że Ziemianom dotarcie do takiej wiedzy zajmie jakieś tysiąc lat, opanowanie ziemskich trosk pozwoli im również zwrócić się przede wszystkim ku życiu duchowemu. 

Dieta człowieka w Kosmosie jest jednak przede wszystkim okazją do bardziej lub mniej satyrycznego ujęcia tej ważkiej kwestii. Nawet Stanisław Lem w jednej z najpoważniejszych swoich powieści „Solaris” (1961) kazał widmu utraconej Harey kartkować na oczach narratora Krisa Kelvina książkę „Kucharz międzyplanetarny”, w której podano przepisy kulinarne przystosowane do srogich warunków kosmonautyki.

Tematem opowiadania Andrzeja Trepki „Bigos staropolski” ze zbioru „Kosmiczny meldunek” (1980) jest natomiast inspekcja, do której dochodzi na statku kosmicznym „Karpaty”. Goście to smakosze francuskiego pochodzenia. Przygotowuje się zatem dla nich jaja zniesione przez kandryle – niby-ptaszki z Litabrasu oraz befsztyk z mięsa spod pancerza runtów z syriuszowej Gantii krwiście niebieskawy, do tego winomiody z hodowli na Pultaronie. Ku zaskoczeniu załogi „Karpat” inspektorzy życzą sobie polskiego tradycyjnego bigosu – kucharz zwany Lukullusem pośpiesznie przyrządza go ze wszelkich dostępnych składników pozaziemskiej proweniencji na bazie kapustnicy tolimakańskiej. Goście kosztują potrawy, określając ją jako „bigos galaktyczny”, a z złotej księdze „Karpat” pozostawiają notę: „O tempora, o mores! Polacy zapomnieli, jak się robi bigos”. W opowiadaniu „2647: Odyseja sarmacka” Dawida Juraszka (2008) z kolei obywatele ziemscy Nowej Litwy na planecie Kraina, skolonizowanej przez Polaków, eksportują z niej kontenerowcami kosmoryż i kosmożyto, a kultywując oprócz roli szlacheckie warcholstwo, wymachują szablami świetlnymi. 

Czy masz ochotę na bonsa?

Syntetyzowana żywność pojawia się w warunkach ziemskich już w powieści Michaliny Mossoczowej „Za tysiąc lat” (1923). Jej bohater, krakowski maturzysta, zostaje zbudzony po tysiącletnim śnie – dla pokrzepienia karmiony jest bulionem przyrządzanym przy użyciu radu. Sztuczną żywność spożywa się w imię zoptymalizowania diety i zracjonalizowania czasu marnowanego na posiłki – samo wspomnienie jedzenia roślin i zwierząt traktowane jest jako barbarzyństwo. 

Duży dystans czasowy będzie zresztą ulubionym zabiegiem dla okazywania zdziwienia takimi wynalazkami. I tak w tym samym roku co „Solaris” Lem opublikował także powieść „Powrót z gwiazd”. Jej bohater, Hal Bregg wraca na Ziemię po 127 latach kosmicznej misji. Już pierwsze podane mu przez robota śniadanie okazuje się zaskoczeniem: „Jedyna rzecz podobna do czegokolwiek to była kawa, przypominająca dobrze przegotowaną smołę. Śmietanka była w drobniutkie niebieskie kropki i na pewno nie pochodziła od krowy. (…) Talerzyki, sierpowatego kształtu, z dymiącą masą, z której wychodziły jakby końce zapałek, w środku upieczone jabłko, naturalnie ani jabłko, ani zapałki, a to znów co wziąłem za płatki owsiane, zaczęło tknięte łyżeczką rosnąć”. Kiedy następnie nawiązuje znajomość z dziewczyną, ma problem ze zrozumieniem jej języka zarówno jeśli chodzi o pojęcia związane ze zmianami obyczajów, jak i dietą. Zaproponowany mu zostaje na przykład bons – „nie był podobny do niczego cokolwiek jadłem. Trzeszczał pod zębami jak świeżo upieczona bułka, ale natychmiast rozsypywał się i rozpływał na języku – brunatna masa, która znajdowała się w środku, była ostro przyprawiona”.

Z kolei w „Kongresie futurologicznym” (1970–72) Lem przedstawił wizję świata w 2039 albo 2098 roku (sprzeczne daty), kiedy receptą na przeludnienie i niedostatek naturalnej żywności są środki chemiczne zwane maskonami – fałszujące odbiór rzeczywistości. Profesor Trottelheimer tłumaczy narratorowi Ijonowi Tichy’emu, że to, co wydaje mu się kuropatwą, to tak naprawdę „ekstrakt trawy i buraka pastewnego, namoczony w chlorowanej wodzie i zmielony z rybną mączką; zwykle dodaje się kostnego kleju i witamin, omaszczając maź syntetycznym smarem, żeby nie stawała w gardle”.

FANTAZJA – numer tematyczny

O czym marzymy i jakie mamy – jako jednostki i społeczeństwa – koszmary? Polskie fantazjowanie o heroicznej śmierci („czy poszedłbyś?”), telewizyjne fantazje o wspaniałym życiu, fantazjowanie o końcu świata i wojnie, fantastyczne wizje przyszłości i fantasmagorie współczesności. Współczesna niepewność przyszłości, rozłam politycznego status quo, rozwój mediów i zjawisko postprawdy zdają się sprzyjać fantazjowaniu. Tam, gdzie realność traci grunt pod nogami, a mechanizmy rządzące światem stają się niejasne – otwiera się przestrzeń dla pracy wyobraźni. Zobacz wszystkie teksty albo pobierz numer tematyczny jako e-book w formacie EPUB lub MOBI

W powieści Krzysztofa Borunia „Ósmy krąg piekieł” (1978) akcja rozgrywa się w połowie XXI wieku. Stefan Miksza leci do dolnośląskiego Radowa z przeniesionym w czasie z 1593 roku mnichem Modestem znalezionym w Karkonoszach. I tu przemysł spożywczy będzie okazją do kolejnych zaskoczeń. „Lecieli teraz nad szachownicą przemysłowej hodowli glonów i zakładami przetwórczymi syntezy spożywczej, o których sygnalizowały już wyrastające spod ziemi wysokie, podobne do ołówków wieże absorbcyjne”.

Żywnościowy motyw występuje w dwu powstałych w niewielkim odstępie czasowym obszernych opowiadaniach Jacka Dukaja. Akcja „Córki łupieżcy” (2003) rozgrywa się nie później niż za sto lat, tytułowa bohaterka Zuzanna Klajn w swoim mieszkaniu w elfiej dzielnicy Krakowa korzysta z siemensowskiego „all cooka”, programując go dowolnie na pizzę lub „Bardzo Zdrową Żywność”. Wobec iluzji związanych z wynalazkiem „l’snu” „all cook” jawi się tu jako coś całkiem normalnego i do ogarnięcia przez umysł współczesnego czytelnika. Z kolei w opowiadaniu „Crux” (2004) syntezowana tania żywność stanowi w Polsce w 2054 roku element utrzymania porządku społecznego – utrzymuje w ryzach socjerów, systemowo bezrobotnych mieszkańców blokowisk zwanych socjaliskami. Tej tkwiącej w chłopskim języku i mentalu społeczności przeciwstawiona jest elita – wysoko wykwalifikowana, pracująca i odwołująca się do mowy oraz obyczajowości dawnej szlachty. 

Warto jednak pamiętać, że zanim wątek bonsów i innych „all cooków” na dobre został wprowadzony do rodzimej fantastyki, już w 1959 r. zdążył go wykpić Sławomir Mrożek na samym początku „Wesela w Atomicach”, w zdaniu wprowadzającym do tej humoreski: „Pan młody miał pod lasem niezły kawał laboratorium i coś ze dwa reaktory wedle cesarskiego gościńca, zaś w samym obejściu nieduży, ale schludny zakład chemicznej syntezy”. 

Szczurze ogony na słodko

Jasne, że motyw zdobywania jedzenia musiał pojawić się też w prozie katastroficznej. U Piotra Szulkina, w zekranizowanym zresztą własnoręcznie opowiadaniu „O bi, o ba” (1984) resztki ludzkości, kryjące się po wojnie atomowej pod zaimprowizowaną kopułą, pożywiają się pulpą z przemielonych książek, o czym dowiadujemy się, kiedy nie udaje się odnaleźć ani jednego egzemplarza Biblii. „Dzień bezmięsny” Marcina Wolskiego (1997) opisuje sytuację po uderzeniu w Ziemię potężnego meteorytu – zapylenie atmosfery uniemożliwia normalną uprawę roślin, rosną tylko grzyby, którymi pasione są psy i inna zwierzyna. Postkatastroficzny chaos jest jednocześnie rajem dla zorganizowanych kanibali polujących na ludzi – niewiarygodne jawią się konserwy zarówno z napisem „Czysta zwierzyna”, jak i „Człeczyzna koszerna”. 

Rozwój tego wątku fantastyki w ostatnich latach w Polsce należy wiązać z popularnością świata wykreowanego przez rosyjskiego pisarza, którego nazwisko konsekwentnie podawane jest w angielskiej transkrypcji Dmitry Glukhovsky, w powieści o społeczności żyjącej w moskiewskim metrze. Do jego uniwersum oficjalnie dołączona została twórczość Pawła Majki o postatomowym Krakowie (dwie powieści), nieoficjalnie zaś nawiązuje do niego Bartek Biedrzycki (także dwie powieści) w swoich historiach z warszawskiego metra. U pierwszego z nich w „Dzielnicy obiecanej” (2014) ocaleńcy żywią się mięsem hodowanych pod ziemią – jako zdrowsze – gołębi i szczurów (na targu zachwalane są szczurze ogony na słodko), a także skromnymi plonami ze szklarni. U drugiego w „Kompleksie 7215” (2014) mowa o hodowli nieokreślonych zwierząt w bocznych tunelach oraz o pieczarkach i boczniakach. U obydwu autorów występuje także motyw kanibalizmu. 

Lody czosnkowe

Dieta bywała wreszcie od najdawniejszych czasów elementem zniewolenia Polaka. Zaczęło się już od opowiadania „Moszkopolis 3333 czyli sen niesłychany” Juliana Ursyna Niemcewicza, powstałego równo dwieście lat temu, a opublikowanego pierwszy raz w 1858 r. W tej najstarszej prawdopodobnie fantazji o przyszłości Warszawy polska stolica została opanowana przez żywioł żydowski, na Zamku rządzi król Moszko XII, a Izraelici narzucili oprócz władzy swoje menu – na przyjęciu u JW hrabiny Rachel podaje się m.in. smażone cebule w cukrze i czosnkowe lody. Motyw ten powtarza się w odcinkowej powieści „Warszawa w 2000 roku” drukowanej przez Werytusa (pseudonim Antoniego Skrzyneckiego) w tygodniku „Rola” w latach 1900–1901 – również tam miasto zostaje w przyszłości zawłaszczone przez Żydów, a najlepsza restauracja w ogródku jerychońskim serwuje potrawy obficie doprawiane czosnkiem i cebulą. 

Współcześnie Żyd zmienia się w Azjatę dalszego pochodzenia. W opowiadaniu Marka Oramusa „Siódme niebo” (2004) bohater występujący pod schińszczonym imieniem Wan Hu to Polak wykonujący niewolniczą pracę w Piątej Strefie Produkcji Napędowego, w jaką zmienił się w 2054 r. nasz kraj pod chińską okupacją – jego dieta oparta jest na skąpo wydzielanym ryżu i herbacie. Wersję light chińskiej dominacji przedstawił cztery lata później Rafał Nowakowski w powieści „Rdza” – tu w niedalekiej przyszłości Azjaci przejęli władzę nad światem po wojnie, w której popsuła się cała zachodnia elektronika. Jednak poprzez jadłospis można wyrazić swój dystans wobec dzierżących stery Chińczyków – jedzenie japońskiego sushi jest w Polsce wyrazem dyskretnej opozycji, podobnie jak upodobanie do kimon. 

Kelner z mikroskopem

Mało kto kojarzy z fantastyką minipowieść Adama Kwaśnego „Potrawy” (1991), w której po Przełomie Pokarmowym inspirowanym przez Instytut Ruchu Robaczkowego spożywanie jedzenia zostało ograniczone do minimum (co wydłużyło o 10 lat przeciętny wiek społeczeństwa) i celebrowane jest wyłącznie przez religijne staruszki – takie jak przygotowująca wigilijne potrawy zdemenciała matka narratora – racjonalisty. Warto tu wspomnieć, że już u Mossoczowej jedzenie przedstawiane było jako czynność intymna i wstydliwa. Czy Kwaśny czytał zatem „Za tysiąc lat”, czy raczej inspirował go Massimo Bontempelli i jego książka „Moje życie, śmierć i cuda”? Jej narrator opisuje m.in. swoją wizytę w Duiblar, wyjątkowym miejscu w Europie, gdzie jedzenie uważa się za czynność, którą należy wykonywać dyskretnie i w ukryciu. Włoski oryginał ukazał się w 1931 r., polski przekład w 1938 r. 

Jak to – więc włoski pisarz plagiatował Mossoczową? Niekoniecznie. Wydaje się raczej, że ilość kombinacji w fantastyce związanej z jedzeniem jest skończona. Taka koincydencja przydarzyła się nawet autorowi tego tekstu. W roku 1994 opublikowałem własnym nakładem powieściątko zatytułowane „Rewelaja” zawierające motyw prowadzenia podczas II wojny światowej przez Wehrmacht wykopalisk na podbitych ziemiach sowieckiego imperium – wydobywano tam zmrożone trupy prehistorycznych zwierząt, z których fabrykowane były konserwy „Erdfleisch” – mięso kopalne. Dziesięć lat później z niejakim poczuciem zaskoczenia przeczytałem opowiadanie Andrzeja Pilipiuka „Operacja «Szynka»” – mięso mamutów miało w nim ratować upadającą w latach 80. gospodarkę PRL.  

Jedyne proroctwo nadwiślańskiego pisarza, które jak na razie się spełniło, pochodzi natomiast z mało znanego opowiadania Michała Bałuckiego „Kraków w roku 1950”, drukowanego w 1907–08 roku w piśmie „Scena i Sztuka” – już po samobójczej śmierci autora „Grubych ryb”. W znanej restauracji u Hawełki większość dań ma tu nie polskie, lecz francuskie i angielskie nazwy, konsument otrzymuje zaś razem z potrawami mikroskop, aby mógł osobiście zbadać ich autentyczność. Jest to bowiem restauracja pierwszorzędna – w podlejszych żywność masowo fałszowana jest chemią. Czy pamiętają państwo film „Skrzydełko czy nóżka” z Luisem de Funèsem?... Słynny francuski komik gra w nim autora przewodników kulinarnych, obrońcę rodzimej kuchni, który odkrywa tajną fabrykę – z taśmy zjeżdżają tu plastikowe szkielety kurcząt, oblewane są syntetyczną białkową masą i w obłudny sposób serwowane jako prawdziwy drób.

 Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).